Skocz do zawartości
Nerwica.com

Deriiii

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Deriiii

  1. witam.. piszę tutaj z nadzieją, że ktoś mnie 'wysłucha' i zrozumie.. powoli nie mogę sobie dać już z tym rady... opiszę to w takim większym skrócie... otóż wszystko się zaczęło (chyba?) od tego, że mój były kumpel zaczął kręcić i okłamywać mnie. niesamowicie mnie to wkurzyło i zresztą moją kumpelę też. a że nietylko my z nim miałyśmy 'na pieńku', tylko jeszcze inne dziewczyny z naszej klasy to po prostu wspólnie go obgadywałyśmy i też dowiadywałyśmy się nowych, super rzeczy, które ponoć mówił kiedyś naszej koleżance. więc ta nasza złość na niego się pogłębiała. pech chciał, że ta koleżanka prawdopodobnie już wtedy zaczęła z nim pisać na nowo, nie przyznając nam się do tego i podejrzewam, że napisała mu wiele rzeczy, które ja mówiłam na jego temat. to co mówiła moja kumpela nie, ale to co JA już tak. przynajmniej to są moje podejrzenia. przestaliśmy się odzywać. w końcu on nagadał jakichś głupot i kłamstw, tym dwóm dziewczynom, chyba z zemsty i mnie z nimi skłócił. nie rozumiem też tego czemu tak jak mu nie wierzyły w nic na początku, to nagle zaczęły mu ufać, ale to już pozostawię może bez odzewu... zrobiła się straszna atmosfera, nie do przyjęcia dla mnie. po prostu nie umiem sobie dać rady z takimi sprawami. najgorsze jest to, że one mu chyba całkowicie ufają, mnie w ogóle (w sumie się nie dziwię, bo naprawdę dużo było tych bajek wszelkiego rodzaju). do tego co chwilę jakaś nowa sprawa wypływa, co chwile jakaś plota totalnie przekręcona albo wymyślona i sporo historii z dawnych, odległych czasów. ja już kiedyś im tłumaczyłam, że było między nami różnie, że je obgadywałam ale to było kiedyś. tylko do nich znowu dochodzą informacje, że to się dzieje TERAZ... i już nawet sama nie wiem czy tylko on coś im gada, ale na pewno ma w tym duuży udział. co chwilę ktoś do mnie o to ma pretensje, a ja już nie wiem jak się bronić, nawet gdy próbuję to to i tak nic nie daje. mam wrażenie, że wszyscy są przeciwko mnie. moja przyjaciółka powiedzmy, że też się ode mnie odwróciła, chyba też sobie nie dawała już rady z tymi atakami na mnie, a do tego wiele osób miało jej za złe to, że się ze mną kumpluje. więc teraz nasze kontakty uległy zmniejszeniu. raczej nie ma nic do mnie, ale woli się 'nie wychylać', takie wrażenie odniosłam. mam do niej żal o to, ale nie o tym chciałam tu pisać... boję się, boję się po prostu pójścia do szkoły, narazie dość długo mnie nie było, chorowałam, wcześniej zaczęłam wagarować, powodem była również ta sprawa. siedzę w domu, a i tak już zdążyłam doświadczyć nowych pretensji o nowe historyjki, które wyszły... boję się też, że moja dość zaleczona nerwica wróci. czuję w sobie straszny lęk, niepokój, który nie mam już gdzie mieścić. nie wiem co mam robić, dla mnie ta sprawa jest jak narazie bez wyjścia, bo one mi po prostu nie wierzą, a cały czas jakieś nowe sprawy wypływają. a moim zdaniem ja najmniej w tym wszystkim zawiniłam. nie, nie uważam, że jestem święta i na nikogo nigdy złego słowa nie powiedziałam. lecz to było kiedyś, a to, czego one się teraz dowiadują w dużej mierze odbiega od prawdy, albo jest całkowicie wymyślone. popełniłam błąd, że mu kiedykolwiek ufałam, wiem, ale co zrobić. i on też popełnia błąd, że im w 100% ufa, tak samo jak one jemu. mam wrażenie, że się nawzajem nakręcają i dlatego tego się nie da uciąć. rozmawiam o tym z bliskimi, chodzę do psychologa, nietylko z tym problemem. ale i tak nie potrafię sobie z tym dać rady, po prostu nie potrafię. przerasta mnie to. ten 'problem' może się wydawać dla kogoś śmieszny, ale gwarantuję, że nikt nie chciałby być w takiej sytuacji. nie ma kto za bardzo się za mną wstawić, za to oni wszyscy nawzajem się wspierają i śmieją się, obgadują. nie wiem kiedy się to skończy. mam nadzieję, że w końcu on się na nich przekona, albo one na nim, bo jedna i druga strona to są niezłe ziółka. może ktoś przeczyta te moje wypociny, starałam się za bardzo nie zamotać tego, nie wiem jak to wygląda.
