Skocz do zawartości
Nerwica.com

stokrotka9507

Użytkownik
  • Postów

    32
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez stokrotka9507

  1. A powiedz mi jak wygląda to u Ciebie? Ile czasu trwało Twoje natręctwo? Nie masz już wątpliwości? Ja na myśl o rodzinie i mężu,dzieciach,domu czuję ogromny spokój i szczęście..trudno to opisać..Ale widzę w tym siebie i jestem szczęśliwa myśląc o tym. Ale ta myśl..ze Bóg ma inny plan..przerażające..Nauczylas się ufac Bogu? Wyszlas z tego?
  2. Kochana mnie również dopadł ten natręt! Teraz znowu boję się, że będę samotna i nigdy nie założę rodziny.. Oddalilam się od Boga, boję się,że jak do Niego wrócę, myśli wrócą razem ze mną, i znów wszystko zacznie się od nowa. Najgorsza jest niepewność. A co jeśli, a co jeśli..
  3. annoyed! Dziękuję za odpowiedź, jak i wszystkim pozostałym Jest we mnie wielkie pragnienie założenia rodziny..I to byłoby NAJPIĘKNIEJSZE, co Bóg mógłby dla mnie przygotować. Jednakże nie do opisania jest ten strach, gdy słyszę słowo: WOLA BOŻA. Przerażają cytaty: "Powierz Panu swoją drogę, On sam będzie działał". Czytałam też dzienniczek s. Faustyny. Przerażające i bardzo smutne były dla mnie słowa- "Wysłucham tego, co będzie zgodne z Wolą moją." Chyba nie muszę Ci mówić moja droga, z czym kojarzyło mi się określenie "Wola moja"? To zniechęcało i wciąż trochę zniechęca do modlitwy. Najgorszy ten strach.. A co jeśli Bóg nie chce, bym założyła rodzinę, była żoną i matką? Przerażają mnie też słowa" Bóg wysłuchuje naszych modlitw, lecz nie zawsze tak, jak chcemy". I kiedy modlę się, by pozwolił mi być żoną i matką, że pragnę tak bardzo, z całego serca rodziny- i przypomnę sobie, że Bóg wysłuchuje naszych modlitw lecz nie tak jak chcemy, interpretuję to zgodnie z moimi nerwicowymi myślami- będę żoną Jezusa, matką ludzi, moją rodziną będzie zgromadzenie a domem zakon. I od razu dołek, brak zaufania do Boga, lęk, strach, przypominają się wszystkie świadectwa, rzekome znaki, niechciane "chcenie", to najgorsze rozmyślanie: "a co jeśli..a co jeśli?" I błędne koło toczy się dalej. Kochani, na razie odnalazłam spokoj, dzięki temu forum i dziękuję z serca każdemu. Wiem, że nie jestem sama i są ludzie, którym jest bliskie to co napisałam. A Ty, annoyed? Minęły Ci te myśli? Jak sobie z nimi poradzilas? Ja mam teraz inne lęki, że Bóg będzie chciał, zebym byla samotna, albo, że będę niepełnosprawna, albo zachoruję, natręty dopadły innych sfer. Pozdrawiam Wszystkich
  4. Witajcie! Wiem, że na tym forum jest wiele ludzi, którzy przechodzili lub przechodzą coś bardzo podobnego do tego, co mnie dotknęło. Bardzo proszę Was, jeśli macie chwilę czasu, przeczytajcie, na czym polega mój problem, być może z Wami jest lub było podobnie i ktoś będzie w stanie mi pomóc :) Pewna znajoma powiedziała mi zupełnie w chaotycznej, przelotnej rozmowie- a może zostaniesz siostrą zakonną? Z chłopakiem chodzisz do kościoła tak często, a może będziesz zakonnicą? Zupełnie chaotyczne słowa, ale po powrocie do domu coś mnie tknęło. I to nie było żadne pozytywne uczucie. Zaczęłam się panicznie bać. Na początku ten strach nie był taki realny, ale z dnia na dzień stawał się coraz większy. Zaczęłam czytać nerwowo świadectwa sióstr zakonnych, najbardziej poruszały mnie te, w których któraś pisała, że też miała chłopaka, też kogoś pokochała, a teraz jest w zakonie i jest szczęśliwa. Cały świat nagle obrócił się do góry nogami. Nerwowe czytanie świadectw stało się moją zmorą, zaczęłam wszystko przyrównywać