Skocz do zawartości
Nerwica.com

fatix

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez fatix

  1. Trafiłem na to forum już jakiś czas temu, poczytałem o tym, z czym borykają się inni i postanowiłem podzielić się moimi doświadczeniami. Zacznę od tego, że nerwicę lękową zdiagnozowano u mnie całkiem niedawno (oficjalnie ok. miesiąca temu, nieoficjalnie podejrzewałem ją dodatkowe 2 miesiące). Pierwszy "atak" lęku pojawił się u mnie na początku tego roku. W sytuacji bardzo stresowej nagle poczułem się słabo, musiałem usiąść. A że to nie pomogło, przewróciłem się, zaczęło mi się robić jasno przed oczami - ostatkiem sił udało mi się zawołać żonę, która przerażona (myślała, ja z resztą też, że umieram) przesiedziała przy mnie leżącym dobre 10 minut zanim mi się poprawiło na tyle, by móc usiąść. Pierwszy atak, na razie najgorszy, tak mnie zaskoczył i przeraził, że zacząłem szybko oddychać - efekt: hiperwentylacja, przez co oprócz silnego lęku doszło silne drętwienie rąk i nóg, drżenie kończyn, mrowienie całej skóry (włącznie z brzuchem i wrażenie drżenia mięśni rąk i brzucha). Atak potrwał w praktyce chwilę, ale dopiero po paru godzinach czułem się lepiej. Za pierwszym razem żona wezwała karetkę, na SORze spędziłem 8h czekając na wszystkie badania - oczywiście wszytko w normie, TK ok, echo serca i EKG ok, badania krwi (morfologia, cukier, THC, lipidogram i parę innych rzeczy - ok). Już wtedy zorientowałem się, że wyzwalaczem takiego silnego lęku było kilka sytuacji stresowych - a podczas samego ataku natrętne myśli związane z samym lękiem (czyli samonapędzające się objawy). Po kilku tygodniach od pierwszego wydarzenia, po wizycie u psychiatry, przepisano mi parę leków (Rexetin + objawowo Xanax, w razie wystąpienia kolejnego ataku). Szczerze mówiąc taka diagnoza początkowo ulżyła mi, bo dobrze wreszcie wiedzieć, co mi jest i móc wyeliminować wszystkie "poważne" tj. zagrażające zdrowiu/życiu choroby somatyczne, ale teraz zaczynam myśleć, że wcale tak lekko nie będzie. Wczoraj, po prawie miesiącu bez żadnych objawów, miałem kolejny "atak" - pomogło dopiero przyjęcie Xanaxu. Dzisiaj rano to samo (i też Xanax - po parunastu minutach po przyjeciu wszystkie objawy znikły jak ręką odjął). I teraz zastanawiam się - czy mój organizm JESZCZE nie zareagował po paru tygodniach od pierwszej tabelki na Rexetin, czy może już się przyzwyczaił do tego specyfiku? Dodam, że biorę absolutnie minimalne dawki (rexetin 20mg, a objawowo Xanax 0.25mg - i dotychczas pomagały). Zastanawiam się, czy z Waszych doświadczeń warto rozważać na tym etapie zmiany leków albo pójście na psychoterapię? Psychiatra stwierdziła, że w pierwszej kolejności poleca typową farmakoterapię, bo psycholog zajmuje czas, a żyjemy w takich czasach, że nikt czasu nie ma, więc nie chce mi reorganizować życia. Ale z drugiej strony - jeśli komuś to naprawdę pomogło, to może warto rozważyć taką opcję? Wiem, że choruję bardzo krótko a tych ataków lęku miałem dopiero raptem kilka (w sumie w okresie ostatnich 4 miesięcy z 5-6 razy) - same ataki jednak są na tyle przerażające, że boję się oczekiwania na każdy kolejny. Mam obawy przed wyjściem z domu, bo a nóż coś się stanie właśnie wtedy (boję się zasłabnięcia). Wczorajszy atak miał dodatkowo miejsce podczas jazdy samochodem, więc gdy tylko poczułem, że coś się "zbliża" (natrętne myśli o tym, że coś się zaraz stanie zasugerowały mi, że to pewnie nadchodzący atak lęku), zjechałem na pobocze i - oczywiście - atak przyszedł, potrwał parę sekund i po chwili przeszedł... Dodam, że nie zdiagnozowano u mnie żadnej padaczki, nigdy nie straciłem przytomności, na nic innego nie choruję a psychiatra była dość jednoznaczna w diagnozie - nerwica lękowa na podstawie badań wykluczających inne choroby i opisanych objawów. Czy ktoś może podpowiedzieć, co zrobiłby na moim miejscu? Pytać lekarza o inne leki, czy na razie brać, co mam i liczyć, że objawy ustąpią? A terapie behawioralne? Miał z tym ktoś kiedykolwiek do czynienia i czy to pomaga? Dzięki z góry.
×