Skocz do zawartości
Nerwica.com

wiecznie-niedojrzały

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wiecznie-niedojrzały

  1. blah!blah! Tak, o niezdanych egzaminach mówię poważnie. W tamtym czasie tylko ja z mojego środowiska miałem z tym problem. Może Cię to dziwić albo nawet śmieszyć, ale naprawdę straciłem poczucie własnej wartości wtedy totalnie. Generalnie źle reaguję na porażki, dlatego staram się unikać możliwości ich występowania, chociaż wiem, że to błędne nastawienie. mat1992 Dzięki za wszystkie rady. Pisałeś, że kilka razy zmieniałeś kierunek studiów. Co Cie do tego skłaniało? Teraz studiujesz to co zawsze chciałeś, co Ci odpowiada? Wspominałeś też o testach na określenie zawodu. Pamiętam, że taki wypełniałem własnie w poradni i wyszło mi, że powinienem być jakimś technikiem co jest w moim przypadku niemożliwe, bo z przedmiotów ścisłych zawsze wyciągałem ledwo 2 nie wiem jak się starając To spisywanie snów brzmi ciekawie, ale czemu miałoby służyć? Poszerzaniu świadomości? Jak walczysz z tą aspołecznością?
  2. mat1992 Miło jest wiedzieć, że jest ktoś kto przechodził lub przechodzi te same problemy, jednocześnie życzę Ci owocnej walki. Co do tych sztywnych reguł o których pisałeś - chętnie był je poznał. To znaczy co dokładnie robiłeś, żeby wyjść z doła, jakieś konkretne sposoby, nie wiem, motywacje? Wypunktowałeś sobie działania jakie chcesz podjąć? Korzystałeś z pomocy psychologa? Czy walczysz sam?
  3. Żeby iść do specjalisty, psychologa musiałbym się do wszystkiego przyznać, a nie potrafię. Za bardzo się obawiam reakcji bliskich... Poza tym w moim małym mieście raczej trudno o jakiegoś profesjonalistę z prawdziwego zdarzenia. Bardzo chciałbym tego uniknąć i poradzić sobie ze wszystkim sam, jak to się mówi, małym krokiem do celu... Tylko nie znam tych kroków, nie wiem jak zacząć się zmieniać. Mam zrobić sobie jakiś plan? Jak reagować na negatywne myśli? Jak się odblokować i otworzyć na ludzi? Naprawdę tego nie wiem... Dzięki wszystkim za wsparcie, za odzew ; )
  4. nie-smutna Staram się skupiać na pozytywach, nie myśleć o tym co mnie przytłacza, ale te myśli zawsze wracają. Żeby coś zmienić musiałbym w ogóle wiedzieć od czego zacząć... Jakieś pomysły?
  5. Moja historia jest nudna jak flaki z olejem i może zdarzały się podobne... Pamiętam, że od dziecka byłem cholernie nieśmiały,zamnięty i wstydliwy, bałem się odezwać. Miałem z tego powodu problemy z nauką i kontaktami z rówieśnikami. Czasy podstawówki minęły mi jeszcze jako tako z powodu kolegi, który był jedynym z którym miałem jakąś relację, może nawet był przyjacielem. Do tej pory (mam 23 lata) go wspominam i żałuję, że teraz nie mam nikogo takiego, nie mam przyjaciela. Wobec świata zawsze byłem zamknięty, wszystko dusiłem w sobie, żyłem pod kloszem rodziców, nawet na podwórko nie wychodziłem sam, tylko po namowie dzieciaków z bloku. W okresie gimnazjum często wagarowałem, zwłaszcza na początku, bo po prostu bałem się tam chodzić... Z racji tych wagarów wylądowałem u psychologa do którego wysłali mnie martwiacy się rodzice. Wszystkie swoje problemy odkładałem na przyszłość tak jak np. problemy z matematyką, byłem kompletnym nogą, a odkładałem dlatego, że bałem się, że ktoś się dowie jak bardzo mało wiem... Zdecydowanie najgorszym okresem mojego nędznego życia były czasy technikum. Swoją drogą wylądowałem w nim dlatego, że nie miałem innego pomysłu na dalszy rozwój. Bałem się cholernie początków, że znowu lęk wróci... I wrócił. Przez całe 4 lata nauki nie miałem żadnego bliskiego kolegi, nigdy u żadnego nie byłem, żaden nie był u mnie... Po prostu byłem zamknięty na wszystko i wszystkich. Weekend w weekend siedziałem w domu załamany, że nie potrafię nic zmienić. Nie byłem na żadnej imprezie, w żadnym klubie, dyskotece. Siedziałem przy kompie, w internecie bo była to moja jedyna ucieczka, sposób na niemyślenie o swojej beznadziejnej sytuacji... Inni żyli pełnią życia, aktywnie ja zawsze byłem skryty, nie miałem o czym z kimkolwiek rozmawiać, bo przecież w domu siedziałem tylko zapatrzony w