Skocz do zawartości
Nerwica.com

upside_down

Użytkownik
  • Postów

    53
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez upside_down

  1. szerokozamknięta, mi w temacie ubezpieczenia już absolutnie o nic :D

     

    Już wcześniej zadałam tu pytanie jak to wygląda w przypadku bezrobocia, otrzymałam odpowiedź na forum kilka dni temu, od tamtej pory stworzyłam "plan na każdą ewentualność" i więcej nie pytam co robić, żeby być ubezpieczona :smile:

     

    kangurekkk, szacun, Ty po prostu jesteś uczciwą kobietą (i wcale nie kpię), ja natomiast jestem mistrzem kombinacji i manipulacji - taki już ponoć urok mojego zaburzenia osobowości, więc chętnie zwalam na to winę i mówię, że trudno, tak już mam, bo jestem dyssocjalna ;) A Ty co w takim razie zrobisz? Będziesz sama opłacać ubezpieczenie?

  2. szerokozamknięta, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że UP na moją prośbę nie opłaci mi ubezpieczenia na cały okres leczenia, dlatego też pisałam wcześniej, że wiem, że po 90 dniach zwolnienia lekarskiego zostanę automatycznie wyrejestrowana z UP i pytałam co zrobić z resztą czasu, kiedy będę potrzebować ubezpieczenia. I tu padł MOPS, w którym nie wiem, jak będzie.

    Natomiast z tych 90 dni nie mam zamiaru tłumaczyć się wcześniej, po prostu zarejestruję się w UP jako bezrobotna i nawet jestem otwarta na wszelkie oferty pracy - ale po pierwsze nie wierzę, że UP znajdzie mi pracę :mrgreen: po drugie jeśli znajdzie, to i tak pójdę na półroczne zwolnienie lekarskie.

    Ale nie mam zamiaru o tym planowanym półrocznym zwolnieniu lekarskim informować podczas rejestrowania się w UP, bo wtedy wiadomo, że będzie lipa.

  3. kangurekkk, trochę nie kumam, że "obeszłaś UP i MOPS i nici z ubezpieczenia". Ja nie mam zamiaru "obchodzić" UP, tylko po prostu idę, zgłaszam się jako bezrobotna, a wtedy ubezpieczają mnie z automatu, nie muszę się o to prosić czy też mieszać w to mojego przyszłego pobytu w Kobierzynie. Czy Ty się tam zarejestrowałaś jako bezrobotna, czy poszłaś poprosić o ubezpieczenie, bo brzmi to jakoś mega dziwnie :roll:

     

    Ale przy okazji dzięki za info o 42 dniach do dyspozycji, dla mnie to zbawienie!

  4. kangurekkk, ja byłam na leczeniu stacjonarnym, tyle że odwykowym (właściwie to wszędzie już byłam, tylko jeszcze Kobierzyn mi został ;) ) i w weekendy nie robiło się po prostu nic. W sensie terapeutycznym. Tyle że z terapii odwykowej nie wolno wychodzić na przepustki, więc nie było innego wyjścia jak szukać sobie rozrywek w stylu setna krzyżówka i dziesiąta książka. Z tego co słyszałam, w Kobierzynie można brać przepustki, więc to dawałoby możliwość ruszenia się gdzieś, zwłaszcza w Krakowie. Dla mnie to byłaby możliwość wsiąść w tramwaj i podjechać do domu pogłaskać koty :smile: mam przynajmniej taką nadzieję! :105:

     

    kite, dzięki za info, jeśli nie uda mi się znaleźć żadnej idiotoodpornej pracy do wakacji to będę napierać na MOPS. Ja Cię piętrolę, jaka to dla mnie porażka... :roll:

  5. *Monika*, wiadomo, że wolałabym w ten sposób, ale niestety się nie da.

