Skocz do zawartości
Nerwica.com

AnonimowanA

Użytkownik
  • Postów

    28
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez AnonimowanA

  1. To jego sprawa co zrobi, nie byliśmy aż tak blisko, żebym miała podsuwać mu takie pomysły... a poza tym na pewno tego nie wymagam. Nie doszło do zdrady fizycznej (takiej moralnej, mentalnej na pewno tak). Z resztą relacja z nim bardziej uwydatniła wady mojego związku, a nie że się w nim zakochałam i widzę nasze wspólne życie....
  2. Ta słabość przejawia się raczej w trwaniu w beznadziejnej relacji, niż w moralizatorskich paradygmatach. Nie rozumiem?
  3. A Ty będziesz ustanawiać jakie zobowiązania w związku przyjmują obce Ci osoby. Żałosna wszyskowiedza. Oczywiście, że czuję się zobowiązana wobec mojego chłopaka do zachowania mu wierności itd... dlatego tak ciężko jest mi z tym, co się stało i co czuję.... dla mnie sam fakt bycia w związku jest zobowiązaniem. Kolejny raz zobaczyłam po prostu jaka jestem słaba....
  4. Uwierz mi, zgadzam się z Tobą, ale rozwój tej znajomości był ciężki -przynajmniej dla mnie - do opanowania. Zaczęło się całkiem niewinnie, bo jakimiś wspólnymi żartami, potem doszły rozmowy poza szkołą, na początku ma temat szkoły, potem trochę o przeszłości, potem bardziej osobiste, wielogodzinne, czasem całonocne. Tutaj też zastanawiam się, czy Jego żona jest tak ślepa czy nie chciała widzieć tego, że Jej mąż całe dnie spędza przy telefonie rozmawiając z kimś.... ja sama od razu bym się zorientowała, że coś jest nie tak... mało istotne, nie usprawiedliwiam się, chcę tylko powiedzieć, że nie wszystko jest białe albo czarne....
  5. On ze swoją żoną też ma ciekawą historię... Ciężko mi wypowiedzieć się za niego, co nim kieruje.. Może to zwykła fizyczność i nic więcej? Owszem układ jest wygodny, bo ja nie mam wobec niego zobowiązań, a świadomość, że on trochę o mnie myśli jest budująca. I na prawdę nie liczę na ułożenia sobie życia z nim, nie o to chodzi... Mogłabym opisać dużo sytuacji w moim związku zapewne z miłych jak i niemiłych zachowań mojego chłopaka. Jedno wiem na pewno, że nie czuję doceniania, takiego normalnego w życiu, a wszystko co zrobię zostaje komentowane, niekoniecznie pochlebnie. Nie jestem leniem, wykonuję prace domowe itd, a nigdy nie usłyszałam "wow, fajnie, że taka jesteś", tylko np: gdy robię nam kolację to słyszę, że myślę tylko o jedzeniu, a gdy poświęcam czas żeby zrobić coś zdrowego - to samo. Wiem, że podobam się mojemu chłopakowi, bo to właściwie jedyne komplementy, które słyszę, ale poza tym nie wiem czy jest coś we mnie głębszego, co by docenił (poza powierzchownością oczywiście)... Ciężki temat i niestety ta świadomość, że z takim człowiekiem nie wiem czy chcę żyć bardzo boli...
