
MiszkaJustine
Użytkownik-
Postów
16 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez MiszkaJustine
-
Czy ktos przechodzi rzez nerwice lekowa z calodnowymi objawa
MiszkaJustine odpowiedział(a) na Diana82 temat w Nerwica lękowa
Zapomniałam jeszcze dodać, że wspomniane przez co po niektóre osoby; zawroty głowy, towarzyszą mi dzień w dzień. Zwłaszcza kiedy z pozycji siedzącej wstaję do pionu-wtedy muszę przytrzymać się czegoś, np: łóżka czy ściany by nie upaść na ziemię. No i to uczucie jakbym miała zaraz zemdleć, to nieodzowny element w chwilach apogeum przykładowej, nerwowej sytuacji. Momentalnie robię się chwiejna i zataczam się jak pijana osoba-na ulicach jest najgorzej bo są one usiane ludźmi, którzy dodatkowo jeszcze wpędzają w silne poczucie winy swoimi spojrzeniami typu " co się z nią dzieję? pewnie jest pijana bądź pod wpływem narkotyków" Dlatego też, tak jak napisałam wcześniej wychodzę tylko wtedy kiedy jestem do tego zmuszona. I naprawdę, gdybym wiedziała, że będę miała takie a nie inne życie i tego typu zaburzenia, otrułabym się już w zarodku by w ogóle nie przychodzić na świat. Zdecydowanie mogę napisać, że jest to piekło za życia, gdzie boleśnie płoniesz i z sekundy na sekundę jest Cię coraz mniej aż w końcu całkowicie znikasz tylko po to by następnego dnia znów się pojawić i przechodzić kolejne katusze -
Czy ktos przechodzi rzez nerwice lekowa z calodnowymi objawa
MiszkaJustine odpowiedział(a) na Diana82 temat w Nerwica lękowa
Na początku napiszę, że jestem wyposażona w cały pakiet zaburzeń psychicznych włącznie z silną nerwicą. I tak co do pytania; u mnie objawy trwają od rana do momentu kiedy wreszcie zdołam zasnąć. Jakiś czas temu sama na własną rękę odstawiłam leki i teraz wiem, że postąpiłam bardzo, bardzo źle. I cóż; zaraz po przebudzeniu, pierwsze co źle się zadziewa to strasznie zlewa mnie potem. Wyskakuję spod kołdry jak poparzona i siedzę na łóżku dobre 10min by do siebie dojść. Towarzyszy temu silne uczucie niepokoju, mdłości włącznie z odruchami wymiotnymi i olbrzymia niechęć do jakiejkolwiek formy funkcjonowania. Przykładowo; wcześniej, na lekach, dzień zaczynałam od kawy, natomiast na chwilę obecną mój pierwszy posiłek spożywam dopiero z 5, 6godzin po przebudzeniu bo drażnią mnie nawet zapachy. Poza problemami z jedzeniem i poceniem się oraz zmiennością temperatury; czyli raz zimno raz gorąco, każda wykonywana przeze mnie czynność powoduje silne nerwy i sztywność ciała. Zaciskam się, tj. cały układ mięśniowo szkieletowy, włącznie z zaciskaniem szczęk, poza tym wciąż prężę ciało, wyginam się jak kot bądź prężę stopy. Do tego dochodzą niesamowita drażliwość i niekontrolowane stany agresji; rzucanie przedmiotami i niemiłosierne wydzieranie się na bliskich bez wyraźnych powodów. Każdy dźwięk jest dla mnie czymś w postaci; jakby ktoś walił mnie młotem po głowie; i teraz np: w tej chwili kaszel ojca doprowadza mnie do pasji i życzę mu w głębi duszy by się wreszcie udusił na dobre; wiem to okropne ale nie umiem nad tym zapanować. Co jeszcze; silne uczucie duszenia w gardle i klatce piersiowej NON STOP. Dolegliwości żołądkowe - na porządku dziennym- wieczne ssanie w żołądku. Zjem - od razu toaleta. No i; najgorsze - BEZSENNOŚĆ. Z paranoi; ciągła gonitwa myśli, podejrzenia, że wszyscy mówią