     

    Moje zaburzenie (osobowość dyssocjalna) daje mi już tak popalić, że wymagam stałej terapii. Moja praca jest na tyle wymagająca i odpowiedzialna, że oczekuje się ode mnie pełnej dyspozycyjności, często muszę pracować po godzinach i tym samym przestałam chodzić na terapię. A jak olałam terapię, to momentalnie uwstecznienie i zaczęłam odstawiać swoje akcje. Tak więc na tę chwilę nie jestem w stanie pogodzić mojej pracy z terapią, a żyjąc samą pracą szybko zapędzam się w straszny syf i w pracy też nie funkcjonuję.

     

    Od 2 lat kilku różnych psychoterapeutów i dwóch psychologów klinicznych tłumaczy mi, że bez Kobierzyna się nie obejdzie. Przez 2 lata uważałam, że ważniejsza jest praca, ale w tej chwili wiem, że jeśli nie będę brać udziału w terapii to pracę i tak zawalę.

    Na tę chwilę w ostatnim już chyba miejscu w Krakowie, gdzie terapeuci jeszcze ze mną rozmawiają dostałam warunek, że albo biorę się poważnie za terapię, albo oni nie są w stanie mi pomagać awaryjnie, gdy wracam na chwilę z podkulonym ogonem. A że ja w regularnej terapii dobrze funkcjonuję, a bez niej jest masakra, to zdałam sobie sprawę, że jeśli wybiorę pracę to szybko marnie skończę.

     

    Ale już kombinuję, żeby do października znaleźć sobie byle jaką pracę nie kolidującą z terapią, żeby później z niej ciągnąć zwolnienie :D

  6. szerokozamknięta, dziękuję za odpowiedź, pocieszające, że są w ogóle jakieś opcje darmowego ubezpieczenia po okresie 90 dni z UP. Nie wierzę w ogóle do czego doszło, że ja właśnie rezygnuję z dobrze płatnej pracy po to, żeby za 3 miesiące dostawać pięć stów bezrobocia, a następnie prosić MOPS o dofinansowanie mojego dobrowolnego pobytu w szpitalu psychiatrycznym. szerokozamknięta i kite czytając Wasze posty to patrząc na to, co robię, żeby się dostać do 7F możecie mnie mieć za totalną wariatkę :mrgreen:

     

    Dzwoniłam dziś do 7F umówić termin, a mam zapalenie krtani i muszę krzyczeć, żeby głośno szeptać, więc rozmowa była mordęgą i nie było sensu pytać o to ubezpieczenie. Ale oczywiście mam jeszcze mnóstwo czasu (termin na październik), więc zdążę do tego czasu zorganizować sobie wszystko. O ile wcześniej nie przymrę z głodu żyjąc w skrajnym ubóstwie ;)

  7. Mam nadzieję, że nie dostanę po łbie, że ktoś o tym pisał w poście numer 578, a ja nie sprawdziłam, ale mam pytanie :D

     

    Wybieram się na 7F, ale w tej chwili jestem na etapie rezygnacji z pracy, którą i tak wkrótce bym straciła przy tak nasilonych dolegliwościach związany z moim zaburzeniem.

    Tym samym jeśli uda mi się dostać na leczenie, będę w tym momencie zarejestrowana w Urzędzie Pracy. Wiem, że Urząd Pracy wyrejestruje mnie po 90 dniach zwolnienia i stracę ubezpieczenie.

     

    Czy ktoś z Was był, albo słyszał o takich osobach, które były bezrobotne podczas 6-miesięcznego leczenia? Oczywiście jestem już za duża, żeby ubezpieczał mnie ktoś z rodziny, małżonka również nie posiadam :) Ktoś wie, co wtedy?

