
vera1005
Użytkownik-
Postów
22 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez vera1005
-
Psychciu nie odpisuje już temu drugiemu, zresztą on też nie pisze. Wiem że nie mam zobowiązań wobec nikogo a mimo to jeśli czuje coś do jednego faceta to nie umiem tak z kwiatka na kwiatek skakać. Przywiązałam sie do niego, wiązałam z nim nadzieje i jeszcze dawał mi takie oczywiste sygnały. Z drugiej strony to okrutne że najpierw daje mi uczucie a później je zabiera Założyłam sobie tindera, może spotkam kogoś wartościowego. Nie zaszkodzi spróbować. Bo wśród znajomych to po 1 wszyscy zajeci, po 2 Ci co nie sa to albo nie zainteresowani albo ja nie zainteresowana, a bawić sie uczuciami nie będe.
-
Kochani! Zadzwoniłam do niego! Nie wytrzymałam. Chciałam wiedzieć na czym stoje ale dalej to samo... Odebrał od razu. Bałam sie że wogóle nie odbierze. No i gatka szmatka co u niego co u mnie i doszłam do tematu czemu nie odpisał, nie kontaktował sie wogóle to sie tłumaczył że był chory, nie miał ochoty z nikim gadać a teraz jest strasznie zawalony w pracy i przygotowuje sie do obrony, a oprócz tego jakies kursy robi i dla niego doba to za mało. Przypomniałam mu ze mielismy sie wybrać na miasto ale on ze nie zapomniał tylko teraz jest strasznie zajety przez tą obrone i że do mnie zadzwoni na tygodniu. Tyle co on mi w życiu naobiecywał to to że nie zadzwoni to jestem tego 100% pewna. Tylko teraz znowu nie wiem czy on tak na serio nie ma czasu a może ja jestem zbyt nachalna i wszystko przyśpieszam czy to są jego wymówki. Podobno nawet na dzień matki nie wrócił do domu. Znów nie wiem na czym stoję. Ehhhhh faceci ....... Dlaczego jeśli mu nie zależy nie powie o tym wprost. Należy mi sie przecież prawda po tamtej nocy
-
Dzięki bringthenoise :) Widze że nie tylko ja jestem tak zaślepiona przez miłość. Ja go widze innym niż jest w rzeczywistości. Zdecydowałam. Nie zadzwonie. Będzie mnie pewnie korciło przez dłuższy czas żeby jakiś kontakt nawiązać ale postaram sie wytrwać. Może on zatęskni i będzie chciał sie spotkać. To wtedy ja będe miała tą przyjemność go zignorować W razie ponownego kryzysu pewnie jeszcze tu coś napisze ale dziękuje wszystkim za odpowiedzi :) Jeszcze są na tym świecie ludzie którzy nie sa obojętni na innych :)
-
Zdaje sobie ze wszystkiego sprawe o czym piszecie i jaki on jest. Tylko po prostu przywiazałam sie do niego i tęsknie. Ja ogólnie strasznie cierpie po utracie kogoś. Za dużo ludzi w moim życiu poodchodziło (umarło). Dlatego nie chce nikogo stracić
-
Cześć :) Myślicie żeby dać temu pierwszemu jeszcze jedną szanse? Chce do niego zadzwonić w tym tyg bo mija już miesiąc od zaprzestania kontaktu. Może sie wstydzi tego i teraz mu głupio sie odezwać? Chociaż liczyłam że może jednak sie przełamie i przyjedzie do mnie z kwiatkiem czy coś. Tęsknie za nim Pisać nie będę bo to będzie dziwnie wyglądać i może mnie znów olać. Na ostatnie wiadomości mi wogóle nie odpisał. A ten drugi chciał sie spotkać znów. Napisał rano czy aktualne dzisiejsze spotkanie chociaż wcale się nie umawialiśmy. To odpisałam że nie.