do siebie, zaczęły się myśli- o ta siostra miała chłopaka, o, ta kogoś kochała, o to, że mam teraz miłość, kogoś kocham, to bez znaczenia, i tak wyląduję w zakonie. Nie zdawałam sobie sprawy co robię, czytając nerwowo, całymi dniami świadectwa..które tak spotęgowały lęk i strach.. Czytałam je codziennie, nałogowo, wszędzie widziałam jakieś znaki, wszystko kręciło się wokół tych myśli.Nie wiedziałam czy to prawda czy fałsz. Cytaty odnoszące się do powołania apostołów dosłownie przyprawiały mnie o granice nerwów i strachu. Chaotycznie i nerwowo zaczęłam je losować, tak bez sensu, po prostu musiałam. Doszukiwałam się znaków wszędzie i we wszystkim. Otwierając pismo święte nie widziałam niczego, co mogłoby mnie uspokoić. Wszędzie widziałam i zauważałam coś co dotyczyło zakonu i powołania. Po prostu, jak nie wylosowałam cytatu, nie mogłam niczego spokojnie zrobić, a jak już wylosowałam i dotyczył on właśnie mojego natręctwa- prawie mdlałam. Rozpętało się umysłowe piekło, zaczęło się szukanie na siłę znaków, siostra zakonna na ulicy? Znak. Jakiś wyraz, słowo? Znak. I tak w kółko! Mój chłopak zjadł przez to bardzo dużo nerwów, nawet nie wiem, czy nie więcej, niż ja. Zaczęłam konwersację z wieloma siostrami zakonnymi, oraz z pewną panią, która bardzo, bardzo mnie pomogła i też ona zasugerowała mi, że to nerwica..co sobie potem uświadomiłam. Siostry pisały, że pragnienie, które noszę w sercu to coś, przez co przemawia w tym moim cierpieniu Bóg- a bardzo pragnę założyć rodzinę i jestem tak głodna czystej..prawdziwej miłości i bliskości z drugim człowiekiem..chciałabym stworzyć coś pięknego, co podobałoby się Bogu, chciałabym tak bardzo być matką i żoną. Kiedy widzę szczęśliwe małżeństwa, rodziny, gdy pomyślę o ognisku domowym, małżeńskiej bliskości z drugim człowiekiem (chodzi mi raczej o taką bliskość duchową, nie umiem opisać), czuję tak ogromny spokój i ciepło na sercu. Ale zaraz pojawiają się te myśli, że może Bóg mi to zabierze i będę siostrą zakonną? To odbiera mi totalnie chęci do życia, działania, dążenia do czegoś.. To kilkumiesięczne piekło, które się ciągnęło od dłuższego czasu, bardzo mnie zmieniło stałam się wrakiem, dosłownie wrakiem dawnej dziewczyny.. Byłam szczęśliwa, radosna, ambitna, miałam marzenia, plany, nagle stałam się wręcz rośliną, można powiedzieć.. Doszło do tego, że ja prawie popełniłam samobójstwo. Miałam przed sobą dwa opakowania paracetamolu, nawet nie wiem, jak to się stało, że tego nie zrobiłam, było już tak blisko. Tak byłam wykończona tymi myślami, rzekomymi jak to twierdziłam..znakami..wykończona psychicznie..Doszło do tego wiele fizycznych dolegliwości, nie spałam całe noce, płakałam, więc w szkole na następny dzień nie funkcjonowałam normalnie, musiałam czasami wyjść do łazienki, żeby się wypłakać. To było straszne piekło..Do tego doszły straszne koszmary w nocy, budziłam się w nocy, czując jakąś dziwną obecność kogoś, która była tak straszna..nie chcę tego pamiętać, miałam paraliże senne. Bałam się spać..więc nie spałam, płakałam..te myśli mnie wykańczały..Pojechałam w końcu na rekolekcje do sióstr zakonnych, miałam tam takie poczucie, że klamka zapadła, że już nie ma odwrotu i na pewno zostanę zakonnicą. Płakałam ile sił i gdzie tylko mogłam. Odbyłam wiele rozmów, nikt mnie nie rozumiał, każdy tylko mówił módl się o rozeznanie i tyle..Nikt nie umiał mi pomóc..Czułam taki ogromny smutek i żal będąc na tych rekolekcjach, że Bóg odbierze mi rodzinę, małżeństwo, to dosłownie rozdzierało mi