Skocz do zawartości
Nerwica.com

samfisher

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia samfisher

  1. Chcialem dodac jeszcze cos bardzo waznego. Zazwyczaj gdy jest na mnie krytyka staram sie od niej uciec, w ogole jej zapobiegac, w ten sposob uciekam od potencjalnego konfiliktu albo totalnie ingnorancyjnie traktuje kogos z gory, tak jakbym z jednej strony wszystkich szanowal, a z drugiej nie mial dla nikogo checi, cierpliwosci. To sie wszystko ze soba wiaze i jakos nie potrafie miec checi.
  2. Hej Witam w moim temacie! Dzieki za "wysluchanie" Sytuacja jest taka, ze ewidentnie zagubilem samego siebie, nie rozumiem czego chce, nie widze tego co bym chcial w drodze ktora moglbym przebyc, jesli cos pokazuje mi droge do celu, z zalozenia wydaje mi sie ze sie nie uda. Wydaje mi sie ze to ewidentnie odpycha ludzi ode mnie kiedy mowie ze cos jest nie tak, albo po prostu malo pozytywny. Z drugiej strony jak "staram sie byc zadowolony", przyciagam tych ludzi tylko ja wtedy nie jestem zupelnie taki co czuje. Troche mam kompleks wlasnego siebie, ktory zawsze chcial wyjsc z sytuacji, pracowal na to, szedl do celu, zawsze w srodku czulem nadzieje i przez to bylem pozytywyny, przejechalem sie na czyms to mimo wszystko poszlo po mojej mysli w rozrachunku (wiara? - ale wlasnie wiedzialem czego chce...). Nie mowie tego nikomu, bo sie wstydze i nie czuje kogos takiego kto by nie odebral tego jakos slabosc. i w ogole by to interesowalo, jedynie co wiem to ze inni chca byc tylko wysluchani, jak ja teraz :P. Dzieki
  3. Codziennie zmagam sie z trudami zycia, mam pewne cele do osiagniecia i one mnie motywuja do dzialania, ale z drugiej strony i tak to niema sensu. Jestem na codzien zawsze bardzo usmiechniety, ale w srodku nieszczesliwy. Zyje w duzym miescie za granica, jestem kompletnie sam (mam znajomych, ale sa to tylko znajomi od "hahahehe" czy z pracy) - wlasciwie gdy jestem wsrod bliskich tez mi nie jest dobrze (bo mam wrazenie ze wcale nimi nie sa). Na ulicy robie wrazenie mega pozytywnej osoby, ktora radzi sobie z wszystkim i idzie do przodu (tylko jej pozazdroscic...) ale tak nie jest, jestem smutny, czasami mam ciezkie zawahania, ale jedynym moim ratunkiem przed smutkiem i niechecia do swiata, jest wychodzenie do niego... Nie potrafie sie pogodzic z wlasnym losem, bo nie tego oczekiwalem od zycia...Nie wiem jak to zmienic, bo probowalem juz wiele razy, wielu rzeczy na wlasna reke. Wiem ze gdy mialem cos duzo ludzi bylo przy mnie, gdy zostalem z niczym, nikt nie wyciagnal pomocnej dloni, nikt sie nie zainteresowal zeby mnie podniesc, oprocz rodzicow. Przez czesc dnia stawiam wrazenie najszczesliwszego czlowieka na swiecie, mam pozytywne nastawienia, sam motywuje ludzi... W innej czesci najsmutniejszego, w nastepnej znowu szczesliwy. Rano sie budze i jedynie mam ochote plakac... Wydaje mi sie ze z boku nie wyglada to najlepiej. I gdybym obserwowal taka osobe pomyslalbym ze Cos na prawde jest nie tak.
