Skocz do zawartości
Nerwica.com

NothingMore

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez NothingMore

  1. Dzisiejszy dzień zaczął się okropnie, ehh. Od przedwczoraj jestem osłabiona, miałam stan podgorączkowy, przytkane lewe ucho, lekki ból gardła i zatkany nos. Do tego ból serca i jakieś takie dziwne duszności. Nie dusi mnie tak żebym miała zaraz paść, ale tak ciężko mi się oddycha. Już zdążyłam się naczytać w Internecie i wmówić sobie zapalenie mięśnia sercowego. To nie pierwszy raz kiedy jestem przekonana o jakiejś chorobie - wcześniej były wścieklizna, ostra białaczka szpikowa, ziarnica złośliwa, nowotwory kości. Im straszniejsza i trudniejsza do wyleczenia choroba, tym bardziej jestem przekonana że ją mam. I zawsze diagnozuję sobie tą najgorszą odmianę. Przez to wmawianie sobie chorób znam już tyle organów i pojęć medycznych że głowa mała, a mam dopiero 17 lat. Nie dość że czuję się wyczerpana fizycznie, to psychicznie jest jeszcze gorzej. Przestałam wychodzić z domu (poza wyjściami do szkoły, w której i tak nie jestem w stanie wytrzymać dłużej niż cztery lekcje), ciągle chce mi się spać i najchętniej nie wychodziłabym z łóżka. Mam stwierdzone depresję, hipochondrię, fobię społeczną i zespół lęku napadowego. Czasami siadam na łóżku i zastanawiam się "Mój Boże, skąd u mnie się tyle tego wzięło kiedy jestem w takim wieku?" Odpowiedzi nigdy nie znalazłam. Boję się być sama w domu. Teraz moja mama, chora na reumatoidalne zapalenie stawów, jest w ośrodku rehabilitacyjnym w innym mieście a ja zostałam sama z tatą, który większość czasu spędza w pracy albo majsterkuje coś w piwnicy albo przy samochodzie, więc moje lęki wyjątkowo biorą górę. Dzisiaj chyba serio przejdę się do lekarza bo bardzo niepokoi mnie to serce. Naczytałam się o tym zapaleniu mięśnia sercowego i teraz aż mną telepie z nerwów. Chociaż moje "objawy" nie są do końca takie o jakich czytałam, to i tak okropnie się martwię. Hipochondria to okropny "przyjaciel" i nie życzę go nawet najgorszemu wrogowi. Im dłużej z nią żyję, tym boleśniej odczuwam jej obecność. Jedyne czego naprawdę się boję to to, że umrę młodo, nie spełniwszy żadnych marzeń ani nic nie osiągnąwszy. Że inni ludzie w moim wieku będą rozpoczynać pracę, kupować mieszkania, zakładać rodziny i jeździć na wakacje, a ja będę leżeć martwa głęboko w ziemi, aż wreszcie zostanie po mnie tylko proch i wszyscy zapomną że istniał ktoś taki jak ja. W takich chwilach jak ta przypominam sobie, jak bardzo bezbronna i słaba jestem. Przepraszam że moja wypowiedź zajęła tyle miejsca, ale pisanie pomaga mi wyrzucić z siebie wszystie złe emocje, a właśnie przeszłam jeden z silniejszych ataków paniki. Pozdrawiam wszystkich i życzę Wam aby Wasz dzień był lepszy niż mój.
  2. Najpierw dostałam Escipram od lekarza pierwszego kontaktu, to było jakoś w marcu. Niestety połknięcie połowy tabletki skończyło się wieczornymi wymiotami. Następnie mama dała mi Pramolan który sama dostała od neurologa. Działał w miarę dobrze, ale strasznie usypiał. Mogłam po nim przespać ze 12 godzin. Asertin który otrzymałam już od psychiatry w sumie jest dla mnie obojętny. Nie czuję jakiegoś specjalnego nasilenia objawów, są równie mocne jak były zawsze, poprawy też nie ma. Chyba przy następnej wizycie będę musiała o tym powiedzieć. Chciałabym uwolnić się od tych niedorzeczności i wariacji, ale nie wiem czy to w ogóle możliwe. Jak nie jedno mnie niepokoi, to drugie. Zawsze coś. Nie mogę spokojnie posiedzieć na słońcu czytając książkę albo oglądając serial, bo wydaje mi się że jest zbyt idealnie i zaraz