tylko o mnie i patrzą tylko na mnie, wrogo rzecz jasna bądź w formie prześmiewczej. Stany lękowe; regularnie dzień w dzień < nie ma mowy o wyjściu z domu, czasem nawet podróż do kuchni czy do drugiego pokoju jest wielkim wyzwaniem> Tak jakbym "funkcjonowała" z bronią przystawioną do skroni, bądź była uwięziona w "chwili tuż przed zderzeniem czołowym z ciężarówką" Rezultat; Jestem maksymalnie wyczerpana, obolała i życzę samej sobie śmierci by ten koszmar wreszcie się skończył. To zaburzenie jest wręcz niehumanitarne. I naprawdę szczerze i bez bicia mogę stwierdzić, że nerwica sprowadziła mnie na totalne dno życiowe bez nadziei, że kiedykolwiek będzie lepiej. Aktualnie, tj od około dwóch tygodni znowu powoli wprowadzam leczenie neuroleptykiem ale jak widać muszę jeszcze poczekać na odpowiednie działanie tego leku. I jedno jest pewne; bez medykamentów nie dałabym rady a moje znerwicowanie skończyłoby się bądź zawałem bądź udarem. Dodam jeszcze, że o kontaktach międzyludzkich,i innych relacjach nie ma u mnie mowy. Z tego względu, że zbyt wiele przykrych dolegliwości rządzi moim umysłem i ciałem nie umiem oddać się osobom trzecim. Nie umiem rozmawiać i skupiać się na rozmowie. Ludzie mnie unikają czemu się wcale nie dziwię bo moja zmienność nastrojów jest wręcz porażająca. Ogólnie rzecz biorąc jest bardzo fatalnie i czy coś się poprawi nie wiem. Mam cichą nadzieję, że tak...w innym wypadku tak jak wspomniałam, zapewne wysiądzie mi serce. Zapomniałam jeszcze wspomnieć, że od około miesiąca zaczęłam się kiwać jak osierocone dziecko; czy jem, czy rozmawiam z mamą, czy siedzę przed komputerem kiwam się nieustannie. Na zewnątrz natomiast; poza domem < gdzie niekiedy muszę się pojawić, np; w sklepie; a szczególnie w kolejce; nie umiem ustać normalnie w miejscu-chodzę przykładowo w kółko jak bąk bądź stąpam z nogi na nogę> - pełnia upokorzenia przed otoczeniem co zakrawa już na niepełnosprawność umysłową. -
Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)
MiszkaJustine odpowiedział(a) na cicha woda temat w Nerwica lękowa
Dziękuję Winter Tea! Rodzice słuchają mnie, mama stara się mi pomóc ale ona nie rozumie tego co mi dolega mimo, że obserwuje to już od tylu lat. Jeżeli chodzi o leki, aktualnie nie biorę zupełnie nic i nie wiem czy to jest dobre rozwiązanie. Dodatkowo, jakoś tydzień temu rozstałam się też ze swoim partnerem bo stwierdziłam, że nie chcę go zamęczać swoją osobą, to dla mnie zbyt dużo patrzeć jak jeszcze on dodatkowo boryka się z moimi problemami natury emocjonalnej. Poza tym ja nie mogę dać mu dziecka bo po ojcu odziedziczyłam ciężką chorobę neurologiczno - genetyczną i nie wyobrażam sobie tego bym była skłonna do obdarowania tym okropnym cierpieniem kolejnej istoty, tudzież mojego dziecka. Teraz siedzę na łóżku piszę to wszystko i zastanawiam się po co w ogóle się tu udzielam skoro i tak przecież nikt mi tu nie pomoże. Takie błędne koło. 9 lutego mam wizytę u neurologa w warszawie więc jest jeszcze jakaś mała nadzieja. Jestem chora neurologicznie więc może ten Pan Doktor wymyśli coś co mi wreszcie pomoże. Kiedyś już chcieli mi zrobić operację ale podobno guz, który wynika z choroby, który mam jest nie operacyjny i lekarze obawiają się, że mogliby mi uszkodzić mózg nieodwracalnie. Chciałabym być na tyle silna