Skocz do zawartości
Nerwica.com

PaniIks

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez PaniIks

  1. PaniIks

    Diagnoza, leki, co dalej?

    Jezeli przez taki okres czasu zyje sie w przeswiadczeciu ze to milosc twojego zycia i co by sie nie dzialo to musicie ze soba byc, to kazda umowa z taka osoba ma wartosc. Nie jest w 100 % zly, przezylismy duzo dobrego i być może stad ten sentyment. Z chęcią sobie odpuszcze ;-) masz jakies inne pomysly co do tego jak mogę to zrobic, jak byc znowu szczesliwa? Pisalam z telefonu, przepraszam za brak polskich znakow
  2. PaniIks

    Diagnoza, leki, co dalej?

    Obecnie czuję, że dotknęłam dna. Wszyscy, którzy mnie znają uważają za osobę bardzo dojrzałą, inteligentną, mądrą, rozsądną, taką która nie pozwoli sobie na złe traktowaie. Często byłam stawiana za wzór, albo za tą "grzeczną". Mam czasem wyrzuty z tego powodu, że przyklejono mi łatkę tej "wzorowej", a jak to sugerował mój luby wiele z tych awantur działo się z mojej winy, bo tu kolega pożegnał mnie buziaczkiem w policzek, a innym razem za długo trwała znajomość z kimś kto mu się nie spodobał, raz usłyszałam swoje za zbitą bombkę, o wartości kilku złotych, którą można było odkupić tego samego dnia, kolejnym razem za to że usiadłam na jego okularach, które chwilę wcześniej rzucił na moje miejsce w samochodzie, czego niezauważyłam, oberwało mi się za to, że za długo się szykuje a nie widać efektu ( następnego dnia przy przeprosinach stwierdził, że wyglądałam obłędnie), próba zawiązania mu krawata skończyło się awanturą o to, że "chu... umiem" (przy czym nie pozwolił dotknąć mi krawata) itd.. Obecnie czuję się oszukana, bo obiecywano mi wieczną miłość i szacunek, czuję wstyd, że dałam się omamić i przez to tak trudno jest mi się otworzyć przed kimkolwiek. Długo też mieliśmy umowę, żeby nikomu nic złego o tym co się między nami dzieje nie mówić. Przez to, że nie dotrzymałam umowy czuję wyrzuty sumienia. Ale nie wytrzymałam, zresztą mama widziała co się dzieje, opowiedziałam jej o tym, ale nie o wszystkim. Bałam się powiedzieć komukolwiek o tym, co mi jest, bo nie chce żeby myślano o mnie jak o psychopatce, ja przecież nie planowałam nerwicy.. Czuję też duże wsparcie ze strony swojej rodziny, dlatego wierzę, że mi się uda, nie chce się użalać i chcę się pozbyć tego "cuda", tylko że nie wiem jak, wiem że potrzeba czasu, dlatego, tak jak nigdy nie udzielałam się na forach, tak tutaj piszę, bo znalazłam miejsce gdzie opisując swoje uczucia wiem że zrozumiecie to przynajmniej w 90 % bo większość z Was czuła taki ból. Obecnie rozmawiamy przez sms raz na tydzień, niedługo, na zasadzie co u nas nowego i czy możemy sobie pomóc. Poinformowałam lubego do czego mnie doprowadził. Od tego czasu, tak jak już pisałam, mówi że mam się o nic nie martwić, że będzie dobrze i że mam dochodzić do siebie. Oferuje mi swoją pomoc, nie wzbudza mojej litości. Powrotu nie będzie, bo i jak? On jest tego świadomy, ja pewna. Nie jest mi źle z tego powodu, że jestem singielką. Poprostu tak jest i tyle, jest okej. Z racji tego, że przyjmuję leki po których nie mogę prowadzić auta, a dorabiam sobie w pewnym miejscu mój luby, jako jedyna dyspozycyjna osoba zawozi mnie dziś do miejsca pracy i ma zamiar mnie odebrać. Czysto przyjacielsko, poprostu muszę się tam jakoś dostać.
  3. PaniIks

    Diagnoza, leki, co dalej?

