Skocz do zawartości
Nerwica.com

Liliana74

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Liliana74

  1. Jestem pusta jak bęben już. Nie mam sił, nie wiem co dalej. Wszystko nie tak. Nie wiem czy to depresja czy co, jeśli mam takie skrajne emocje. Gdy jestem szczęśliwa też mnie to przytłacza, boję się, że stracę co mam, że mi się to nie należy, że musi coś pójść nie tak, szczery śmiech przeradza się w płacz, a jak jest źle to mogiła, ryk i utrata sensu życia. Mój facet chyba też ma depresje, ma napady agresji, bardzo ostro reaguje na niepowodzenia i kłotnie, niszczy rzeczy, wyzywa, straszy miedzy słowami, że się powiesi, że mnie zostawi. Moja miłość chyba wygasa, coraz częściej czuję się jakbym kłamała kiedy mówię mu, że kocham. On to widzi i mówi dopiero przy kłótni. Ja obwiniam jego, on mnie. W dobry dzień widzę same jego zalety, w zły zastanawiam się gdzie niby są te zalety skoro wszystko robi nie tak. Opisać ciężko, tyle tego. Chaos w głowie. Mam lęki, boję się, że jestem chora, że wkrótce umrę, boję się o dzieci, o męża, Praktycznie czekam na telefon albo wizytę policji, że coś się stało. To wszystko jest już tak głęboko, źle było jeszcze kiedy mieszkałam z rodzicami, nigdy nie radziłam sobie z emocjami, zawsze byłam płaczliwa, obwiniam matkę, ale ona twardo stoi przy tym, że ja jestem jakas dziwna. Mam wrażenie, że najpierw ona znęcała się psychicznie, teraz mąż. Czy ja jestem taka podatna? Mam na czole napisane, że można ze mną robić co się chce? Sama też nie czuję się bez winy. Jak Ci ludzie od lat mówią, że jesteś chora na umyśle to chyba jednak coś w tym jest. Nie radzę sobię ze sobą. Staram się podporządkować, wyrzec siebie aby zadowolić innych, po czym nikt nie jest zadowolony, a ja sie czuje oszukana, że mogłam robić chociaż coś zebym sama dobrze się czuła i może wtedy by mnie szanowano i liczono sie ze mna, a ta ulegloscia sobie szkodze. Kiedy juz sie zbuntuje wmawia mi sie ze jestem niestabilna, chora, nie wiem czego chce i nie da sie mnie uszczesliwic, ze mam slaba pamiec do dobrych rzeczy. W przyplywie rozpaczy chce sie rozstac z mezem, sadze ze to by bylo dla mnie lepsze, zdrowsze, bo on zle na mnie dziala, ale czy potrafie, czy naprawde chce no i jak sobie poradze, sama z dziecmi w obcym kraju. Chce po prostu zeby bylo dobrze, a to wszystko jest takie chwiejne, tak latwo mi stracic grunt pod nogami
  2. Odkąd pamiętam zawsze coś było nie tak, ale ostatnio, sama nie wiem, nie radzę sobie Mieszkam w UK, tutaj na wizytę u psychologa czeka się bardzo długo, nie znam języka na tyle aby móc się wygadać itd, u specjalistów jest możliwość zamówienia tłumacza ale nie sądzę aby takze w tym przypadku, nie chcę też rozmawiać poprzez tłumacza, czuję, że to nie to samo. Obawiam się też "kartoteki, mam dzieci i boję się, że mogłoby to się kiedyś obrócić przeciwko mnie, boję się je stracić. Porad prywatnych u polskich psychologów w moim miescie nie ma, dalej jest to koszt srednio 60f za sesje, gdzie ja nawet nie wierze ze mogliby mi pomoc. Pare lat temu bylam u dwoch psychologow, bylo niezrecznie, czulam sie tylko gorzej, robiono ze mnie ofiare, przytakiwano jak dziecku, jeden chowal sie za komputerem i gdy cos mowilam tylko stukal w klawiature. Pozniej czulam sie beznadziejnie i zalosnie, ze nisko upadlam i chodze po psychologach, jakbym sama nie mogla sobie poradzic, w koncu ludzie maja wiele problemow i jakos z tym zyja. Niedawno urodzilam swoje drugie dziecko, wtedy chyba sie nasililo, nieustannie mam leki, czuje jakby smierc szla krok za mna, boje sie podjemowac decyzje typu czy jechac autobusem, ktora strona ulicy isc, bo boje sie ze kazda decyzja niesie konsekwencje, ze w ktorejs opcji moze czaic sie cos strasznego np. ze autobus bedzie mil wypadek, albo ze na chodnik wjedzie auto itp itd, boje sie kąpać kiedy meza nie ma w domu, kiedy wychodze sprawdzam czy wszystko wylaczylam a po drodze i tak cos nie daje mi spokoju i staja mi przed oczami obrazy spalonego domu np. W zwiazku tez ostatnio przechodze kryzys, coraz slabiej panuje nad emocjami. Przed okresem wariuje, mam dziwne uczucie kotlowania w brzuchu i chodze niespokojna i zdenerwowana. Sa jednak dni kiedy jestem bardzo szczesliwa, to uczucie takze wywoluje u mnie placz. Boje sie tez ze wszystko co mam moge bardzo latwo stracic, ze mysli o tym moga przyciagnac nieszczescia, ale nie umiem o tym nie myslec. Zawsze gdy maz wychodzi z domu boje sie ze to ostatni raz kiedy go widze. Tak sie nie da zyc. Snuje duzo planow, probuje stworzyc tabelki, spisac co chce zrobic, pomysly na dania, cwiczenia, zabawy z synem ale kiedy przychodzi co do czego nie mam na to sil i checi.Zaniedbuje syna, mam szczere checi ale wszystko pozostaje w glowie. Kiedy pisze liste zeby zrobic cokolwiek np posprzatac, zal mi samej siebie ze aby umyc naczynia, czy wanne potrzebuje to sobie napisac na kartce. Nie mam przyjaciol, nigdy nie mialam. Z mama nie za bardzo mam kontakt. Nie mam z kim porozmawiac. Z mezem sie kloce, wtedy czuje sie samotna. Kiedy mowie o zlym samopoczuciu odbiera to osobiscie i denerwuje sie ze mnie nie mozna dogodzic, ze sie stara a ja zawsze niezadowolona. Nie wiem co moglabym zrobic aby poczuc sie lepiej.
×