by móc się z tym wszystkim pogodzić, z tym, że nie mam żadnych perspektyw w sumie ale to ciężkie, bardzo ciężkie bo kiedyś przecież byłam normalną osobą a patrzeć na to jak moje szaleństwo i choroba niszczą mnie w coraz szybszym tempie to bardzo ciężka sprawa. Chciałabym znaleźć wreszcie coś dla siebie, coś swojego ale nawet tego nie umiem zrobić bo szybko się dekoncentruję, nie potrafię obejrzeć nawet filmu a co dopiero skupić się na czymś innym, ważniejszym. Problem tkwi w tym, że najbardziej się skupiam na rzeczach niewidocznych dla innych, typu moje omamy, czy wizje chorobowe. I wcale tego nie chcę. To mnie tak jakby opętało i nie umiem sobie z tym poradzić. Winter Tea, ja mam nadzieję, że nie będę dla Ciebie problemem i od czasu do czasu będę mogła napisać prywatną wiadomość. Ok? ps pytałaś o ilość przetestowanych leków; a więc, leki ssri, snri, neuroleptyki, stabilizatory, leki przeciwlękowe; nazwy lekow które pamietam to; bioxetin, nexpram, paroksetyna, olanzapin, pernazin, depakine, xanax, clonazepam, relanium, asertin, coaxil, zoloft, zolafren, ketrel, cital, lamotrygina, sertralin...innych jakoś nie pamiętam... -
Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)
MiszkaJustine odpowiedział(a) na cicha woda temat w Nerwica lękowa
Witam. Być może to nie jest dział dla mnie bo ostatnia diagnoza sprzed kilku dni to osobowość schizoidalna ale odnośnie ataków lękowych, stanowią one dla mnie olbrzymi problem odkąd odstawiłam wenlafaksynę. A mianowicie niepokój i lęk odczuwam tuż po przebudzeniu i trwa to cały dzień, do samego wieczora. Jest to bardzo męczące, wyczerpujące i pozbawia mnie konstruktywnego myślenia i funkcjonowania na całej możliwej linii. Jest to lęk stały połączony z ogromnym napięciem mięśniowym, od czasu do czasu przewlekany "konkretnymi" napadami lęku gdzie nie ma już mowy o poczuciu istnienia tu i teraz. W nocy z kolei jest jeszcze gorzej gdyż pojawią się cienie, postaci, poczucie, że jest ktoś obok, dziwne odgłosy, rozmowy, ewentualnie oddech ludzki. Niesie to za sobą bezsseność spowodowaną ogromnym strachem, co z kolei powoduje u mnie jeszcze większe wyczerpanie i wypranie z jakiejkolwiek nadziei na to, że kiedykolwiek będzie dobrze. Jestem tym wszystkim przerażona bo trwa to od lat 16stu. Męczę się równe 16lat. Obecnie mam 33l. Wiem, że z pewnością zrobiłam błąd bo w przeciągu ostatnich kilku miesięcy odstawiłam neuroleptyki i wspomnianą już wenlafaksynę. Ale zrobiłam to tylko dlatego, że moja wątroba zaczęła być dysfunkcyjna po 12latach zażywania leków. Teraz tkwię w martwym punkcie i zakładam już najgorsze scenariusze. Szpitale, szpitale, a w przyszłości Dom Pomocy Społecznej bo nie widzę innego wyjścia. Nie pracuję, staram się o rentę, nie mam nikogo bliskiego oprócz rodziców a oni nie będą przecież żyć wiecznie. Stąd wizja, że po ich śmierci będę zmuszona udać się do DPSów by mieć tam podstawową opiekę, miejsce do spania i wyżywienie. To jest straszne. I tak nie powinno być. Nie dość, że w ogóle nie mogę od siebie odpocząć to dodatkowo nie widzę żadnej szansy na poprawę mojego stanu. Przerobiłam już wszystkie możliwe leki psychotropowe i żadne nie działały tak jak powinny. Tylko benzodiazepiny się sprawdzały ale też na krótką metę. Nie ma dla mnie miejsca na tym świecie. Ludzie