Skocz do zawartości
Nerwica.com

Xitre

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Xitre

  1. Hej. To znowu ja. Chodzę na terapię, acz nic się nie zmienia. Chodziłem do psychiatry, nic. Dalej mam problemy z identyfikacją płciową. W tym celu chyba zapiszę się do jakiejś organizacji LGBT, by tam mną pokierowali dalej. Nie zgodzę się z tym, że ci którzy nie lubią ludzi LGBT są dojrzali, ponieważ ja wychodzę z założenia, że w dojrzałym społeczeństwie ludzie rozumieją takie osoby. W Polsce jest to niestety na żałosnym poziomie, dlatego rozważam emigrację. Z drugiej strony mam liczne dylematy moralne itp. No, nie potrafię siebie zaakceptować. Ot co. Nie czuję pociągu do dziewczyn, po prostu, lecz nie mogę się z tym pogodzić. Psychikę mam typowo kobiecą. W ogóle nie czuję się w męskim klimacie, nie czuję się dobrze z myślą o sobie jako mężczyzna. Ciało jako tako akceptuję, stale mam stulejkę bo nigdy nie chciałem nic robić z penisem w nadziei, że kiedyś może zdecyduję się na zmianę płci. Niebawem wybiorę się do pracy. Boję się, ponieważ nie wiem jak funkcjonować w społeczeństwie, ale lepsze to niż stałe siedzenie w domu.
  2. Okej. A był ktoś tam z Was na oddziale? Jakie wrażenia?
  3. Dobra. Lekarki moje zaproponowały mi udział na oddziale dziennym, na Sieradzkiej. Iść? Nie iść? Jak myślicie? Mam fobię przed przyjmowaniem leków, także, w razie czego to mógłbym tam odmówić farmakoterapii? Boję się też tam iść, mam obawy, a decyzję muszę podjąć w tym tygodniu. Z jednej strony to nie mam w sumie nic do stracenia, a nóż będzie fajnie, ale martwię się, że to mi itak nie wiele da. I tak pewnie będzie to lepsze niż siedzenie w domu, ale z drugiej strony... no, strach jest. Poza tym, nie wiem, czy mój przypadek się do tego kwalifikuje. O czym tam niby miałbym rozmawiać? Średnio to widzę.
  4. Nie jestem pewny czy dobrze rozumiem, ale Ty się boisz seksu z osobą trans? Bo na to mi wskazuje..
  5. Hej. Jest tu ktoś? Moja psycholog i psychiatra zaproponowały mi, bym udał się na Oddział Dzienny na Sieradzkiej. Był ktoś? Ma ktoś jakieś wrażenia? Mój stan się nie poprawił, a wręcz pogorszył. Z jednej strony boję się tam iść, i mam opory, z drugiej lepsze to niż siedzenie w domu, ale wydaje mi się, że mi to niewiele pomoże, i, że w gruncie rzeczy nie jest mi to potrzebne, bo i tak nie będę wiedzieć o czym mam rozmawiać? Boję się ludzi, więc nie wiem czy terapia grupowa to dobry pomysł..
  6. Xitre

    [Łódź]

    Witam. Jest tu ktoś jeszcze? Co sądzicie o przychodni na Sieradzkiej, tamtejszych lekarzach? Czy wypada tam się udać na oddział dzienny?
  7. Witam. Był ktoś może na ul. Kościuszki i leczył się u Marcina Bazana? Ja tak, i sama nie wiem co myśleć. Szukałam psychologa, ale albo trzeba było długo czekać, albo ''wyczuwałam'', że przychodnia jest nieodpowiednia. Zapisałam się do p. Marcina na ul. Kościuszki (70 lub 71 bodajże) z nadzieją, że mi pomoże, ale gdzie tam. Poszłam do niego, od razu zaczęliśmy rozmawiać. On siedzi znudzony (nie wiem czy tak każdy psycholog ma, to był mój pierwszy specjalista), powiedziałam mu, że choruję na padaczkę, że mam problem natury egzystencjalnej (facet zajmował się terapią systemową, ale nie miałam wpływu na to do kogo trafię). Słuchał, nic nie mówił, nic nie pisał. Czułam się przy nim olewana i jakoś niekomfortowo. Parę miesięcy tak do niego chodziłam i było tak samo, z każdym spotkaniem jednak mogłam mu powiedzieć więcej o swoich problemach i lękach, ale to nic nie zmieniało. Po pewnej wizycie umówiliśmy się na następny tydzień. Przychodzę, a tam jakiś Pan czeka na tę samą godzinę co ja. To cóż mogłam zrobić? Poczekałam godzinkę, ale nikt mnie nie uprzedził, że tak będzie. Kiedy mieliśmy zaczynać już terapię i jakieś ćwiczenia (czyt. po paru spotkaniach) to zostałam skierowana na test MMPI. Po jego skończeniu otrzymałam opinię oraz uwagę, że oni nie pomagają ludziom niepełnosprawnym (mówiłam wcześniej, że mam padaczkę i problemy z nauką przez to). W diagnozie mam wyraźnie napisane, że jestem ''dziwna''. Dokładnie tak. Nie wiem co o tym myśleć. Domyślam się skąd mogła się pojawić ta diagnoza, jednakże dla mnie to był czysty nieprofesjonalizm.
  8. Dobrze to rozumiesz, ego. Ja już po prostu mam taką naturę, taką osobowość, ale nie zaprzeczę, że jeśli istniałyby męskie odpowiedniki kobiecych rzeczy to z pewnością sam bym z nich skorzystał jako pierwszy osobnik. Druga sprawa to taka, że jestem osobą chorą, nieporadną, więc rola ''zagubionej dziewczynki'' to moja rola, no a na facetów z taką naturą przeważnie krzywo się patrzy. :/ Transwestytą nie jestem, ale jak kurczę tu nie zwariować gdzie dookoła są same kobiece sklepy, a męska garderoba jest zbyt mocno ograniczona pod tym względem i spychana na tzw. ''dno''? Nie wiedziałem, że jest tak wiele problemów z tymi specjalistami. To jeszcze bardziej potęguje moją nieufność w stosunku do ludzi. Nie wiem już co mam zrobić. :/ Myślałem o tym czy by nie iść na Tatrzańską, ale mam wątpliwości i obawy, że się tylko zbłaźnię, że nie znajdę pomocy. Z tych wszystkich rozwiązań jakie napisałeś to mi chyba pasują tylko te 2 ostatnie, albo emigracja która na chwilę obecną jest BARDZO niemożliwa. No i co mam teraz zrobić? :/
  9. Myślę, że ego ma rację. Wytłumaczył(a) to o co mi chodziło w krótkich słowach. Druga sprawa to taka, że sam mam częściowo opory przed noszeniem niektórych kobiecych rzeczy, i nie wiem czy w stu procentach mogę się właśnie uważać za taką osobę. Przejawiam w sobie niektóre cechy zarówno ''męskie'' (łatwo się denerwuję), ale psychicznie i fizycznie mi raczej bliżej do płci przeciwnej (a nawet na pewno), i jako facet czuję się po prostu ograniczony zarówno przez społeczeństwo, jak i historię przez co się męczę z sobą. To nie jest tak, że jestem transwestytą na 100% ale na pewno gdyby istniała męska alternatywa kobiecych ciuchów/kosmetyków itp. itd., (i nie byłoby ograniczeń w naszej garderobie) i byłoby to całkowicie akceptowalne w społeczeństwie to pierwszy bym leciał do sklepów żeby to kupić.