  8. dziwne, bo ja znam pacjentkę która przed przybyciem regularnie sobie popija, nawet będąc na oddziale narzekała że sobie piwka walnąć nie może.. była na pobycie diagnostycznym..

    co do terminu to dzwoń co piątek rano i pytaj czy nie da się przyspieszyć

     

    Kite, ja tam właśnie zadzwoniłam z pytaniem o przyspieszenie, ale powiedziałam wprost, że jestem uzależniona od alkoholu i że piłam początkiem lipca (nie ukryję tego, ponieważ promille są na wypisie ze szpitala, który muszę ze sobą przynieść), na co pani mi powiedziała, że w takim razie to mnie zapraszają nie wcześniej jak 6 miesięcy od ostatniego spożycia alkoholu. Wiadomo, że jeśli ktoś pije przed terapią, ale nie ma tego udokumentowanego, to mu nie udowodnią i może wmawiać na rozmowach, że od daaawna nie ruszał alkoholu.

     

    Ja mam termin rozmowy dopiero na koniec stycznia 2012, póki co go nie odwołuję, ale nie wiem, co będzie do tamtej pory.

    Tyle że już teraz wiem, że jeśli pójdę na półroczne leczenie to stracę pracę i po wyjściu zostanę bez środków do życia - a kupiłam sama na siebie mieszkanie w Krakowie i kosmiczne raty muszę spłacać co miesiąc.

     

    To jest strasznie do dupy, bo muszę wybierać między złym a złym. Czyli czy olać wszystko, iść się leczyć mając nadzieję, że pomoże, a później jakoś wygrzebywać się z tarapatów finansowych, czy zostać w pracy, mieć spokój zawodowo-finansowy, ale męczyć się z moim borderline :(

  9. biorę asertin od odkoło 3 miesięcy (2x50mg).. Czy ten lek uzależnia? Czy są jakieś zalecenia do odstawiania leku przy długoterminowym zażywaniu?

     

    wiem, że odpowiedź na moje pytania pewnie pojawiła się w tym temacie kilka lub kilkanaście razy. brakuje mi czasu na czytanie tylu stron. bede wdzieczny za informacje

     

    3 miesiące to przede wszystkim nie jest długoterminowe zażywanie. Ja kiedyś sama sobie odstawiłam Asertin po pół roku, bo zaczęłam się dobrze czuć, po około 3 miesiącach depresja wróciła, a lekarz mnie opierdzielił, że powinnam była brać lek przez conajmniej rok, a tak naprawdę być może będę musiała brać go dłużej. W tej chwili wróciłam do niego po raz trzeci (dwa razy się z niego zrywałam), bo działa na mnie najlepiej.

     

    Ale gdy odstawiałam go sama po pół roku zażywania, to po prostu najpierw brałam po pół tabletki, później pół co drugi dzień - trwało to mniej więcej dwa tygodnie i odstawiłam całkiem. Przez pierwsze dni bardziej sama się nakręcałam w oczekiwaniu na objawy odstawienia, ale poza lekkim niepokojem (który być może sama sobie wkręciłam) nic więcej się nie działo. Tyle że niestety, jak już pisałam, wkrótce musiałam do niego wrócić, bo depresja i lęki wróciły wraz z jesienią :/

  10. Witam wszystkich,

     

    przeczytałam dziś cały wątek od początku, ponieważ początkiem lipca dopisałam się do kolejki oczekujących na "casting na odpowiedniego pacjenta" oddziału 7F ;) Termin 1 rozmowy: 30 stycznia 2012 :?

     

    Miałam wielką nadzieję, że uda się ten termin przyspieszyć - mam zdiagnozowane BPD i dokładnie miesiąc temu po raz kolejny próbowałam się zabić, więc każdy psycholog i psychiatra już wysyła mnie w jedno miejsce. W każdym bądź razie doczytałam się gdzieś, że warunkiem przyjęcia jest zachowanie minimum pół rocznej abstynencji, a ja oczywiście popiłam tabletki alkoholem i na wypisie ze szpitala mam podane promile, a wypis z toksykologii muszę dostarczyć... Zadzwoniłam na 7F, żeby się upewnić i tak rzeczywiście jest, nie zaczną nawet ze mną gadać jeśli nie będę miała za sobą pół roku bez alkoholu :(

     

    Doliczając do tego czas poświęcony na 4 etapy rozmów, odpowiedź czy się zakwalifikowałam czy nie dostanę najwcześniej na wiosnę przyszłego roku. Trochę mnie to zdołowało, bo miałam nadzieję, że to nie będzie aż 8-9 miesięcy, już nie mówiąc o tym, że zawsze jeszcze mogę usłyszeć, że się nie nadaję.

