Już jakieś pół roku śledzę wasze forum, aż w końcu postanowiłam przestać się chować :)
Dwa lata temu po licznych - dużych i małych - napadach stwierdzono u mnie padaczkę, na którą do dziś biorę leki. Po czasie neurolog stwierdził lekką depresję a obecnie żyję z diagnozą nerwicy lękowej. Dołożono mi Xanax i Citabax.
Nie mam już napadów lęków, które, jak sobie uzmysłowiłam, trwały od jakichś 15 lat (obecnie mam 24), jednak nie wszystko jest ok. Może doszukuję się dziury w całym, ale odkąd biorę leki czuję że jestem inną osobą. Szczęście wydaje się być.. plastikowe, sztuczne. Wydaje mi się, że straciłam spory kawałek siebie. Jak gdybym zrosła się ze smutkiem, był on ważną częścią mnie samej, bez którego jestem nikim.
Mam już trochę dosyć słuchania psychiatry, który w kółko powtarza "myśl sobie że jesteś zdrowa i uwierz w to".
Czy to takie proste jak wszyscy mówią?
Czy Wam udało się tak po prostu to "zwalczyć"?
Dodam, że mam jeszcze lekkie natręctwa i napady autoagresji, czyli tak do końca wyleczona chyba nie jestem. Na psychoterapię mnie nie stać, więc próbuję coś zdziałać siłą woli. Da się? :)