sufit lub monitor komputera. Zasypiałem gapiac się w ciemność i z lękiem, że jutro znowu nic się nie zmieni... Przechodziłem tyle załamań nerwowych, że nie potrafię tego zliczyć, czułem się bezużyteczny i zbędny. Ten cholerny lęk przed wszystkim mnie po prostu zabija, cały czas nieprzerwanie. Teraz też, gdy już jestem na 3 roku studiów. Nic się nie zmieniło, moje życie nadal wygląda tak samo, poza tym, że mieszkam ze wspaniałą dziewczyną (poznaną w internecie, bo gdzie by indziej...). Nie wiem co robić...boję się komukolwiek przyznać do tego co siedzi mi w głowie, boję się odrzucenia...własnie "Boję się". To stwierdzenie towarzyszy mi całe życie i mnie niszczy... Muszę teraz pisać pracę licencjacką, a nie jestem w stanie nic w tym zakresie zrobić... Nawet jesli uda mi się jakoś to zrobić to co potem? Nie mam żadnego pomysłu na życie, żadnego celu, żadnych konkretnych zainteresowań... Studia, które robię były raczej podjęte po to, żebym mógł zamieszkać z dziewczyną, która mieszkała na drugim końcu kraju. Sam uważam, że jedyne do czego się nadaje to praca w jakiejś fabryce, gdzie mógłbym robić non stop to samo, gdzie nie musiałbym z nikim rozmawiać...Boję się odpowiedzialności... Eh. Cholera. Jestem w zasranej dupie, chociaż wiem, że to tylko marudzenie, że powinienem wziąć się w garść, bo przecież nie mam żadnego raka ani nic takiego, powinienem iść do przodu... Ale już nie umiem... Żyję z dnia na dzień... Boję się myśleć o przyszłości, boję się mieć dzieci, własny samochód, bo kompletnie nie znam się na motoryzacji...boję się...
  6. Bezradność, frustracja, ciągłe zarzucanie sobie czego nie zrobiłem i a co powinienem. Brak pomysłu na dalsze życie, nieumiejętność zwyczajnej rozmowy. Oto cały ja.
  7. Dziękuję za wypowiedzi. Co do pomocy psychologicznej to korzystałem i to nie raz. Przechodziłem już swego rodzaju załamania nerwowe, depresję, sam nie wiem jak to nazwać. Powiedziałbym, że pomogło mi to doraźnie, na jakiś czas. To były raczej spotkania-pogawędki a nie jakaś terapia. Ostatnim razem byłem parę lat temu po kilkukrotnym niezdaniu egzaminu na prawo jazdy, byłem już naprawdę na skraju (teraz niby je mam, ale nie jeżdżę, nie mam swojego auta)... carmen.s ciężko powiedzieć czy mówiłem, raczej sama o tym doskonale wie, chociaż może już nawet nie zwraca na to uwagi. Martwię się też, że się przy mnie po prostu marnuje, że przy mnie ona sama traci werwę, że kiedyś była bardziej aktywna.
  8. U mnie było podobnie...Matka zawsze prosiła moje siostry, żeby zrobiły coś za mnie, bo: "no wiesz jaki on jest"... A co do dziewczyny... W sumie się dziwie co ona jeszcze we mnie widzi.
  9. Witam... Jestem studentem na trzecim roku, mam 23 lata i jestem kompletnie niedojrzały...Strasznie boje się jakiejkolwiek odpowiedzialności, nie potrafię nic sam załatwić, tak naprawdę całe życie byłem prowadzony za rękę, żyłem pod kloszem rodziców. Teraz odkąd mieszkam z dziewczyną to ona przejęła rolę matki. Ponadto od zawsze jestem kompletnie zamknięty na społeczeństwo, unikam interakcji z ludźmi...Nie mam praktycznie znajomych, nie licząc tych których widuję na uczelni. Boję się często wyjść z domu. Najlepszą porą dnia jest dla mnie noc, ciemność, lampie się wtedy w sufit z pustką w głowie albo wyrzutami, że jestem zdrowy, mam normalną rodzinę a jestem taki zacofany... Mam już swoje lata i nie powinno tak być...Zawsze myślałem, że mi to minie jak będę dorosły, ale nic się nie zmienia, nie wiem na co liczę...Kończę powoli studia, które w zasadzie nie wiem po co w ogóle je robię (studiuję bezpieczeństwo wew.) wiedząc, że nie nadaje się z takim ukształtowaniem osobowości do pracy z ludźmi... Tak wiele myśli mi się w głowie kołata... Przepraszam, że to co piszę jest bez żadnego ładu ani składu, staram się spisywać to co przychodzi mi do głowy... Nie wiem co dalej z moim życiem, gdyby nie dziewczyna to nie wiem czy w ogóle bym jeszcze istniał.. Jest tyle rzeczy, które mógłbym opisywać, ale już nawet nie widzę sensu. Nie wiem nawet czy komuś będzie się chciało czytać takie bzdety. Pozdrawiam...
×