coś się stanie - dostanę objawów strasznej choroby, ktoś zginie, itd. Nie umiem cieszyć się tym że dostałam na następny rok szkolny długo wyczekiwane nauczanie indywidualne (w obecnym stanie psychicznym bycie z klasą w jednej sali i normalne uczenie się nie wchodzi w grę) bo boję się że w ogóle go nie dożyję bo tego czasu dopadnie mnie jakaś straszna choroba. Eh, hipochondrii nie życzę nawet najgorszemu wrogowi, to straszne co ona robi z człowiekiem. A Wy jak się trzymacie? Radzicie sobie w tą słoneczną niedzielę czy równie nieciekawie?
  3. U mnie zaczęło się to wszystko około miesiąc temu - znużona długim siedzeniem przed komputerem przysypiałam, jednak nagle włączył mi się w głowie jakiś dziwny sygnał alarmowy - którego nigdy wcześniej nie znałam. Postanowiłam sprawdzić w Internecie co to może być (dobra rada na przyszłość, nigdy nie szukajcie chorób w Google jeśli nie chcecie oszaleć) i wyczytałam że mogę być chora na wściekliznę. Jako że mam kotkę która lubi używać swoich zębów kiedy jest niezadowolona, ogarnął mnie natychmiastowy strach - zaczęłam się trząść, serce waliło mi jak oszalałe, dostałam gęsiej skórki, żołądek podszedł mi do gardła. W końcu zaczęłam wymiotować. Prawie miesiąc piłam wodę hektolitrami udowadniając sobie że nie mam wodowstrętu kluczowego przy wściekliźnie, byłam z kotem u weterynarza, chodziłam do lekarzy. Każdy jeden upewniał mnie że z pewnością kotka niczym mnie nie zaraziła i jestem zdrowa, ale ja nie wierzyłam. Byłam przekonana że jestem chora, że jak zasnę to już się nie obudzę, że zostało mi może kilka dni życia. W końcu minęło, jednak ciągle wymyślałam sobie inne rzeczy, więc i objawy somatyczne nie ustępowały. Wróciłam do wyszukiwania chorób w Internecie - najpierw białaczka, potem ziarnica, następnie rak kości. Im straszniejsza i trudniejsza do wyleczenia choroba, tym mocniej ją sobie wmawiałam. Miałam robione badania krwi, wyszły niemal idealnie książkowe. To mnie nie uspokoiło. Wciąż wyobrażam sobie siebie samą, łysą, bez włosów, bladą i umierającą na oddziale onkologii. Wyobrażam sobie jak moja wychowawczyni oznajmia klasie że zmarłam. Wyobrażam sobie siebie leżącą w trumnie w kaplicy cmentarnej, a następnie zakopywaną w ziemi, gdzie robaki tylko czekają aby się za mnie zabrać. Wyobrażam sobie moich zapłakanych rodziców, nie mogących znieść bólu po śmierci najmłodszej córki. Co noc śnią mi się coraz bardziej pokręcone i dziwne sny, co noc budzę się zlana potem i przerażona, z silnymi nerwobólami. Wydaje mi się że wariuję od tego wszystkiego, nie radzę sobie ze sobą kiedy jestem sama w domu, dopadają mnie wtedy najczarniejsze myśli. Nie widzę sensu w nauce, planowaniu przyszłości - przecież do tego czasu mogę umrzeć. Dostałam od psychiatry nauczanie indywidualne na przyszły rok szkolny ze względu na moje lęki, oraz lek Asertin 50 mg, jednak wcale nie czuję się po nim lepiej. Coraz częściej mam wrażenie że zwariuję, stracę rozum i kontrolę nad sobą. Czuję się jakbym była zamknięta w więzieniu czy labiryncie własnego umysłu, z którego nie ma ucieczki. Czuję się wariatką, ponieważ ludzie w moim wieku chodzą na koncerty, jeżdżą na wycieczki szkolne, korzystają z życia i biorą je pełnymi garściami, a ja siedzę skulona na łóżku i boję się czegoś, co najprawdopodobniej jest wytworem mojego umysłu i zbyt wybujałej wyobraźni. Nie wiem już czy mój problem tkwi w umyśle czy w ciele, wszystko wydaje mi się takie skomplikowane i straszne. Zdaję sobie sprawę z bezsensowności moich wypocin, po prostu doświadczyłam kolejnego ataku paniki i musiałam to z siebie wyrzucić.
×