  6. Oj zgadza się, jednak niestety punkt widzenia zmienił się w momencie znalezienia się w tej sytuacji.... nie chodzi o to, że mam ochotę na przygodę z żonatym facetem, bo to na prawdę nie ja rozpoczęłam. Ostatnio sam przeprosił mnie, że zainicjował tą sytuację i teraz oboje mamy taką sytuację.... Nie chcę źle się wypowiadać o moim chłopaku, ale jego obojętność w stosunku do tego, że nasz związek się sypie mnie przeraża.... ciągłe zapewnia mnie o swojej miłości, ale w takim układzie nie wiadomo czy ona w ogóle jest.... Dam nam jeszcze czas, chcę powalczyć o to i dalej wierzę, że pewne rzeczy uda się zmienić! Co do kolegi, w najbliższym okresie nie będziemy się kontaktować i mam nadzieję, że do czasu rozpoczęcia kolejnego roku o wszystkim zapomnimy.... nie utrzymywałam z nim kontaktu z premedytacją, mimo, że coś tam do niego mam nie chcę rozbijać ich rodziny.... Dziękuję Ci Antimatter za bardzo wartościową wypowiedź. :)
  7. Cześć, wiem, że pewnie narażę się na niezły lincz z Waszej strony, ale muszę się komuś wygadać, a w życiu nikt nie wie o tej sytuacji... Jestem ze swoim chłopakiem już prawie dwa lata (wcześniej zakładałam wątki dotyczące naszego związku). Nasz związek od dłuższego czasu wisi na włosku. Kompletnie się nie dogadujemy, w każdej możliwej sytuacji mamy odmienne zdanie, a to pociąga za sobą wieczne złośliwości i udowadnianie sobie kto ma rację. Wcześniej tak sobie myślałam, że przecież to facet, że każdy ma wady i pewnie każda dziewczyna jest trochę poniżająco traktowana przez swojego faceta, wiecznie upominana i krytykowana. Zobaczyłam jednak, że to mój związek jest nienormalny... Od jakiegoś czasu zbliżyłam się z moim kolegom ze studiów, jednak nie ja to inicjowałam... To on zawsze chętnie mi pomagał i przenosił się do grupy, gdzie ja jestem, żebyśmy tylko mogli pracować razem. Owszem, podobał mi się i lubiłam go od początku, ale wiedziałam, że parę miesięcy temu Jego piękna Żona urodziła mu cudownego syna... To go nie powstrzymało przed wyznaniem, że ciągle o mnie myśli i wariuje, bo nie wie co ma robić, gdyż nie spodziewał się tak zainteresować młodszą o 11 lat koleżanką z uczelni. Tutaj popełniłam błąd, ponieważ zamiast przerwać kontakt (byłoby to ciężkie ze względu na studia), to brnęłam w to dalej. Rozmawiałam z nim o moim ciężkim związku, on mówił o swojej Żonie, ale kompletnie sucho i bez emocji... Widziałam dokąd zmierza ta relacja i chociaż w realu nie wydarzyło się absolutnie NIC, to oboje wiemy, że uczucia zmierzają w złą stronę. Parę razy byliśmy na kawie i mamy świadomość tego, co mogłoby się wydarzyć... Ostatecznie teraz zadecydowaliśmy na czas wakacji zaprzestać kontaktu, aby wszystko wróciło do normy... Powiecie, że jest gnojem itd, ja zawsze sama miałam takie zdanie o żonatych facetach, którzy szukają przygód, ale on na prawdę wycinając sytuację ze mną jest dobrym Mężem i chyba właśnie to mi zaimponowało. Zobaczyłam, że nie każdy facet jest tak krytyczny wobec swojej partnerki, jak mój do mnie, nie każdy facet wyśmiewa, gdy zrobi się coś źle i nie każdy facet publicznie ciągle upomina o złe zachowanie, jak pieska do wytresowania... Nie wiem co robić, jestem za słaba żeby zakończyć mój związek... Nie wiem czy kocham mojego chłopaka, a to, że go okłamuję doprowadza mnie do szału, bo obiecałam mu, że nigdy go nie zdradzę. Z drugiej strony widzę jak on podchodzi do naszego związku – zero zmiany i inicjatywy, a kłótnie kwituje „no i tak nic się nie zmieni, więc trudno”. Do tego paradoksalne jest, że niby nie wyobrażam sobie życia z moim facetem, a z drugiej strony nie wyobrażam go sobie bez niego... Nigdy nie spodziewałaby się, że taka sytuacja zaistnieje w moim życiu i jestem kompletnie rozbita.... I otrzeźwijcie mnie, czy mój związek jest nienormalny czy to tylko ja…
  8. I teraz śledząc wątek zauważyłam Evia, że sama się wypowiadałaś, że miałaś kryzys w związku (za dużo postów i przegapiłam), więc wnioskuję, że w tym okresie też czułaś się gorzej i nie przynosił Ci 100% radości, ale nie skreśliłaś od razu wszystkiego grubą kreską, tylko przeczekałaś.
  9. Sama plątasz się w swoich wypowiedziach. Jeśli chcesz powiedzieć coś konstruktywnego, niekoniecznie "pokrzepiającego" to wyraź to jednoznacznie i jasno, a nie rzucaj z du*y tekstami, które nijak mają się do rozmowy. W związku z tym myślę, że do żadnych konkretnych wniosków już nie dojdziemy, więc kończę tę przemiłą rozmowę :)