-
Dodam jeszcze że po tamtej nocy kiedy spał ze mną rano miał pretensje ze ma koszule pogniecioną i jak on teraz bedzie wracał taki wymiety. Wtedy byłam oszołomiona i jakoś nie przywiązałam do tego uwagi ale teraz jak sobie przypomniałam to jak on mnie w ten sposób potraktował to nie wiem czy śmiać sie czy płakać, z siebie czy jego
-
Psychciu masz racje on mną manipuluje na lewo i prawo. Spotykaliśmy sie tylko wtedy kiedy on chce, kiedy ma czas i mu sie nie odwidzi albo jak ma w tym jakiś interes np. matka w pracy i nie ma kto obiadku podać to wyskoczy ze mną na miasto coś zjeść. Teraz sie foszy nie wiadomo o co bo tak odbieram to jego milczenie no chyba ze wie iż jest spalony u mnie bo dostrzegłam to że mnie olewał i nie może dłużej pogrywać. To jest już mój limit. Psychicznie nie wytrzymuje. Doprowadza mnie to do myśli samobójczych. Obwiniam sie o wszystko. Widze jak pary chodzą po ulicach, sa szczesliwe i wmawiam sobie ze cos ze mna jest nie tak. Że na nikogo nie zasługuje, nie jestem nikogo warta. Dlatego cieszyłam sie ze sie mną interesuje, lubi mnie, rozumiemy sie. Myślałam że znacze coś dla niego jak on dla mnie. Że to było przeznaczenie ze sie spotkaliśmy. Jestem strasznie w tych tematach na naiwna, zbyt wrażliwa. Ten drugi jest dziwny. Nie znam gościa a on jakimiś hasłami operuje, tajemnicami jakby był co najmniej jakimś tajnym agentem a w końcu udało mi sie od niego wyciągnąć ze idziemy na lody. A chce sie spotkać kilka ulic wcześniej. Dziwi mnie to, raczej zrezygnuje z tej znajomosci bo w tonach jego smsów od moich dopytywań wyczułam złosć i ironię. Nie spodobało mu sie to że mam chyba wogóle cos do powiedzenia. Boję sie mężczyzn, dlaczego zawsze oni tak mnie traktują. Jestem porządną, wrażliwą, miłą, uczynną dziewczyną. Nie robię nikomu krzywdy. Wręcz przeciwnie ratuje zwierzęta, zawsze staram sie pomóc a i tak czuje sie gorsza, winna.
-
Próbuje o nim zapomniec ale nie da sie tak łatwo. Zakochałam sie I boje sie ze wogóle kazdy facet mnie tak bedzie traktował. Że będe nikim, zabawką Ostatnio wybrałam sie z kolezanka na impreze. i jak na nia czeklałam to podszedł do mnie jakiś facet. Troche starszy ode mnie chyba. I ze mu sie strasznie podobam i wogóle, czy dam mój nr. Był miły to mu dałam i miał sie ze mną spotkać. To teraz pisze ze zabiera mnie w jakies miejsce i to bedzie niespodzianka. Ale ja go nie znam. Odpisałam zeby mi podął nazwe i gdzie to jest. Boje sie iść tak w ciemno. To już tez nie odpisał tylko napisął ze wydawałam sie grzeczną dziewczyną i po co pytam o takie rzeczy. Myślicie że to jakiś oszust? Czy niepotrzebnie tak cykorze?
-
Witajcie Kochani, opisze ciąg dalszy mojej historii. Przeprowadziłam sie do wawy, zmieniłam prace. Głównie ze względu na tego chłopaka. Z mamą już jest lepiej. Jak nie ma mnie na codzień to jest inna. Czasem sie pokłócimy ale to już jest co innego niż było wcześniej. Jednak od problemów nie da sie uciec nigdzie zwłaszcza od depresji. Dopadła mnie nawet tu. Mieszkam sama. Wynajmuje kawalerke. Z jednej strony bałabym sie z kimś obcym mieszkać ale jest mi strasznie smutno i samotnie. Prubóje znaleźć towarzystwo ale to nie jest takie łatwe. Do grobu wpędzi mnie chyba ten chłopak. Na początku wydzwaniał codziennie do mnie. Gadaliśmy wieczorami żeby nie było mi smutno i żebym sie nie bała. Miał mnie odwiedzić w pierwszy weekend w wawie. Dlatego zostałam a nie wracałam do domu. Ale i tym razem mnie olał. Przez 2 dni nie nie odzywał sie a w niedziele wieczorem zadzwonił jak gdyby nigdy nic co u mnie słychać. Dodam że on też mieszka w warszawie. Oczywiście ja przez te 2 dni płakałam cały czas. Tłumaczył sie ze miał spotkanie ze znajomymi. Ale nawet nie raczył mnie powiadomić. W końcu ja nie wytrzymałam tego milczenia i zadzwoniłam, pogadalismy i było ok. Tęskniłam za nim bardzo. Dałam mu jeszcze jedną szanse zeby do mnie przyjechał. Przyjechał z winem i miał nocować na kanapie bo bez sensu było po nocy wracać. Ale sprawy sie tak potczyły ze wlazł mi do łózka. Ja go kocham dlatego mu pozwoliłam. Nie zrobiliśmy tego bo to dla mnie za wczesnie, on niby tez nie chciał. Dla mnie to wszystko bardzo dużo znaczyło bo pierwszy raz spałam z chłopakiem i w sumie pierwszy raz chłopak mnie widział nagą. No i rano zawinął sie szybko nie chciał zjesć sniadania i poszedł. Póżniej gadalismy tylko przez tel albo fb. Miał mnie zabrać na randke na miasto i na tym sie skończyło. Coraz rzadziej pisał i dzwonił. Ja już nie wiem co myśleć. Może jestem za brzydka. Napisałam do niego czemu sie przestał odzywać to jedyne co mi napisał ze nie wie co mi powiedziec a na reszte wiadomosci nie odpisał. Mineły już 3 tyg i dalej milczy. Czy coś ze mną jest nie tak? Może powinnam mu pozwolić na wiecej? Ale gdybysmy byli parą to by to dalej sie potoczyło w swoim tempie Ja sie staram a on nic znów mam załamanie że jestem za brzydka, za gruba, gorsza od innych. Chodze na siłownie, katuje sie, tańcze i inni mi mówą ze wygalam super,jestem ładna ale chyba nie wystarczająca dla niego Co mam zrobić? Zadzwonic do niego? Bo pewnie na kolejną wiadomość to mi nie odpisze Nie wiem gdzie zawiniłam Nie skrytykowałam go, dałam mu i tak to czego chciał tamtego wieczoru a on mnie tak traktuje jak jakiegoś kumpla albo wogóle olewa co Wy o tym myślicie? Ja już dłużej nie wytrzymam tego psychicznie. Mieszam na 6 piętrze i nie raz myslałam o tym żeby wyskoczyć. On jest dla mnie tym jedynym. Tym pierwszym. Wracam z pracy do domu, pustego domu i płacze. Wracam z siłki tez płacze. Moje życie nie mam sensu. Przeprowadziłam sie dla niego. On mnie tak namawiał. Dawał sygnały ze mnie lubi ze będziemy razem, spał ze mną co dla mnie jest oczywistością ze też mnie kocha i chce za mną być a teraz bez niego jestem niczym, jestem wrakiem Jest mi strasznie źle Nawet ludzie w pracy pytają mnie czemu taka smutna chodze a staram sie ukrywać moje problemy przed innymi.