     

    I nie bardzo wiem, co mam ze sobą przez ten czas robić. W takim sensie, że psychoterapeuci przepychają mnie od jednego do drugiego twierdząc, że nie ich działką jest borderline i że nie mogą mi pomóc, a ja ewidentnie potrzebuję pomocy już, jakiejkolwiek.

     

    Tak wpadłam tylko się wyżalić, bo nie bardzo wiem co dalej :(

     

    Pozdrawiam i życzę powodzenia tym, którzy wkrótce wybierają się na osławiony 7F :)

  11. Ja skończyłam brać Asertin dokładnie rok temu, brałam go przez pół roku po tym, jak wypróbowałam Rexetin i Citabax, z czego obydwa pogłębiały moją nerwicę lękową, stawałam się bardziej pobudzona i miałam bardzo duży problem w kontakcie z ludźmi, bo od razu miałam ochotę uciekać, tak się cała trzęsłam. Zresztą Citabax przepisał mi neurolog, ponieważ choruję na drżenie samoistne (w chwili minimalnego stresu drży mi głowa i ręce), które doprowadziło do nerwicy lękowej, bo zaczęłam się bać pokazywać tego ludziom.

     

    A młoda dziewuszka jestem, chcę pracować i żyć normalnie, tyle że od drżenia do nerwicy, od nerwicy do depresji i wylądowałam na lekach.

     

    Ale wracając do tematu Asertinu - jedyny lek, który na mnie rewelacyjnie podziałał. Przyjmowałam go przez 7 m-cy, które wspominam w tej chwili jako cudowny czas, bo wzięłam się za siebie, zaczęło mi się chcieć, unormowało mi się spanie, nie miałam żadnych problemów z życiem seksualnym, schudłam, bo przestałam zajadać fatalne samopoczucie i apetyt mi się unormował i pamiętam takie chwile, kiedy szłam sobie ulicą i myślałam - rany, jakie życie jest zarąbiste! Efektów ubocznych nie było żadnych poza lekkim stresem i zwiększonym lękiem przez pierwszy tydzień, ale myślę, że było to spowodowane nakręcaniem się historiami, które przeczytałam wtedy w tym temacie, jakie to straszne rzeczy się dzieją. U mnie nie działo się nic strasznego.

     

    W końcu z facetem postanowiliśmy zacząć starać się o dziecko, więc zaczęłam schodzić z Asertinu, zajęło mi to około 10 dni - zmniejszałam dawkę, aż przestałam brać i przez około tydzień czułam się lekko oszołomiona, ale normalnie funkcjonowałam.

     

    Minął rok, jest nawrót, tym bardziej, że w międzyczasie ukończyłam też terapię. Wczoraj dostałam receptę na zapas Asertinu na kolejne pół roku, przyszłam tylko pogadać z psychiatrą, ale od razu powiedziała, że nie ma co czekać aż będzie gorzej. Więc zaczynam od nowa :(

     

    Mam pytanie, chociaż nie sądzę, żeby ktoś z Was miał podobne doświadczenie, ale za 2 tygodnie mam dość poważną operację pod narkozą i zastanawiam się, czy powinnam poczekać do pooperacji, czy też antydepresanty nie mają na to żadnego wpływu...?

  12. Mi rok temu Asertin bardzo pomógł, wspominamtych kilka miesięcy zażywania go jako jedne z najspokojniejszych w swoim życiu, chociaż pewnie też akurat ogólnie wszystko było dobrze...

