Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pidżej

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Pidżej

  1. Masz rację, tak zrobię. Na razie jestem na 100 mg dziennie i jest mi naprawdę dobrze, na razie wylałem ostatnią flachę do zlewu (w końcu to tylko 2 dychy), zobaczę jak będzie dalej, być może tak jak Ameisen pójdę w większe dawki jak będzie trzeba. Co do opinii o terapiach nic dodać, nic ująć. Może tylko tyle, że mam wrażenie, że np. terapie uzależnień od narkotyków wyglądają lepiej pod tym względem. Przynajmniej mi się trafiła możliwość pracy z dwójką wspaniałych, naprawdę wspaniałych terapeutów, chociaż akurat nie mam nic wspólnego z narkotykami. Niestety jestem ze Stolycy, ale dzięki za chęć pomocy, jakbyś mimo wszystko miał jakieś rozsądne namiary z Warsiawki, chętnie skorzystam i na pewno będę wdzięczny. :)
  2. Tak, ale gorzej, jak ktoś nie wytrzymuje bez piguły. Jasne, że redukcja szkód, ale mi każda poprawa pasuje, a wierzę, że z czasem będzie i trzeźwienie. Mi najbardziej przeszkadzają te moje chol.rne lęki. Coś się wydarzy, ja nadmucham balon pod tytułem nadciąga kataklizm i nawrót gotowy. Mnie ten Baclofen bardzo wycisza i uspokaja. Zresztą poprzednia piguła, którą mi przepisał psychiatra to był lek czysto antydepresyjny (Wellbutrim XR), chyba dosyć rzadko stosowany i jakoś słabiej na mnie działał. Dodam jeszcze, że siedząc na różnych terapiach i w końcu wiedząc jaki odsetek kończy się sukcesem w postaci długiej abstynencji, jak u niektórych z Was, motywacja spadała mi prawie do zera. Tutaj jest przynajmniej jakiś pozytywny skutek też dla mojej psyche.
  3. Ostatnio słabiutko, ze 3 miesiące. Jakiś czas wcześniej ok. roku.
  4. Ale Ci zazdroszczę. Tak pozytywnie oczywiście. :) Ten cały Baclofen ma jeszcze jedną cechę, przynajmniej u mnie. Gasi mega kaca. No chyba, że miałem efekty odstawienne po nie braniu Baclofenu przez prawie tydzień.
  5. Tak Naltrekson brałem zgodnie z metodą Sinclare'a, ale (tu zresztą już ktoś o tym pisał wcześniej), kilkanaście tygodni i popłynąłem. U mnie picie jest ściśle powiązane ze stanami depresyjnymi. Atak paniki, irracjonalny lęk, bach ... butelka lub dwie. Jak brałem Baclofen, nie miałem tego. Nawet jak raz wpadłem, wypiłem 3 drinki i cześć, nie miałem ochoty na więcej i miałem spokój następnego dnia. Ja muszę likwidować nie tylko głód alkoholu, ale i, a może przede wszystkim strach, który mnie do niego pędzi, dlatego ten lek mnie zainteresował po lekturze książki Ameisena. Martwi mnie opór dużej części środowiska zajmującego się uzależnieniami przed tym lekiem, przed Naltreksonem i Nalmefenem zresztą też. Jestem obecnie w psychoterapii od dwóch lat , próbowałem wielu sposobów, ale wciąż mam nawroty, które powoli mnie wyniszczają. Kiedy zapytałem szczerze o skuteczność tradycyjnych metod terapeutycznych (np. nie picie 2 lata od podjęcia terapii), usłyszałem liczby 8-11% (przerażające), Ameisen powoływał się na publikacje, gdzie było to 15%, a o Baclefenie lekarze z Francji, USA i bodajże Szwajcarii raportowali 70-85% (w takim samym czasie). Myślę, że gdyby nie brak patentu, szybciutko firmy farmaceutyczne wprowadziły by go na rynek, tyle, że w cenie równorzędnej jakimś 2 stówom za opakowanie, a tak kosztuje 18 zł. Zadałem swoje pytania, bo kilka osób pisało w wątku, że leczyło się z alkoholizmu, mając jednocześnie problemy lękowo-depresyjne, i że używali Baclofenu. Chyba tylko jedna osoba wypowiadała się negatywnie o tym leku. A jeśli nawet uzależnia (opinie są sprzeczne). Wolę od tego niż od alkoholu, bo nie tracę swojej godności i życia. :)
  6. To i ja napiszę o sobie, ale najpierw pozdrowienia dla wszystkich. Jestem alkoholikiem, a wódeczką i piwkiem usiłowałem sobie radzić najpierw z nerwicą, później z depresją, z mizernym skutkiem. Prawie wyleciałem z roboty i prawie rozbiłem rodzinę. Biorę baclo od ponad miesiąca. Zadziałał od razu, zaczynałem od 10 mg dziennie (5+5), potem 15 (3 x 5), potem 25 (1 x 12,5), aż doszedłem do 50 (2 x 25). Więcej się boję. Zadziałał w sumie od razu, nie zauważyłem też dużej różnicy przy zwiększaniu dawki. Rozluźnia, poprawia nastrój, a przede wszystkim osłabia głód alkoholowy. A mi już od prawie 3 lat nic nie pomagało: terapie, detoks, wizyta na izbie i leki (sławny Naltrekson=Adepend nie zrobił wrażenia, chyba że na portfelu). Też zacząłem wychodzić do ludzi, podrywać laski. Jak się trafiła wpadka, to się nie utytłałem jak zwykle. I wtedy strzelił mi do głowy głupi pomysł, żeby go odstawić. Tak jak Ameisenowi, tylko jemu po sporo dłuższym czasie. No i oczywiście nawrót, taki kilkudniowy, z lękami, negacją siebie, autodestrukcją (głodzę się nawet po kilkanaście dni, teraz też). Nie piję od 3 dni, baclo nie biorę dwa razy dłużej. Normalnie już na drugi dzień byłem zawsze jak nowy, a teraz końca kaca giganta nie widać, już nie mam czym rzygać, gardło i żołądek jak pocięty brzytwą, a gdy zamykam oczy jakieś odjechane filmiki. A może to efekt odstawienia baclo bardziej? Boje się go wziąć na kacu, ale może właśnie trzeba? Jutro chyba już spróbuję, tylko 2 x 12,5. Miał ktoś z Was podobny epizod? I co się działo? I jeszcze po jakim mniej więcej czasie, alkoholik może spróbować odstawiać baclo bez nawrotów? Ameisen zdaje się coś o kilku (2-3?) latach pisał, a potem brał tylko, gdy czuł głód.
×