Nienawidze siebie. Mam dosyć tego życia. Ciągle robie głupoty. Ostatnio zaczęłam studia. Drugi raz. I okazuje się, że drugi raz rzucę. Dlaczego? Bo sobie nie radzę.. z czym? Z chodzeniem. Jaką idiotką trzeba być, żeby rzucić dwa razy studia bo się nie chodzi? Dlaczego nie chodzę? Bo się boje. Ot. Takie to proste. Bo się boję do tego stopnia, że chce mi się rzygać, trzęse się, płaczę, nie mogę jeść, nie mogę spać. Boje się grupy, boję się profesorów, boje się wszystkiego. Wraca mi ta pieprzona fobia ze szkoły.. to samo. identyczne. Już opuściłam 5 dni. 5 dni z 2tygodni. Chyba nie mam po co tam wracać co? Co ja mam zrobić.. Nie mam nawet z kim pogadać.. Tata pije. Teraz będzie miał jeszcze lepszy powód - mnie i moje rzucone studia. Sam powiedział, że ja powinnam być inny od rodzenstwa, lepsza, ja powinnam skonczyć studia i tak dalej.. A oni tu wszyscy albo piją albo ćpają. A ja mam się trzymać.. Kiedy ja nie mam siły, ja sobie sama ze sobą nie radzę. Jak jeźdze autobusami to zaczynam wyć! Dosłownie wyć. Przecież to idiotyczne. Przez te ostatnie 2 tygodnie jedyne o czym mysle to samobójstwo. Nie widze wyjścia z sytuacji. Nie mam przyszłosci. Nie widze swojej przyszłosci.. Przecież jak nie skoncze studiów to co zrobie ze sobą? Jak teraz je rzucę to co zrobię? Nie mam pojęcia. Z jednej strony czuję ogromną presje i nacisk na te studia i że to jedyne wyjście a z drugiej mam to wszystko tak głęboko gdzieś, że nie wiem.. Mam dosyć siebei! Mam dosyć. nie wiem co mam zrobić. Nie wiem.. Do tego czuję się tak winna, tak mi wstyd za moją głupotę i lenistwo, że mam ochotę coś sobie zrobić. nie mogę na siebie patrzeć, nie chce mi się zyć.. co mm zrobić..