  10. Rozumiem zatem, że nie łatwo Cię wzruszyć? A tak się jeszcze spytam - w jakim celu jesteś tutaj na forum? 1. Po prostu wychodzę z założenia, że te leki może nie tyle mi szkodzą co po prostu czuję się po nich otępiały/senny/znużony itp. itd. Gdy przestałem je brać to chyba czuję się lepiej, a nie biorę ich od.... hohohoho! 2 lata, 3, może 4 jak nic. Tzn. podobno wciąż się ''zawieszam'' (bo na tym polega moja choroba, że wyłącza mi się myślenie i koncentracja), ale przynajmniej nie mam takiej ochoty na sen jak wcześniej. 2. Nie wiem. 3. Odnośnie jeszcze padaczki to dodam, że mam zawroty i bóle głowy (częste, bez powodu) oraz zaniedbaną koordynację ruchową. Najczęściej w dużych przestrzeniach. Poza tym mam problemy z oddychaniem/nabieraniem powietrza (nie mam astmy). Jak bym miał iść do lekarza to boję się, że się dowiem czegoś o sobie czego wolałbym nie wiedzieć. Na diety mnie ani moich rodziców nie stać. Imo wystarczyłoby tylko jeść w mniejszych ilościach i bardziej rozsądnie. Od kwietnia uprawiając przy tym przez półtorej godzinny ćwiczenia schudłem w ten sposób z 15 kg. :) Ale... w kwietniu musiałem przerwać bo brzuch mnie bolał ''na dole'' w okolicach pępka/moszny (podobno to mięśnie brzucha, orientujesz się może co to mogło być?). Potem powróciłem do ćwiczeń w lipcu, i te przerwałem z racji braku motywacji i siły po dwóch tygodniach. Jak za pewnie czytałeś moją wypowiedź to wiesz, że od ponad 1.5 roku nigdzie nie wychodzę, a i wcześniej nie wychodziłem. Właśnie odkąd skończyłem z 11-12 lat to przestałem wychodzić z domu. Chyba, że tylko do szkoły. Nie lubię wychodzić z domu. Jestem typowym domatorem. Nie chcę się zadawać z ludźmi skoro mnie skrzywdzili. Poza tym nie wiem gdzie mam iść, do kogo, by znaleźć przyjaciół. Ze względu na moją osobowość raczej nie mógłbym chyba sobie pozwolić na szukanie w zwykłych miejsach. A co za tym idzie jestem w zdecydowanej mniejszości. - Czy trudno? Osoba otyła z reguły nie widzi tego, że jest otyła. Ja zdążyłem się już w sumie do tego przyzwyczaić. Dopiero w tym roku zachciało mi się choć trochę schudnąć (przy takich rozstępach jakie ja mam to raczej każdy by się wtedy na to zdecydował). Bardzo lubię dobrze zjeść. Nie zaprzeczę, że najbardziej zależałoby mi na odzyskaniu sprawności, ale problem jest taki, że utożsamiam ćwiczenia fizyczne z karami/torturami dla siebie. Poza tym szybko się męczę, i to nie jest mój styl. Wspomniałem już wcześniej, że sport w jakimkolwiek wydaniu (zespołowy) mnie nie interesuje, a co za tym idzie nie interesuję się tym w ogóle. Pływanie chyba mógłbym uprawiać bo ponoć bardzo rozwija płuca/klatkę piersiową, a co za tym idzie głos chyba też ulega sporej zmianie (a propos, głos mam dosyć wysoki. Łatwiej mi się śpiewa wysoko niż nisko. Mój naturalny głos mnie się nie podoba, i to jest kolejny powód przez który wpadam w kompleksy.), ale tak jak mówię - chlor, zawroty głowy, poza tym miałbym problem z upchnięciem włosów (choć kobiety sobie dają z tym radę), no i nie umiem w ogóle pływać. Do tego rozstępy i kłopoty z nabieraniem powietrza... Myślałem także o wspinaczce, ale nie wiem czy dałbym radę. Jeśli sport to zdecydowanie coś nie agresywnego, ale wiesz co? Może w tym jest problem? Może między innymi dlatego, że nie umiem grać w jakiekolwiek gry zespołowe mam z tego powodu niską samoocenę i kompleksy? No ale z drugiej strony zbyt duża ilość uwalnianego testosteronu w otoczeniu innych facetów mnie przeraża, więc pewnie nie czułbym się dobrze w towarzystwie takich osób. Biegać mógłbym gdyby nie to, że mnie bolą ścięgna (mam takie uczucie jakby mi ktoś stopę wyrwał, rozumiesz?), i strasznie szybko dostaję zadyszki. 1. Jak wygląda leczenie u psychiatry? Czy psychiatrze także mógłbym zaufać i powiedzieć co mi leży na wątrobie? Nie doniósłby neurologowi gdybym mu/jej powiedział, że nie przyjmuję leków? 2. W sprawie leków to jakie mógłby zlecić? Jakoś nie mam zaufania do tych wszystkich leków. Człowiek tylko wydaje na nie kasę i się nimi truje, a wszystko tylko po to by mieć taki sam stan zdrowia jak w dniu w którym zaczął te leki przyjmować. :] - Chodziłeś kiedyś do psychologa/psychoterapeuty? Orientujesz się w ogóle w temacie? Mężczyzna. Rozumiem, ale dlaczego? - Właśnie boję się konfrontacji z ludźmi (i z facetami [dyskusji], i z kobietami [dyskusji i bliskości]). Boję się, że jak zacznę coś komuś mówić to ten ktoś albo mnie wyśmieje, albo tak zegnie mnie w swoich argumentach, że nie będę mógł się obronić. Nie mam po prostu odwagi. Nie mam wystarczającej wiedzy. I mówiąc o mentalności gimnazjalisty nie mam na myśli tylko i wyłącznie pytań odnośnie swej tożsamości płciowej. Po prostu, nie mam takiego zasobu słów na jaki mogłaby (i powinna zresztą) pozwolić sobie osoba w moim wieku, że o zachowaniu nie wspomnę. Poza tym ''nie wyszumiałem'' się jak to się mówi, a właśnie stale jestem spokojną osobą z mentalnością 13 latki/latka. Wszystko szybko zapominam, i wszystko mi się plącze (moja mama ma zresztą podobnie). Nie mam pamięci do cyfr czy