Skocz do zawartości
Nerwica.com

multim

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia multim

  1. Dzięki za spostrzeżenia, niby oczywiste, ale nie wpadłam na nie :)
  2. A może jesteś w stosunku do siebie za bardzo krytyczna? Przecież trzeba mieć jaja żeby powiedzieć basta, żeby ruszyć w nieznane, żeby zrezygnować z wygody. Jak sama napisałaś: albo wyprowadzę się i zacznę żyć. A skąd my mamy wiedzieć jak żyć, tak normalnie? Masz jakieś wsparcie, czy dochodzi też samotność? Może poszukasz jakiejś pomocy? Jesteś młodsza, dużo przed Tobą, szybciej pewne kwestie mogą być za Tobą, a nie jak ja na stare lata będziesz chciała się ogarnąć...
  3. woowoo - piąteczka :) a jak teraz wyglądają Wasze relacje? Mieszkacie razem? Metaxa w Warszawie to faktycznie daleko te 6 km i trochę większe poczucie anonimowości. Może dlatego tu zwiałam :) Mam nadzieję, że dojdziesz do siebie, chyba jesteś na dobrej drodze. A możesz powiedzieć, że jej wybaczyłaś? On jest takim typem głupio-mądrego, jeśli wiesz co mam na myśli :) A matka wpatrzona w niego jak żaba w błoto i wszystko co powie to święte. Próbował nam narzucać np czytanie pisma świętego na wigilii, jakieś rady życiowe. Nie do końca go rozgryzłam, trochę bajkopisarz. Miał dom budować po podziale majątku z byłą żoną, bo w bloku to nigdy. A teraz mieszka w mieszkaniu matki. W domu pełno zdjęć nastawianych całej jego familii, naszego ani jednego zdjęcia. Szkoda tylko, że jest dużo starszy od mojej matki, bo jak kopnie w kalendarz, to znowu będzie biedna i| nieszczęśliwa. I na święta też zostawia matkę i idzie do swojej rodziny. Ja jednak rezygnuję z psychoterapii z racji kosztów i zaczynam grupową dla DDD. Jestem pełna strachu i nadziei.
  4. Podobnie jak Ty w młodym wieku miałam związek ze sporo starszym facetem. Był bardzo toksyczny. Wprawdzie w moim przypadku to ja akurat go zakończyłam, ale ciągnęło się to latami. Ten związek miał dużo elementów BDSM i wtedy sądziłam, że mi się to podoba, a teraz nie mam takich ciągot. Pewnie też bałam się samotności, wolałam to niż nic. Teraz jak myślę o tej relacji, to czuję obrzydzenie. Też godziłam się na taki seks. Jednak w końcu zdecydowałam się, że to kończę i będę sama. Nie wierzę w Boga, ale tu chyba jakaś opatrzność nade mną czuwała, bo poznałam chłopaka :) Normalnego, w moim odczuciu w wtedy nudnego. W sumie to nie chciałam tej relacji rozwijać, bo myślałam, że nie ma mi nic ciekawego do zaoferowania, ale dałam sobie szansę, pomyślałam, że spróbuję inaczej. I tak to trwa. Jesteśmy szczęśliwi, mam swoje problemy nierozwiązane z dzieciństwa, jednak na tej płaszczyźnie odzyskałam równowagę i spokój. Sądzę, że nie zaszkodzi Ci fachowa pomoc, jeśli czujesz taką potrzebę. I nawet jeśli ten pierwszy związek był taki zły i toksyczny i był dnem, to jest się od czego odbić żeby wiedzieć jak to nie ma wyglądać w przyszłych relacjach. Powodzenia :)
  5. Jak inni przedpiszcy też mam z tym kłopot. Nie potrafię powiedzieć co czuję. Terapeuta mnie pyta co czułam albo czuję, chciałabym tak bardzo odpowiedzieć, ale nie potrafię. Też sobie ściagnę listę uczuć i emocji i zacznę sie uczyć.
