U mnie zaczęło się to wszystko około miesiąc temu - znużona długim siedzeniem przed komputerem przysypiałam, jednak nagle włączył mi się w głowie jakiś dziwny sygnał alarmowy - którego nigdy wcześniej nie znałam. Postanowiłam sprawdzić w Internecie co to może być (dobra rada na przyszłość, nigdy nie szukajcie chorób w Google jeśli nie chcecie oszaleć) i wyczytałam że mogę być chora na wściekliznę. Jako że mam kotkę która lubi używać swoich zębów kiedy jest niezadowolona, ogarnął mnie natychmiastowy strach - zaczęłam się trząść, serce waliło mi jak oszalałe, dostałam gęsiej skórki, żołądek podszedł mi do gardła. W końcu zaczęłam wymiotować. Prawie miesiąc piłam wodę hektolitrami udowadniając sobie że nie mam wodowstrętu kluczowego przy wściekliźnie, byłam z kotem u weterynarza, chodziłam do lekarzy. Każdy jeden upewniał mnie że z pewnością kotka niczym mnie nie zaraziła i jestem zdrowa, ale ja nie wierzyłam. Byłam przekonana że jestem chora, że jak zasnę to już się nie obudzę, że zostało mi może kilka dni życia. W końcu minęło, jednak ciągle wymyślałam sobie inne rzeczy, więc i objawy somatyczne nie ustępowały. Wróciłam do wyszukiwania chorób w Internecie - najpierw białaczka, potem ziarnica, następnie rak kości. Im straszniejsza i trudniejsza do wyleczenia choroba, tym mocniej ją sobie wmawiałam. Miałam robione badania krwi, wyszły niemal idealnie książkowe. To mnie nie uspokoiło.
Wciąż wyobrażam sobie siebie samą, łysą, bez włosów, bladą i umierającą na oddziale onkologii. Wyobrażam sobie jak moja wychowawczyni oznajmia klasie że zmarłam. Wyobrażam sobie siebie leżącą w trumnie w kaplicy cmentarnej, a następnie zakopywaną w ziemi, gdzie robaki tylko czekają aby się za mnie zabrać. Wyobrażam sobie moich zapłakanych rodziców, nie mogących znieść bólu po śmierci najmłodszej córki. Co noc śnią mi się coraz bardziej pokręcone i dziwne sny, co noc budzę się zlana potem i przerażona, z silnymi nerwobólami. Wydaje mi się że wariuję od tego wszystkiego, nie radzę sobie ze sobą kiedy jestem sama w domu, dopadają mnie wtedy najczarniejsze myśli. Nie widzę sensu w nauce, planowaniu przyszłości - przecież do tego czasu mogę umrzeć. Dostałam od psychiatry nauczanie indywidualne na przyszły rok szkolny ze względu na moje lęki, oraz lek Asertin 50 mg, jednak wcale nie czuję się po nim lepiej. Coraz częściej mam wrażenie że zwariuję, stracę rozum i kontrolę nad sobą. Czuję się jakbym była zamknięta w więzieniu czy labiryncie własnego umysłu, z którego nie ma ucieczki. Czuję się wariatką, ponieważ ludzie w moim wieku chodzą na koncerty, jeżdżą na wycieczki szkolne, korzystają z życia i biorą je pełnymi garściami, a ja siedzę skulona na łóżku i boję się czegoś, co najprawdopodobniej jest wytworem mojego umysłu i zbyt wybujałej wyobraźni. Nie wiem już czy mój problem tkwi w umyśle czy w ciele, wszystko wydaje mi się takie skomplikowane i straszne. Zdaję sobie sprawę z bezsensowności moich wypocin, po prostu doświadczyłam kolejnego ataku paniki i musiałam to z siebie wyrzucić.