słów, ale o dziwo łatwo zapamiętuję piosenki (słucham głównie j-popu jeśli chciałbyś wiedzieć). - Czy gdybym powiedział specjaliście/~tce o swoich rodzicach to on(a) mógłby/mogłaby porozmawiać z nimi (na moją prośbę) o mnie? Wątpię. :/ Poza tym co masz na myśli pisząc ''myślenie naiwne''? Ja o sobie wcale tak nie twierdzę. Mam dosyć kobiecą gestykulację, wysoki głos jak wcześniej wspomniałem, nie interesuje mnie bycie męskim, męskie zainteresowania to nie moja bajka, że o bardziej uczuciowym podchodzeniu do ludzi i pogody nie wspomnę. Właśnie nie wiem. Nie mam na siebie w ogóle pomysłu. :/ Liceum załatwili mi w poradnii psychologicznej (co ciekawe w ostatni dzień wakacji), bo wcześniej chcieli mnie skierować do szkoły specjalnej. A moje liceum było całkiem okej. W sumie każdy mógł być po prostu sobą, ludzie byli dla siebie na ogół mili, nauczyciele też tacy ludzcy dosyć (i raczej średnio wymagający, a ja nawet w tej szkole nie dawałem sobie rady). Był okrojony program nauczania, nie powiem, ale nie nazwałbym też tego liceum ''liceum specjalnym'' bo to po prostu była zwykła szkoła. Niektórzy tam chodzili z tego względu, że mieli po prostu bliżej, nie dlatego, że mieli jakieś problemy z nauką (choć to też główny powód). To jest po prostu liceum z klasami terapeutycznymi (nie myl z integracyjnymi czy specjalnymi). 1. Zgrabne. Tak, jasne. :] To w takim razie bardzo ciekawe bo na wypracowaniach i lekcjach polskiego zawsze miałem słabe oceny i nie radziłem sobie z interpretacją tekstów czy z czytaniem ze zrozumieniem. Poza tym wypowiadam się także na innych forach, i także spotykam się z krytyką w mą stronę. Po prostu nie potrafię dobrze pisać. A polemizuję z innymi bo taki jestem. Wolę do kogoś ze słowem niż z czynami. Wolę pisać niż rozmawiać na żywo. Może taki po prostu jestem? Zresztą nawet jeśli to czy takie osoby trzeba przez to od razu gnębić? 1. Nie znasz mnie, nie wiesz jak piszę. 2. Dlaczego wyczuwam w Twej wypowiedzi jakąś taką.... litość? Tanią próbę pocieszenia mnie? To, że piszę ''ściany tekstu'' nie znaczy, że jestem w pisaniu wyspecjalizowany. Swoje uczucia wolę opisywać (szkoda właśnie, że nie prowadzę pamiętnika, ale z drugiej strony to nie miałbym w nim co pisać). Zresztą, jakby miało dojść do rozmowy na żywo to pewnie używałbym tych samych określeń, tego samego sposobu przekazywania informacji/odczuć. Wydaje mi się, że to jest we mnie prawdziwe. Nie udaję kogoś innego w internecie i na żywo, chociaż wiadomo, że ludzie zawsze coś zinterpretują inaczej. Od tego jest już krótka i prosta droga do nieporozumień/konfliktów/niepotrzebnych dyskusji. Tutaj to nie wiem. Też mam wątpliwości. Poczytaj coś może o osobowościach. Moja osobowość z tego co mi wyszło w teście to ISFP (zresztą, siebie także już od dawna podejrzewałem o taką osobowość). Samiec omega. A psychiatra? I czy w przypadku psychiatry płeć także ma jakieś znaczenie? W ogóle to jak Ty patrzysz na psychiatrów? Wiadomo, że tacy lekarze najczęściej mają (często niesłusznie) opinię wśród ludzi jako ''tych od czubków''. Ja wychodzę z założenia, że psychiatra to lekarz jak każdy inny, i, że ludzie do niego/niej chodzący nie muszą mieć zaraz strasznych ze sobą problemów ale jednak sam się ich trochę obawiam. Byłem dzisiaj także na jednym z fór queerowych/unisexowych i z tego co ludzie pisali wynika, że psycholodzy na ogół nie potrafią ich zrozumieć, i tylko narzucają im swoją wolę. Zresztą, tutaj masz link do forum. Pczytaj sobie niektóre tematy jeśli będziesz mieć czas: http://www.nowamoda.avx.pl/
  11. To o czym piszesz (żeby słuchać muzyki czy oglądać filmy) to ja to robię codziennie i to nagminnie. Lubię tańczyć (choć nie mam dobrej figury i kondycji), chciałbym poznawać techniki edytorskie filmów, ale pewnie za głupi na to jestem bo w domu nie mam warunków by ćwiczyć. Ogólnie interesują mnie kierunki artystyczne/związane z mediami (montaż filmu, fotografia może, produkcja reklamy, grafika, lubię śpiewać, ale nie mam głosu do śpiewu). Coś co da mi poczucie spełnienia i samo w sobie byłoby wielobarwne. Nie widzę siebie jednak na studiach bo to za wysokie progi na moje nogi, z kolei na studium mnie nie stać, a jeśli byłoby stać to pewnie zastanawiałbym się czy robię dobrze (''a jak sobie nie dam rady?''), a w darmowych szkołach nie ma z kolei tego co by mnie interesowało. Jestem także uzależniony od internetu, prawie jak każdy. Nie oceniam ludzi przez pryzmat kobiecości i męskości, ale jak sam zauważyłeś mam problemy z postrzeganiem płci przez co sam nie wiem kim jestem i jaki mam być. Życie mnie nauczyło, że każdy jest inny, i każdy ma prawo być sobą, a widać ja na to nie zasługuję. Wciąż cały czas mam myśli w głowie w stylu ''co ludzie powiedzą?'', ''czy gdybym był kimś innym to potrafiłbym zaakceptować kogoś takiego jak ja?'', ''jak sobie radzić w niezręcznej/stresującej sytuacji?'', ''gdzie iść by znaleźć osoby które mnie zaakceptują i pomogą?'' (a propos, może ktoś wie gdzie mogę szukać osób borykających się z podobnymi problemami?), i najważniejsze: ''co ja, oraz osoby borykające się ze swoją tożsamością zrobiliśmy złego światu, że przypisują nam łatki i obrażają masą epitetów?''