     

    A później było tak spokojnie, że stwierdziłam, że nie ma co dalej się lekami truć, odstawiłam Asertin (przez kilka dni czułam się "dziwnie" ale znośnie, tyle że nie wiem ile sobie z tego wkręciłam) i akurat miesiąc później wszystko, że tak powiem "dupło" ;) Posypały się problemy, a ja skończylam zapijając je, co już w ogóle jest drogą do nikąd no i właśnie jestem na etapie przepraszania się z Asertinem.

     

    Dziś trzeci dzień, przez dwa pierwsze brałam po pół tabletki, dziś już normalnie całą. Czuję się ok, pewnie za bardzo się sobie przyglądam dlatego się trochę schizuję, ale nie dzieje się nic specjalnego i tak samo wspominam pierwsze podejście do Asertinu, prawie zero efektów ubocznych, za to wyraźna poprawa nastroju i zmniejszenie lęków po około 2-3 tygodniach stosowania.

    Jak dla mnie do tej pory lek najbardziej trafiony.

  13. realbarca, ja brałam kiedyś paroxetynę i przyznam, że przytyłam 2kg przez miesiąc stosowania, mimo że się pilnowałam z jedzeniem :/

     

    mistrz, ja jak już pisałam wcześniej właśnie dlatego porzuciłam rexetin, tygodniami nie mogłam po nim dobrze spać, budziłam się o 3 rano i szlag mnie trafiał, bo byłam zmęczona, a zasnąć nie umiałam. Na dodatek mam chłopaka, który musiał znosić moje kręcenie się w łóżku noc w noc, no i że tak bezczelnie o tym tu napiszę, ale to też była dla mnie ważna sprawa - o orgazmie to mogłam zapomnieć a seks to mógł prawie dla mnie nie istnieć... więc tu niestety coś za coś :)

  14. ja oprócz niego biorę benzo - cloranxen 10 mg, i paroxetyne - parogen 40 mg. A akurat działanie nasenne jest mi wskazane bo miałam zaburzone spanie, ciągle sie budziłam.

     

    To widzę, że my na podobnym wózku. Tyle że ja właśnie przez niemożność spania po paroxetynie wróciłam do asertinu, a jak już mam jazdę taką, że boję się wsiąść do autobusu, bo myślę, że wszyscy ludzie będą na mnie patrzeć, to wtedy wspieram się cloranxenem, tyle że biorę 5mg, naczytałam się, że uzależnia więc boję się przesadzić.

     

    A Lerivon w tygodniu biorę po pół tabletki na noc, bo inaczej bym do pracy nie wstała - jestem w szoku, że ktoś to może zażywać rano, ja po zażyciu całej tabletki zjeżdżam w ekspresowym tempie i siedzę w krainie kolorowych snów przez bite 10-12h. Gdybym to wzięła w ciągu dnia to nie byłabym w stanie funkcjonować.

    Jak dla mnie to jest bardziej łagodny lek nasenny, chociaż ma mieć również działanie antydepresyjne, tyle że branie go rano to masakra jakaś całkowita!

  15. damian991 leki tego rodzaju nie "wciągają", a już na pewno nie po 2 tygodniach zażywania. Nie ma takiej opcji, żeby po dwóch tygodniach Twoja dziewczyna już nie mogła żyć bez citabaxu, od mało którego leku można się uzależnić fizycznie po 2 tygodniach, chyba tylko jedząc kosmiczne dawki benzo...

    Poza tym jestem w szoku, kto przepisuje jak to sam napisałeś "wesołej i zawsze uśmiechniętej dziewczynie" antydepresanty?! :/

     

    A co do tego czy Twoja dziewczyna chce czy nie chce odstawić i czy chce czy nie chce iść do lekarza, to obawiam się, że nie możesz jej ubezwłasnowolnić i rozkazać. Jak jej jest dobrze tak jak jest i nie chce nic zmieniać, to jednak jej życie.

