Od dłuższego czasu czuje się okropnie, po prawie dwóch latach związku zostałam sama. Niestety wiem że to ja zawiodłam bo ciągle chodziłam smutna mimo że sama w sobie starałam się zmienić ale bałam się pójść na terapie, a gdy juz się zbierałam to czulam się lepiej i nie widziałam sensu terapii ;( żałuje tego i staram się nie załamywać ale to jest bardzo trudne, gdy jestem w domu to potrafie nagle wybuchnąć płaczem i nie moge się opanować. To była jedyna osoba dla której chciałam się starać i dzięki której moje życie miało sens... Staram się sobie wmawiać że to normalne, że jest tyle par które miały podobnie i kiedyś nawet udało im się ponownie zejść.
Wiem że mnie jeszcze kocha, chociaż to już tylko kwestia czasu bo znalazł sobie nową "przyjaciółkę". Najgorzej jest ze mną wieczorami bo nie wiem co mam począć ze sobą, nic juz mnie nie cieszy, nie ciekawi, wszystko jest szare, bure i ponure...