Od półtora miesiaca cierpie na okropną bezsennosc. Dostalam triticco, ktore dziala super na sen ale na drugi dzien mam przez kilka godzin zawroty glowy i ogolnie boli mnie glowa wiec odstawilam z bólem serca. Mam tez zolpic, ktory łykam w akcie desperacji i jest wg mnie najlepszy bo nie mam skutkow ubocznych na drugi dzien. Ale ze uzaleznia to stwierdzilam, ze musze sie z nim opanowac i nie bede go lykac za kazdym razem kiedy nie moge zasnac. Wczoraj dostalam hydroksyzyne w syropie. Nie dala mi nic, tylko tyle ze bylam cala noc otumaniona i nie spalam. Zasnelam tylko nad ranem i dzis nie poszlam do pracy bo nie bylam w stanie wstac z lozka. Mam doła i jestem sfrustrowana, z osoby, ktora cieszy sie zyciem zamieniam sie w kogos smutnego i wkurzonego.
I tak sobie mysle, bo widze ze tutaj sporo osob bralo leki nasenne przez dlugi czas ale w koncu odstawiali bo lek uzaleznia - i teraz moje pytanie, ktore moze wydac sie niektorym glupie ale trudno. Co z tego, ze uzaleznia? Serio, jakie sa najgorsze i mozliwe skutki bycia uzaleznionym np od ćwiartki zolpicu przed snem ? Skoro ja na ten moment nie bedac uzalezniona mam problmy z funkcjonowaniem, nie moge skoncetrowac sie w dzien a mam wymagajaca prace wiec utrudnia mi to wykonywanie obowiazkow, jestem zdołowana, smutna, wkurzona, zmęczona ale nieuzależniona, wow. Serio wydaje mi sie, ze bycie uzaleznionym od jakiejs tam tabletki ktora pozwala spac jak czlowiek jest mniej grozne niz nie spanie w ogole.
W nastepna srodę rozpoczynam psychoterapię i licze na to, ze to mi z czasem pomoze. Do tego wroce dzis do triticco, nawet z tymi skutkami ubocznymi bede to brac bo inaczej nie wiem czy nie strace pracy.
Niech sie tu ujawnia osoby, ktore wychodza lub wyszly z bezsennosci za pomocą leków lub bez. I serio, prosze o opinie odnosnie tego uzaleznienia.