serce. Wyszłam z tego klasztoru i pierwsza myśl, nad którą nie mogłam zapanować, była tylko jedna- popełnij samobójstwo..to zaczęło mnie prześladować.. Dobrze, że za bramą tego klasztoru czekał mój chłopak, gdyby nie on, nie wiem, co bym zrobiła, byłam w takim strasznym stanie, że nie umiem tego opisać. Szczerze, miałam takie momenty, że podobało mi się życie tych sióstr, były takie szczęśliwe i czułam taką radość będąc z nimi, ale gdy pomyślałam sobie, że tego może chcieć ode mnie Bóg, dosłownie mdlałam, nie panowałam nad samobójczymi myślami, oraz wieloma innymi, złymi. Czasami pojawiło się takie niechciane chcenie takiego życia, co mnie przerażało, ale zaraz po tym pojawiał się ogromny smutek i żal. Własnie takie momenty, chwile, gdzie coś ciągnęło mnie do takiego życia- to najbardziej przerażające. Zawsze, gdy podczas rozmowy siostra mówiła, że Bóg nie narusza wolnej woli człowieka, że bardzo pragnę mieć rodzinę, być żoną, mamą, że to piękne powołanie- czułam tak niewyobrażalną radość i spokój, takie szczęście..Myśl o tym bardzo porusza moje serce. Zaczęłam dużo czytać o nerwicy natręctw dotyczących powołania..okazało się, że jest tyle ludzi, którzy mają lub mieli taki problem jak ja. Jakbym czytała swoje myśli! I zrozumiałam, że być może te myśli nie pochodziły od Boga, ale wtedy rodzą się pytania- a te znaki, a co jeśli jednak..a co jeśli jednak się mylę i Bóg ma dla mnie inny plan? To od razu odbiera mi sens życia i czegokolwiek..od razu wraca przygnębienie i smutek pochodzący niewiadomo skąd.. Przez te kilka miesięcy bardzo się zmieniłam, bardzo opuściłam w nauce, a jestem w klasie maturalnej! Straciłam cały sens życia, plany, marzenia, tą radość, wszystkie wartości straciłam.. Stałam się bardzo smutną, pesymistyczną i nerwową dziewczyną..jak nie ja.. Boję się zbliżyć na nowo do Boga, bo boję się, że może to nie jest nerwica jednak, że może się mylę i Bóg ma inny plan. Kiedy pomyślę o rodzinie, domu, dzieciach, małżeństwie, dosłownie rozpiera mnie radość..Ale zawsze pojawi się jak na złość ta myśl: Pamiętasz to świadectwo, które czytałas? Tamta siostra też miała takie pragnienie.. To mnie wykańcza. Najgorsze jest to, że boję się zbliżyć do Boga, że On i tak postawi na swoim i odbierze mi rodzinę, małżeństwo, dzieci, to, czego tak bardzo pragnę. Boję się, nie mogę się skupić na nauce, wszystko kręci się wokół tych myśli.. Przypominają mi się świadectwa, które czytałam, wszystko kojarzy mi się z zakonem, najbardziej przerażają mnie słowa WOLA BOŻA- od razu myślę o zakonie. Teraz jest już lepiej, przeczytałam wiele wątków i zrozumialam, ze nie jestem sama, ale nadal, gdy zobaczę zakonnicę na ulicy- myśl, a moze jednak, a co jeśli..zaczynam wszystko rozdrapywać i wszystko zaczyna się od nowa. Wszystko mi się koarzy z powołaniem, nie ufam Bogu szczerze, bo boję się, że jak Mu zaufam i powierzę swoje życie to tak mnie omami, że wyśle mnie do zakonu. Z jednej strony czuję wolność, miłość Boga, ale boję sie teraz wszystkiego, że nie pozwoli mi założyć rodziny..A tak bardzo tego pragnę.. Co sądzicie o tym co napisałam? Najgorsze jest to, że czasami mam wątpliwości, że to nie nerwica, a może jednak Bóg ma inny plan. Boję się, że kiedyś wyląduję w zakonie. Bardzo się tego boję i przeraża mnie to. Jak wygląda sytuacja u Was? Czy mieliście podobnie? Czy też doszukiwaliście się i wszędzie widzieliście znaki? Czy mieliście takie momenty, że takie życie Wam się podobało? To co napisałam, jest komuś bliskie? Proszę o pomoc :)
×