Skocz do zawartości
Nerwica.com

karolinaa1

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez karolinaa1

  1. Czy ktoś z Was panicznie boi się (lub kiedyś bał) wścieklizny i możliwości zarażenia się nią? Ja od ponad pół roku mam ten lęk, a zaczęło się od rozjechanego zwierzęcia na drodze. Nie zauważyłam go i wjechałam samochodem w tą padlinę, a potem zaczęło się rozmyślanie: a co jeśli auto zostało ochlapane, ja później otarłam się o to ubraniem i dotknęłam go mając ranki na dłoniach... Od tego czasu jak widzę coś rozjechanego to mimo, że staram się to omijać, lęk jest zbyt silny żeby przestać myśleć o wściekliźnie. Jeszcze przed tym zdarzeniem myłam bardzo często ręce, a teraz to już jest masakra, boję się czegokolwiek dotknąć. Staram się sama siebie przekonać, że takie zarażenie (bez pogryzienia, albo polizania przez zwierzę) jest raczej mało prawdopodobne, ale fobia jest silniejsza.
  2. Mam 24 lata i fobię społeczną. Na jej rozwinięcie się mogła mieć wpływa moja dość trudna sytuacja rodzinna. Kontaktów towarzyskich tak naprawdę nigdy nie miałam. Jako dziecko miałam może z dwie koleżanki, z którymi lubiłam spędzać czas ale potem było coraz gorzej. W szkole zawsze byłam cicha, nie odzywałam się nie pytana. Poza szkołą nie spotykałam się z nikim, nie wychodziłam z domu. Każde wakacje spędzałam w domu. Teraz na studiach jest tak samo, bo nie nawiązałam żadnych znajomości. Moje "relacje" z innymi ograniczają się do tego, że czasem z kimś zamienię parę słów na tematy uczelniane. Nie umiałam nigdy swobodnie rozmawiać, bo towarzyszy mi nieustanne poczucie wstydu przed innymi. Oczywiście nigdy nie miałam chłopaka, jest to dla mnie abstrakcją. Wiem, że w tym wieku to nienormalne, ale jak widać jest taki przypadek jak ja. Nawet nigdy jeszcze nie pracowałam. Moje życie można nazwać wegetacją, bo co to za życie jeśli z niego nie czerpię i przez to tyle lat przeleciało między palcami. Ta samotność czasem dobija. Czy są tutaj osoby z podobną sytuacją? Tak samo mocno odizolowane od społeczeństwa jak ja? Chętnie bym z kimś takim popisała, jak to u Was wygląda i w ogóle. Może nawet pomyślałabym o jakimś spotkaniu w realu, jeśli odległość nie byłaby zbyt duża. Fajnie byłoby nawiązać jakieś koleżeńskie relacje, bo chciałabym coś zmienić w swoim życiu, żeby kiedyś nie okazało się, że jest już za późno.
  3. Jeśli chodzi o moje marzenia takie niematerialne, to po prostu chcę być szczęśliwa, a pod tym pojęciem kryje się: być zdrową, mieć w końcu drugą połówkę, później założyć rodzinę i mieć dzieci, a także mieć przyjaciół, znajomych. A marzenia materialne to podróżowanie po świecie oraz posiadanie wystarczających zarobków żeby nie martwić się o przyszłość.
  4. karolinaa1

