Skocz do zawartości
Nerwica.com

TailsDoll

Użytkownik
  • Postów

    37
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia TailsDoll

  1. Tak się w moim wypadku nie da, próbowałem, uwierz mi.
  2. Proszę bardzo: - mimo wszystko staram się regularnie rozmawiać z ludźmi - wyjeżdżam co jakiś czas na różnorakie eventy - no i przede wszystkim (w kwestii związków): nie zdradzam, traktuję należycie, z szacunkiem. Co w zamian? Samotnia. Więc co dalej?
  3. Witajcie! Miałem się rozpisać jak wspominałem wcześniej, tak więc to robię. Otóż dość dawno założyłem taki oto wątek http://www.nerwica.com/witam-wszystkich-t57307.html Od tamtego czasu trzeba było jakoś żyć z samotnością, nawet o tym nie myślałem, tylko po prostu: "skoro inni nic nie robią, nie naciskają i im wychodzi, to czemu miałoby to u mnie nie zadziałaś". I rzeczywiście kogoś poznałem, było przyjemnie przez 3 miesiące po czym usłyszałem, że "od początku jej to się nie podobało i od początku nic nie czuła". Fajnie, zwłaszcza wtedy, kiedy człowiek się zaangażuje. Z rodziną cóż - nie zmieniło się - ba nawet pogorszyło, szczególnie w kontekście tzw "matki". Z tego co wiem wypisywała po moich znajomych na facebooku najróżniejsze rzeczy nie wiedząc czemu. OK - parę zmian w ustawieniach i po problemie. Natomiast szans na jakiekolwiek relacje z nią już nie ma. Ma swoje pieniążki z zus-u (dotychczas miałem rentę po ojcu), ma swoje dwie ukochane córeczki to po co tu ja no nie? Biorąc pod uwagę, że jednej z nich ufundowała prawo jazdy (a i drugiej też pewnie), a w momencie wyrzucania mnie z domu na odchodne dała mi ręcznik i dwa garnki. O temacie rodziny się rozpisałem nieco w wątku, który podałem. Skupmy się jednak m.in. na rodzinie od strony ojca, która z tego co widzę coraz bardziej ma we mnie wylane. Czuję, że jestem dla nich jak natręt. Ktoś, kto tylko przychodzi i irytuje swoją obecnością. Mam wrażenie, że patrzą się na mnie przez pryzmat ojca, który był alkoholikiem. Tu wspomnę o wątku przeprowadzki w związku ze zmianą pracy z Gdańska do Gdyni. Już wiem, że jedyne co mnie nie zawiedzie w tej kwestii to komunikacja miejska, bo na rodzinę i znajomych nie mam co liczyć. Rodzina - jak znam życie na kilka godzin przed przeprowadzką: "nie mogę, bo coś tam" - norma. Ludzie których mógłbym określić przyjaciółmi - albo "bez odbioru", albo "nie mogę, bo coś tam" - co z tego, ze nie mówię o tym z dnia na dzień (tydzień przed), ale jak im komputer czy inny elektroniczny złom się sypie to już od razu do mnie pierwsi - na to też już znajdę sensowne rozwiązanie (prawdopodobnie skończę z naprawami w ogóle). Święta jak to święta - kolejne spędzone samemu, szału nie ma. Zresztą jechać do rodziny, by czuć się zaproszonym "z litości" to takie niezbyt dla mnie interesujące. Zaś temat związków cóż - odnoszę czasami wrażenie, że nie da się mnie kochać. Pokazuje to rodzina, pokazują poprzednie związki. Obecnie dalej sam, czego nienawidzę. Nienawidzę samotności. P.S. Znam te śpiewki "na pewno kogoś spotkasz" , "daj sobie czasu" , "pokochaj siebie" itp.
  4. Witajcie! Pewnie dziś albo jutro założę wątek poświęcony dokładniej co mnie wkurza, ale dziś opiszę jedną, irytującą rzecz. Otóż za tydzień czeka mnie przeprowadzka i cóż - jak zwykle mogę liczyć jedynie na komunikację miejską, bo na znajomych i rodzinę już nie. Jak zwykle. Ale jak komuś komputer padnie to nagle, że "mam byc zaraz, 5 minut". Albo to - idę gdzieś i "zrób mi komputer, to chwilę ci zajmie". Taaaa.... Ja sobie poradzę z przeprowadzką, natomiast po tym będę odsyłał ludzi z kwitkiem jak coś będą chcieli na zasadzie "ja nie robię komputerów, ale pod tym adresem jest świetny serwis, który radzi sobie z takimi rzeczami". Sprawy sercowe itp leżą ale to opiszę w najbliższym czasie, ogółem wkurza mnie to wszystko włącznie z samotnością i poronioną sytuacją rodzinną.
  5. Ale mnie nie chodzi o to, czy się chce umierać, czy nie, tylko o strach przed śmiercią naturalną (to znaczy mam na myśli nie samobójczą). Jak napisałem na chwilę obecną śmierci się nie boję bardziej się boję bólu przed momentem śmierci...
  6. A dlaczego wtedy byś się bał? Dlatego, że ktoś będzie cierpiał z tego powodu? To nie jest lęk przed śmiercią tylko przed zranieniem bliskich. To byłby strach o bliskich- czy by sobie poradzili i za co (np gdybym założył rodzinę i dorobił się dzieci -totalne SF- )- wtedy nie chciałbym umierać, wolałbym cierpieć byle by rodzina miała co jeść, dach nad głową, w co się ubrać i ogółem dobrze żyła, a tak jak znajomi i rodzina wiedzą gdzie jestem jak czegoś chcą, miłości nie ma, bo nikt mnie nie chce i nikt nie kocha no to czego się bać tak naprawdę? Oczywiście zdaję sobie sprawę, że są ludzie którzy by wiele oddali za to co ja mam (dach nad głową i pracę), ale taka pustka jaką przechodzę by ich szybko wykończyła psychicznie.
  7. Bardziej się boję bólu jaki może być tuż przed moją śmiercią. Śmierci jako takiej na chwilę obecną się nie boje- bałbym się jakbym mnie ktoś kochał i potrzebował, ale takich ludzi nie ma. Nikt mnie nie kocha, nie potrzebuje, dla ludzi jestem tylko "tym co kompy naprawia" (nie jestem dla nich osobą), więc straty wielkiej by nie było jakby miał teraz umrzeć.
  8. TailsDoll