  10. Ok, wytłumacz mi tylko jak Twój komentarz: ma się do mojej wcześniejszej wypowiedzi?
  11. Evia, chyba nie zrozumiałaś kontekstu mojej wypowiedzi :)
  12. Cóż, jeśli Ty nigdy nie miałaś w związku kryzysu/gorszego okresu i zawsze czujesz się najszczęśliwsza to gratuluję! Jesteście najlepszą parą na świecie:) Chyba, że nie masz faceta, a robisz się ekspertką od związków, gdzie twierdzisz, że dopóki się razem nie zamieszka to nie ma w ogóle żadnych powodów do kłótni
  13. Evia, bardzo się z Tobą nie zgodzę i nie rozumiem dlaczego piszesz i oceniasz za mnie, że jestem nieszczęśliwa?! To, że mam problem w związku, nie oznacza tego, że tak się czuję! Nie rozumiem też Twojego podejścia do związku. Dla mnie nie oznacza on tylko seksu, całusków i przytulasków. To okres kiedy się dociera nawzajem, sprawdza swoje poglądy, poznaje drugiego człowieka, można zobaczyć jak zachowuje się w wielu sytuacjach i na takiej zasadzie wtedy mogę zadecydować czy chcę z kimś zamieszkać czy nie! To, że nie mieszkamy razem, nie oznacza, że nie ma powodów do kłótni, choćby wynikających z wyżej opisanych sytuacji. Jasne, moglibyśmy w ogóle nie rozmawiać o podejściu do siebie nawzajem itd, wtedy na pewno byłoby cukierkowo, ale to chyba nie o to chodzi. A kiedy dwóch obcych ludzi się ze sobą spotyka, zaczynają tworzyć związek nie zawsze wszystko od razu jest idealnie, a takie kłótnie, czy małe sprzeczki mają na celu wykazać, czy jest szansa się dotrzeć i angażować czy to kompletnie różne światy. Przyznaję, zbulwersowałaś mnie sowim wpisem!
  14. refren, dziękuję Ci bardzo! Jeśli miałabym opisywać na czym polega Jego specyficzność, to zajęło by mi to duuużo czasu. Pierwszym Jego podstawowym problem jest to, że on nie lubi właśnie wyjaśniać niewygodnych kwestii (np w czasie kłótni), bo u niego w domu panuje takie zasada, że wszystkie kwasy zamiata się pod dywan. Dlatego w gorszym okresie ciężko z nim rozmawiać, bo po prostu unika tematu i rozmowy, a tak teraz myślę, że zarzucanie mi, że to ja robię problem jest pewnego rodzaju obroną, przed czymś niewygodnym i przed rozmową. Gdy ostatnio Go przycisnęłam, to porozmawialiśmy i atmosfera od razu jest inna. Jest dużo innych rzeczy, które wpływają na M i stąd bierze się takie zachowanie, ale wybacz, nie będę ujawniać tu Jego prywatnych problemów. W każdym razie ja o tym wiem i dlatego ma taryfę ulgową. Przyznam szczerze, gdy pisałam pierwszy post czułam się fatalnie i nie widziałam już szansy na cokolwiek. Dzisiaj jest o wiele lepiej, czuję się silniejsza, bardziej pewna siebie i nie dam sobie w kaszę dmuchać! Straszne jest, jak bardzo hormony potrafią rządzić kobietą....
  15. Jak mamy dobry okres to zdecydowanie nie jest tak, że tylko ja ustępuję. Lepiej działa komunikacja między nami, nawzajem szanujemy to co mówimy, bo mówimy to w spokoju, a nie w gniewie. Ja jestem taką osobą, że jak widzę, że coś zaczyna się dziać, jak coś mnie denerwuję, to zaczynam na złość np. nieustępować, a M to denerwuje, ale mi o tym nie powie, tylko zaczyna się zachowywać właśnie tak jak to opisywałam. Fakt, że w tygodniu nie mamy do siebie dużo czasu jest prawdziwy, ale na prawdę to nie oznacza, że M ma całkiem w tyłku moje uczucia. Jest egoistą - to też fakt, ale staram się go "upominać", że nie tylko swój czubek nosa jest ważny... Od początku związku słyszałam, że ciężko z nim wytrzymać, bo jest specyficznym facetem, ale poniekąd właśnie też przez to się w nim zakochałam... NN4V, sam się oferowałeś na kandydata na "kolegę", a dlaczego Ciebie miłość ogłupia?
  16. To, że tak mówi niekoniecznie jest prawdą. Może nie chce, żebyś coś podejrzewała i w ten sposób się "oczyszcza". Naprawdę uważam, że w te sytuacji powinnaś zdobyć się na odwagę i z nią porozmawiać, jeśli aż tak bardzo Ci to przeszkadza i ona faktycznie aż tak bardzo przesadza...
