Skocz do zawartości
Nerwica.com

karola8912

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez karola8912

  1. Nie chce, żeby to zabrzmiało jak "wyłzawianie" się małolaty, która narzeka, chociaż nawet nie ma prawdziwych problemów. Nie jestem kaleką, mam 18 lat, życie przed sobą. Tak przynajmniej mówią. Właściwie to nawet nie wiem, co i jak pisać, jak tu poukładać myśli i to wszystko z czym nie daje rady. Spróbuję. Muszę to w końcu zrobić. Zawsze miałam jakieś takie skłonności do smutku i poczucia, że jestem odmieńcem. Zawsze siebie co najmniej nie lubiłam, a przez większość czasu nienawidziłam. Miałam kilka takich okresów, kiedy głupie myśli przychodziły do głowy. Kiedyś... kiedyś w zamierzchłej przeszłości sytuacja się trochę unormowała. W rodzinie znowu było dobrze po ciężkich katastrofach, miałam przyjaciół, miałam chłopaka, miałam plany związane ze studiami i przyszłym życiem. Teraz jestem sama. Na własne życzenie, bo źle zaczęłam się czuć wśród ludzi. Chłopak odszedł pozostawiając po sobie tylko obietnice, których-byłam pewna-nigdy nie spełni. Z przyjaźni zrezygnowałam, bo... bo nie wiem. Nie chciałam mieć przyjaźni, nie chciałam mieć miłości. Wiedziałam, że to przynosi tylko cierpienie. Schudłam i chudnę dalej. Nie lubię jeść. Każdy posiłek to wojna, to zmuszanie się do kolejnego kęsa. A potem potworny ból żołądka, który już się odzwyczaił. Pewnie mam anoreksję. Piszę pewnie, bo nigdy żaden lekarz tego nie stwierdził. Nie pytałam. Zbliżam się do kościstego ideału wielu młodych panienek i niespecjalnie mnie to cieszy, ale już nie umiem jeść normalnie. Jedzenie to tortura. Zaniedbałam się. Ta dziewczyna, która wcześniej chodziła "zrobiona" ustąpiła miejsca tej, której nie chce się choćby umyć, przebrać. Zresztą po co, jeśli jedynym celem jest leżenie i gapienie się w sufit? Nie pamiętam nawet, czym się kiedyś interesowałam. Teraz już nie mam żadnych zainteresowań. Co do planów... nie mam już planów. Właśnie się dowiedziałam, że ojciec rzucił pracę. Znowu nie będzie pieniędzy. Nie pójdę pewnie na studia. Ale już nawet nie wiem, czy chcę. Do mojej nienawiści do rodziców mogłabym napisać wiele. O łzach. O upokorzeniu. I o wielu innych. Ale daruje sobie. Do tego pojawiły się dziwne lęki, bezsenność i myśli, które są jakby niemoje. Lęk przed śmiercią. Lęk przed ludźmi. To uczucie, że wszyscy się ze mnie śmieją. Nie wychodzę z domu jak nie muszę. W tym roku matura. Boje się, że nie zdam, a z drugiej strony nie mam siły wziąść książki do ręki. Setki razy pytam siebie: po co? po co? po co? I odpowiedź zawsze brzmi: po nic. Jak patrzę na siebie z przeszłości, to nie wierzę, że ta dziewczyna (zakochana, uśmiechnięta, z planami na przyszłość, zadbana, świetna uczennica, z wiarą) i ja teraz (czupiradło zaniedbane, bez motywacji, bez siły, kościste, blade, z sińcami od niewyspania, bez planów, egzystujące tylko i marnujące tlen) to jedna osoba. Coraz częściej pojawia się myśl, żeby skończyć z tym bezsensem... Zróbcie z tym, co przeczytaliście (jeśli przeczytaliście) co chcecie, tylko nie udzielajcie mi kretyńskich rad (w stylu wydź do ludzi, znajdź sobie hobby-myślicie, że nie próbowałam?!) i nie wyśmiewajcie mnie. Zdaje sobie sprawę, że jestem żałosna.
×