-
Witajcie Musze sie znów wyżalić. Płacze cały czas. Myślałam że ustabilizowałam sie emocjonalnie lecz dzisiaj na przywitanie po pracy usłyszałam znów od matki że jestem nic nie wartą szmatą, znów że nie mam nikogo żadnych przyjaciół i to jest moja wina bo jestem niby psychiczna, nikt mnie nigdy nie bedzie chciał i powinnam sie zabić a nie niszczyć innym życie. Bo zadawanie sie ze mną niszczy wszystkich. Po tych słowach rzeczywiście mam ochote iść i rzucić sie z mostu zaczełam łykać positivum żeby jakoś wygłuszyć smutek i stać sie obojętną ale nic to nie pomaga. Moje poczucie własnej wartości znów zostało zrównane z ziemią.
-
Aluś przykro mi że Ty też straciłeś bliskich i czujesz sie samotny. Ile masz lat? Skąd jesteś? Powiedz coś więcej o sobie. Ja podjęłam ważną decyzje. Chce przenieść się jednak do wawy. I tak tutaj nie mam życia. Sprawy sercowe jakoś udało mi sie uporządkować chociaż nie wykluczam że gdyby on zaproponował randke to i tak pewnie bym rzuciła wszystko i sie z nim spotkała. Ale teraz myśle już więcej o sobie. O tym czego chce i oczekuje od życia. Wysyłam CV. Byłam już na 3 rozmowach. Niestety podziękowali mi jednak próbuje dalej. Dzisiaj mama kolejny raz podcieła mi skrzydła. Powiedziała że jestem za głupia i beznadziejna i dlatego nie znajde nigdy pracy w warszawie. Powinnam sie trzymać tego co mam. Takie słowa naprawde demotywują. Znów zaczynam myśleć o sobie najgorzej. Boje sie że ma racje że za mało umiem, że inni są lepsi Ba. Wszyscy. A już byłam prawie pewna że dostane prace. Rozmowa poszła mi całkiem dobrze. Miałąm nadzieje że już niedługo sie wyprowadze, znajde jakiś fajnych znajomych, zaczne inne życie a mama zmieni stosunek do mnie jak będzie miała córkę tylko od święta. Depresja znów do mnie powraca. Zauważyłam że wystarczy kilka negatywnych słów a ja już sie załamuje Nie wiem jak to zmienić, jak nad sobą pracować. Czuje że nigdy nie odzyskam poczucia własnej wartosci bo nigdy nie byłam dla nikogo ważna. Nawet mama mi to ostatnio wypomniała że się nie licze dla nikogo
-
Nie mam już na nic siły. Nie widze w ogóle swojej przyszłości że kiedykolwiek sie coś zmieni. Jeszcze zobaczyłam przed chwilą na fb że ten "kolega" wybiera sie jutro do klubu nocnego w Warszawie bo ma zjazd. Mam ochote strzelić sobie w łeb tylko nie mam czym
-
Niestety obiecywał wiele i dawał mi złudną nadzieje np. wyjście do kina, wyjazd nad jezioro, wycieczka itp. Rzucał słowa na wiatr i nic z tego później nie wychodziło Teraz po tej Warszawie znów maił ten okres że się do mnie nie odzywał. Pod koniec tygodnia napisał tylko że co ja sobie za ciche dni urządzam i sie nie odzywam. Odpisałam mu tym samym to się wielce zdziwił. Widziałam że zaczął znów często smsować i nie rozstawał sie z telefonem. To strasznie boli gdy on był dla mnie tym jedynym lecz ja byłam jedną z wielu Teraz to widze jaki z niego manipulant. Na moje nieszczęście zwierzyłam sie mamie bo wcześniej nie zagłebiałam sie w szczegóły jak to było w Warszawie tylko jak mi rozmowa kwalifikacyjna poszła. Myslałam że mnie jakoś pocieszy, zrozumie lecz jej zdaniem to ja jestem okropną osobą i dlatego on mnie nie lubi i nikt nigdy mnie nie będzie chciał. Wszyscy są dobrzy i idealni oprócz mnie i powinnam sie zabić zamiast męczyć innych. Żadnej winy w jego zachowaniu nie widzi. Ona zachowała sie jak zwykle czyli krytyka i obwinianie mnie o wszystko jakbym była sprawczynią całego zła na tym świecie Mam już teraz strasznego doła po tym co usłyszałam. Nie wiem jak już sobie z tym radzić. Nie moge na nikim polegać alni na mamie ani na pseudo "przyjacielu". Myśle że już nic mnie w życiu dobrego nie spotka.