  4. Moze nie jestem najlepsza osoba zeby komus radzic, ale zawsze mi lepiej wychodzilo radzenie komus niz sobie :). sleepwalker i NeverSurrender Tak mi sie zdaje ze wasze problemy sa podobne (podobne nie tkaie same). Jesli nie planujecie odchodzic z tego swiata to macie dwa (+1) wybory: 1. byc nieszczesliwym i nic nie robic 2. wziac sie w garsc, poukladac sobie pewne sprawy, co moze wam pomoc, co mozecie zrobic zeby zmienic to jak jest, odsunac strach, zal, gorycz na bok ma zostac gniew i determinacja, bezwzgledna determinacja. 0. wziac sie w garsc w 70% i w 30% byc nieszczesliwym (ja mam takie podejscie ze te 30% z czasem zmieni sie w malutka liczbe, u mnie bylo od poczatku z moimi problemami ktore sie zaczely jakis czas temu kiedy wybuchlo 70/30 (wrocilem za granice) pozniej sie zmneijszylo do 0/100 (zostawilem w cholere dobra prace zagranica i wrocilem do rodzinnego domu, od tak), a pozniej po woli 20/80%...Teraz jest 70/30% bo trzeba zyc mimo nieszczescia, albo zakonczyc to, choc ja wychodze z zalozenia ze warto sprobowac (ponownie wyjechalem zupelnie do innego miejsca w tym samym kraju, i robie wszystko na nowo zeby nic mi nie wspominalo o przeszlosci, uwierzecie ze jest to zaczecie od kompletnego Zera). ad 2 Musicie podwyzszyc swoja samoocene, nabrac pewnosci siebie. Kolego zajmij sie sportem, podbuduj swoje cialo, schudnij/przytyj - zwiekszy sie twoja pewnosc siebie, ludzie zaczna cie szanowac, nie tylko za wyglad, ale takze za pasje ktora imponuje kazdemu, sam bedziesz sie lepiej czul, bedziesz potrafil ignorowac ludzi bo bedziesz mial swoj zyciowy Cel. Jak bede sie smiali to pokaz im ze po 2-3 miesiacach cos osiagnales i Widac bedzie golym okiem - ze masz to czego oni nie sa w stanie zdobyc bo nie maja jaj (mowa o silowni, sztukach walki). Bedzie to pierwszy krok. Kolezanko moze byc z toba tak samo jak z kolega. Kazdy dobry czlowiek bedzie mial problemy ze soba, bo nie potrafi sie dostosowac do tego zlego swiata, albo potrafi ale robi cos wbrew sobie. Niestety. Wspomniana zostala zagranica ze to wybawienia, dla niektorych tak, dla tych ktorzy chca przebolec, zyc monotonniej, ale spokojniej, ale takze dla tych co chca czegos wiecej moze to byc dobra alternatywa - studia, kursy i praca w danym kierunku (duze miasto jest do tego potrzebne). W kraju bylo by ok, gdyby kazdy nie chcial kazdego przekrecic (kto ma wiecej jest lepszy, a za granica teoretycznie ma - na kawe w starbucks - kazdy kto pracuje).
  5. Caly czas walcze z samym soba, wczesniej w postach opisywalem moja historie... Caly czas mam w glowie mysli, ze lepiej by bylo odejsc patrzac wstecz, daleko wstecz jak i nie daleka przeszlosci, takze terazniejszosc. Jedyne co mnie jakos napedza to przyszlosc, ktora w najblizszym/dlugim czasie nie bedzie kolorowa... Lecz wiem ze moj charakter nie pozwoli mi na bycie szczesliwym, dazenie do szczescia bo i tak przez ciagla chec zmiany (zalamania w trwalosci do osiagniecia celu, duzo cech bardzo interligentnej, refleksyjnej ale takze strasznie destrukcyjnej osoby...) wszystko sie rozpadnie. Czesto mysle ze najlepszym rozwiazaniem byloby poukladanie wszystkiego co jest do poukladania i po prostu odejsc z czystym sumieniem z czysta karta - czesto o tym mysle, jest to bardzo gleboko przemyslane.
  6. Probuje caly czas, nie ukrywam, walcze codziennie, tylko walcze w tej rzeczywistosci. A w srodku sam smutek cokolwiek bym nie robil, to dochodzi chwila kiedy jest sam smutek przez przeszlosc, zawsze tak bylo, w przeszlosci z wczesniejszej przeszlosci, a gdy ulozylem sobie zycie i one sie rozpieprzylo juz na powaznie, nie potrafie sobie wybaczyc.