spacerują, spotykają się ze sobą, relaksują a dla mnie nawet głupie wyjście z domu do sklepu jest jedną wielką tragedią bo bodźce z zewnątrz jeszcze bardziej potęgują moje koszmarne doznania i w efekcie dostaję kolejnych napadów, które są zauważalne dla obcych. Etykietka; wariatka. Nie wiem co mam zrobić z tym wszystkim. Jestem na dnie. O samobójstwie nie myślę bo jestem osobą wierzącą ale jeżeli nic się nie zmieni to w efekcie oszaleję na dobre i dożywotnio osadzą mnie w zakładzie psychiatrycznym. Ludzie, czy ktoś jest w podobnej sytuacji. Jeżeli tak, proszę o kontakt bo jestem w tym wszystkim sama. To gorsze niż klątwa. Pozdrawiam. -
Kim/czym jestem i w co mam teraz wierzyć i komu?
MiszkaJustine odpowiedział(a) na noszila temat w Schizofrenia
A co to oznacza, "dobrze życzą", co oznacza szczęście, dobro, to, że będzie dobrze? Pytam bo nie rozumiem tych zagadnień. Poza tym tyle razy mi dobrze życzono, starano się o mnie. To nic nie zmienia i nie wnosi. Bo przypadłość jest silniejsza od "dobrze życzących" ludzi, którzy nie mają pojęcia o całym spektrum osobowości dyssocjalnej. ps: dodam, że moje pytania i drążenie skały wynika z niemożności odczuwania emocji, tj. mam bardzo płytkie emocje od zawsze i myślę, że musiałabym umrzeć i urodzić się pod inną postacią by coś w tym kierunku się zmieniło. I nie, nikt mnie nie skrzywdził :) Taka już jestem. Podobno mam jakiś stopień autyzmu, tak na marginesie. -
Płatku, ja też myślę, że to nie minie bo z dnia na dzień jest coraz gorzej. Mama z moim narzeczonym piorą mi głowę, że to są objawy odstawienne i, że muszę przeczekać ALE ja im cały czas tłumaczę, że to chyba raczej nie są objawy odstawienne bo tak samo czułam się przed rozpoczęciem leczenia, czyli 12lat temu. Teraz sobie wszystko przypominam. Tyle, że wtedy byłam dzieckiem i nie potrafiłam dokładnie opisać lekarzowi swojego stanu bo myślałam, że każdy ma tak jak ja. Teraz widzę, że chyba raczej nie każdy Zrozumiałam to. A mój narzeczony mówi mi teraz przez telefon; jakieś 30 min temu, że " Z Tobą nie można rozmawiać o normalnych sprawach" - bo chciałam odejść od tematu MNIE I MOICH ZABURZEŃ i porozmawiać o życiu, przynajmniej spróbować, tak z grzeczności a tu taka reakcja i takie słowa od niego. To ja już nie wiem. Oni chcą mnie umartwić, unicestwić, zabić? Pastwią się moim nieszczęściem? To niesprawiedliwe. Teraz już wiem, że muszę udać się do specjalisty w tajemnicy, tzn. po kryjomu bo mama i narzeczony zrobią ze mnie lekomankę, która pragnie zażywać leki Tu nic się nie trzyma kupy. Nic nie rozumiem. Może oni mają po prostu nadzieję, że rzeczywiście to są efekty odstawienne i czekają aż mi się poprawi? Boję się, że w końcu stanie się ze mną coś bardzo złego i będę zmuszona położyć się w szpitalu by wyzdrowieć. Poza tym mam ciężko bo dobrzy specjaliści przyjmują prywatnie a ja nie mam pieniędzy nic a nic. Nie pracuję. Jestem na utrzymaniu rodziców, którzy też nie mają zbyt dużo pieniędzy. Przecież nie poproszę o 100zł na nie wiadomo co bo nikt mi tyle nie da. W najgorszym wypadku będę musiała udać się na wizytę refundowaną ale wtedy pewnie taki lekarz będzie chciał mnie umieścić w szpitalu bo już raz tak było. Przepraszam, że zrzędzę tak i zaśmiecam Wam wyspę ale w tym momencie ten problem zaśmieca mi całą moją głowę. Boję się.