-
Długo nie pisałam ponieważ wiele się wydarzyło w moim życiu. Postaram się więc teraz nadrobić zaległości. Spotkaliśmy się w zeszłym tygodniu na randke. Przełamałam się! Powiedziałam mu tak troszke w formie żartu że spotyka się z fajną dziewczyną (pokazałam na siebie) która go lubi a on leci sobie w kuli. Inaczej nie mogłam. Nawet się w pewnym momencie zapowietrzyłam ze stresu. Dla mnie to i tak był duży postęp. Na pewno mnie zrozumiał bo przez pewien czas zamarł a później powiedział że w cale sobie w kuli nie leci. Dalej już normalnie rozmawialiśmy a w samochodzie powiedział że na pewno zabierze mnie na tą wycieczke co wtedy nie wypaliła i że musze koniecznie znaleźć prace w wawie i sie tam przeprowadzić. On sam tam szuka pracy i chce sie przenieść. Myślałam że od tego momentu już coś zaskoczy i wszytko sie między nami ułoży. Wysłałam więc kilka CV. Nie musiałam zresztą długo czekać. Dostałam telefon że zaprszają mnie na rozmowe w ten piątek. Akurat on miał zjazd w ten weekend ponieważ jeszcze studiuje zaocznie w wawie. Więc mnie namawiał żebym tam pojechała i nocowała do soboty w tym samym hostelu co on to razem spędzimy czas. Nie byłam przekonana co do tego pracodawcy ponieważ to nie była oferta moich marzeń ale skoro mnie namawiał że byłabym głupia żeby nie spróbować i jeszcze dodatkowo spędzlibyśmy czas razem to się zgodziłam. Niestety ten wyjazd okazał się jedną wielką porażką. Już na wstępie myślałam że pojedziemy razem tzn z różnych miast autobusem ale spotkamy sie na przystanku w warszawie i pójdziemy razem. Jednak on planował przyjechać 2h później i mielibyśmy sie spotkać w hostelu. Nie znam Warszawy więc chciałam żeby ze mną poszedł. Mógł zmienić godzine biletu więc to nie stanowiło problemu. Tylko jemu sie nie chciało wcześniej jechać! Po wielu negocjacjach i ultimatum że w końcu nie pojade zgodził się i z wielką łaską powiedział że zaczeka na przystanku ponieważ to on będzie wtedy całe pół godziny wcześniej ode mnie. W wawie poszliśmy do hostelu zostawiliśmy bagaże i odprowadził mnie na rozmowe. Powiedział że zaczeka. Gdy skończyłam jego jednak nie było. Wrócił do hostelu. Gdy zadzwoniłam stwierdził że nie chciało mu się czekać. Sama musiałam jakoś sie jakoś dobłąkać z powrotem. Gdy byłam przy hostelu wyszedł z niego i chciał żebyśmy poszli coś zjeść. Byłam bardzo zmęczona ponieważ byłam w szpilkach a droga była długa więc chciałąm odpocząć. Jednak on był głodny chciał coś już zjeść. Zamiast pójść gdzieś blisko ponieważ za 2h idzie na zajęcia a ja jestem zmęczona zaciągnął mnie prawie na drugi koniec miasta ponieważ jak się okazało umówił sie tam z inną koleżanką. Byłam w szoku. Na obiedzie cały czas ją podrywał. Zachowywał się tak jak do mnie kiedy byliśmy sami. Czułam się okropnie jak piąte koło u wozu. To była koleżanka z jego studiów i w dodatku w związku ale jak widać obojgu te flirty nie przeszkadzały. A ja niestety musiałam na to patrzeć. Nie chce nikogo oceniać ale po obiedze poszliśmy w 3 do złotych tarasów. Biegał za nią jak piesek. Chciał kupić jakieś jakieś drogie perfumy po 600 zł i buty za 800 w kazaarze. Dla mnie to czysty snobizm. Jednak z tego co widziałam dla nich to normalka. Rozumiem że porządne rzeczy kosztują ale nie widziałam nigdy żeby mężczyzna talk biegał po sklepach. Jak kobieta. Dziewczyna też bardzo dziana. Przechwalała sie że zrobiła sobie fronty do mebli kuchennych za 25 tysięcy. Przepraszam że o tym pisze ale dla mnie to abstrakcja. U mnie w domu nigdy się jakoś nie przelewało. Owszem nie moge powiedzieć żeby czegoś mi brakowało ale było skromnie. Czułam sie strasznie, nawet na mnie uwagi nie zwracał. Wróciłam