Skocz do zawartości
Nerwica.com

Haotyczna

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Haotyczna

  1. Jeśli chodzi o mnie to i wnioski, i sposoby. I chęci.
  2. W śnie. Przeszłością? Masz na myśli rozstanie, które odbyło się zaledwie niecały tydzień temu? No to rzeczywiście wielka przeszłość
  3. Tylko czemu pojawił się tu mój były? Znaczy, powiedział, że wciąż chce mnie wspierać, itd. Ale?
  4. Prawda jest taka, że od 3 lat leczę się na depresję, na którą mogłam "zachorować" już wcześniej. Dość ciężki okres od zerówki, przez podstawówkę i gimnazjum, liceum (w którym nie dałam sobie rady... tia, moja chora chęć pokazania wszystkim, że nie jestem nikim ), aż do teraz. Dodatkowo rodzice, którzy myślą, że wszystko co robią jest dla mnie dobre, a w tym czasie sprawiają, że nie potrafię normalnie funkcjonować i często popadam w stan wyczerpania psychicznego co kończy się u mnie wręcz płaczem i wyciem jak pies do księżyca. W takim momencie zaczynają dostrzegać, że ich córka nie jest maszyną do sukcesów, a tylko człowiekiem. Szkoda, że takie ich nastawienie trwa w najlepszym wypadku miesiąc. Potem leci od nowa. Teraz swoim postępowaniem i niepoczytalnością sprowadzali mnie w ostry stan depresji, na mojego byłego też to wpływało, do takiego stopnia, że płakał z bezradności i nie potrafił zmrużyć oka ze strachu. W końcu ze mną zerwał, bo stwierdził, że nie był do końca ze mną szczęśliwy, a moi "kochani" rodzice... nagle się opamiętali. Szkoda, że tak późno, kiedy ich córka dniami ryczy, ledwo je i znowu ma koszmary
  5. Wiem, że muszę być silna itd. Jednak trudno jest zachować w sobie nadzieję, jeśli wszystko co mnie otacza staje po przeciwnej stronie. Hej, od 3 lat nie podejmowałam żadnej próby samobójczej. To już coś, nie?
  6. Miałam dość dziwny sen. Bardziej koszmar. Już raz śniło mi się, że uciekałam przed czymś, albo kimś przez las, nie widziałam wtedy czym czy kim to było, a jedynie słyszałam, że coś mnie goniło. Sama czułam strach i chęć ucieczki. Ponura pogoda, czułam zimno, widziałam własny oddech. Scena niczym z filmu. Kiedy wybiegłam z tego lasu zastałam przed sobą most, długi, drewniany i stary. I nie hamowałabym się gdyby nie to, że na jego środku stała jakaś postać w bieli. Kobieta. Czułam pewnego rodzaju strach, a jednocześnie nadzieję widząc ją. Jednak nie wiem czemu się zatrzymałam. A mój "koszmar" mnie dopadł, co mnie w końcu wybudziło. Dzisiaj miałam to samo i w sumie nie przejęłabym się tym aż tak, gdyby nie to, że tym razem widziałam czym to "coś" jest. Widziałam siebie. Uciekałam przed samą sobą. Dość śmieszne i sama nie potrafię w to do końca uwierzyć, no bo... "takie sceny występują przecież tylko w filmach, no nie?" . Jednak. Przejęłam się. Jeszcze bardziej się przejęłam tym, że tym razem na moście nie ujrzałam tej samej postaci. Widziałam tam osobę, na której mi zależy. Widziałam jak biegnie w moją stronę, przez most, z wyciągniętą ręką w celu dania pomocy. Jednak oboje nie zdążyliśmy. Moje "ja" mnie dopadło. Czuję lekkie przerażenie i mam wrażenie, że wszystko zaczyna mnie przerastać. Ale plus jest taki, że wiem czego się boję. Znaczy, tak mi się wydaję, że o to chodzi. O słabość. Czyż nie? Miewaliście podobne sny? Co sami o moim myślicie?
  7. Od 3 lat żywię w sobie złudne nadzieje, że moja sytuacja w końcu się poprawi. Tymczasem co chwila coś się psuje, coś nie wychodzi, zamiast ulgi odczuwam przytłoczenie. Nawet na okres przerw od wszystkiego. Zaczynam mieć wrażenie, że moje życie nigdy nie ulegnie zmianie, że będę podatna na porażki. Może jednak pomysł z odebraniem sobie życia 3 lata temu nie był taki zły...? Powoli tracę nadzieję. I cierpliwość.