-
Dziękuję Płatku Róży. Muszę zacząć działać. Solian? To dobre lekarstwo?
-
Kim/czym jestem i w co mam teraz wierzyć i komu?
MiszkaJustine odpowiedział(a) na noszila temat w Schizofrenia
To pytanie; "Kim jestem/czym jestem i w co mam teraz wierzyć i komu" zakorzeniło się we mnie tak silnie, że zaczęłam w końcu uciekać. Zaczęłam istnieć dla świata, który jest zamknięty. To świat snu, wiecznego snu na jawie. On jest bardziej przystępny i w sumie pojawił się sam i to on mnie wciągnął w system innego rozumowania i postrzegania rzeczywistości, która w tym momencie jest bardziej iluzyjna niż to co rzeczywiste i namacalne. Byłoby perfekcyjnie gdybym mogła wreszcie przynależeć tylko do jednego określonego miejsca a nie przenikać raz tu raz tam. To bardzo męczące i wyczerpujące. Przeżywasz tylko siebie i to co jest w Tobie nie mogąc w żaden sposób skupić się na innych ludziach BO ich już nie ma a nawet jak są to też ich nie ma w sensie......., że mówisz do nich jak do ścian z marmuru. Przytakują bezwiednie bo to najprostsza droga. Nie starają się zrozumieć i oczekują, że będziesz taki jak oni wszyscy co jest NIEREALNE przynajmniej dla mnie. Oni widzą np; pokój, meble, kwiaty, tapety na ścianach a ja widzę to wszystko razem wzięte plus coś jeszcze czego oni nigdy nie będą w stanie zobaczyć. To jest przykre i izolujące. I tak, też to nasuwa pytanie "Kim......................?" Kim??? Ja do cholery jestem? Czym? To boli. Budzisz się z bólem i zasypiasz z bólem. A oni potrafią tylko krytykować; Ci "normalni"...bo żyją, zarabiają pieniądze, tworzą związki małżeńskie, itd. A ja jestem ta zła bo nie potrafię być taka jak oni. To niesprawiedliwe. Chciałabym wreszcie znaleźć swoje środowisko w którym byłoby mi lepiej, przyjaźniej i cieplej. -
Płatku, czyli jednak; schizofrenia. Mam schizofrenię? Wychodzi na to, że byłam źle diagnozowana przez tyle lat? Już nie wiem do kogo mam czuć żal, czy do siebie czy do lekarzy? Jestem potępiona za życia, przez samą siebie i to co się ze mną dzieje a na co nie mam żadnego wpływu. To okropne. Chcę wreszcie poczuć się jak człowiek a nie jak jakaś popierdółka. ps; dziękuję za nakierowanie mnie Płatku.