  2. eh, miło mi usłyszeć, a właściwie przeczytać to, że nietylko ja mam taki `problem` .. właśnie starałam się tak myśleć, ale chyba myśląc tak, nie wierzyłam tak naprawdę w to. skoro Tobie się udało, to ja też jeszcze raz spróbuję i mam nadzieję, że również mi się uda i będzie dobrze... tylko muszę w to uwierzyć. ok, napiszę jeśli będę mieć czas i nie zapomnę ; ) również pozdrawiam i dziękuję za odpowiedź.
  3. witam was serdecznie.. nie wiem czy piszę to w dobrym dziale, bo mój problem dotyczy po części nerwicy a po częsci chyba PTSD. mam problem, przez który nie moge normalnie żyć... myslalam ze to minie ale trwa to juz jakiś rok nie wiem co mam robić.. moj problem może wydawać się smieszny i być dla niektorych błahostką, ale dla mnie jest to naprawde ciężkie i trudne.. mam chyba fobie społeczną .. czy agorafobie .. nie jest jakoś bardzo silna ale raczej jest .. nerwica lękowa chyba rowniez.. jednak w tym poście chciałabym napisać przede wszystkim o tym, że 'boje sie' paru dziewczyn z okolicy... 2, moze 3... w zeszlym roku leciały od nich w moja strone głupie docinki, którymi nie powinnam sie przejmować ale jednak sie przejmowalam... kiedys idąc z kolezanka po drodze spotkalam ją ... chyba najbardziej znienawidzona mi osobe.. byla z paroma kolezankami.. ale balam sie tylko jej... i znowu uslyszalam w moja strone jakies podłe uwagi... myslalam ze zapadne sie pod ziemie... potem sie rozpłakałam... najgorsze jest to ze ja tak naprawde nic tym osobom nie zrobilam.. NIC! wymyslily sobie cos i sie do mnie przyczepily... bylo jeszcze pare takich sytuacji... w szkole.. narazie jest spokoj ale jak dlugo to potrwa to nie wiem! przez te zdarzenia moja psychika nie jest juz normalną spokojną... w szkole tego juz tak nie odczuwam, jednak czasami napada mnie lęk, czasem jak kolo mnie przechodza i widac ze sa w dobrym humorze.. wtedy nic nie mowie i staram sie na nie nie patrzec ale odczuwam strach.. ze cos mi znowu dogadają.. tak jak kiedyś.. ale... boję się też wyjść z domu, boję sie ze je spotkam i znowu coś mi powiedzą.. wyobrazam sobie że idę, spotykam je, zerkają na mnie, śmieją się i coś mówią.. a już w ogole nie mowie co by było gdybym spotkala je np w autobusie.. nie wiem czy bym nie zasłabła z nerwów... kiedyś bardzo często wychodziłam, sporo czasu spędzałam poza domem, teraz dopiero widze jakie to było tak naprawde szczęście.. a teraz jak mysle że miałabym iśc w to, w to, czy tamto miejsce to czuje że to niemożliwe... mam wielki uraz w psychice i nie potrafie go wyleczyć, nie potrafie! sama nie wiem czego się tak boję, ale sie boję.. czasami 'to' uczucie odczuwam bardziej a czasami słabiej... i najgorsze że im nie potrafie odpyskować, obronic sie przed tym... bo boję sie że bedzie jeszcze gorzej, naślą kogos na mnie czy cos podobnego.. w koncu z tego co wiem znaja bardzo duzo osob.. wiec nie chce pogarszac swojej sytuacji.. czy w gorszym wypadku dostać w twarz... proszę, doradźcie mi coś, bo sobie juz sama z tym nie daję rady... i jeszcze raz mówię, że narazie jest spokój, nic się takiego nie dzieje ale nie wychodze praktycznie z domu gdzies choćby na spacer.. chodzi mi o wyjście na dzielnice.. chce uniknąć spotkania z nimi.. po prostu..
×