Skocz do zawartości
Nerwica.com

Chappie

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Chappie

  1. Cześć, miałem lekki problem czy zamieścić ten temat w "problemy w związkach i rodzinie" czy tutaj, ale potrzebuję chyba spojrzenia kogoś kto ma jakieś o pojęcie o zaburzeniach odżywiania. Pół roku temu rozstałem się z dziewczyną, która zmagała się z bulimią. Początkowo miłość kwitła, ale później bulimia dawała o sobie coraz bardziej znać, a z nią inne destrukcyjne zachowania. Zaczęło to rujnować nasz związek. Starałem się być jej wsparciem, ale odpychała mnie coraz bardziej. W końcu jej się to udało bardzo skutecznie. Sam miałem potem wielkiego doła, bo nie chciałem się z nią rozstawiać, ale chyba wyjście z tego związku odjęło jej jakiegoś kolejnego ciężaru. Generalnie kontakt jakiś był, bo jej brat jest moim najlepszym przyjacielem, więc siłą rzeczy czasem się widzieliśmy . Po wszystkim poinformowałem jej brata o jej problemach i dzięki temu chyba mogli jakoś odpowiednio zareagować jak kilka miesięcy później była na skraju wygłodzenia. Od kilku miesięcy uczęszcza na terapię. Tydzień temu do nie nagle napisała z pytaniem co u mnie, jak zdrowie. Nie ma co przeżywać, dosyć neutralne pytania, ale to był szok, bo pierwszy raz od wielu miesięcy szukała kontaktu (bez żadnej konkretnej potrzeby). Za kilka dni się spotykamy. Czy jej chęć nawiązania kontaktu może mieć jakiś związek z terapią? Wybaczcie, że tak ubogo, ale nie chcę tu się rozpisywać wielce. Gdyby ktoś chciał poznać tę historię lepiej, to wolę priv. pogadała ze mną jakaś dziewczyna, która zmaga się z bulimią i miała różne perypetie związkowe, to byłoby super. :)
  2. Myślę sobie dzisiaj o sprawach związkowych i nie mogę przejść obojętnie na pewnymi faktami. Nawet jeśli ten temat nie padł dotychczas na forum (w co wątpię), to z pewnością każdy o tym kiedyś myślał. Od dłuższego czasu jestem singlem (powoli zaczyna mi to doskwierać) i nie mogę zrozumieć otaczającego mnie świata, a być może to właśnie jest źródłem moich problemów w relacjach damsko-męskich. Do rzeczy. Kilka miesięcy temu kiedy miałem złamane serce, to przebrnąłem (na szczęście szybko) przez etap wgłębiania się w jakieś pseudoporadniki jak być prawdziwym mężczyzną, jakie są naprawdę kobiety. Mam wrażenie, że takie książki/blogi/artykuły są tworzone na podstawie doświadczeń związków z osobami, które są niestabilne emocjonalnie czy wręcz mają konkretne zaburzenia. Porady w stylu "kobiety lubią być tak naprawdę pomiatane" etc. tak mi śmierdzą borderline albo innymi podobnymi zaburzeniami. Z drugiej strony istnieje też masa stron propagujących wizerunek mężczyzny pewnego siebie, silnego, zdecydowanego. Jak najbardziej, te cechy są z pewnością atrakcyjne, ale nie oszukujmy się - nie ma ideałów. Dodatkowo mam wrażenie, że takie narzucanie pewnych wzorców sprawia, że facet tym bardziej staje się niemęski, bo zaczyna udawać kogoś kim nie jest. Nie da się ot tak włączyć pewności siebie itd. A to co najbardziej mnie szokuje, to właśnie propagowanie takiego wizerunku super faceta, a mam wrażenie, że większość związków, które znam albo o których czytam, to są relacje z niezrównoważonymi emocjonalnie dziećmi w męskiej powłoce. Głowa mi pęka.
  3. Chappie

    Hello, it's me

    Hej wszystkim! Zarejestrowałem się na forum, ponieważ trochę nie mogę pozbierać myśli. Potrzebuję obiektywnego spojrzenia, bo sam raczej takiego nie mam. Nom, to postaram się krótko i treściwie. Ona ma 18, a ja 19 lat. Byliśmy krótką parą pół roku temu. Było bardzo burzliwie między nami, ale po drodze wyszło, że jest bulimiczką. Oczywiście starałem się ją wspierać, ale po jakimś czasie się po prostu rozleciało. Ona zaczęła się coraz bardziej wycofywać, a moje próby dotarcia do niej też tylko wszystko pogarszały. Rozstaliśmy się (z mojej inicjatywy) i chyba nawet było jej to trochę na rękę. Trochę to odchorowałem, bo nie chciałem w sumie z nią zrywać, ale też musiałem postawić granicę, bo wszystko było bardzo toksyczne. Po kilku miesiącach się spotkaliśmy (z mojej inicjatywy) i było bardzo fajnie. Okazało się, że zaczęła chodzić do psychologa i powiedziała rodzicom o problemie. Umówiliśmy się, że jeszcze się spotkamy. Po dwóch miesiącach się odezwała czy mam czas na jakąś kawę/herbatę, bo ona zaprasza. To się spotkaliśmy i było super, kilka godzin nam minęło jak kilka minut. To była jakaś totalna zmiana. Ona jest raczej strasznie zamkniętą osobą, a tu nagle komplementy - "masz pewnie tyle wielbicielek teraz", "muszę Tobie kiedyś coś ugotować". Przy okazji zdążyła umówić kolejne spotkanie do kina, które potem jak sama określiła "wymusiła". I właśnie... Byliśmy w tym kinie tydzień później, bardzo miło. A ona do mnie wypaliła czy pójdę z nią na studniówkę. No nie ukrywam, że trochę się tego spodziewałem. I teraz mam przez to wszystko mętlik, bo z jednej strony serce by chciało żeby to oznaczało coś więcej z jej strony, a z drugiej jestem trochę nieufny po tym naszym związku i nie chcę się znowu sparzyć. Bo trochę w sumie to tak wygląda, że te spotkania nagle, bo nie ma z kim iść. Zresztą nawet tak powiedziałem jej wprost, że tak sądziłem, że to chyba chodzi o studniówkę, a ona tylko "o nieeeee". Wiem, że to dziecinada, ale jesteście starsi to mi pewnie dobrze doradzicie.
×