Witam ponownie.
Wróciłem ponownie, bo znalazłem chwilę czasu, żeby coś o sobie napisać.
Moje problemy zaczęły się już w dzieciństwie: choroba ojca i jego śmierć, kiedy miałem 15 lat, bieda w domu, bunt nastolatka itp. Okres szkoły średniej niby w porządku, normalny, ale jednak czegoś brakowało-a konkretnie tej mi bliskiej osoby. Matka nie była w stanie dać mi tyle uczucia, ile potrzebowałem. Może zabrzmi to śmiesznie, ale jednak zabrakło mi trochę tej matczynej miłości i wsparcia. Choć wiem, że się starała, dawała z siebie ile mogła. Jednak jej choroba nerwicowa powodowała, że patrzyła na świat z lekkim wypaczeniem i takiego właśnie postrzegania świata nauczyłem się i ja... Później okres studiów-niby wszystko w porządku, ale jednak bardzo bliskich relacji wciąż brakowało. Nie byłem w stanie związać się z dziewczyną na dłużej, bo albo nie potrafiłem/nie c hciałem się zaangażować emocjonalnie, albo-jak już trafiłem na osobę z którą chciałbym się związać, to nic z tego nie wyszło...
Na trzecim roku studiów mama zachorowała na nowotwór i to mnie dobiło... Wpadłem w depresję i zacząłem się leczyć u psychiatry, a ten skierował mnie na psychoterapię. Po niemałych perypetiach, w końcu udało mi się zacząć psychoterapię i po prawie pół roku uczęszczania na nią mój stan poprawił się na tyle, że wydawało się że wszystko jest na dobrej drodze do wyjścia na prostą.
Skończyłem studia, udało mi się znaleźć pracę - było w miarę dobrze, choć co jakiś czas huśtawka i wahania nastroju powracały... Jednak jakoś sobie z tym radziłem. PO 3 latach pracy zostałem kierownikiem, po kolejnym pół roku złożyłem wypowiedzenie i z małymi perturbacjami zmieniłem pracę. w nowej pracy po 4 miesiącach znowu awans na kierownika, po 3 miesiącach znowu zmieniłem pracę-wracając w strony rodzinne.
Niby wszystko w porządku-kariera zawodowa ładnie się rozwinęła, jednak w życiu osobistym dno i pustka. 2,5 roku temu związałem się z dziewczyną i wiązałem z tą znajomością duże nadzieje, jednak po niecałych 4 miesiącach bycia razem rozstaliśmy się.
Moje życie skupiło się od tej pory na pracy, od czasu do czasu na imprezowaniu i na pracach i obowiązkach domowych. Taka niby sielanka-ale jednak w samotności.
Od ponad 2 miesięcy stany depresyjne wróciły i z różną częstotliwością nasilają się. Od miesiąca chodzę na psychoterapię indywidualna-ale jednak narazie poprawy nie widać żadnej... Żyję z dnia na dzień, w pracy moja wydajność i aktywność znacznie spadły, życie osobiste praktycznie nie istnieje... Czasami mam wrażenie że wegetuję :-( Pojawiają się promyki nadziei na lepsze jutr0-jednak jak szybko się pojawią-tak coraz szybciej gasną... Brakuje mi wsparcia, i choć mam rodzinę i znajomych, którzy są dobrymi ludźmi-jednak nie potrafię i nie chcę poprosić ich o to...
Napisane może trochę chaotycznie, jednak pod wpływem emocji.
Pozdrawiam wszystkich którzy doczytali do końca, jeśli kogoś choć trochę zaciekawił mój post i ma ochotę porozmawiać, lub zwierzyć się ze swoich problemów to ja jestem jak najbardziej za :-)