  6. To nie masz kontaktu w ogóle z rodziną skoro nie wiesz czy ona żyje? Jakieś ciotki, wujkowie? Nie wiem znajomi ze szkolnych lat? Bywasz w rodzinnym mieście? Nie zaprosiłaś jej na swój ślub? A co powiedziałaś rodzinie męża na temat jej braku w Twoim życiu, ważnych wydarzeniach, uroczystościach? Co powiesz dziecku na temat tej babci? Mi jest przykro w takich momentach jak są święta, że tak zostałyśmy z siostrą same. W rodzinie męża czuję się w trakcie tych rodzinnych spędów jak piąte koło u wozu. Ich wspólne spędzanie czasu, biesiadowanie mnie razi, bo ciągle uświadamia mi, że ja tak nie miałam. Zaprosiłam ją na urodziny dzieci, ale nie przyjechała. Listownie, ponieważ z siostrą jesteśmy zablokowane w jej telefonie komórkowym. No mnie to wkurza... chciałabym poczuć obojętność. Rozmawiam z koleżankami, one mówią o dziadkach, że są tacy zakochani we wnukach bla bla. A ja co mam powiedzieć? Zła jestem, że moje nie mają babci. Jednak z drugiej strony nigdy nie pozwoliłabym by ich traktowała jak mnie. Czy będąc złą matką można stać się dobrą babcią? Ja się chyba ciągle łudzę. Myślę, że nie miała szczęśliwego życia. Znalazła sobie nowego faceta, teraz taka Westalka domowego ogniska/perfekcyjna pani domu- prasuje mu koszule, robi obiady, wspólnie je jedzą. A jak z nami żyła to nic nie robiła, nic jej się nie chciało, wiecznie wszczynała awantury. A potem mówiła, że to nasza wina, że tak mało czasu spędzała w domu, ciągle po koleżankach, bo my jej nie stworzyliśmy atmosfery w domu. I tak jest teraz zakochana, właśnie na stare lata zaczęła zachowywać się jak nastolatka, jeszcze w trakcie małżeństwa z ojczymem romanse, sms-y, opowiadanie jakichś intymnych szczegółów. Jest po 50 -tce. Chciałabym mieć matkę bardzo. Jednak zaakceptować ją taką jaka jest - nigdy, to dla mnie tylko matka w metryce. Pokręcone to wszystko, nie chcę tak kolejnych 30 lat życia przeżyć. Może specjaliści mi jakoś pomogą. A i dodam, że różnimy się z siostrą. Matka zalazła jej za skórę i ona jest uparta i nie ma szans, by wyciągnęła rękę do zgody. Ja z kolei nawet gdy uważam, że mam rację to chcę się pogodzić(mimo że za chwilę będzie to samo). Nie szanuję się, ktoś mi za przeproszeniem może napluć w gębę, a ja będę się kajać i próbować dążyć do zgody.
  7. Metaxa dużo pisania o co ją obwiniam. Wprawdzie nie było w domu alkoholu, ale to nie stało na przeszkodzie, by być potworem. W skrócie o to, że pozbawiła mnie dzieciństwa od najmłodszych lat robiąc sobie ze mnie swoją powierniczkę, bo jej było źle w ojczymem. O to, że raz mnie zapewniała o miłości, a innym razem mówiła, że znaczę dla niej tyle, co brud za paznokciem. Za wtłoczenie mi do głowy jak bardzo się dla nas poświęcała i że ja mam zawsze jakiś problem. Za ten chłód w domu, każdy pozamykany w swoim pokoju, brak wspólnych posiłków, ciągle powstające obozy, a to przeciwko mnie, a to przeciwko ojczymowi. Za nieprzewidywalność. Za mówienie mi, że tyle osób ją nakłaniało do usunięcia ciąży, a ona mnie urodziła i jakie ma podziękowanie? Za to, że mnie lała, a parę lat stwierdziła, że jest to nieprawda i ja mam wybujałą wyobraźnię. Za te wszystkie chwile, kiedy musiałam klękać i prosić ją o wybaczenie i cofać to, co powiedziałam. Przepraszam, ale już dalej nie chcę pisać, bo aż mnie dusi coś w gardle. Mam ochotę skasować to co wyżej napisałam, bo niby co to jest? Licytowanie się kto miał gorzej? Co to zmieni, że to napisałam, ale niech zostanie. Siostrę kocham i cieszę się, że ją mam. Traktuje ją jak własne dziecko, do dziś łapię się na tym, że zdrabniam jej imię, a kiedyś bardzo jej matkowałam. Metaxa czy posiłkowałaś się jakąś pomocą psychologiczną w związku z tą sytuacją? Długo nie utrzymujesz tego kontaktu? Czy ona w ogóle dąży do tego? Moja nic, a nic - nie istniejemy dla niej, rozwiodła się z ojczymem, a teraz jest z kolejnym facetem. Ja dopiero zaczęłam chodzić na psychoterapię i wszystko mi się jeszcze bardziej przypomina. Ja się obawiam właśnie jej śmierci, bo wtedy to już nic się nie da naprawić. Jest mi ciężko, bo wzrastałam w przekonaniu ,,czcij ojca swego i matkę swoją''. Też przyjęło się mówić, że jaka by nie była to Twoja matka. Obawiam się pręgierzu publicznego, że moja matka wyhodowała sobie taką żmiję na piersi. Ja też mam ciężko w życiu a mam dzieci i nie chcę być dla nich taka jak moja matka, nie chcę by miały rysę na psychice i były w takiej sytuacji jak ja, gdy będą dorosłe.