     

    Ja osobiście brałam citabax na fobię społeczną i powiązaną m.in. z tym depresję. Na mnie citabax działał fatalnie, mimo że o niewielu lekach tak źle się wypowiadam, ale powodował dużą senność w ciągi dnia z brakiem ochoty na cokolwiek, za to w nocy nie mogłam spać i budziłam się wielokrotnie, a lęki wręcz się nasiliły - i tak przetrwałam w ten sposób całe opakowanie męcząc się niesamowicie, ale z nadzieją, że to się musi w końcu zmienić i nic. Skończyło się totalną załamką, więc mój psycho wrzucił mnie z powrotem na asertin, który może na lęki aż tak silnie nie działał, ale przynajmniej efektów ubocznych po nim nie miałam żadnych i nabrałam chęci do życia.

  16. Witam,

     

    ja dziś wzięłam clonazepam ponieważ choruję na drżenie samoistne - ma to podłoże nerwicowe, trzęsie mi się głowa w chwili stresu i został mi przepisany przez neurologa do doraźnego brania, w chwili zwiększonego stresu. Dawka to 0,5mg i rzeczywiście pomaga, czuję się dziś spokojnie.

     

    Naczytałam się jednak tutaj strasznych rzeczy i boję się go zażywać, ale czy zażywany np. raz/dwa razy na tydzień w dawce 0,5mg też może spowodować uzależnienie? Zakładam, że nie, ale może ktoś miał taki przypadek? Ja z tym drżeniem mam tragedię, nie jestem w stanie zjeść obiadu z ludźmi przy stole, bo tak się stresuję, że cała się trzęsę... Niestety jest to niewyleczalne farmakologicznie, jedynie operacyjnie, z czym mi się nie spieszy :(

     

    Boję się jednak że clonazepam to też nie jest dobre rozwiązanie, nawet doraźnie, że za bardzo będę na nim polegać, ale z drugiej strony przy drżeniu samoistnym mam niewiele opcji, żeby funkcjonować normalnie.

  17. Ilekroć zaczynam brać jakiś lek i wchodzę na forum poczytać opinie o nim, to po kilkunastu minutach lektury już zastanawiam się, czy w ogóle go ruszać, bo mało kto twierdzi, że pomaga, a większość opisuje tylko same straszne rzeczy, które się po lekach wydarzyły... A później decyduję się spróbować i przez kilka pierwszych dni to jestem bardziej zestresowana samym czekaniem na te wszystkie straszne rzeczy niż rzeczywiście coś się ze mną dzieje niedobrego :)

     

    Tak samo było w przypadku Luxety - naczytałam się o okropnych objawach ubocznych, mimo to postanowiłam dziś zaryzykować (depresja i fobia społeczna leczone od roku, właśnie zaczynam kolejną kombinację leków, ponieważ poprzednie nie wykazywały odpowiedniego działania). Wzięłam dziś pierwszą tabletkę 50mg i jedyny odczuwalny objaw fizyczny to fakt, że rano miałam biegunkę i rewolucje żołądkowe, ale tak generalnie reagowałam zawsze na wszystkie leki z grupy SSRI. Poza tym czuję się normalnie.

     

    Poza tym już zauważyłam, że osoby, które zaczynają leczyć się środkami psychoaktywnymi mają tendencję do nadmiernego wsłuchiwania się w reakcje swojego organizmu i często nawet same wmawiają sobie, że czują różne dziwne rzeczy po tabletce. Wiele zależy od pozytywnego nastawienia. Fakt, że czasem coś wywołuje rzeczywiście fatalne samopoczucie (też tego doświadczyłam), ale większość efektów ubocznych jest do przejścia, jeśli tylko nie siedzi się i nie skupia nad nimi całymi dniami :)

  18. Witam,

     

    ja brałam Rexetin przez kilka tygodni - miał mi pomóc zwlaczyć depresję oraz lęki, w tym najbardziej fobię społeczną. Ogólnie samopoczucie mi się poprawiło, więc jeśli chodzi o zwalczanie depresji to przyznam, że był to lek skuteczny. Natomiast odstawiłam go, ponieważ miałam wrażenie, że wręcz nasilał moją fobię społeczną, po zażyciu go rano w pracy unikałam ludzi, bo byłam jeszcze bardziej zlękniona.