-
Moniko, więc myślisz, że powinnam udać się do lekarza? Czy może przeczekać ten stan? < tak jak mówią mi moi bliscy> Moi bliscy nie chcą bym znowu wróciła do leków, myślą, że to przejściowe. Oni nic nie wiedzą choć mówię im o swoich objawach. Boję się bo zaczynam zapominać jaka byłam wcześniej. Z dnia na dzień robię się coraz bardziej nieporadna i "inna". Nie odzywam się już do nikogo oprócz mamy bo boję się, że zakwalifikują mnie jako wariatkę i wtedy wszystko znów upadnie. To mnie boli, poza tym nie umiem nad tym wszystkim zapanować. Tak jakby świat, którego nie widać pochłonął mnie całkowicie. Te głosy, wizje i postrzeganie rzeczywistości, która jest dla mnie jak sen. Okropne sny, zwłaszcza z udziałem mojego partnera, który w snach objawia mi się jak ten zły. Jestem przekonana, że on sieje to całe zło. Wszyscy go wielbią ale moje sny mówią inaczej. To zły człowiek, który kiedyś ujawni swoje zło. I wiem to tylko ja bo mówią mi to moje sny. Moniko, odstawiłam leki sama. I tak, widzę, że to był ogromny błąd. Nie wiedziałam, że będzie bez nich tak ponuro i nieprawdziwie. Napisałaś; objawy niepokojące. Czyli? Na co Twoim zdaniem one wskazują. Pisz, jestem przygotowana na najgorsze, przeżyję wszystko. Napisz mi bo ja potrzebuję kogoś kto mnie zrozumie, wesprze i pomoże wykonać jakikolwiek krok ku poprawie. ps; chciałam dodać, że z góry przepraszam za moją upierdliwość ale bardzo zależy mi na pomocy, na razie tutaj by mieć punkt wyjściowy do dalszych działań. Poza tym, Moniko, widzę, że jesteś Moderatorką więc wierzę w Twoje kompetencje.
-
"Dragi" - eee. Leki! Brzmi bardziej przyjaźnie. Swoją drogą bardzo wiele osób chwali sobie Solian. I gdybym po raz kolejny już miała wejść na psychotropową ściężkę, między słowami nakłaniałabym lekarza do tego oto leku. Czemu? Bo wszystkie pozostałe przerobiłam, poza tym Solian i tyle pozytywnych opinii. Hmm. No i cóż, nie śpię. Czuję energię dziewczynki, małej dziewczynki. Siedzi sobie przy łóżku na dywaniku i mówi mi, że wszystko będzie dobrze. Jest dobra. Spokojna aczkolwiek jej głos chwilami zniekształca się w brzydki, nieprzyjemny sposób. Mówi mi, że to przez inną energię, która zadomowiła się u mnie w pokoju kilka lat temu . To też dziewczynka ale niesforna i zblazowana. Ona sieje zamęt. Jest zła bo taka była za życia. Mimo wszystko gdzieś tam wiem, że ona potrzebuje miłości tyle, że nie mojej. Więc nie wiem po co jest akurat tutaj. Być może czerpie ze mnie energię. Pewnie tak. I teraz kiedy to piszę ona nie jest zadowolona. Aż iskrzy w pokoju. Światełka, ostre jak miecze. Trudno. Ja też nie jestem szczęśliwa z tego powodu, że ona tu jest. ok. więcej nie piszę o niej bo boję się, że narobi mi kłopotów większych niż mam.
-
Hejka Fajnie, że jesteś. Jak oceniasz działanie arypiprazolu? Godny lek?
-
Nie śpię już 3-ci miesiąc odkąd zaczęłam odstawiać leki. I jest coraz gorzej. Jest bardzo źle. Wariuję. Mój umysł to jeden wielki chaos. Ludzie mówią, że to schizofrenia ale ja cały czas mam nadzieję, że być może ja jestem czymś więcej niż człowiek. Dlatego dziś napisałam tu post; błaganie o pomoc, poradę. Nie chcę wracać do leków ale też nie chcę tego co czuję. Czuję się sama w tym wszystkim. Wstydzę się. A Ty? O co chodzi u Ciebie? Depresja?
-
Witam! Jak się masz Prakseda? Zdrowo czy nie zdrowo? ps; śliczny nick.