  8. Ja jestem na etapie obwiniania swojej matki. Trwa to z 10 lat. A swojego ojca którego nigdy nie poznałam mam gdzieś. Mój stosunek jest do niego obojętny albo tak mi się wydaje. Stosunek do ojczyma, który był w domu cieniem, nigdy się nie postawił matce jest dziwny. Utrzymuję z nim słaby kontakt, nie jest mi bliski, nie będzie mi przyjacielem, ale nie obwiniam go. Najbardziej matkę. Czy to w porządku jest? Ona najpierw była samotną matkę wychowującą mnie, potem żyła z ojczymem z którym też była nieszczęśliwa i można rzec, że miała dużo na głowie, łatwo jej nie było, ale ja tego nie doceniam. Dlaczego nie mogę jej usprawiedliwić jakoś, odpuścić? Wszak to obwinianie jej najbardziej zżera mnie, bo z nią nie utrzymuję żadnego kontaktu. Może jestem niesprawiedliwa, a może właśnie dlatego, że ją kochałam i ona mnie zawiodła to żywię do niej takie negatywne uczucia? Mam siostrę, ona była w domu maskotką. Jest ode mnie 7 lat młodsza. Szczerze porozmawiałyśmy o tym wszystkim co działo się w domu jak ona miała 22 lata, wcześniej jakoś nie potrafiłyśmy. Ona też bardziej wini matkę niż ojca (mojego ojczyma). To porozumienie między nami wytworzyło się dopiero jak się wyprowadziła z domu. Też zerwała kontakt z matką. Jak bardzo chciałabym się wyswobodzić z negatywnych uczuć do niej. Co z tego, że nie mam z nią kontaktu, kiedy ona jest ciągle w mojej głowie.
  9. Na pewno zyskanie tego spokoju jest bardzo ważne. Nie wiem jak Wy macie, ale mi bardzo dużo to dało. Wyprowadziłam się jakieś 11 lat temu i niby wszystko było dobrze, ale coś tam w środku mnie męczyło. Żyłam na własny rachunek, podejmowałam dobre/złe decyzje w swoim zakresie. To jednak okazało się i tak za mało. Coś mnie dalej gryzło od środka. Kolejnym moim etapem właśnie teraz stało się pójście na terapię, bo wcześniej się bałam i wstydziłam. Nie chciałam otwierać tej puszki pandory, bagatelizowałam swoje problemy. To są początki, nie jest różowo, wręcz uświadomiłam sobie, ile jest we mnie ,,ułomności". A mam dwoje dzieci, partnera i czuję, że coś mogę zepsuć jeśli się ze sobą nie uporam. Lubię Was czytać, myślałam, że jestem jakaś nienormalna, a teraz czuję ulgę, bo wiem, że to co się dzieje ze mną ma jakąś nazwę, że mogę coś z tym zrobić.
  10. Witaj, Jesteśmy w tym samym wieku. To, o czym piszesz, cała ta sytuacja w domu jest mi dobrze znana, aż mi ciarki przeszły czytając Ciebie, przypomniało mi się jak było u mnie. Ja się wyniosłam z tego domu. Ciebie też zachęcam abyś jednak podjęła kroki w tym kierunku. Jesteś dorosła, masz dwie ręce, więc jakoś zarobisz na wynajem pokoju, a zyskasz spokój psychiczny i będziesz mogła zacząć dalej działać.
×