    Podróżowanie

    A wcześniej jeździłeś gdzieś za granicę?
  5. karolinaa1

    Podróżowanie

    Podobnie jak Ty chciałabym zwiedzać wiele ciekawych miejsc. Nigdy nie byłam za granicą i marzę żeby w końcu gdzieś pojechać. Tylko u mnie jest może inny problem niż u Ciebie. Ja po prostu nie mam z kim jechać, a wiadomo że sama nie pojadę, bo co to za przyjemność? Przez fobię społeczną i odizolowanie się od ludzi nie mam i nigdy nie miałam znajomych. Ja chciałabym lecieć samolotem, mimo że pierwszy raz bardzo bym się bała. Ale chęć podróży samolotem jest chyba większa i jakoś musiałabym przełamać ten lęk. No ale na razie mogę tylko pomarzyć.
  6. Tego, że miałam nerwicę natręctw jestem pewna, ale pytałam o to, czy komuś udało się wyjść z tego samemu.
  7. Interesuje mnie czy są tu osoby, którym udało się wyjść z nerwicy natręctw samodzielnie bez terapii czy leków. Ja miałam nerwicę natręctw jakieś 5-6 lat temu (sama ją sobie zdiagnozowałam, wszystkie objawy pasowały). Trwało to może kilka miesięcy, teraz już nie pamiętam dokładnie. W końcu już nie umiałam z tym okropieństwem wytrzymać i postanowiłam sama zaprzestać tych tzw. rytualnych czynności. Wielokrotnie mi się nie udawało, nerwica znowu wracała, ale w końcu moja silna wolna chyba zwyciężyła i dałam sobie z natręctwami radę. Przestałam wykonywać te głupie czynności. Zostało mi jedynie częste mycie rąk, ale to nie jest aż takie uciążliwe. Zastanawiam się czy to dobrze że samej udało mi się to przełamać, czy może wtedy powinnam udać się do psychologa/psychiatry. Ktoś z was był w podobnej sytuacji?
  8. karolinaa1

    Problemy rodzinne

    W moim przypadku nie będzie to takie łatwe. Zanim będę mieszkać osobno minie niemało czasu. Niestety nie pracuję. To wszystko przez ten mój strach przed jakimiś kontaktami. Jak mam coś iść gdzieś załatwić to jestem mega zestresowana. Dlatego unikam jak tylko mogę takich sytuacji. Chciałabym pracować, wtedy może bym się usamodzielniła, ale odkładam z roku na rok próby podjęcia jakiejkolwiek pracy.
  9. karolinaa1