    Cześć, od ponad 4 lat byłam ofiarą agresji słownej w "standardowej" formie. Więcej na ten temat przeczytasz na każdej stronie internetowej, która dotyczy tej tematyki. Przynajmniej 90 % tekstu zatytuowanego "Jak poznasz, że to agresja słowna" dotyczy relacji jaka łączyła mnie i miłość mojego życia - obecnie ex. W skrócie kilka-kilkanaście dni koszmaru, a potem raj na ziemi. Oczywiście (kiedyś dziwiłam się, że kobiety są z agresorami) zachowałam się jak typowa "kobieta poniżona": przez większość czasu analizowałam co zrobiłam źle, przeszłam też etap uważania na każdy ruch, każde słowo. Zaowocowało to czerwonymi plamami na dekolcie w czasie nerwowych sytuacji, oraz bólem pod żebrami. Przebadano mnie na wszystkie strony - diagnoza: jestem zdrowa, za dużo stresu. Z uwagi na pogarszający się stan zdrowia, w ramach odstresowania, zdecydowałam się zapisać na kurs tańca oraz .... odejść od lubego(przez ponad 4 lata zapewniano mnie, że nikt mnie tak nie pokocha, że kolejny będzie dla mnie niedoby, będzie mnie zdradzał itd., w końcu że albo ja albo nikt inny więc jak odejdę mój luby się zabije). Przyszedł kolejny atak agresji, nie wytrzymałam - następnego dnia stwierdziłam, że odchodzę. Rozstanie skończyło się udaremnieniem próby samobójczej lubego - miałam zaszczyt odwiązywać sznur z jego szyi. W nagrodę za męki, bóle nasiliły się, doszły duszności, kołatanie serca, bóle i ucisk w klatce piersiowej, plamy przed oczami gdy długo pracuję przy komputerze lub czytam, zdarza mi się zrobić awanturę, która kończy się płaczem z mojej strony, dziś podczas parkowania pewna staruszka zwróciła mi uwagę(zwracanie uwagi trwało kilka minut wliczały się w nie kwestie typu "tacy młodzi a tak ciężko myślą") znów pojawiły się łzy. Nie można mi zwrócić uwagi bo zaczynam panikować: krzyczę na bliską osobę która zwróciła mi uwagę, na "obcych" jestem autentycznie wściekła i mam łzy w oczach. Kiedyś lepiej znosiłam krytykę. Opowiedziałam lekarce o tym co mnie spotkało, zbadała serce - przyspieszona akcja, diagnoza - nerwica, lek dostałam tylko na uspokojenie, problemy z sercem skończą się, gdy uporam się z myślami. Martwiłam się o lubego, że znów coś sobie zrobi, utwierdzał mnie w przekonaniu, że będę miała cudownego partnera, a on będzie samotny, dlatego miałam wyrzuty sumienia, zwłaszcza gdy wychodziłam gdzieś z przyjaciółką. Generalnie nie jestem ciapą, która oczekuje od Was litości, staram się radzic sama z większością rzeczy które mnie spotykają, kiedyś byłam toważyska, bardziej otwarta i szczęśliwa. W ramach walki z nerwicą udało mi się pojąć (brawo ja!), że mój luby to odrębna istota, na którą nie mam wpływu i jeżeli będzie chciał się okaleczyć to zrobi to, a ja już nic na to nie poradzę. I wiecie co ? Żyje do dziś i ma się dobrze, walczy o siebie i swoje marzenia. Gdy dowiedział się, że choruję przez niego przestał wmawiać mi, że umrze samotnie itd. Powiedział, że mam się o nic nie martwić i że będzie dobrze. Zdaję sobie sprawę z tego że w Internecie jest pełno opisów tego jak radzić sobie z nerwicą. Jednak nie udało mi się znaleźć opisu dotyczącej osoby, która zachororwała z powodu agresji słownej partnera, a istniejące opisy trudno jest mi odnieść do mojej obecnej sytuacji. Dlatego proszę powiedzcie mi co dalej? Mogłabym przespać cały dzień, lekarka uważa, że to ucieczka od problemów, jestem melancholijna, na nic nie mam siły, ciągle zamyślona. Często chce mi się płakać. W głowie przypominają mi się fragmenty naszych kłótni, te słowa które najbardziej mnie zraniły. Pojawiają się też myśli co by było gdyby faktycznie zmarł, wizja jego pogrzebu sama się nasuwa. Nie zawsze udaje mi się odsunąć te myśli. Nie zostałam skierowana na żadną terapię - widać lekarz uważa, że sama dam radę z tego wyjść. Uprzejmię proszę o Waszą opinię na temat tego co się ze mną dzieje, dlaczego nie umiem tak poprostu o tym nie myśleć i proszę o radę co powinnam zrobić żeby udało mi się wrócić do mojego dawnego życia? Z góry dziękuję za próbę pomocy
×