Skocz do zawartości
Nerwica.com

Maria-Anna

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Maria-Anna

  1. Moje pozytywne aspekty posiadania nerwicy? Przestałam być zamkniętą w sobie i strachliwą sierotką. Jakoś łatwiej przychodzi mi wydarcie się na innych, okazywanie swoich emocji i niezadowolenia. Wcześniej było to nie do pomyślenia, po prostu się tego bałam, teraz w większości przypadków kiedy puszczają mi nerwy nie mam zahamowań żeby kogoś porządnie opieprzyć jak mnie wkurzy i na to faktycznie zasługuje
  2. Maria-Anna

    Witajcie!

    Bo ludzie którzy tego nie przeżyli, co wspomniałam już w pierwszym poście, nie zdają sobie sprawy z tego co to naprawdę jest i ile potrafi zadać bólu i cierpienia. Dla nich to jest po prostu irracjonalne i głupie. Moim powodem że to świństwo się uaktywniło było to, że ja po prostu za dużo się przejmowałam nieraz po prostu błahostkami, czymś na co powinnam w zasadzie mieć wylane po całości, być bardziej na luzie. Brałam za dużo do siebie i to w końcu znalazło ujście.
  3. Maria-Anna

    Witajcie!

    Ja wiary w ludzi jeszcze aż tak nie straciłam - powiem nawet więcej - pomoc innym sprawia mi niesamowitą radość gdy widzę że mogłam pomóc i są mi za to wdzięczni. Jednak nie potrafię już tak ufać ludziom jak kiedyś. Do wszystkiego podchodzę ostrożnie i z dużym dystansem, nie zwierzam się byle komu ze swoich problemów, bo wiem z własnego doświadczenia że niektóre osoby u mnie w pracy stwierdzenie 'mam nerwicę' wprawiło w nieukrywane rozbawienie i dało możliwości do głupich tekstu typu: No weź nie oglądaj już tego facebooka bo nerwicy dostaniesz! Nie komentuję nawet tego - rozumiem, pośmiać się można, sama się z siebie bardzo często śmieję, również z innymi ludźmi, głównie tymi którzy naprawdę wiedzą co mi dolega i widzieli co potrafi się ze mną dziać w czasie ataku, robię sobie nawet w tym towarzystwie ze swoich dolegliwości żarty, ale czasami mi na takie osoby po prostu brak słów bo aż czuć to niedowierzanie i kpinę - O...! Kolejna g*wniara, która sobie wymyśliła że ma nerwice bo jest rozwydrzona bo nie ma co innego robić ze swoim życiem.
  4. Maria-Anna

    Witajcie!

    Hieny, które potrafią się znaleźć nawet wśród zdawałoby się że bliskich Ci osób, które tak naprawdę okazują się o wiele dalsze od osób zupełnie Ci obcych. Nerwica największe pole do popisu ma gdy zaczynasz zamykać się w sobie i odcinasz się od świata - to jest dla niej największa pożywka. Zawsze mówię moim znajomym, że o tym ogromie bólu i cierpienia jaki ja przeszłam wiem tylko ja i nikt więcej, bo na zewnątrz wylewałam tylko nikłe cząstki tego co się we mnie w środku działo, trawiłam to sama i zaduszałam. Dostałam kiedyś potworny cios po którym zgięłam się w pół i padłam na kolana plując krwią (w przenośni oczywiście) od osób w których pokładałam swoje nadzieje i liczyłam na zwykłą pomoc, zrozumienie, również od osoby, którą bardzo kochałam i mimo tego co między nami było kocham ją nadal i postanowiłam dać temu wszystkiemu drugą szansę, mając jednak już na uwadze żeby nigdy, PRZENIGDY nie popełniać tych samych błędów, które popełniłam wtedy. Może większość tu stwierdzi że to jest błąd, ale jestem taka że po prostu wierzę w ludzi, wierzę że się zmieniają i wierzę że pewne rzeczy w większości przypadków normalne osoby nie robią nam z aż taką premedytacją jaką by się nam czasami wydawało, bo nie zdają sobie nawet sprawy jak wielką krzywdę potrafią nam tym wszystkim wyrządzić. Z czasem nauczyłam się po prostu mieć do wszystkiego dystans, nie brać tylu rzeczy do siebie i dać sobie w wielu rzeczach na wstrzymanie. A co mi pomogło? Ludzie... po prostu ludzie i samozaparcie - byłam już momentami blisko dna i to właśnie wtedy postanowiłam że po prostu tak dłużej być nie może, że trzeba wziąć się w garść i pokazać wszystkim że nie jestem nieudacznikiem życiowym, że jeszcze do czegoś dojdę. Teraz czekam za rekrutacją na studia, w październiku planuję zaocznie kształcić się na kierunku dziennikarstwo sportowe, mimo że nerwica stale gdzieś się czai i podąża za mną jak cień wiem że po prostu mimo strachu i obaw nie mogę znowu się jej poddać bo nie wiem jak przeżyłabym i zniosła kolejne tak silne uderzenie.
  5. Maria-Anna

    Witajcie!