-
Hej Przyjaciele. Jestem tu nowa. Chciałam się zaznajomić a wyspa to chyba idealne miejsce. Brzmi fajnie ale w środku, we mnie bywa bardzo źle. Szukam dobrych momentów i teraz jest taki moment co ma potwierdzenie w mojej chęci i zdolności do napisania czegokolwiek... Chociażby tego co napisałam
-
Na początek prośba - BŁAGAM NIECH KTOŚ MI POMOŻE, naświetli sytuację bo nie wiem co robić. A więc po krótce; od 11 lat zażywałam leki na - zaburzenia obsesyjno kompulsywne, - CHAD, a później moja Pani Doktor i inni lekarze sami zgłupieli, tj mieli problem z diagnozą; były nawet podejrzenia co do wyładowań padaczkowych bez drgawek < nie wiem jak to się medycznie nazywa> Brałam leki z grupy ssri, snri neuroleptyki i stabilizatory. Czy te wszystkie leki pomagały? Z pewnością byłam na nich spokojniejsza. Od około 6ściu miesięcy odstawiłam wszystkie leki bo zaczęłam mieć problemy ze zdrowiem fizycznym i zaczęłam podejrzewać, że być może to następstwa tych leków psychotropowych. Odstawiłam więc < w ciągu ostatnich 6msc> pernazynę oraz wenlafaksynę. Kiedy odstawiłam pernazynę < bo odstawiałam ją pierwszą > zaczęło się już robić "gorzej". Teraz natomiast mija 14sty dzień bez niczego < odstawiłam drugi lek wenlafaksynę> i jest STRASZNIE. Nie mówię już o objawach odstawiennych wenlafaksyny bo to jest koszmar ALE chodzi mi raczej o to co dzieje się we mnie, w środku. Wróciło porażające uczucie, że jestem podsłuchiwana i nagrywana, od kilku dni czuję obecność zmarłych i jestem zmuszona by z nimi rozmawiać bo nie dają mi spokoju. Słyszę ludzkie rozmowy, zwłaszcza w nocy co powoduje, że krzątam się po pokoju i nasłuchuję. Strach, który mi przy tym towarzyszy jest OGROMNY. Zaczynam znów zatapiać się w moim świecie i balansowaniu na granicy jawy i snu. Nie potrafię kontrolować agresji, nie umiem "dyskutować". Moje zachowanie jest dziecinne bo nie posiadam żadnej zdolności artykułowania. Zbyt mocno pogrążona jestem myślami i tym co dzieje się wewnątrz mnie. Nie chcę rozmawiać z ludźmi, nawet z narzeczonym bo wiem, że nie zrozumieją tego co się ze mną dzieje. Czuję się paskudnie. I zaczynam mieć bardzo nieprzyjemne wrażenie, że ktoś sieję intrygę przeciwko mnie, że być może najbliżsi wciąż mnie trują, podsypują coś do moich posiłków. Być może chcą żebym stąd odeszła. Nie wiem co mi jest. Wszystko mnie irytuje bo wszystko jest tak głupie dookoła. Ludzie są głupcami. Nic nie wiedzą. To silniejsze ode mnie, przepraszam. Mam straszne myśli, które potęgują się przez kontakty z energiami które do mnie przychodzą. Czy ja zgłupiałam? Czy to możliwe, że byłam źle diagnozowana przez tyle lat? Proszę mi pomóc, być może nakierować co powinnam robić? < a może to efekty odstawienia wenlafaksyny???> Jestem bardzo bezradna bo wszyscy na około uważają, że to co się ze mną dzieje to błachostka, nikt nie reaguje! Boję się, że to intryga. Nie mam pieniędzy bo nie jestem w stanie podjąć pracy przez zupełny brak kontroli nad swoim umysłem. Pomóżcie mi. Czy to mogą być zaburzenia schizofreniczne? Ta niemoc przebicia się do rzeczywistości? I inne objawy? Co mam robić? Nie szykanujcie mnie błagam za ten post bo wiem, że wszędzie przeszkadzam < wiem, że dostrzegacie moją obrzydłą energię >. Ja tylko proszę od odpowiedź. Dziękuję.