do hostelu a oni poszli na zajęcia. Napisał mi poźniej smsa że jak skończy zajęcia to napisze mi gdzie mam iść to to zjemy i sie napijemy. Zaprotestowałam. Była 20, ciemno i nie chciałam sama chodzić. Upierał sie że spotkamy sie na miejscu bo jemu sie nie chce 2 razy robić trasy. Jednak w końcu przyszedł po mnie z jakim kolegą ze studiów i poszlimy do baru. Powiedział że wybrał ten ponieważ są tam fajne kelnerki. Przez cały wieczór oglądał sie za nimi a raczej za jedną bo była jedna. Dowiedziałam sie również że planował poznać mnie z 2 innymi koleżankami z którymi spotyka się się tutaj w Warszawie ale nie mogły przyjść. Miał to być tak jak on to powiedział "sparing" ja kontra jakaś Magda. Odebrało mi mowe. Myślałam sie ze sie rozpłacze. Teraz już wiem że namawiał mnie na przyjazd dla beki. Ma ze mnie świetną rozrywke, nic poza tym. To egoista. Dla mnie jego zachowanie było co najmniej nie w porządku wobec mnie. Myslałam że się mną jakoś zaopiekuje jako mężczyzna zwłaszcza po tym moim wyznaniu. A może sie myle? Może nie powinnam tego wymagać?
-
Po prostu się zakochałam. Jeszcze rok temu sama poradziłabym takiej dziewczynie żeby dała sobie spokój ale teraz to mnie dotyczy. Bardzo mi na nim zależy. Nie interesuje mnie jakiś tam przelotny romans. Myślę poważnie o związku ponieważ wydaje mi się że to ten jedyny. Świetnie się dogadujemy i rewelacyjnie czuje sie w jego towarzystwie. Lubi mnie i ewidentnie flirtuje więc co mogę sobie myśleć. Lecz tego olewania czasem lub traktowania jak koleżankę nie rozumiem. A to że się zaprzyjaznilismy byłoby dla mnie ogromnym plusem jeśli bylibyśmy razem.
-
Pewnie że mi nie spadnie ponieważ to ja zapadne sie prędzej pod ziemie. Gdybym wiedziała że on czuje to samo to bym mu szczerze powiedziała. Jenak co jeśli on bawi się mną i tylko lubi ze mną żartować. Nie chce stracić tej znajomości jednak nie chce jej kontynuować jako kumpela która później będzie słuchała że ma jakąś dziewczyne. On jest typem żartownisia ale jeśli właśnie porusza te tematy to wydaje sie troche nieśmiały. Może też sie mnie wstydzi i sprawdza czy ja odzwajemniam uczucie? Ja to własnie tak widze jednak zdaje sobie sprawe że może podchodze do tego zbyt emocjonalnie i szukam dziury w całym czyli uczucia z jego strony. Kilka razy deklarował że mnie lubi. Pierwszy kilka miesięcy temu jeszcze po spotkaniu na kawie. Proponował wspólną wycieczke, przysłał mi kwiaty i podpytuje czy ja go lubie. Też sie zadeklarowałm że go lubie. Myślisie że jak przejme inicjatywe w sensie wyśle czasem mu wiadomość w domu wieczorem co tam u niego albo podziele sie z nim czymś ciekawym to wyjde na despertake? W pracy rozmawiamy praktycznie przez 8h na skype, żartujemy, plotkujemy i sie teoretycznie umawiamy na randki. Zwierza mi sie czasem o czym już pisałam że brakuje w jego życiu miłości i poźniej snuje jakieś plany o mnie i urywa wątek. Może to ja sie za mało angażuje? Może to moja wina? Ale zgadzam sie na spotkania bardzo chętnie i na zmiane sie zapraszamy. Wsześniej jak sie pytał czy kogoś mam to nie zdradzałam mu do końca cz jestem singielką, teraz już wie że tak. Zaczełam sie uczyć hiszpańskiego i on nagle sie też stwierdził że podoba mu sie ten język i też zacznie sie uczyć. Wcześniej miał iść na kurs niemieckiego. Ja przez te moje uczucia oczywiście uważam że to ze względu na mnie. Co sądzicie? Dużo było tych jego sugestii nie wpominając o propozycjach spedzenia razem czasu które to on później odwoływał. A może to ja tym razem powinnam odwołać spotkanie? Może go coś ruszy? Teraz on planuje wyjazd i zmiane pracy. Także macie racje utknełam jednocześnie mając nóż przy gardle.