    Samotność

    Yyy... To człowiek sam sobie głównie nadaje jako taki sens,twoje cele,marzenia,zobowiązania,pasje i inne..to napędza "sens życia". Nawet sterty przyjaciół,najlepszy partner/ka życiowy/a nie nadadzą sensu twojemu źywotowi jako tako,to musi choć minimalnie iść do ciebie. Wiadomo,lepiej mieć ileś tam dobrych relacji niż żadnych..ale nie nadaje to jako tako sensu. Jeśli poczucie własnej wartości,samoocene,poczucie szczęścia uzależniasz zbyt od innych a te osoby cię zostaną/oleją/zostawią to będzie znacznie bardziej ujowo jak było. Trzeba się nauczyć żyć z własnym ja. Niemniej jednak sukces czy miłe przeżycie bardziej cieszy jak masz komu opowiedzieć niż np odnosisz ogromny sukces, przychodzisz do domu, a towarzystwo albo ten sukces ignoruje, albo neguje lub tego towarzystwa w ogóle nie ma. Kontakt z człowiekiem jest potrzebny i mi już powoli siada psychika od ciągłej samotności (o tym napiszę szerzej jak będę miał dłuższą chwilę).
  9. Doskonale rozumiem na czym polega problem faworyzowania i ranienia przez ludzi którzy o dziwo- nie powinni. Jeżeli "rodzina" traktuje Ciebie jak śmiecia- nie warto z nimi rozmawiać i utrzymywać kontaktu. Obca osoba jakby Ciebie tak traktowała- od razu byś ją odtrąciła. Miałem podobny problem- siostry zawsze "te lepsze", od matki zawsze dostawały (hit- jednej z nich "matka" ufundowała prawo jazdy, kiedy mnie wyrzucając z domu dała dwa ręczniki i dwa kiepskie garnki) co chciały, zawsze je obie broniła (najmłodsza mi zawinęła 50zł, miała wtedy 14 lat i co najlepsze- wydała na papierosy- kto jej sprzedał tego nie wiem, i zamiast ukarać oraz nakazać jej odpracowanie tych pieniędzy- jeszcze mi zaczęła wypominać "ile to na mnie pieniędzy wydała). Dziś nie utrzymuję z nią żadnego kontaktu i niech tak zostanie, analogicznie z babcią (ona dodatkowo ma długi język i co się by u mnie działo- zaraz cała rodzina wie, a jak dowiedziała się o moich sprawach finansowych- stałem się czarną owcą w rodzinie. Rodzina też ludzie, a ludzie potrafią czasem nieźle popalić. Prezentu nie przywoziłbym- podejrzewam, że skoro do Ciebie mają pogardliwe podejście to i do dziecka też takie będą mieć- nie warto. Lepiej energię, którą trzeba władować do "toksyków" władować w siebie i swoją rodzinę- lepiej na tym wyjdziesz.
  10. Co sprawiło mi radość? 1. Wizyta u pani psycholog- w końcu mogłem komuś powiedzieć wszystko bez żadnych obaw, w moim otoczeniu cokolwiek komuś powiedzieć to już połowa znajomych/rodziny wie. 2. Filmik z Armin Only Embrace- byłem, widziałem, zapomniałem o troskach....pomyśleć, że to było tydzień temu.