. Po prostu się boję mężczyzn, w ogóle obcych ludzi. Bardzo. Myślę, że dużą presję (lub inaczej; daje mi to do zrozumienia) wywiera na mnie matka, otoczenie, oraz ja sam. Sam jestem swoim zabójcą. Tak mi się przynajmniej wydaje. Gdybym tak każdego krytycznie oceniał to nie byłbym tolerancyjny dla innych. Akceptuję siebie zewnętrznie, ale na pewno bym coś w sobie zmienił (a miałem z tego powodu nieprzyjemności ze strony 16-latków gdy byłem ośmiolatkiem), ale nie potrafię zaakceptować siebie wewnętrznie. Nie wiem czy dobrze robię, czy źle. Ludzie w internecie na ogół mnie obrażają, i mało kto staje w mej obronie. Podejrzewam, że w życiu byłoby tak samo. Dlaczego nikt się ze mną nie zgadza, lub jest tak mało osób które by mnie zrozumiały? Nie wiem już gdzie mam szukać pomocy. Psycholog/Psychoterapeuta/Psychiatra. Teraz to mam mętlik. :/ Mam skierowanie do psychologa i spytam się krótko: polecicie jakieś dobre przychodnie? Jak według Was powinienem wybrać - kobieta, czy mężczyzna? Czy u tej samej neurolog mogę załatwić teraz skierowanie do psychoterapeuty, lub u lekarza pierwszego kontaktu (na NFZ oczywiście)? Powiedziałem albo zrobiłem coś nie tak?
  12. Właśnie jestem psychomaniakiem seriali. Mogę całymi dniami i nocami oglądać, i nic innego nie robić. Dziennie słucham pół godziny-godzinę muzyki i mi to pomaga, ale tylko na krótko. Chciałeś chyba napisać ''dla większości'', mam rację? Jeżeli nie tyczyłoby się to mnie bezpośrednio, lub nie przebywałbym w pobliżu takiej osoby to by mi to nie przeszkadzało. A tak to to już zależy od sytuacji i okoliczności. Nie umiem jednoznacznie udzielać odpowiedzi na takie pytania. Czy źle je oceniam? Nie twierdzę, że każda kobieta jest drapieżna, ale po prostu boję się, że żadna nie zwróci na mnie uwagi, lub sam nie będę umiał się z taką dogadać. Wierzę, że kobiety są różne i empatyczne. Wśród nich liczyłbym na większe zrozumienie. Co innego faceci, dlatego uważam, że Twój komentarz bardziej by pasował do nich bo to właśnie ich/naszą płeć postrzegam być może w złych barwach. I czy głupie? Hm, jak dla mnie to złe i zbyt ... ''ostre'' określenie. Lekkomyślne, niesprawiedliwe już brzmi bardziej profesjonalnie, i to jestem w stanie zaakceptować bez doszukiwania się złośliwej ironii w czyjejś wypowiedzi. Nawet jeśli bym się czymś zajął to i tak myślę o niepowodzeniach, złych sytuacjach itp. itd. w wyniku czego nie mogę się skupić. Podchodzę do wszystkiego na zasadzie skojarzeń (np. widzę zegar = praca = stres = zło). Nie wiem jak to lepiej ubrać w słowa. Nie wiem z jakiego powodu miałbym się cieszyć skoro nigdy mi się nic nie udało/jest nie po mojej myśli, mam kompleksy, słomiany zapał i nie chce mi się rozwijać. Poza tym nie widzę siebie jako osoby pozytywnie myślącej. Już dużo razy dałem się ludziom nabrać, i od tamtej pory wzbraniam się przed każdym. Moi rodzice zresztą myślą podobnie. Otóż to. Myślę, że nie należy tak ludzi oceniać, bo każdy jest przecież inny. No ale presja społeczeństwa, role płciowe, mentalność, historia, media tylko potęgują przekonania o swej płci. I potem nic dziwnego, że tak wiele osób ma problemy ze swoją tożsamością. Na dobitkę jeszcze trzeba dodać to, że w naszym kraju nie można liczyć na akceptację i tolerancję/zrozumienie co mnie jeszcze bardziej przytłacza, gnębi i zastanawia. Coś sugerujesz? Zacytuję siebie: Z naciskiem na dwa ostatnie. Ja to rozumiem, Ty to rozumiesz, ale jak wytłumaczyć innym by to zrozumieli? Tym którzy po Tobie jeżdżą, i nie dają spokoju, lub po prostu nie przyjmują tego do świadomości, że facet niekoniecznie musi być takim jakiego stereotypy tworzą? Tym którzy nie akceptują kobiecej psychiki i kobiecych zachowań u mężczyzn? Facet prędzej czy później to zrozumie, albo nie, ale jak widzę/słyszę kobiety których drażni fakt, że faceci są teraz wrażliwi i wszystko zrzucają na kryzys męskości/zniewieściałość (a potem i tak narzekają na samców alfa, że nie są wrażliwi...) to mnie to wpienia. Automatycznie mam skojarzenia i czarne myśli o sobie, mimo iż wiem, że model maczo-mena powoli odchodzi w zapomnienie. Osobiście byłem tylko w relacjach koleżeńskich z dziewczynami. Nigdy nie było nic poważnego, lub nawet delikatnego zauroczenia. A jeśli już to spotykałem się z wybrednymi komentarzami na swój temat w wyniku czego łatwo się poddawałem. No ale jednak brudu naniesionego przez nas samych nie da się zmazać jedną kropelką. Potrzebna jest porządna ulewa by zmyć to okropieństwo. Obecnie jest tylko lekka mrzawka. Romantyczni.. Owszem, ale ich rola głównie ogranicza się do zabiegania o czyjeś względy, chcą być opiekunami. A ja jestem zaprzeczeniem takich cech. I z jednej strony tutaj przyznam sobie rację, że przeczę samemu sobie. Chcę uciec od stereotypów męskich by potem iść i postępować w stereotypach damskich. Ze skrajności w skrajność, ale osobiście taki model zachowania mnie się podoba. Skoro