Hej może coś mi doradzicie :)
Najpierw trochę o mnie - jestem studentką dzienną, mam 26 lat, pracuje, staram się żyć.
Generalnie sprawa rozbija się o psychiatrę. W dużym skrócie opisze nieco wstęp do historii.
W wieku 23 lat doznałąm załamania nerwowego, lekarz stwierdził objawy chad, dokładnej diagnozy nie postawiono. A czemu? Ponieważ po pór roku brania wenflaksyny i stabilizatora (karbamazepina) uznałam, że czuję się dobrze i nie potrzebuje leczenia.
Niestety jak bywa wszystko powróciło
Na początku zeszłego roku internista wypisał mi citabax, oczywiście mineły 4 miesiące leczenia, wszystko ok więc leki znowu odstawione. W listopadzie zaś nadeszła depresja, mocna, z bezsenością, napadami lękowymi - tym razem uznałam, że muszę doprowadzić się do używalności i nie porzuce leczenia. Poszłam w inne miejsce, zaczęłam wszystko od początku, lekarz karty mojej nie miał z poprzedniego leczenia, aczkolwiek staram się uczciwie streścić swoje stany. W listopadzie jak pisałam ponownie wszedł Citabax, działał dobrze gdzie do lutego, zaczeł pojawiać się stany lękowe, obniżenia nastroju, zatem znowu zmiana leków na wenflaksyne, którą kiedyś brała, ale w miksie z karbamazepiną. Szczęśliwa myślałam, że będzie ok, ale zaczął się koszmar.
Na początku napiszę tylko - proszę nie oceniajcie mnie, bo głupot zrobiłam mnóstwo przez ostatnie dwa miesiące.
Nie wiem czy przeszłam w stan hipomanii, na początku było ok, spotkania ze znajomymi, aktywność towarzyska, alkohol w dużych ilościach i dnia na dzień coraz więcej. Na kacu miewałam potężne stany depresyjne, ale potrwało to góra dzień czy dwa i był spokój, i zabawa od początku. Wyjśca kilka razy w tygodniu, morze alkoholu, znajomi, zabawa, przy okazji doszedł jeszcze jakiś dziwny stan obsesyjnego zakochania (nie pytajcie, na szczęście mineło). Praca była dramatem, myślałam, że ją rzucę chociaż ani trudna ani męcząca, po prostu zaczeła irytować. Pieniądze przemykały przez palce, zakupy niestety zaczeły być elementem poprawy nastroju, który w gruncie rzeczy był zły - ale tylko na kacu. Przeważnie raczej nie skupiałam się na sobie, po prostu bawiłam się. Wstyd mi za siebie , bo raz byłam tak pijana, że prawie zgubiłam wszystkie dokumenty, nawet nie chcę mi się myślęć o tym jak się zachowywałam.
No i tak przechulałam około 2 miesięcy.
Jakoś ponad tydzień temu nadszedł moment stopowania - nie chcę mi się już nigdzie wychodzić, ograniczyłam picie, właściwie do 2/3 piw w tygodniu i to tylko w weekend, wrociły za to stany lękowe, obniżenie nastroju, nadmierna wręcz agresja i rozdrażnienie (z tym mi jest najgorzej, po prostu nie kontroluje się w pewnych prostych sytuacjach, a potem mam ogromne poczucie winy). Niestey stany te zmieniają się z godziny na godzine, dziś rano po kolejnym wybuchu miałam myśli samobójcze od naprawdę długiego czasu, mineło kilka godzin i zastanawiam się nad tym jak ratować siebie. Jestem bardzo zmęczona tym wszystkim, nie chcę już huśtać się po krawędziach nastroju.
Właściwie sprawą, która mnie nurtuje to diagnoza - poprzedni lekarz uznał prawdopodobnie chad, do końca dagnozy nie dotrwałam, ale wenflaksyna i stabilizator bardzo mi pomagały, przyjemnie wspomniam ten okres, bo wszystko było po prostu ułożone, stabilne. Obecnie lekarka ładuje we mnie antydepresanty, nie wiem czy nie wyzwoliły we mnie ostatnie hulaszczki (dodam, że nie trafiło mi się to pierwszy raz w życiu, wcześniej również, ale bez jakichkolwiek leków) czy po prostu nie działają, a ze mną jest coś nie tak na gruncie osobowości, nie ukrywam, że diagnozy typu borderline nie chciałabym usłyszeć.
Jestem umówiona w środę na wizyte, boję się, że będzie dalej kazała brać wenflaksyne, boję się, że znowu popadne w szaleństwo (tak właśnie to nazywam) i po prostu nie dam rady kolejnym razem. Różnica między mną, a dokładnie zdiagnozowanym chadowcem jest chyba taka, że jeśli popadam w manie (o ile to mania) to nienawidzę tego stanu. Oczywiście z perspektywy czasu, bo kiedy się w nim trwa nie jest tak źle. Ogólnie na tą chwilę jestem po prostu zmęczona, odmawiam spotkań towarzyskich, chcę zająć się sobą i poukładać to co udało mi się przez ostanie miesiące zaniedbać.
Co o tym wszystkim myślicie, macie jakieś wskazówki? Odnośnie tego jak sama mogę sobie pomóc, jak rozmawiać z lekarzem?
Pozdrawiam :)