Cześć,
od ponad 4 lat byłam ofiarą agresji słownej w "standardowej" formie. Więcej na ten temat przeczytasz na każdej stronie internetowej, która dotyczy tej tematyki. Przynajmniej 90 % tekstu zatytuowanego "Jak poznasz, że to agresja słowna" dotyczy relacji jaka łączyła mnie i miłość mojego życia - obecnie ex. W skrócie kilka-kilkanaście dni koszmaru, a potem raj na ziemi. Oczywiście (kiedyś dziwiłam się, że kobiety są z agresorami) zachowałam się jak typowa "kobieta poniżona": przez większość czasu analizowałam co zrobiłam źle, przeszłam też etap uważania na każdy ruch, każde słowo.
Zaowocowało to czerwonymi plamami na dekolcie w czasie nerwowych sytuacji, oraz bólem pod żebrami. Przebadano mnie na wszystkie strony - diagnoza: jestem zdrowa, za dużo stresu. Z uwagi na pogarszający się stan zdrowia, w ramach odstresowania, zdecydowałam się zapisać na kurs tańca oraz .... odejść od lubego(przez ponad 4 lata zapewniano mnie, że nikt mnie tak nie pokocha, że kolejny będzie dla mnie niedoby, będzie mnie zdradzał itd., w końcu że albo ja albo nikt inny więc jak odejdę mój luby się zabije). Przyszedł kolejny atak agresji, nie wytrzymałam - następnego dnia stwierdziłam, że odchodzę. Rozstanie skończyło się udaremnieniem próby samobójczej lubego - miałam zaszczyt odwiązywać sznur z jego szyi.
W nagrodę za męki, bóle nasiliły się, doszły duszności, kołatanie serca, bóle i ucisk w klatce piersiowej, plamy przed oczami gdy długo pracuję przy komputerze lub czytam, zdarza mi się zrobić awanturę, która kończy się płaczem z mojej strony, dziś podczas parkowania pewna staruszka zwróciła mi uwagę(zwracanie uwagi trwało kilka minut wliczały się w nie kwestie typu "tacy młodzi a tak ciężko myślą") znów pojawiły się łzy. Nie można mi zwrócić uwagi bo zaczynam panikować: krzyczę na bliską osobę która zwróciła mi uwagę, na "obcych" jestem autentycznie wściekła i mam łzy w oczach. Kiedyś lepiej znosiłam krytykę.
Opowiedziałam lekarce o tym co mnie spotkało, zbadała serce - przyspieszona akcja, diagnoza - nerwica, lek dostałam tylko na uspokojenie, problemy z sercem skończą się, gdy uporam się z myślami. Martwiłam się o lubego, że znów coś sobie zrobi, utwierdzał mnie w przekonaniu, że będę miała cudownego partnera, a on będzie samotny, dlatego miałam wyrzuty sumienia, zwłaszcza gdy wychodziłam gdzieś z przyjaciółką.
Generalnie nie jestem ciapą, która oczekuje od Was litości, staram się radzic sama z większością rzeczy które mnie spotykają, kiedyś byłam toważyska, bardziej otwarta i szczęśliwa.
W ramach walki z nerwicą udało mi się pojąć (brawo ja!), że mój luby to odrębna istota, na którą nie mam wpływu i jeżeli będzie chciał się okaleczyć to zrobi to, a ja już nic na to nie poradzę. I wiecie co ? Żyje do dziś i ma się dobrze, walczy o siebie i swoje marzenia. Gdy dowiedział się, że choruję przez niego przestał wmawiać mi, że umrze samotnie itd. Powiedział, że mam się o nic nie martwić i że będzie dobrze.
Zdaję sobie sprawę z tego że w Internecie jest pełno opisów tego jak radzić sobie z nerwicą. Jednak nie udało mi się znaleźć opisu dotyczącej osoby, która zachororwała z powodu agresji słownej partnera, a istniejące opisy trudno jest mi odnieść do mojej obecnej sytuacji.
Dlatego proszę powiedzcie mi co dalej?
Mogłabym przespać cały dzień, lekarka uważa, że to ucieczka od problemów, jestem melancholijna, na nic nie mam siły, ciągle zamyślona. Często chce mi się płakać. W głowie przypominają mi się fragmenty naszych kłótni, te słowa które najbardziej mnie zraniły. Pojawiają się też myśli co by było gdyby faktycznie zmarł, wizja jego pogrzebu sama się nasuwa.
Nie zawsze udaje mi się odsunąć te myśli.
Nie zostałam skierowana na żadną terapię - widać lekarz uważa, że sama dam radę z tego wyjść. Uprzejmię proszę o Waszą opinię na temat tego co się ze mną dzieje, dlaczego nie umiem tak poprostu o tym nie myśleć i proszę o radę co powinnam zrobić żeby udało mi się wrócić do mojego dawnego życia?
Z góry dziękuję za próbę pomocy