  17. Już zabieram głos! Po pierwsze, nie mam zamiaru umawiać się z kolegami. Gdy byłam w poprzednim związku, miałam "bliskiego przyjaciela" i dzięki niemu rozpadł się ten związek, a swoją drogą nie mam aż tak bliskiego kolegi i nie zależy mi na tym. ego, przeprosił za całokształt tego jak było ostatnio. Ja też miałam bardzo zły okres, stresy ze szkołą, przeprosił, że nie do końca to zrozumiał... Dzisiaj (nawet nie wcielając planu zlewczego w życie) byłam dosyć zajęta w pracy i nie miałam czasu z nim rozmawiać i już zaczął się martwić czy coś się zmieniło u mnie, czy wszystko ok. Nigdy nie byłam dobra w takie gierki damsko - męskie. Uważam, że jeśli w związku jest problem to najłatwiej o nim pogadać i nie trzeba się zgrywać, aby osiągać jakieś efekty. Widzę, że faceci naprawdę, gdy czują, że mają coś na wyłączność to po prostu odpuszczają, a gdy wiedzą, że mogą to stracić - działają. Sam zaproponował, żebyśmy na długi weekend wyjechali chociaż na dwa dni, co prawda jeszcze nie dałam mu odpowiedzi, ale myślę, że to dobry pomysł. Mój facet jest dosyć ciężkim człowiek ze skomplikowanym i myślę "niebanalnym charakterze". Mimo jego ostatniego zachowania uważam (zwracam się do Psychotropki'89), że zasługuje na "łatwiejsze" traktowanie. A jeśli jeszcze chodzi o imprezę służbową z kobietami, sam pokazał mi filmiki i zdjęcia i to potwierdziło moje przypuszczenia, że nie mam się o co martwić:) W każdym razie doszłam do wniosku, że tak czy siak, miłość bardzo ogłupia!
  18. Nie sądzę, że to Twój brak asertywności... Twoja koleżanka na pewno jest lesbijską, albo co najmniej jest biseksualna. Miała kiedyś jakiegoś chłopaka? Skoro uważasz, że jest Twoją dobrą koleżanką, to chyba nie powinnaś mieć problemu, żeby z nią porozmawiać. Tylko w ten sposób możesz dowiedzieć się o co chodzi i o czym ona myśli. Przy okazji powinnaś dać jej do zrozumienia, że nie jesteś nią zainteresowana w ten sposób, ale szanujesz np jej orientacje i nie chciałabyś, żeby to wpłynęło na Waszą przyjaźń. Według mnie to jedyne sensowne rozwiązanie :)
  19. I nie mogę się nadziwić Psychotropka'89, jak bardzo się rozumiemy
  20. Zobojętnienie tak - zdrada nie! Tego mu nigdy nie zrobię... M był kiedyś zdradzany o czym dowiedział się po zakończeniu związku, jak już się spotykaliśmy.. Wiem jak to przeżył, wiem jaki ma stosunek do zdrady, więc nigdy nie zafunduję mu czegoś takiego. Chociaż nie wiem jak by mnie wkurzał, to kocham go, i nie będę go ranić w taki sposób! Wczoraj odbyliśmy poważną rozmowę, przeprosił za jego ostatnie zachowanie i obiecaliśmy sobie lepszą komunikację między sobą :)
  21. Wiem, najłatwiej byłoby przekreślić... To mój pierwszy tak poważny związek, a mam 22 lata. On wcześniej był 9 lat w innym związku. Mieliśmy też już kryzys, potem było lepiej i w tedy się dogadywaliśmy we wszystkim.. A teraz jest gorzej, a nie uwierzycie, że głównym powodem naszego kryzysu była POLITYKA bo o nią zaczęliśmy się kłócić i potem już kłóciliśmy się o wszystko! Mam nadzieję, że uda się uratować ten związek!
  22. Psychotropka'89, to właśnie robię, a raczej mam w planach robić, bo dopiero co wrócił z wyjazdu służbowego... Dziękuję za radę i za to, że próbujesz mnie zrozumieć, a nie od razu przekreślasz wszystko... :)
  23. zima, zmartwię Cię ale ten związek jeszcze istnieje... :) jeśli chodzi o zdradę, to jestem pewna, że nie wchodzi to w grę! Możecie sobie pomyśleć "ale ona naiwna", ale po prostu to wiem, tak jak Wy wiecie, że np Wasz facet Was nie zdradził. M jest strasznym egoistą wiem o tym, staram się z nim rozmawiać, nie przychodzi to łatwo, ale nasz związek nie wygląda tak, jak to zrozumieliście. Nie jest tak, że M mówi mi co mam robić, a ja ślepo za nim biegnę bo tak go kocham, a on ma mnie gdzieś. Jeśli jesteście w związku, to powiedzcie mi, czy nie tolerujecie czasem rzeczy, które na prawdę Was wkurzają, czy czasem Wasz facet nie zachował się poniżej pewnego poziomu, ale Wy dalej z nim jesteście? Nie ma ideałów, trzeba się dotrzeć! Biorę pod uwagę zakończenie związku, ale to dla mnie ostateczność, gdy zobaczę, że już nic nie da się zrobić.. Póki co daję mu pole do popisu, aby pozabiegał o mnie, tak jak na początku.. Zobaczymy jak będzie, myślę, że takie rozwiązanie jest ok...
