Dołączam do elitarnej grupy osób, które cierpią na paniczny lęk przed pracą. W zasadzie całe moje dotychczasowe życie zawodowe to jedna wielka klapa. Przed ukończeniem 30-stki nie czułam się jeszcze tak strasznie, myślałam, że mam czas (!!!), tworzyłam różne iluzje, które pozwalały mi żyć bez obezwładniającego lęku o przyszłość. Chociaż w głębi duszy wiedziałam, że moja droga zawodowa, ogólnie dorosłe życie odbiega od normy, unikam odpowiedzialności jak mogę, tkwię w bezczynności, czas płynie , a ja oddalam się od normalnego życia w społeczeństwie. Na szczęście (albo i nieszczęście) miałam poczucie bezpieczeństwa, miałam za co żyć - jako pasożyt. Nie znaczy to, że po ukończeniu studiów nigdzie nie pracowałam - kilka m-cy byłam na stażu, potem przez rok pracowałam w zawodzie (obie prace wiązały się z ogromnym stresem i wysiłkiem psychicznym, tak naprawdę z ulga przyjęłam fakt, że nie przedłużono mi umowy). przez niecałe 2 lata bez sukcesów prowadziłam też własną działalność, potem jeszcze po drodze 2 umowy zlecenie ( z czego jedna została zerwana za porozumieniem stron, do czego doprowadziło moje roztargnienie i brak organizacji). Cdn. - post będzie długi, ale muszę to z siebie wyrzucić.