  11. Jeżeli ma się coś stać to nie będzie Twoja wina. Jeszcze raz powtórzę: Matka jest człowiekiem jak każda inna osoba, obcą osobę, która by Ciebie traktowała jak śmiecia już dawno odprawiłabyś z kwitkiem, więc skąd ten strach o matkę? I nie, nie pisz "bo Ty nie rozumiesz"- tak się składa, że rozumiem. Rozumiem jaki to problem wybierać między sobą, a "matką", ale co będzie jak ona umrze? Będziesz rozpaczać, bo "co ja mogłam zrobić by mamusia nie umarła"- na zaś odpowiem: NIC! Zauważ, że nie masz tak naprawdę swojego życia- gdzie coś dla siebie? Basen, kino- kiedy byłaś z mężem i dzieckiem gdziekolwiek? Tobie to jest potrzebna solidna terapia DDA/DDD, bo z tego co widzę nie masz w sobie siły, by móc przeciąć więzi między Tobą, a "matką".
  12. Mi sprawiło radość spojrzenie się na kalendarz i uświadomienie sobie, że niebawem koncert na który tak długo czekałem
  13. Podejdę do tego tak: jeżeli obcy człowiek Ciebie traktował jak "matka" co byś zrobiła? Pewnie nie utrzymywała z nią kontaktu. Powiem Ci coś, z czego możesz nie zdawać sobie sprawy- matka też jest człowiekiem takim jak każdy inny, i masz pełne prawo tak jak z milionami innych osób nie utrzymywać z nią kontaktu. Dlaczego zdając sobie sprawę z tego, jak Ciebie całe życie traktowała nie odcinasz się od niej? Martwisz się, bo "ona sobie nie poradzi", "bo ona się obrazi" zaniedbując swoją rodzinę. Sama swoim zachowaniem zapracowała sobie na to, aby od niej odejść. Musisz zdecydować- albo Ty, twoja rodzina albo "matka".
  14. Nawiązując do tematu: Szkołę wspominam raczej źle- wszelkie przyjaźnie czy inne kontakty z ludźmi jak już to były głównie po za nią. Szkoła była dla mnie zbiorem paradoksów- pamiętam, że kiedy mnie gnębiono kilka kroków od murów szkoły to wychowawczyni tylko "to było po za terenem szkoły"- ale jak wrzuciłem kilka przeróbek do internetu to zaraz dyskusja "internet jest częścią szkoły i powinieneś ją dobrze reprezentować". Zdaję sobie sprawę, że znajdą się tacy, co mają o szkole dobre zdanie- cóż- "najedzony nie zrozumie głodnego". Szkoła to było dla mnie ostatnie miejsce, w którym by mi było dobrze, dlatego też gdy po zajęciach mogłem sobie dorabiać w firmie gdzie miałem praktyki i naprawdę dobrze się pracowało- gdy była okazja to noga z lekcji i do pracy- i o dziwo udało mi się szkołę ukończyć Dziś zaś owocuje wiedza pozyskana z tamtej firmy (obecnie pracuję w innej, również związaną z branżą elektroniczną) w postaci lepszych zarobków - bardziej niż wiedza ze szkoły, gdzie na zajęciach pracowni nauczycielka dawała nam wikipedię do przepisania, a sama grała w pasjansa.
  15. Może chodziła do prywatnej szkoły? Ewentualnie w publicznej miała bardzo dobre życie bez bycia gnębioną i uważa, że jest w porządku (najedzony głodnego nie zrozumie).
×