  8. Dobra, przed chwilą dowiedziałam się, że do zerwania częściowo przekonał go "przyjaciel". Znaczy, ten "przyjaciel" stwierdził, że na jego miejscu zerwałby od razu. Nie zrobił tego od razu, ale ta kłótnia była dla niego punktem zapalnym. Dodatkowo wyznał mi, że źle się z tym czuje. Wciąż. Nic się nie zmieniło w kwestii zależenia jednemu na drugim i nawet nie miałby nic przeciwko spotykaniu się. Niestety za tydzień nam nie wypali bo jedzie do tego samego "przyjaciela" się upić w trupa, jak to oznajmił. Od poniedziałku sobie wszystko wyrzucamy, ale dzisiaj był końcowy efekt. Jedno z drugim przyznało co zrobiło źle. Nie szczędząc w słowach. Zwyczajnie zrobiliśmy to, co powinniśmy byli zrobić na samym początku, albo w trakcie. Rozmawialiśmy szczerze. Powodem nie było to co ja zrobiłam, tylko to, że nie czuł się do końca szczęśliwy, choć ma ze mną wiele dobrych wspomnień. Dzisiaj jednak przyznał się, że teraz się w tym wszystkim pogubił. Niby nie czuł się szczęśliwy do końca, ale teraz już sam nie wie o co mu chodziło. "Za dużo o tym myśli". I przyznał też, że wciąż w rzeczywistości nie potrafi się na mnie długo złościć. Czuje jedynie żal do siebie za to co zrobił. Jedzie do niego na weekend, żeby się wyciszyć i popieram to, ale szczerze pierwszy raz jestem przeciwna jego popijawie. Tylko przez tego człowieka. Mam wrażenie, że wszystkie powody wpoił mu jego przyjaciel. A on niestety jest podatny na innych...
  9. Zerwaliśmy po raz pierwszy. A martwić martwię się, bo wiem jak jest słaby i wrażliwy, a przez to co się ostatnio u niego dzieje, co się z nim dzieje i co sam wyprawia boję się że lada chwila może nastąpić ten moment, w którym "życie skopie go po czterech literach". A on tego może nie znieść. Wiem, nie jest dzieckiem, ale jednak... Dzisiaj byłam odwołać lekcję śpiewu. Nauczyciel po zapytaniu i wysłuchaniu co się dzieje sam zasiał we mnie pytanie "chwila, mówi, że mu zależy. ,Jak na przyjaciółce'. Przyjaźni damsko-męskiej nie ma, pomijając oczywiście skrajne wypadki i przyjaźnie oparte na różnych preferencjach seksualnych. Albo mu zależy, albo nie. Coś tu jednak nie gra". Sam kazał mi wyciągnąć rękę i poprosić go o spotkanie. Dla samego wyjaśnienia wszystkiego. I tak zamierzałam jechać za tydzień, do znajomej, to go podpytam czy nie chce się spotkać. Wtedy to będą prawie 2 tygodnie od zerwania, więc może i oboje zbierzemy myśli i ochłoniemy do tego czasu. Obawiam się jednak że nawet jeśli dojdzie do spotkania, to żadne nie wypowie słowa... ale mówi się, że "milczenie złotem". Ile w tym prawdy sama nie wiem...
