Witajcie,
około roku brałam benzo, najpierw sporadycznie i różne doraźnie (tranxene, xanax, relanium, sedam), potem lekarz przepisał lorafen i ten "lek-cud" towarzyszył mi długo, 7 miesięcy, potem już głównie nasennie, bez tego nie mogłam spać. Przy pomocy psychiatry zamieniając lorafen na relanium udało się wyjść z benzo. Namęczyłam się okrutnie. Od czerwca jestem "niby" czysta. Niby, ponieważ wyjście z benzo nie załatwiło sprawy pierwotnych dolegliwości no i snu! Tak więc od czasu do czasu kiedy mam dość bezsenności (inne środki są do kitu, nie działają tak dobrze) zapodaję sobie benzo. Dwa razy w miesiącu. Powiedzcie doświadczeni "benzoniarze" czy to nie jest niebezpieczne w sensie powrotu do benzo? Czy organizm nie będzie chciał co jakiś czas? Czy to jest jak u alkoholika, że nie wolno już potem ani kieliszka?
Czuję się bardzo kiepsko, mimo że już 2,5 miesiąca od wyjścia, a może dopiero? Boli mnie bez przerwy głowa, raz bardziej, raz mniej, spanie jest beznadziejne, a raczej go nie ma, jestem przybita, boli mnie ciało, mam ciągłe mdłości. Poradźcie, czy może nie powinnam nawet kawałeczka benzo?
Czekam na Wasze rady :-)