nie radzę sobie w jednym, uciekam zatem do drugiego. Do tożsamości i świata który mnie bardziej pasuje. Z drugiej strony jakby na to spojrzeć to faceci są chyba bardziej różnorodni pod względem osobowości (tak mnie się zdaje), ale jednak wciąż ciąży na nich/nas ciężar swej płci spowodowany przez oczekiwania społeczne. Są wrażliwcy, są ambitni, są nieambitni, są myśliwi, są ignoranci, są despoci, są bawidamki, oraz coś pomiędzy tym wszystkim itp. itd. Problem tylko w tym, że męskość jest dużo trudniej w moim mniemaniu uzyskać niż kobiecość która to jest naturalnie w nas zakorzeniona. Nie rozmawiamy o uczuciach i problemach, a to dla mnie jest podstawowy błąd w funkcjonowaniu człowieka. Nie pozwalamy na ukazanie słabości, i to jest dla mnie zabijanie człowieczeństwa. Facet może być wrażliwcem, ale łatka wciąż będzie na nim ciążyć tylko dlatego bo jest facetem (ile to razy było tak, że sąd nie przyznawał prawa do opieki nad dziećmi bo opierał się o głupie przekonania, ile razy faceci nie próbowali walczyć o urlopy ojcowskie i pracę w przedszkolach?). Kobiety zawsze były utożsamiane z siłą intelektu, z dobrem, a faceci z siłą fizyczną, i złem. Sam zresztą przyznałeś rację, że trudniej Ci się otworzyć przed facetami. W przypadku relacji kobieta<->kobieta jakoś takich problemów nie ma, a jeśli już to są to sporadyczne przypadki, lub takie gdzie pomimo trudności i tak takim osobom wyjdzie to na lepsze i zdrowsze niż w przypadku facetom.
  13. Nie zaprzeczę, że jestem typem osoby która na podstawie obserwacji wyciąga własne wnioski i tworzy przez to swój mały świat w którym ciężko zmienić jakiekolwiek zasady. Jestem trochę uparty w swoich poglądach i osądach, ale nie jestem pewien czy przypadkiem nie jestem także przez to hipokrytą. Nie ma się też czemu dziwić skoro cały czas człowiek spotyka się z komentarzami typu ''źle, wszystko źle'', ''jesteś [tu pada wulgaryzm]'' itp. itd. Ile człowiek by się nie starał to i tak po Tobie będą jeździć. :/ Tym bardziej, że mam odmienny światopogląd (tak mnie się zdaje) od większości ludzi. Ostatnio miałem takie zatargi z nauczycielami w szkole przez co przestałem chodzić. Zawsze to są humaniści, ale to zawsze. Nie dzielę ludzi na męskość i kobiecość, a przynajmniej chciałbym żeby tak świata nie spostrzegać. Drażni mnie stereotypowe ukazywanie płci w mediach itp. itd., bo to co jest męskie jest mi obce, nie identyfikuję się emocjonalnie ze swoją płcią w wyniku czego jestem potem postrzegany jako dziwadło. A ja chcę być po prostu sobą. Nie jestem transwestytą, ale nie powiem, że drażnią mnie ograniczenia w męskiej garderobie. Jestem za tym by ludzie chodzili ubrani tak jak chcą. Czasami myślę, że nie pozostaje mi nic innego jak emigracja do innego kraju, ale funduszy, samozaparcia i zaradności brak. :/ Wybacz, ale na mnie tego typu argumenty nie działają. Do mnie trzeba ze spokojem, z taktem, z uczuciem. Takie argumenty spostrzegam wtedy jako atak na moją osobę. A czy przypadkiem nie powinno być ''faceci''? Wierzę, że kobiety są miłe, empatyczne itp. ale gdzie taką znaleźć? Masz rację twierdząc, że z góry zakładam, że wszystkie kobiety są takie i siakie, ale co się dziwić skoro życie mnie już nauczyło tak patrzeć na ludzi, a media tylko ogłupiają społeczeństwo? Wiem. Przykład dałem powyżej. :) W liceum także miałem paru znajomych. Niektórzy wycofani, niektórzy pozytywnie śmieszni, ale wiesz, zauważyłem u siebie, że zbyt patrzę na przeszłość i przypisywane role społeczne. Bardzo dużo razy zadaję sobie pytania takie jak: Kim bym był gdybym żył w ubiegłym wieku? Czego mi brakuje, że nie mogę się utożsamić psychicznie ze swą płcią? Co zrobić żeby nie zatracić swej wrażliwości, i nie przejść ze skrajności w skrajność (takie typowe dla facetów postępowanie)? Jak mam sobie radzić w otoczeniu innych mężczyzn którzy zaczną mnie negatywnie oceniać, albo nie daj Boże(!) bić? Odezwać się, ale być narażonym na niebezpieczeństwo, czy nic nie mówić i pozostać już do końca życia w cieniu innych? Dlaczego ludzie tak krytycznie patrzą na mężczyzn? Co zrobić by nie mieć źle przypisanej łatki, żebym mógł się przeciwstawić i być ze sobą szczęśliwy skoro nie potrafię uargumentować swoich myśli? Co by było gdybym był inny? Czy jestem godny tego by siebie uważać za mężczyznę skoro cechy tej płci nie odpowiadają mej psychice? Jak znaleźć kogoś kto mnie zrozumie? Dlaczego mężczyźni są tacy podli i narzucają innym swoją wolę? Czy naprawdę muszę z innymi rywalizować, i być takim jak społeczeństwo mi narzuca? Interesować się tym i owym, gadać, albo i nie o tamtym czy nie tamtym bo to jest męskie, a to kobiece? Szukam kogoś kto pomoże mi uporządkować te myśli i przestać tak stereotypowo na to patrzeć, ale wydaje mi się, że jakkolwiek byśmy się nie zmienili tak już zawsze będzie się na nas wieszać psy i przypisywać niesłusznie jakieś skojarzenia, bo tak nas stworzyła historia, sami chcieliśmy żeby zatracić w sobie człowieczeństwo i ukazywanie ludzkich słabości, a i media nie ułatwiają nam zadania chcąc nadal