Jestem pusta jak bęben już. Nie mam sił, nie wiem co dalej. Wszystko nie tak. Nie wiem czy to depresja czy co, jeśli mam takie skrajne emocje. Gdy jestem szczęśliwa też mnie to przytłacza, boję się, że stracę co mam, że mi się to nie należy, że musi coś pójść nie tak, szczery śmiech przeradza się w płacz, a jak jest źle to mogiła, ryk i utrata sensu życia. Mój facet chyba też ma depresje, ma napady agresji, bardzo ostro reaguje na niepowodzenia i kłotnie, niszczy rzeczy, wyzywa, straszy miedzy słowami, że się powiesi, że mnie zostawi. Moja miłość chyba wygasa, coraz częściej czuję się jakbym kłamała kiedy mówię mu, że kocham. On to widzi i mówi dopiero przy kłótni. Ja obwiniam jego, on mnie. W dobry dzień widzę same jego zalety, w zły zastanawiam się gdzie niby są te zalety skoro wszystko robi nie tak. Opisać ciężko, tyle tego. Chaos w głowie. Mam lęki, boję się, że jestem chora, że wkrótce umrę, boję się o dzieci, o męża, Praktycznie czekam na telefon albo wizytę policji, że coś się stało. To wszystko jest już tak głęboko, źle było jeszcze kiedy mieszkałam z rodzicami, nigdy nie radziłam sobie z emocjami, zawsze byłam płaczliwa, obwiniam matkę, ale ona twardo stoi przy tym, że ja jestem jakas dziwna. Mam wrażenie, że najpierw ona znęcała się psychicznie, teraz mąż. Czy ja jestem taka podatna? Mam na czole napisane, że można ze mną robić co się chce? Sama też nie czuję się bez winy. Jak Ci ludzie od lat mówią, że jesteś chora na umyśle to chyba jednak coś w tym jest. Nie radzę sobię ze sobą. Staram się podporządkować, wyrzec siebie aby zadowolić innych, po czym nikt nie jest zadowolony, a ja sie czuje oszukana, że mogłam robić chociaż coś zebym sama dobrze się czuła i może wtedy by mnie szanowano i liczono sie ze mna, a ta ulegloscia sobie szkodze. Kiedy juz sie zbuntuje wmawia mi sie ze jestem niestabilna, chora, nie wiem czego chce i nie da sie mnie uszczesliwic, ze mam slaba pamiec do dobrych rzeczy. W przyplywie rozpaczy chce sie rozstac z mezem, sadze ze to by bylo dla mnie lepsze, zdrowsze, bo on zle na mnie dziala, ale czy potrafie, czy naprawde chce no i jak sobie poradze, sama z dziecmi w obcym kraju. Chce po prostu zeby bylo dobrze, a to wszystko jest takie chwiejne, tak latwo mi stracic grunt pod nogami