  24. Witam, kiedyś tutaj już prosiłam o radę w sprawie swojego związku. Bardzo mi pomogliście i po rozmowach wszystko przez długi okres było cudownie.. Ale ostatnio zaczęło się coś psuć i to nie jest błahy problem. Ostatnio nie mamy dla siebie za dużo czasu. M dużo pracuje, oprócz tego chodzi na siłownie (2x w tyg) i na angielski (2x w tyg). Ja teraz mam obronę, poświęcam czas nauce, sesji, pisaniu pracy itd... Jednak dla niego zawsze znajdę czas. W drugą stronę jest inaczej. M nie jest skłonny zrezygnować np. z siłowni, żebyśmy mieli dodatkowy czas dla siebie. Widujemy się więc głównie w weekendy, ale to i tak nie jest cały weekend tylko parę godzin w sobotę i niedzielę. M naciska, żebyśmy zamieszkali razem, ale ja przez to jak on się zachowuje nie jestem po prostu na to gotowa - twierdzi, że wtedy więcej czasu spędzalibyśmy razem, ale nie próbuje nic zrobić, aby w obecnej sytuacji spędzać go więcej. Gdy chcę z nim o tym porozmawiać, albo o czymkolwiek innym, to słyszę, że znowu mam jakieś pretensje, że jest zmęczony po pracy, albo że jest weekend i zamiast się cieszyć, że razem jesteśmy to marnuję ten czas na kłótnie. Ale to nie o to chodzi, bo przecież trzeba w związku rozmawiać... Wydaje mi się, że czuje się uciśniony przeze mnie, ale on ciągle twierdzi, że wszystko jest dobrze, a we mnie zbiera się lawina złości, spowodowana jego obojętnością. Nie pamiętam kiedy ostatni raz zrobił coś dla mnie, słyszę ciągle od niego: "ja jestem zmęczony", "ja muszę pójść na siłownie", "ja się umówiłam tam", "ja nie mam czasu", "ja chcę pojechać na wakacje" - a wie, że mam obecnie ciężką sytuacje finansową i muszę się uczyć... Gdzie w tym jestem ja?! Przyjęłam strategię zgadzania się i podporządkowania pod niego, bo uznałam, że faktycznie, jak jest zmęczony to nie będę go męczyć.. ale teraz widzę, że moje uczucia się w ogóle nie liczą. Teraz świetnie bawi się na wyjeździe służbowym, koleżanki, impreza i jeszcze ma pretensje do mnie, że znowu mi się coś nie podoba, a nawet nic mu nie mówię, ale umówmy się - nie jestem szczęśliwa z tego powodu, gdy opowiada mi o potańcówkach z jakimiś laskami do 3-ej w nocy... + zaległa lawina złości... Co zrobić? Jak z nim porozmawiać? Z boku zastanawiam się czy ten związek ma w ogóle szanse, a z drugiej strony wiem jak dobrze jest, gdy mamy lepszy okres... Ale chwilowo jestem wykończona, non stop płaczę, przestałam czuć się atrakcyjna, a mimo wszystko ciągle nie wyobrażam sobie życia bez niego... Nie wiem jak do niego trafić... Pomóżcie
  25. Nicholas1981 tutaj właśnie występuje pewny paradoks, bo z jednej strony nikt nigdy nie traktował mnie w taki sposób jak on (wymyśla różne pomysły, aby spędzić wspólnie czas, wspiera mnie, pomaga mi, poświęca swój wolny czas), a z drugiej właśnie przeplatane jest tą sytuacją, którą wyżej opisałam. Nasz związek jest można to ująć temperamentny, burzliwy. Oboje mamy ciężkie charaktery, a on już zmienił się w wielu kwestiach. Sama nie wiem, może doszukuję się problemów... Chcę wierzyć, że na prawdę zależy mu na mnie tak bardzo, jak mnie zapewnia, a jego zachowania są przejawem czarnego humoru... Oczywiście mimo wszystko nie zamierzam tego lekceważyć i walczyć.. Ale też nie zamierzam od razu wszystkiego skreślać, bo dużo sytuacji razem przeszliśmy i daliśmy razem, a wręcz zbliżały nas do siebie...
×