pozostać przy ''tradycyjnym'' ukazywaniu obu płci. Każde odstępstwo od tej 'normy' będzie przez nas traktowane jako haniebna zdrada swojego gatunku, a ci którzy są na dodatek chorzy będą szykanowani i zrzucani w lawinę nienawiści, i nie będzie dla nich ani miejsca, ani litości. Byle by tylko zabić! No widzisz. Sami siebie tak postrzegamy i jesteśmy uwięzieni w klatce męskości która tak na dobrą sprawę wcale nie istnieje. Domyślnie każdy z nas ma płeć kobiecą, zachowanie kobiece, rysy twarzy także. To coś między nogami nie świadczy o tym kim jesteśmy. Męskie cechy albo się w sobie ma, albo nie, i nie powinno być w tym nic złego. I na odwrót. Powiedzmy tak. Nie chcę przechodzić ze skrajności w skrajność. Nie chcę zabijać w sobie wrażliwości kosztem chęci dominacji i udowadniania komuś swojego statusu społecznego na każdym kroku, bo myślę o sobie, że jestem osobą empatyczną, tolerancyjną i akceptującą wolność drugiej osoby (pod warunkiem, że mi nikt nie robi krzywdy i nie narzuca swej woli), wrażliwą na cierpienie innych, rozważną która podchodzi bardziej emocjonalnie niźli logicznie do danego zagadnienia. Nie chcę rywalizować, bo i tak wiem, że to nie jest mój styl, nie moja działka. Brakuje mi jednak swoistego mentora który pomoże mi tę męskość oraz mnie samego lepiej zrozumieć i jakoś to złączyć z sobą. Wiem, że w tym przypadku ma znaczenie relacja z rodzicami. U mnie to mama nosi przysłowiowe ''spodnie'', a ojciec jest zbyt uległy i w zasadzie... nijaki. Trudno mi z nim rozmawiać na jakikolwiek temat (zwykle odpowiedź kończy się na ''nie wiem, chcę odpocząć''). Siostra to także typ dominującej kobiety, ale obecnie nie mieszka z nami. Rodzice nauczyli mnie tolerancyjności, nie narzucali mi nigdy odgórnych zasad postrzegania swej płci. Sporo czasu spędzałem z chłopcami, ale nigdy nie bawiliśmy się w typowo ''męskie'' zabawy. Ogólnie to mogę chyba powiedzieć, że miałem swoiste szczęście do osób swej płci, ale teraz kiedy jestem (chyba) bardziej świadomy tego w jakie bagno wstąpiłem będąc kimś kto absolutnie nie pasuje do takich cech jest mi strasznie smutno. Polska mentalność jeszcze bardziej mnie przygnębia. Pewnie zauważyliście, że moje posty są dosyć spore. Wynika to z faktu, że wolę pisać niźli mówić do drugiej osoby bo wtedy się czuję bezpieczniej. Pewnie zaraz ktoś mi tu poleci terapię online/przez telefon. Nie, nie, nie. Ja w takie cuda-wianki nie wierzę.
  14. Myślę dużo, ponieważ pragnę zrozumieć otaczający mnie świat, ale i tak nie rozumiem wielu mechanizmów i zachowań. Czerpię energię z wewnątrz (chyba). Nie można także zaprzeczyć, że nie mam racji jeśli chodzi o role danych płci w społeczeństwie. Wspomniany przeze mnie przyjaciel to był człowiek podobny osobowościowo do mnie. Może dlatego tak łatwo było mi z nim nawiązać kontakt? W gimnazjum musiałem zmienić klasę z ogólnej na integracyjną, ponieważ koledzy nie dawali mi spokoju, oraz miałem (i nadal mam) problemy z nauką w wyniku czego z roku na rok co raz bardziej odsuwałem się od przyjaciela. Teraz różni nas osobowość, poglądy, zainteresowania. On znalazł sobie nowe towarzystwo, być może ciekawsze, wychodzi z domu po 22 (a pamiętam jak nie mógł/nie chciał iść nie dalej niż do określonych miejsc :)), a ja... cóż, to samo. Mam wrażenie, że moja mentalność zatrzymała się właśnie na poziomie gimnazjalisty, nie mam prawa do uważania siebie za osobę dorosłą. Cyferki wpisane w dowodzie o niczym nie świadczą. Wciąż czuję się jak dziecko, i chyba chcę się tak czuć. Boję się wkroczyć w bezwzględny świat dorosłych, w świat okrutnych mężczyzn i drapieżnych kobiet. Ktoś kiedyś powiedział, że tylko dzieci potrafią w pełni cieszyć się życiem, i nie jednemu dorosłemu przydałoby się coś takiego. Nie wiem jak powinienem zachować się w sytuacji kiedy ktoś mnie zacznie obrażać czy negatywnie oceniać. Jestem całkowicie bezbronny i bezradny. Czuję się wtedy co raz bardziej ograniczony, stłamszony, dosłownie jak stara szmata. Mam przeczucie, że nikt mnie wtedy nie rozumie, że taka rola została przypisana mej płci, a emocje i psychika nie grają tu żadnej roli ''no bo nie wypada''. Zachowanie ludzi utwierdza mnie w złym przekonaniu przez co sam zaczynam wierzyć w stereotypy. :/ Rozumiem w takim razie, że powinienem iść do psychiatry (lekarz jak każdy inny, ja nie utożsamiam go z ''czubkami'' co mnie smuci, że ludzie tak go oceniają), a nie do psychoterapeuty/~loga? Jeżeli mam już skierowanie do psychologa to co powinienem zrobić? Czy taki psycholog może mnie później przepisać/dać skierowanie do jakiegoś psychoterapeuty, czy też muszę ponownie prosić o skierowanie od neurologa (lekarka stwierdziła, że nie ma różnicy pomiędzy tymi dwiema/dwoma(?) specjalizacjami/zawodami). Zaznaczam, że jest to skierowanie cito (czy jakoś tak). Właśnie problem z wyborem płci specjalisty jest tu dla mnie kluczowy. Nie wiem gdzie mam się udać, do kogo, z czym. Jeśli by to kogoś interesowało to mieszkam w okolicy Kurczaków. Może jest tu ktoś z tych okolic kto boryka się z podobnym problemem?