-
Na tej imprezie to już wszyscy byli raczej wstawieni więc wydaje mi się że mógł nabrać odwagi. Teraz gdy rozmawiamy ze sobą to raz jak przyjaciele np dziś nazwał mnie ziomem a znowu innym razem ze mną flirtuje, podpytuje czy go lubie i co by było gdyby.... tu urywa i mówi że za daleko w przyszłość wybiega. Mamy iść na randke w tym tygodniu albo w przyszłym. Czasami pisze do mnie wieczorami co robie i co u mnie. Nie wiem czy postawić wszystko na jedną karte i powiedzieć mu co czuje albo coś w tym stylu? Co radzicie? I co powiedzieć? Dowiedziałam sie że prawodpodobnie będzie zmieniał prace i przenosi sie do Warszawy. Namawia mnie żebym tam i tylko tam też szukała pracy. Napisał mi ma nadzieje że mi też styknie z pracą i wtedy poszalejemy w Wawie. Boje sie teraz że go strace jeśli nic nie zrobie. Może on też nie wie czy coś do niego czuje ale to raczej on powinien wykonac ten krok a nie ja. Nie wiem na czym stoje, jeśli byśmy byli razem to chętniej bym nawet się tam przeprowadziła, zważywszy na to że już od dawna o tym sama myslałam. Większe miasto większe perspektywy. A teraz miałabym jeszcze większą motywacje. Jenak nie chce w ślepo iść za chłopakiem z nadzieją że w Warszawie zostaniemy parą i wywracać życia do góry nogami dla kogoś kto traktuje mnie jak koleżanke dla rozrywki. Dać mu jasno do zrozumienia że jest dla mnie kimś więcej czy czekać aż życie sie samo jakoś ułoży? Bo ponoć co ma wisieć nie utonie ale czasem jednak trzeba samemu pomóc szczęściu. Jak myślicie? Co byście zrobili? Jestem kompletnie zielona w tych sprawach
-
Dodam jeszcze że do bukietu był dołączony liścik z teksem "Dużo zdrowia!" i czekoladki.
-
Ja też właśnie odnosze takie wrażenie że niestety dzieciuch troche z niego. Dzisiaj jednak mnie zaskoczył. Mam urodziny i przysłał mi wieczorem pocztą kwiatową bukiet 9 żółtych róż. Oczywiście bardzo się ucieszyłam i sprawdziłam intepretacje. 9 róż oznacza razem na zawsze, jednak kolor żółty nie jest zbyt pozytywny. Rano w pracy pytał się czy lubie niespodzianki i puścił mi oczko jak składał życzenia przy wszystkich i komplementował jak ja to dzisiaj wyjątkowo pięknie wyglądam.
-
Właśnie ja też mam takie wrażenie. Staram sie jak moge ale nie chce wyjść na jakąś zdesperowaną wariatke jeśli on rzeczywiście myśli o mnie tylko jak o koleżance. Nie ignoruje jego propozycji jeśli chodzi o wspólne spędzenie nie czasu, powiedziałam mu że go lubie (on pierwszy dużo wczesniej zadeklarował sie że mnie lubi) i nawet przesłałam mu całusa na dzień chłopaka. A ja nie jestem z tych dziewczyn co nadużywają emotikonek. Nigdy tego nie zrobiła w naszej rozmowie. Więc to był "krok". Jednak jego reakcja na to była: "What? uuu dzięki". Wcale nie musiał mi sie tłumaczyc zę idzie sam na wesele ale jednak to zrobił. Z drugiej strony tak myśle że nie miałby czasu mnie zaprosić nawet bo byłam na wakacjach przez 2 tygodnie a z tygodnia na tydzień to raczej głupio. A może tak to sobie tylko tłumacze bo podchodze do tego zbyt emocjonalnie.
-
Dzięki za odpowiedzi :) NN4V to miała być jednodniowa wycieczka więc seks a tym bardziej łapanie na dziecko nie wchodzi w żadnym wypadku w gre. Tak, on nazywa to randkami, ostatnio mi sie żalił że brakuje w jego życiu miłości. Ja odczytałam to być może za jakiś sygnał dla mnie. "Przyjaźnimy" się praktycznie od roku jednak on zaczął mnie inaczej traktować pół roku temu. Zaczepia mnie cały czas, uśmiecha sie itp. Codziennie piszemy na skypie w pracy. Rozumiemy sie doskonale. Śmiejemy się z tych samych rzeczy i mamy bardzo podobne podejście do życia. Gdyby nie jego zaczepki to dalej traktowałabym go jako przyjaciela. Ale ona daje mi bardzo wiele sprzecznych sygnałów. Jednego dnia mnie wypytuje czy mam chłopaka, czy ide na randke bo ślicznie wyglądam, z kim rozmawiałam przez telefon. Jednak gdy zaprzecze to on mi mówi że kto by mnie tam chciał i śmieje sie ze mnie. Później nie odzywa sie kilka dni, ignoruje mnie a gdy np sie spotkamy na "kawe" a obecnie byliśmy już na randce, to mówi że przedstawi mnie swoim kolegom skoro nikogo nie mam. A gdy sie dopytuje o tych fajnych kolegów to mówi że nikomu mnie nie