    Dokładnie tak jest. Ze mną co prawda jest już lepiej, ale od jakiegoś czasu mam okres że boję się że ona znowu zaatakuje. Że czyha tylko na moją słabość. Kiedyś bałam się ludzi, bałam się że zostanę wyśmiana, że zacznie się znowu trauma ze szkoły - jesteś głupia/dziwna/weź się ogarnij bo nie idzie z tobą rozmawiać, teraz, kiedy wreszcie zaczęłam wychodzić do ludzi stanęłam temu wszystkiemu naprzeciw. Bardzo dużo daje mi pasja jaką jest jeździectwo - mam jakiś cel do którego dążę, samozaparcie, praca nad samą sobą i coś co daje mi straszną radochę i niesamowitą satysfakcje gdy widzę że moja instruktorka jest w jakimś tam stopniu ze mnie dumna. Warto mieć jakąś odskocznie, coś co uspokaja, pozwala się wyżyć (nie mówię tu o wyżywaniu się na koniach oczywiście ) i dać sobie wycisk taki że mimo iż padasz na, za przeproszeniem, mordę to masz ten rozbrajający banan na twarzy i mimo zmęczenia, obolałych od zakwasów mięśni chcesz jeszcze . To mi pozwala zapomnieć o wszystkich problemach i nerwach, nadaje sens mojemu życiu. A reszta? Kiedyś obchodziło mnie bardzo ich zdanie, teraz już powoli przestaje mnie to ruszać.
  6. Maria-Anna

    Witajcie!

    Również się cieszę i mam nadzieję że i ja chociaż trochę będę mogła wspomóc osoby, które przeżywają swoje cierpienia gorzej niż ja w ten odwiecznej walce z samym sobą i własnymi słabościami
  7. Maria-Anna

    Witajcie!

    Jak zapewne 99% użytkowników, które zarejestrowały się na tym forum przybywam tu aby podzielić się swoimi doświadczeniami i walką z tym cholerstwem, którego prawdziwe oblicze i ból jaki jej towarzyszy znają właściwie tylko ci, których to dotknęło. Mam na imię Marianna, jednak w towarzystwie i dla znajomych wolę jak ludzie zwracają się do mnie skróconą formą tego imienia: Maria, Maryśka, Marysia. To takie bardziej przyjazne , w tym roku, w grudniu kończę 21 lat, nerwowa byłam odkąd tylko sięgam pamięcią, jednak dopiero w zeszłym roku po śmierci matki, porządnym kryzysie w związku, nieciekawych przeżyciach w przeszłości i problemach ze strony szurniętej rodzinki zdałam sobie sprawę po kilku atakach że to właśnie jest nerwica. Największy kryzys przeszłam w wakacje zeszłego roku. Bezpośrednim katalizatorem do porządnego ujawnienia się moich dolegliwości był wspomniany kryzys i nieudany start w związku. Od sierpnia zaczęły pojawiać się powoli ataki. Na objawy somatyczne składały się po kolei i stopniowo: bezsenność spowodowana najczęściej natłokiem natrętnych myśli, przez jakiś czas nawet blokada żołądkowa i nudności. później, gdzieś tak na przełomie października-listopada, aż do grudnia ataki duszności, lekka arytmia w ich czasie i nerwobóle zlokalizowane w klatce piersiowej, promieniujące czasami do lewego ramienia o umiarkowanym, jednak momentami utrudniającym już w pewnej części normalne funkcjonowanie nasileniu. Mimo że częściowo już z nią wygrałam, duszności i natręctwa przestały mnie dręczyć już prawie zupełnie, a nerwobóle zniknęły niemalże całkowicie wiem że moja walka nadal się toczy. Nie chodzę póki co na żadną terapię - moimi niezastąpionymi terapeutami są moi kochani znajomi i przyjaciele, którzy potrafią mnie wysłuchać, wyciągnąć do mnie pomocną dłoń i pocieszyć, lekarz przepisał mi leki, najpierw xanax, później hydroxyzynę, to pierwsze biorę kiedy jest już naprawdę źle i nie do wytrzymania bo jest to po prostu na mnie za silne, ale staram się ogólnie z nimi nie zaprzyjaźniać i otwarcie stawiać jej czoło samodzielnie, znaleźć i zebrać w sobie wszystkie moje siły i powiedzieć po prostu "NIE! Nie wygrasz ze mną tak łatwo! Nie pozwolę ci na kolejne strony wydarte z mojego życiorysu!" Dużo dało mi podjęcie pracy po półrocznym siedzeniu przez większą część dnia samotnie w domu po zdanej maturze, (przypuszczam że to właśnie wtedy ona zachęcona moją chwilową słabością uderzyła we mnie tak na dobre), otwarcie się na ludzi - na co dzień jestem zdaje się osobą wesołą, pełną życia i roześmianą, ale zarazem też w pewnej części powściągliwą i nieufną. Dlaczego? Cóż... to są jeszcze pozostałości po szkole, w której zawsze byłam na uboczu klasy, czułam się odmienna i wyobcowana w stosunku do reszty moich rówieśników i zdaje mi się że niezupełnie byłam akceptowana ze względu na wtedy jeszcze mój specyficzny charakter i sposób bycia. Powoli jednak staram się z tym wszystkim wychodzić na prostą, mimo że czasami jeszcze, w niektórych sytuacjach bez leków nie mogę normalnie i spokojnie zasnąć. Pozdrawiam was i mam nadzieję że będę pozytywnie przez was przyjęta Nie dajmy się!
×