  10. Witam, mam dość dziwny problem, bo niby częściowo związany z zerwaniem, który odbył się parę dni temu i przez większość wydarzenie może zostać potraktowane słowami "do wesela się zagoi" itd. Mnie to jednak martwi. Nie jestem osobą zawistną, nieważne co kto by mi zrobił - nie potrafię tej osoby skreślić. Jestem co najwyżej zła, ale ta złość trwa...kilka godzin. Mam tendencje do zachowywania się jak pies u nogi swego pana. W takim sensie, że mimo odrzucenia wciąż jestem wierna. Wiadomo, dzień zerwania - jeden wielki ryk i wściekłość. Drugi, trzeci cierpienie. Dzisiaj, czyli czwarty - obojętność, apatia, płacz na przemian. Cały czas towarzyszy mi uczucie osamotnienia, czuję się pozostawiona sama sobie, wielkość świata i ilość osób wokół mnie mnie przytłacza. Wywołuje to we mnie niechęć do wszystkiego, do siebie, również do życia. Choć na depresję cierpię od kilku lat to pierwszy PIERWSZY raz czuję i wiem co to znaczy stracić wszelką motywację (a myślałam, że 3 lata temu, kiedy za moje zachowanie oberwałam "od życia" straciłam motywację...). W chwili kiedy to piszę mam wrażenie, że jestem przerażona, wystraszona. Choć tego nie czuję. Czuję się obojętnie, ale na swojej twarzy widzę przerażenie. Cierpię na bezsenność, ale teraz daje mi się szczególnie we znaki, mam problem z jedzeniem. Choć czuję się głodna, to rzadko kiedy tykam cokolwiek, a jak już zjem chociaż odrobinę, to chce mi się wymiotować . Tracę na wadze. Najchętniej przespałabym cały kiepski okres. Ale dobija mnie fakt, że mam problem ze snem. Kiedy kładę się spać czuję szczególne przerażenie. Nie o siebie... O byłego. Zerwanie nastąpiło przez to, że miałam wyjątkowo zły dzień. Do takiego stopnia, że byłam gotowa pod impulsem roznieść wszystko na swojej drodze. Chciałam się odłączyć na czas dopóki się nie uspokoję, ale po 5 minutach musiałam wyczytywać pretensje od swojego (teraz już byłego) chłopaka "dlaczego się nie odzywasz i czemu nie powiedziałaś, że chcesz być sama" i moje nerwy sięgnęły zenitu. Mogłam go poinformować, ale wtedy zaczęłoby się wypytywanie co się stało i wtedy również miałabym dosyć. Ze szczerej złości wygarnęłam mu wszystko, choć to co pisałam nie miało związku z nim, to on to odebrał jako cios dla siebie. Tłumaczyłam mu potem i przepraszałam, ale on stwierdził, że ta kłótnia sprawiła, że zrozumiał iż przez cały ten czas NIGDY nie był ze mną szczęśliwy. Mimo - jak sam stwierdził - wielu wielu wspaniałych wspomnień ze mną. Że nie czuł poprawy swojego stanu, a związek opierał się na mnie (no bo przecież to nie tak, że on mnie odpychał kiedy starałam się jak mogłam okazać mu wsparcie, albo chciałam mu pomóc pozbyć się jego słabości). Bo tylko ja czułam poprawę swojego stanu. Tylko, żebym mogła poczuć się lepiej musiałam też włożyć w tę pracę coś od siebie. I chciałam mu pokazać jak to zrobić. On jednak stwierdził, że teraz zależy mu na mnie jak na przyjaciółce. Wciąż zależy. I chce mnie wspierać w pracy nad sobą. Tylko że... nie potrafię. Cały dotychczasowy efekt szlag trafił. Wciąż chcę mu pomóc, tęsknię za nim i wiem, że wciąż go kocham. Martwię się szczególnie, bo z nim jest coraz gorzej. Od zerwania. A minęło zaledwie pare dni. Utrzymujemy kontakt. Wczoraj spróbowałam z przerwą, ale nie czułam się z tym dobrze. Ale miałam nadzieję, że chociaż on poczuje się lepiej. Nie czuł. Żadne z nas się nie czuje dobrze. On się obwinia i czuje źle za to co mi zrobił i wciąż przeprasza. Ja się czuję źle, bo nie przyłożyłam się bardziej do pracy nad związkiem. I jego przepraszam. Dzisiaj też oboje czujemy się nijak. On dodatkowo prawie zasłabł. A ja czuję się źle bo nie mogę być przy nim. Dręczy mnie cała sytuacja i jestem gotowa zacząć jeszcze raz. Tym razem PRAWIDŁOWO. Niestety, żeby zacząć od nowa muszą chcieć oboje. Póki co on się do tego nie pali, a jedynie się użala, bo mu źle z tym co zrobił. A ja z kolei czuję się coraz gorzej. W czasy związków wkroczyłam dopiero w wieku 16 lat. Teraz mam 20 i co prawda był to dopiero trzeci związek, to czuję się okropnie. I dziwnie. Pierwszy raz. I nie wiem co mam zrobić ani jak sobie z tym poradzić.
×