Skocz do zawartości
Nerwica.com

MegaHikikomori

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MegaHikikomori

  1. Mój problem polega na tym, że gdy byłam właściwie jeszcze dzieckiem, to trafiłam na okropnego psychiatrę, nie będę przytaczać jego metod, ale były okrutne, i to dzięki niemu miałam pierwsze poważne myśli samobójcze. Teraz naprawdę potrzebuję czyjejś pomocy, ale boję się, że znowu trafię na kogoś takiego. Długo ze sobą walczyłam i stwierdziłam, że najlepszym kompromisem będzie zgłoszenie się do kogoś, kto został sprawdzony. Szukam więc jakiegoś psychiatry/psychoterapeuty (najlepiej kobiety), który będzie mnie przede wszystkim słuchał i nie wyśmieje mnie. Mój problem polega na tym, że nie chce mi się żyć i ogólnie nic mi się nie chce. Czy ktoś zna kogoś, to będzie mi w stanie pomóc?
  2. MegaHikikomori

    Hej:)

    Od razu uprzedzam, że będzie długo i prawdopodobnie nudno, ale muszę w końcu to gdzieś napisać :) Mam 18 lat a z depresją zmagam się prawdopodobnie już od sześciu lat. Zaczęło się od tego, że ulubioną rozrywką dzieci w szkole było poniżanie mnie. Byłam bardzo wrażliwym dzieckiem, moja psychika tego nie wytrzymała. Gdy próbowałam szukać pomocy od nauczycieli słyszałam jedynie, że to moja wina bo jestem inna i sama pozwalam się gnoić. W końcu trafiłam do psychiatryka. Razem spędziłam tam 4 miesiące, a lekarze po prostu mnie sobie olali. Jedyne w czym pomogły mi te pobyty, to to, że poznałam nastolatków, którzy byli dla mnie mili, co pozwoliło mi uwierzyć, że wszyscy są przeciwko mnie. Nie łatwo w końcu mieć świadomość, że ma się rację bo nikt nie może cię bić i poniżać, a mimo to nie mieć nikogo po swojej stronie. Przez jakiś czas było lepiej. Teraz wszystko wróciło, prawdopodobnie dlatego, że ojciec nas porzucił w dość chamski sposób. Mimo, że wydawało mi się, że mam to gdzieś, to teraz widzę, ze tak nie było. Aktualnie najbardziej nienawidzę się za to, że się nienawidzę. Moje życie nie wygląda już tak źle jak wtedy. W liceum nikt już raczej nie próbuje się na mnie wyżywać. Ja jednak nie potrafię normalnie chodzić do szkoły. Już raz przez to nie zdałam, teraz grozi mi to po raz drugi. Jestem nieszczęśliwa, zakompleksiona i gruba, bo zajadam stres. Czuje się ze sobą źle i żyję tylko dlatego, że boję się śmierci i nie mam "odwagi" popełnić samobójstwa. Wiem, że potrzebuję pomocy, ale nie mam ani siły, ani ochoty szukać pomocy. W szpitalu moje leczenie prowadziło już pięciu na siedmiu pracujących tam psychiatrów i żaden mi nie pomógł. Ostatni lekarz nawet na ostatniej wizycie nakrzyczał na mnie i kazał więcej nie przychodzić bo ma mnie dosyć. To było półtora roku temu. Leków też nie biorę, bo zostały mi źle dobrane. Mimo tego, że skarżyłam się na liczne efekty uboczne i że było mi gorzej, nie zostały one zmienione. Lekarz twierdził, że to sobie wmawiam, a fakt, że spałam po nich po 16 godzin dziennie zupełnie go nie obchodził. Do tego moja matka zachorowała na depresję i o ile ja widzę swoją chorobę, to ona do siebie tego nie dopuszcza, kiedy próbuje jej to delikatnie wytłumaczyć, to zawsze kończy się to awanturą. Wygląda to tak, że kilka razy dziennie wpada w histerię z tak głupich powodów jak to, ze krzywo ukroi kromkę chleba. Kiedy mama na ten swój atak, ja po prostu siedzę w pokoju i płaczę. Strasznie cierpię, kiedy krzyczy, że nikt jej nie kocha, i że odejdzie albo się zabije bo i tak nikt jej nie potrzebuje. Kiedyś byłam dobrą uczennicą, brałam udział w konkursach i miałam czerwony pasek. Nawet na koniec gimnazjum, gdy na chwilę wyszłam z choroby miałam średnią 4.5. Marzyłam o pójściu na medycynę. Teraz za to mam prawie same dwóje z powodu ciągłych nieobecności, nawet jak jestem w szkole to niespecjalnie chce mi się uczyć. Nieraz słyszę od nauczycieli, że jestem inteligentna i marnuję sobie życie, wtedy czuję się jeszcze gorzej. Jestem świadoma tego, że ludzie mają o wiele większe problemy ode mnie. Ja właściwie powinnam być szczęśliwa, ale nie potrafię, dlatego nienawidzę siebie...
×