Witam serdecznie. Przychodzę tutaj, bo nie mam z kim pogadać. Jestem 34latkiem ze zdiagnozowanym BPD od kilku lat. Leczę się farmakologicznie, terapię porzuciłem parę miesięcy temu. Powodem było to, że miałem jedną 30min. sesję w tyg. Wiem, że lepiej to niż nic, ale już irytowało mnie jeżdżenie do centrum na te pół godziny, często było tak, że chciałem o czymś pogadać, a już musiałem wychodzić-dla mnie porażka. Oczywiście ta terapia była na NFZ, nie stać mnie płacić po 150zł za sesję. Obecnie jestem w kiepskim stanie, mam myśli samobójcze i najchętniej chciałbym przestac istnieć. Odkąd pamiętam czuję że jestem na tym świecie przez pomyłkę. Mam 34lata, szukam pracy i brak jej stanowi duży problem dla mnie. Oczywiście znajduję ją, ale jak tylko coś dzieje się nie tak, to uciekam. Najlepiej się czuję u moich znajomych w serwisie wulkanizacyjnym w którym pracuję 8lat ale to tylko praca sezonowa, tak żeby sobie zarobić na jakiś czas. W domu mam dobrą atmosferę, mieszkam z rodzicami, wiem-wstyd, no ale tak jest. Jestem technikiem informatykiem, teraz zrobiłem sobie technika weterynarii z miłości do zwierząt. Muzyka i zwierzęta to moje dwie największe miłości. Mam (w sumie już nie wiem czy mam czy nie) dziewczynę, wykształconą i mającą dobrą pracę, wszyscy ją uwielbiają. Ja od zawsze mam siebie za śmiecia, nieudacznika, są może tylko momenty że jestem z siebie zadowolony. Jutro moja dziewczyna idzie na wesele, na które nie chciałem iść z powodu, że na nim będzie jej były i bałem się, że może wyjść jakaś krzywa akcja. Parę dni temu dziewczyna spytała mnie "Do czego się w ogóle nadaję???" Zrobiło mi się okropnie i postanowiłem, że się rozejdziemy. Idzie z jakimś kolegą na to wesele :/ Mam już siebie dosyć, tych moich silnych emocji i działań autodestrukcyjnych. Nie mam już suły szukać pomocy, bo byłem w wielu miejscach. Pozdrawiam wszystkich-Dominik