     

    Co do innych efektów ubocznych to przez kilka pierwszych dni miałam problemy żołądkowe, mdliło mnie i miałam biegunkę. Po około 3 dniach zaczęły się też kłopoty ze spaniem - zasypiałam dość szybko, ale sen był płytki i w nocy często się budziłam i spałam niespokojnie, a co gorsza najmocniejszy sen przychodził nad ranem, więc w porze wstawania do pracy byłam nieprzytomna. Ogólnie byłam po nim jakaś bardziej roztrzęsiona niż uspokojona, a takiego działania leków nie lubię, bo nasila to moje lęki.

     

    Myślę, że lek jest dobry na depresję, natomiast na fobie i lęki u mnie się zupełnie nie sprawdził.

  19. Mini, przeczytalam Twoj opis i doslownie jakbym czytala o sobie!!! Wiem, jak to jest byc w takim ciele... Ja jestem na Rexetinie plus wspomagam sie Cloranxenem w najgorszych momentach i moja praca tez polega na ciaglej konfrontacji z ludzmi... Rowniez naduzywam alkoholu, czasem ze stresu, czasem dla odreagowania, czasem dlatego, ze jest mi wszystko jedno i po prostu mam ochote sie upic. Do tego tez wszystko za co sie biore w koncu zaczyna sie sypac, a ja wtedy siadam i rozpaczam, ze tak sie stalo, samobiczujac sie, ze to ja jestem beznadziejna i nie daje rady. Uwielbiam uciekac przed trudnymi sytuacjami, rozmowami, konfrontacjami. Zero odpowiedzialnosci za swoje czyny i ciagle wkolko zawalanie spraw, a pozniej wsciekanie sie, ze dlaczego tak zrobilam, jaka jestem okropna, itp. Terapie tez w koncu przerywalam.

     

    Jesli chcesz pogadac z kims, kto ma zycie podobne do Twojego to zapraszam, moze we dwie wymyslimy cos lepszego;-) Pozdrawiam

  20. Prozacu juz nie ma w Polsce jako takiego, ja wlasnie dostalam jego zamiennik, czyli Deprexetin, dzialanie to samo, tylko nazwa inna, wszystko opiera sie na fluoksetynie i wychwycie zwrotnym serotoniny.

     

    Nie wiem, dlaczego pod taka nazwa zostal wycofany, ale chyba nie nazwa najwazniejsza, a dzialanie i jego odpowiedniki sa rownie dobre.

  21. Deprim to lek dla osob, ktore maja chwilowo obnizony nastroj i nawet jakby polkneli witamine C to bedzie im sie wydawalo, ze im sie od tego nastroj poprawil. Dawka dziurawca w Deprimie jest niewielka i nie jest w stanie zwalczyc prawdziwej depresji.

  22. Ja od wczoraj biore Deprexetin, czuje sie po nim bardzo dobrze, wlasciwie nie mam prawie zadnych objawow niepozadanych, poza moze suchoscia w ustach i troche wiekszym pobudzeniem. Spalam w nocy dobrze, chociaz balam sie, ze przez to pobudzenie beda jakies problemy. Ale jest ok. Wiem, ze na wieksze efekty trzeba jeszcze poczekac.

     

    Brak apetytu to akurat dla mnie dodatkowy plus, moze za jednym zamachem wylecze ta cholerna depresje i jeszcze cos schudne;-)

×