  15. Chciałem zedytować, ale nie mogłem. Tu ciąg dalszy: Jako mężczyzna czuję się taki.... ograniczony. O kolorach i fryzurach rozmawiać nie wolno, okazywać emocji i słabości nie wolno, cieszyć się chwilą nie wolno, być sobą nie wolno, nosić błyskotek/świecidełek nie wolno, nie mieć ''męskich'' zainteresowań - także, nosić ciuchów w ciepłych kolorach czy w innych stylach - nie wolno bo zaraz ktoś zostanie uznany za homoseksualistę, a ja nie chcę mieć przypisanej takiej łatki, chcę być sobą. To ja się pytam - co mi w końcu wolno? Oddychać chociaż mogę? Pewnie nie, bo przecież ''prawdziwy mężczyzna'' nigdy się nie męczy! :/ ;( Najlepiej to by było gdybym klnął jak szewc z piwem w ręku podczas oglądania jakiegoś durnego meczu przesiadując w podejrzanym barze z pannami lekkich obyczajów. Krótka glaca, 1000 metrów wzrostu, zabójcze spojrzenie i nieświeży oddech. Wtedy wolno. :/ Nie śmiejcie się. Naprawdę mam z tym problem. :/ Mnie takie głupoty(!!!) i tak wulgarne/prostackie zachowanie nie interesuje i nie przystoi. Cenię sobie spokój, harmonię, wolność, nie cierpię konfliktów, nie chcę udowadniać i zabiegać się o czyjeś względy/stylizować się na przynętę do której lgną rybki, bo dla mnie to są po prostu.... tanie, beznadziejne zagrywki na które nabierają się kobiety, a potem płaczą, że się dały omamić. Co mają także powiedzieć osoby bardziej poszkodowane niż ja? Mają iść na stracenie? Dlaczego nie możemy (mężczyźni) sami od siebie się wyzwolić, tylko wciąż wchodzimy sobie w drogę? :/ Nic dziwnego, że się o nas tak źle mówi skoro sami siebie takich tworzymy. Potem wyrasta pokolenie gangsterów i zakompleksionych osób które czują się jak więźniowie w (nie) swojej tożsamości. Zawsze byłem, jestem, i będę zdania, że nie płeć biologiczna, a emocjonalna świadczy o człowieku, i, że nie należy każdego oceniać zbyt pochopnie/impulsywnie. Cóż za beznadziejna w swojej konstrukcji psychicznej i w postępowaniu płeć. Zero miejsca na ludzkie słabości. To jest chore i nieludzkie! Stale jest albo wyścig szczurów, albo kłótnie i sprzeczki z byle powodu zasłaniając się przy tym własną dumą męskości która jest tyle warta co zeszłoroczny śnieg. Tylko zabawki się zmieniają z wiekiem.
  16. Witam. Jestem tutaj nowy. Jeśli piszę w złym dziale to bardzo proszę przenieść ten temat we wskazane miejsce. Mam 20 lat, drugą grupę inwalidzką, jestem chory na padaczkę miokloniczną i poszukuję jakiegoś dobrego psychoterapeuty/psychologa na NFZ w Łodzi. Fizycznie to jestem chyba pełnosprawny, choć byłem zwolniony 8 lat z zajęć wuefu w wyniku czego mam teraz sporą otyłość, ale intelektualnie.... :/. Ach, nie wiem po co w ogóle o tym w internecie wspominam! Mam stany depresyjne (lub ciężką depresję, nie wiem czy czymś to się różni), chyba nerwicę, poczucie beznadziei, krytycznie niska samoocena, złe postrzeganie swojej płci (męska), brak odwagi (wycofanie), kompleksy właściwie z każdego powodu. Jestem zamknięty w swoim świecie, stronię od ludzi, agresji, przemocy, nietolerancji i trzymaniu się tradycji,jestem lekkoduchem, mam straszne zaniki pamięci krótkotrwałej, problemy z koncentracją, zapamiętywaniem (matematyka to istna orgia na ugorze, z przedmiotami humanistycznymi też nie lepiej, cieszę się, że w ogóle udało mi się liceum terapeutyczne ukończyć) itp. itd. Nie widzę dla siebie przyszłości. Od ponad 1.5 roku po skończeniu liceum (nie mam matury) siedzę w domu i nigdzie się nie ruszam. Do niczego się nie nadaję bo w zasadzie niczym się nie interesuję, a jedynie siedzę dzień i noc w internecie. Jak już zaczynam się czymś interesować, lub coś robić to mi to szybko mija bo mam słomiany zapał i szybko się zniechęcam, bo podstawowych rzeczy nie jestem w stanie ogarnąć. Nigdy nie potrafiłem siebie określić, ponieważ nie chcę popełnić życiowego błędu i mieć przez to później do siebie wyrzutów sumienia, zresztą... nie mam ochoty na życie, na odpowiedzialność za siebie, jestem zbyt.. ociężały/przemęczony/znużony/nie wiem(?). Najchętniej to siedziałbym w domu, robił zakupy w pobliskich sklepach z rodzicami i w ogóle już nigdzie nie wychodził. Martwię się tym, że przez moją naiwność i łatwowierność sam sobie zrobię krzywdę i wyląduję w np. więzieniu (w podstawowych czynnościach sobie nie radzę, jestem nieporadny życiowo, a rachunki to nie moja działka). Dużą wagę przywiązuję do emocji i pogody. W internetowych testach wychodziło mi, że typ mojej osobowości to ISFJ/ISFP. Mam kruchą psychikę, nie potrafię nawiązywać dialogu z ludźmi, a mężczyzn traktuję jak wrogów ponieważ ja sam jestem/chcę być inny, ubierać się po swojemu, być sobą, osobnikiem omegą (podejrzewam siebie także o transseksualizm, a może to jest po prostu kwestia psychiki?). Jestem zgorzkniały, zobojętniały, i sztywny. Nie potrafię ubierać słów (mam dosyć ubogi zakres słownictwa) i dawać logicznych argumentów. Wydaje mi się, że w rozmowie i wyrażaniu emocji jestem nieautentyczny, sztuczny, a osobowość mam totalnie bezbarwną. Naturalny wyraz mej twarzy to smutek/brak emocji (, ). Straciłem radość z życia już we wczesnym dzieciństwie (12-13 rok życia), ale mam wrażenie, że mentalnie zatrzymałem się na tym okresie przez co podejrzewam u siebie upośledzenie umysłowe lub niedorozwój ;( :/. Czuję się skrzywdzony, uwięziony w nie swojej płci emocjonalnej, w nie swoim świecie. Jestem przewrażliwiony na krzyki/krytykę/śmiech