    Problemy rodzinne

    Nie wiem w sumie dlaczego, ale chciałam opisać tutaj swoją sytuację rodzinną. Mam prawie 23 lata. Praktycznie od urodzenia miałam ciężko, bo od urodzenia mieszkam w jednym domu z wujkiem alkoholikiem. Gdy miałam 2 lata, zmarł mój tata, więc w ogóle go nie pamiętam. W domu były oczywiście ciągłe awantury z powodu wujka alkoholika, niejednokrotnie bardzo się bałam jako dziecko, czasami nawet uciekaliśmy do sąsiadów. W takich warunkach dorastałam przez lata. Zawsze byłam bardzo cicha i nieśmiała, chociaż teraz wiem, że to raczej fobia społeczna a nie tylko nieśmiałość. W wieku 13 lat nastąpiło kolejne zdarzenie, które niewątpliwie również wpłynęło na moją psychikę - mama znalazła sobie faceta, byli dosyć krótko i okazało się że zaszła w ciążę. Dla mnie to był szok, dowiedziałam się przypadkiem. Strasznie mi było z tym ciężko, bo bałam się reakcji rówieśników w szkole. Byłam (i jestem) chorobliwie nieśmiała i okropnie bałam się jak zareagują na ten fakt moi rówieśnicy. Ta sytuacja sprawiła, że stałam się jeszcze bardziej zamknięta w sobie, nie miałam żadnych koleżanek, nigdzie nie wychodziłam. Po roku czy dwóch mama rozstała się z tym facetem (do teraz obwinia o to mnie), wyprowadził się i zostaliśmy z mamą i bratem sami. Od tego czasu mama kilkakrotnie zaczynała się ponownie spotykać z tym facetem, a ja byłam temu przeciwna, bo to nie jest człowiek, że tak powiem, normalny. I to nie tylko ja tak myślę - inne osoby z rodziny są tego samego zdania, że powinna się trzymać od niego z daleka. Ale ona oczywiście ma nas gdzieś, jest w nim zakochana i świata poza nim nie widzi. Teraz to już przechodzi wszelkie pojęcie, co ona wyprawia. Jeździ do niego prawie codziennie i siedzi niewiadomo ile. Nawet bratem już mało co przejmuje. Nie radzi on sobie całkiem dobrze w szkole, ale ona nie raczy mu w tym pomóc, bo nie ma oczywiście czasu. Mnie to już ma totalnie gdzieś, mogłabym nie istnieć i by się nie zorientowała. Nie wiem już co mam robić. Mam wszystkiego dość i dobija mnie też fakt, że nie mam się komu zwierzyć, bo nie mam znajomych, nikogo bliskiego. To wszystko przez to że jestem takim odludkiem i unikam kontaktów. Co sądzicie o mojej sytuacji i jakie są Wasze problemy rodzinne?
  10. A jakie to forum, jeśli można wiedzieć?
  11. Pisałam już kiedyś na innym forum, ale trafiłam teraz też tutaj i chcę opisać swoją sytuację. Może komuś będzie się chciało to przeczytać, może nawet osobie z podobnymi problemami. Mam prawie 23 lata i od zawsze jestem nieszczęśliwa. Już od dziecka nie było łatwo. Tata zmarł, gdy byłam mała więc go nie pamiętam. W domu były awantury przez alkoholika w rodzinie. Finansowo też nie było dobrze. Jako dziecko byłam zawsze cicha, nieśmiała, trzymałam się na uboczu. Chociaż wtedy miałam czasami kontakt z paroma koleżankami ale było to może do 10-11 roku życia. Później było coraz gorzej. W gimnazjum byłam kilka razy u jednej koleżanki i to wszystko. W szkole prawie do nikogo się nie odzywałam. W szkole średniej zostałam wyciągnięta na dyskotekę 2 razy, ale było to dla mnie niemiłe przeżycie bo siedziałam i do nikogo się nie odzywałam. Nigdy nie miałam znajomych, co dopiero mówić o przyjaciołach czy chłopaku. To dla mnie totalna abstrakcja. Teraz jestem na studiach i nie mam żadnych kontaktów towarzyskich. Nigdy do nikogo się nie odzywam sama od siebie, chyba że ktoś mnie o coś zapyta. Pewnie mam fobię społeczną Nawet gdybym chciała gdzieś wyjść, to nie idę, bo samej tak głupio. Na dodatek mam problemy zdrowotne i przez to już totalnie straciłam chęci do wszystkiego. Nie mam powodów żeby się czymś cieszyć. Nie mam żadnej motywacji żeby skończyć studia. Nie mogę się nikomu wyżalić. Jak patrzę na normalnych, szczęśliwych ludzi na ulicy to jest to dla mnie strasznie dziwne, że można żyć tak normalnie. Wszystko wydaje mi się takie dalekie, nierealne. Mam już dość tego wszystkiego, chciałabym żeby coś się zmieniło ale nie wiem od czego zacząć. Jak sobie pomyślę, ile lat zmarnowałam bezczynnie na siedzeniu w domu, podczas gdy inni rówieśnicy spotykali się ze znajomymi, to jeszcze bardziej się załamuję. Mając tyle lat jeszcze nigdy nie pracowałam, nie zarobiłam nawet grosza. Z rodziną nie mam dobrego kontaktu, wypominają mi to jaka jestem, że to moja wina itd. Całe życie przesiedziałam w domu na wsi, żadnych wyjazdów bo i z kim i za co? Niczego nie czerpię z życia. Czy jest tutaj ktoś w podobnej sytuacji? Mam takie wrażenie, że nie ma na świecie gorszego przypadku ode mnie. Chyba ciężko znaleźć osobę, która nie ma w ogóle znajomych i cały czas siedzi w domu, zero kontaktów z rówieśnikami.
×