Mam taki problem, że wracają do mnie wspomnienia z dzieciństwa. Kiedy byłem mały rodzice zawsze bili i krzyczeli na mnie bo miałem złe oceny. Prawie za każdą złą ocene dostawałem lanie. To wytworzyło we mnie bardzo duży strach przed rodzicami i obsesje na punkcie uczenia się. Problem w tym, że nie byłem zbyt zdolny i miałem bardzo słabą koncentrację. Nieważne, czy dużo czasu nad czymś siedziałem i tak ciężko było mi coś zapamiętać. Przez lata stworzyłem sobie obsesje na punkcie uczenia (może strach przed rodzicami, może chciałem im zaimponować nie wiem do końca) , potrafiłem się uczyć nawet 10 godzin dziennie bez żadnej przerwy. Problem był taki, że nawet wtedy nie potrafiłem osiągnąć nic poza 3. Urodziłem się ze słabą koncentracją i nieważne ile pracowałem i tak nie mogłem osiągnąć wyników.
To wykończenie ciągłym uczeniem i stres doprowadziły mnie do silnej nerwicy natręctw, częściowo na punkcie religijnym, częściowo na punkcie bycia posłusznym szkole i rodzicom. Nigdy nie umiałem wytworzyć sobie silnego zdania zawsze uznawałem, że wszystko to moja wina. Kiedy dostałem nerwicę to rodzice jeszcze bardziej uznawali mnie za świra i mówili że sobie wmawiam myśli też na mnie krzyczeli. Oczywiście zawsze uznawałem, że wina stoi po mojej stronie co mnie dobijało jeszcze bardziej.
Obecnie znam się odrobinę na psychologii i odpuściłem z nauką i posłuszeństwem wobec innych. Zacząłem robić co chce, znalazłem swoje zainteresowania.
Obecnie czuje się już dużo lepiej. Jednak ciągle czuje złość do rodziców, do szkoły, do kościoła. Trudno mi pozbyć się tej złości do innych. Moi rodzice od tego czasu dużo się zmienili, są bardzo mili i zawsze mi pomagają. Jednak wogóle nie pamiętają tego co mi zrobili.
Czasem chciałem im to powiedzieć, co wtedy przez nich czułem jednak jak widze ich na codzień takich szczęśliwych to nie potrafię bo nie chcę psuć im życia i rujnować ich szczęścia. Jednak nie potrafię pozbyć się tej złości.
Możecie coś poradzić?