bo to mnie skutecznie zniechęca do dalszych działań i powoduje masę skojarzeń i myśli w głowie na mój temat. Być może jestem mizantropem, ale tego nie wiem. Nie pasuję po prostu do tej rzeczywistości, do polskiej mentalności. Mentalnie czuję się taką małą, zagubioną dziewczynką. Sypiam normalnie, choć po godzinie, albo po czterech-pięciu ogarnia mnie znużenie/senność, nie miałem jeszcze nigdy dziewczyny, myśli samobójcze to tylko tymczasowe przebłyski. Boję się, że gdybym zaczął wkraczać w dorosłe życie z takim podejściem to autentycznie bym sobie coś zrobił, lub ktoś by mi coś zrobił, a ja nie wiedziałbym o tym. Jestem zdania, że zarówno prawdziwych przyjaciół jak i prawdziwą radość ma się tylko we wczesnym dzieciństwie. Później to jest już tylko gorzej. Do psychologa/psychoterapeuty powinienem był się tak naprawdę udać kiedy była taka potrzeba (czyli 10 lat temu), już wtedy wiedziałem, że coś jest nie tak, ale nie zdawałem sobie za bardzo sprawy z tego, że ktokolwiek może mi pomóc, chociaż chciałem, ale rodzice nie mieli wtedy czasu na zajmowanie się mną. Teraz muszę coś z tym zrobić bo nie chcę cierpieć, chcę się cieszyć życiem. Co do przyjaciół to nie jestem po prostu typem osoby która z łatwością nawiązuje kontakty. Jestem typem obserwatora/analityka. Ktoś musi do mnie zagadać, a nie ja. Jestem bardzo podejrzliwy, nieufny, ale wciąż naiwny jak dziecko. Od przedszkola już tak mam. Po prostu. Staram się sobie dobierać przyjaciół ostrożnie. Nie musi być ich dużo. Ważne żeby byli w stanie mnie zaakceptować w całości, i mieli takie same zainteresowania jak ja, żeby się nie wywyższali. Po ukończeniu danej szkoły nie przywiązuję wagi do znajomych, chociaż czasem tęsknię za niektórymi, ale nie jakoś bardzo. Liceum to była taka drobna namiastka przyjaźni, lekki powrót do czasów podstawówki, ale i tak nic z tego nie wyszło bo wychodzę z założenia, że z kimś trzeba dorastać by go zrozumieć. Mój najbliższy prawdziwy przyjaciel (i jedyny zarazem) i jego siostra z którymi to się przyjaźniłem 8-9 lat odsunęli się ode mnie. Zaczęły nas różnić poglądy, osobowości i towarzystwo. Nie kontaktujemy się ze sobą od czasów zakończenia gimnazjum, mimo iż mieszkamy niedaleko. Aha! Jeszcze jest sprawa odnośnie płci psychoterapeuty. Nie wiem do kogo mam się skierować. Czy do kobiety, czy do mężczyzny? Mężczyzna - brakuje mi ''męskich'' wzorców zachowań (choć ja wychodzę z założenia, że nie należy dzielić świata na męskość i kobiecość), samodyscypliny itp. itd. Kompletnie nie czuję się emocjonalnie powiązany ze swoją płcią. Nie cierpię sportu i rywalizacji, nie mogę mieć i chyba nie chcę mieć nawet prawa jazdy, boję się także bliskości i krytyki, nie piję ze względów zdrowotnych, nie chcę traktować kobiet jak jakichś zabawek do zaspokajania potrzeb, że o obraźliwych określeniach i bluzgach nie wspomnę, a testosteron też mam chyba dosyć niski (jestem mięsożercą). Jestem zdania, że należy łamać stereotypy, choć sam już zaczynam wpadać w ich sidła, dlatego wydaje mi się, że gdybym wybrał się do mężczyzny to byłby to już jakiś mały kroczek w moim postępowaniu. Gorzej jest z tym, że wiadomo jacy mężczyźni potrafią być. Nie ma pewności czy ktoś taki umiałby mi pomóc, czy nie zaszkodziłby mi nawet bardziej. Jest tutaj spore ryzyko. Kobieta - wiadomo, kobiety mają na ogół lepszą tendencję do odczuwania i rozmawiania o problemach. Pewnie taka osoba lepiej by mnie zrozumiała i wytłumaczyła coś ''na miękki sposób''. Tutaj tylko mam takie przekonanie, że kobiety albo zbyt przesadzają i wychodzi z tego później takie ''babskie gadanie'' (żeby nie było - nic do tego nie mam, wolę już to niż męskie rozmowy), albo są zbyt obojętne. Poza tym kwestia się też tyczy mojego braku ''męskości'', no a kobiety raczej nie bardzo będą się orientowały w takich kwestiach. Mam jeszcze kilka pytań. 1. Czy na pierwszym spotkaniu od razu powiedzieć psychologowi/psycholożce o wszystkich moich problemach? 2. Jak zyskać zaufanie do psychoterapeuty? 3. Co zrobić żeby nie doszło do takiej sytuacji gdzie będę się dobrze czuć tylko w gabinecie terapeuty, a poza nim nic nie będę mógł w stanie zrobić? 4. O czym nie warto mówić takiemu człowiekowi? Jestem chory na padaczkę, ale nie zażywam leków bo powodują u mnie efekt otępienia/znużenia, a także od nich tyję. U neurologa mówię, że przyjmuję bo nie chcę stracić grupy. Czy wypada (nie) powiedzieć o tym terapeucie? 5. Czym się różni psycholog od psychoterapeuty? Mam skierowanie do psychologa. Diagnoza: zaburzenia emocjonalne. 6. Czy były w Waszym przypadku takie sytuacje gdzie zaprzyjaźniliście się prywatnie z danym terapeutą, i spędzaliście z nim/nią czas poza gabinetem? 7. Czy terapeuta może wobec mnie zastosować terapię, że tak powiem - ''szokową''? Czyli wyjścia na miasto i robienie czegoś w praktyce, lub hipnoza? 8. Słyszałem, że depresję można leczyć farmakologicznie, ale czy to jest bezpieczne? Nie chciałbym sobie zaszkodzić. 9. Jeśli chciałbym zmienić specjalistę na innego to muszę mu wszystko od nowa przedstawiać? :/ 10. Jeśli poproszę psychologa o wyrażenie jego własnej, prywatnej opinii (np. dotyczącej jego życia) to mogę z jego strony liczyć na całkowitą szczerość? Olewając etykę zawodu itp. itd. Bardzo proszę Was o pomoc. Nie powinienem był chyba nawet tak szczegółowo pisać o swoich problemach, ale już po prostu nie wiem co mam zrobić. :/
×