przedstawi bo nie ma dla mnie nikogo fajnego i jednoznacznie wskazując na siebie pyta się czy on nie jest fajny. Ja to odebrałam w dość oczywisty sposób. A jeśli chodzi o inicjatywe to zapraszamy sie na zmiane. Gdy za pierwszą kawe chciałam zapłacić za siebie bo wtedy do głowy by mi nic innego nie przyszło jak zwykłe spotkanie z kolegą to powiedział że następnym razem ja zapłace. I znów mnie zaprosił i on znów zapłacił. Więc od trzeciego spotkania płacimy na zmiane. W między czasie proponował mi kino i wyjazd nad jezioro i mieliśmy się następnego dnia dogadać jednak on "przemilczał" oba tematy i nic z tego nie wyszło. A z ostatniej wycieczki wykręcił sie chorym dziadkiem. Nie rozumiem po co proponuje takie rzeczy skoro od początku nie zamierzałby sie spotykać. Dlatego jestem zdezorientowana. Raz traktuje mnie zupełnie jak koleżankę a raz jak "obiekt" podrywu. Była jeszcze jedna sytuacja na "firmowym" grillu po pracy. Większość ludzi się już rozeszła i zostałam tylko ja on i 3 inne osoby w tym kolega który tego grilla zorganizował. Gdy chciałam już wracac do domu ponieważ była już północ a ja dojeżdżam 50 km wszyscy zaprotestowali oprócz niego i prosili żebym jeszcze została. Jeden kolega zaproponował mi nawet żebym spała u niego i nie jechała po nocy bo jego żona wyjechała do teściowej i moge sie przekimać na kanapie. Gdy to usłyszał wyskoczył nagle że to u niego moge spać. Dodam jeszcze że cały wieczór smsował i sie uśmiachał do telefonu. Cały czas miałam wrażenie że pisze z jakąś dziewczyną a mnie ignorował cały wieczór. Oczywiście obu panom odmówiłam i wróciłam do domu. Następnego dnia w pracy dopytywał sie jeszcze czy na pewno nie nocowałam u tamtego kolegi. Przez kilka następnych dni olewał mnie i często widziałam go właśnie z telefonem. Obecnie już nie trzyma sie tak kurczowo telefonu, nie widze by smsował czy rozmawiał po kryjomu z kimś. Panowie jak mam rozumieć takie zachowanie? Czy on sie po prostu bawi moimi uczuciami?
-
Witajcie Jestem tutaj nowa. To mój pierwszy post. Chciałabym podzielić się z Wami moja historią ponieważ już sobie niestety sama nie radze i podejrzewam że cierpię na depresje. Mam ogromne wahania nastrojów i zazwyczaj jest mi bardzo smutno, nie chce mi się żyć. Cierpie z powodu samotności. Bardzo potrzebuję jakiegokolwiek wsparcia. Jestem 25 letnią dziewczyną. Rok temu skończyłam studia i poszłam do pracy. Jednak moje problemy pojawiły się już od 11 roku życia kiedy zmarł mój tata. Byłam szczęśliwym dzieckiem jednak mój świat się zawalił. Od zawsze byłam osobą bardzo wrażliwą. W szkole przekonałam się jak ludzie potrafią być okropni. Moje dotychczasowe koleżanki śmiały się ze mnie że zostałam półsierotą. To mnie bardzo zdystansowało do ludzi. Stałam się zamknięta w sobie. Zazwyczaj od tej pory miałam tylko jedną koleżanke z którą się trzymałam. Z powodu moich dobrych stopni oraz tego że jestem bardzo spokojna chłopcy w klasie drwili ze mnie, nazywali kujonem i drewniakiem. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak takie sprawy odcisneły piętno na moim teraźniejszym życiu. Przez cały okres szkolny od podstawówki po liceum nie miałam zbyt wielu znajomych. Z chłopcami nie zadawałam się wogóle. Bałam się że mnie wyśmieją, że jestem brzydka i nie tak fajna jak inne dziewczyny. Pochodze z małego miasteczka. Dlatego po ukończeniu szkoły większość ludzi wyjechała na studia i urwał mi sie z nimi kontakt. Gdy poszłam na studia troche sie zmieniło. Stałam sie bardziej otwarta. Ale nie imprezowłam jak inni. Skupiałam sie na nauce ponieważ nie przelewało się u mnie w domu więc chciałam dobrze skończyć studia. Wiem że straciłam okazje do poznania większej liczby ludzi i nawiązania przyjaźni. W każde wakacje siedziałąm tylko w domu. Nie miałam żadnych znajomych na miejscu. Zaczęłam odczuwać ogromny ból psychiczny i pustke że jestem samotna, nikomu na mnie nie zależy, nie mam z kim porozmawiać ani gdzieś wyjść. Towarzystwo było tylko na uczelni. Nawet najbliższa koleżanka z roku zadawała się ze mną tylko dla korzyści ponieważ sie dobrze uczyłam. Zależało mi bardzo na przyjaźni więc często robiłam za nią sprawozdania podczas gdy ona imprezowała i spotykała sie z chłopakiem. Tłumaczyłam to sobie tak że ja chociaż coś umiem i dostane lepszą prace. Ale okazało sie że to i tak ona na tym lepiej wyszła niż ja. Teraz po skończeniu studiów jest zaręczona, ma znajomych i prace porównywalną do mojej. A ja zostałąm całkiem sama. Wróciłam do domu i nie mam tutaj całkowicie nikogo. Mieszkam z mamą. Jest mi strasznie smutno. W nocy chce mi się płakać. Niestety w mamie też nie mam żadnego oparcia. Nigdy nie miałam. Nie mogłam jej powiedzieć że dzieci śmieją sie ze mnie bo jestem sierotą bo by mnie wyśmiała że jestem niemotą. Musiałam ze wszystkim sobie sama radzić. Od kiedy zostałyśmy we dwie to zaczeła traktować mnie jak dorosłego. Dlatego byłam bardziej dojrzalsza od moich rówieśników. Teraz widzi że siedze w domu cały czas i mi dogaduje że jestem jakaś dziwna że sie nie spotykam z nikim. Według niej to moja wina bo mnie nikt nie lubi i nitk sie nie chce ze mną zadawać. To strasznie boli. Zwłaszcza że od zawsze krytykowała jakąkolwiek koleżankę bym nie miała, nie mówiąc o tym że mogłabym mieć chłopaka. To by jej sie w głowie nie pomieściło. Zawsze mówiła że dziewczyny które mają chłopaków to dziwki a teraz mi wmawia że jest nienormalna bo mam 25 lat i nikogo nie mam. Nie moge sie przed nią zwierzyć bo boje sie reakcji, udaje poke face że mnie to nie rusza, że nikogo nie potzrbuje ale w głebi duszy to wyje z bólu. I własnie moja obecna sytuacja spędza mi sen z powiek. W końcu. Tak w końcu sie zakochałam. Pierwszy raz. Jakieś pół roku temu w koledze z pracy. Bardzo sie zaprzyjaznilismy, rozmaiwamy ze sobą codziennie, widze że on lubi ze mną spedzać czas. Gdy sie poznaliśmy miał dziewczyne ale zerwał z nią. Powiedział mi o tym wprost. Spoktaykaliśmy sie we dwoje po pracy na kawe czy pizze. Nie wiedziałam jak odczytywać te znaki, czy traktuje mnie jako koleżanke cz może coś więcej. Moja mama coś przyuważyła i już usłyszałam od niej komentarz żebym sobie za dużo nie myślała bo my do siebie nie pasujemy. Ja uważam że wręcz przeciwniwnie. Oczywiście udaje przed nią zę to tylko kolega. Oficjalnie jest nim nadal. I boje sie że go strace. Ze traktuje mnie jak koleżanka. Mam bardzo niskie poczucie własnej wartości, chcociaż jestem bardzo atrakcyjną dziewczyczą. Nie raz to słyszałam. Bardzo dbam o siebie. W pracy wszyscy bardzo mnie lubią, jestem towarzyska, zabawna, zupełnie inna niż ta szara myszka ze szkoły. Jenak w środku nic sie nie zmieniłam. Bardzo boje sie straty i odrzucenia. Boje sie też że zachowuje sie wobec niego zbyt nachalnie bo nie chce go stracić, tzn. z mojej inicjatywy podwoziłam go do domu lub sama pierwsza zagadywałam. Nie wiem czy to normalne czy nie bo nie mam żadnego doświadczenia w kontaktach z chłopakami. On zachowuje sie różnie, raz sie do mnie wogóle nie odzywa przez tydzień, a później mówi że pięknie wyglądam i czy nie pójdziemy na randke. To mnie wpędza w jeszcze większą depresje. Drodzy Panowie czy to normalne? Nie wiem na czym już stoje. Ostatnio umówiliśmy sie w weekend na wycieczke ale ją odwołał bo ma dziadka w szpitalu. Wiem też że dzień wcześniej miał wesele i ze poszedł na nie sam. Boje sie ze traktuje mnie tylko jako przyjaciółke i rozmawia ze mną tylko dlatego że już nie ma z kim, a tego bym chyba nie przeżyła. On jest bardzo otwartą osobą, ma wielu znajomych, A ja oprócz niego nie mam nikogo. Kocham go i chciałabym z nim spędzić reszte życia. Wszyscy wokół mnie już mają szczęśliwe rodziny. A mnie zabija samotność. Czasami dopadają mnie myśli samobójcze. Myśle że już zawsze tak będzie, że nie zasługuje na niego, że nie zasługuje na nikogo, bo jestem nic nie warta. Mogłabym być z kimkolwiek na siłę ale nie kochałabym tej osoby. Nie potrafiłam tak żyć. Prosze Was o jakieś rady, wskazówki czy obiektywną opinie. Jestem bardzo zdesperowana, nie daje już sobie rady sama. Nikomu się nigdy nie zwierzałam. Wstydze sie tego i jestem jednocześnie na siebie zła bo inni mają gorzej, sa chorzy, niepełnosprawni a ja narzekam ale jestem na granicy wytrzymałości. Mój ból psychiczny jest tak wielki że nie chce mi się żyć.