  7. Wlasnie o to chodzi, ze mam duzo doswiadczenia przez to, caly czas dzialam zeby bylo lepiej, bo nie mam wyboru, innym wyborem bylo by zgnic. Juz tak rok, rok niepewnosci, codziennie, dzien w dzien, szczescie przeplatane z nieszczesciem, hustawki nastrojow, lzy, euforia. Chcialbym odnalezc ten sens zycia, ktory mialem przed powrotem, odzyskac starego pewnego siebie, zdeterminowanego, idacego dobra droga. Staram sie odzyskac stabilizacje finansowa ktora pozwoli mi ruszyc do przodu, byc moze to jest tego powodem, ale ja bede chcial wiecej, wiecej i wiecej... Boje sie samego siebie. Nie bede ukrywal ze gdyby nie ta druga osoba, nie mialbym takich problemow w zyciu i ze soba, bo bym machnal reka, jak robilem to zawsze, ale duzo mialem w planach, duzo poswiecilem i laczac to ze soba - boom. Widac nawet po moich wyczerpujacych wypowiedziach ze po prostu, jest to gleboko. -- 27 mar 2015, 20:11 -- up
  8. Moja duma polegala na tym ze radzilem sobie ze wszystkim sam, mimo ze mialem pomoc, zawsze chcialem sam, doprowadzilem sam do niezaleznosci finansowej. Przez bledy w zyciu utracilem ta niezaleznosc, wlaciwie znowu zaczynam wszystko od poczatku. (Jeszcze rok wczesniej przed tymi wydarzeniami smialbym sie z takich pomyslow, ze to jest nie stabilne itd - ale zdecydowalem sie to zrobic...)
  9. W przeszlosci, nie dawnej przeszlosci, przydarzylo mi sie pasmo porazek, na wlasne zyczenie z powodu z perspektywy czasu glupich decyzji, ryzykownych, bylem bardzo dumna osoba, samodzielna z wielka duma ktora takze utracilem. Jak poradzic sobie, pogodzic sie z pasmem porazek w przeszlosci i obrocic to w chec do dzialania w trudnej sytuacji? Jak odzyskac utracona dume, gdy nie da sie tego zrobic od tak?
  10. Wstajac codziennie rano leca mi lzy, z niemocy, niecheci, ze strachu, z bezsensu... W ostatnim okresie zycia duzo sie zmienialo. Pracowalem ciezko zeby dojsc do malych, podstawowych rzeczy, wyjazd za granice na stale (wczesniej wyjezdzalem tylko zeby dorobic, ostatnim razem zeby zarobic juz na wyjazd na stale), glownie stabilizacja finansowana. W pewnym momencie gdy juz to mialem, to bylo nietrwale, okazalo sie ze nie tego oczekuje w zyciu. Chcialem to zmienic, wrocily pomysly typu powrot do kraju, dobra praca, ambicje, nauka, kobieta. Po kilku miesiacach w kraju, bylo coraz gorzej, ze wzgledu na brak tej stabilizacji finansowej, zmniejszajace sie oszczednosci, dobrej pracy, przez to ambicje legly w gruzach, slabo szlo z nauka, treningami bo nie bylo czasu i nastepnie stracilem kobiete, ktora na prawde kochalem (byla to jedyna dziewczyna ktora tak na mnie dzialala, wrocilismy do siebie po 2 latach, a rozstalismy sie przez klotnie), takze po klotni jeden dzien przed wyjazdem gdy zdecydowalem sie na powrot za granice na okres kilku miesiecy zeby nas ustabilizowac bo po utracie wszystkich pieniedzy (ona miala zostac, zostac w swojej pracy, kontynulowac nauke, jej praca nie byla stabilna a nauka zalezala od niej i przez nia nie miala takze czasu, wiec moglo sie posypac juz - nie mam z nia kontaktu), mialem tylko dlugi (mozna myslec ze nie byla duzo warta, bo powinna byc ze mna do konca, ale to jest jedna z Porazek bo m.in przez nia zdecydowalem sie na tak szybki powrot). Po powrocie za granice, nie wytrzymalem i po 2 tygodniach kupilem bilet na samolot powrotny do polski za 2 tygodnie (chcialem wrocic do siebie do miasta, zblizal sie okres swiat, nie chcialem zostac sam - nie dawalem sobie rady psychicznie, ale zdecydowalem sie takze pojechac do niej nie mowiac jej o tym i zobaczyc jej reakcje, ze spotkania wyszlo ze niema juz czego naprawiac). Ja wrocilem do siebie do miasta, po pewnym czasie chcialem sie przeprowadzic do Warszawy, gdy juz tam bylem zrezygnowalem zaczalem myslec o zagranicy bo doszedlem do wniosku ze stabilizacja w kraju jest niemozliwa (tym bardziej splacenie dlugow) (wszystko wydarzylo sie w weekend, gdy mieszkalem u znajomego). Na dzien dzisiejszy wyjechalem za granice, ale tym razem musze sam szukac pracy, czekac, tracic pieniadze i jestem w sytuacji do ktorej nigdy nie chcialem dopuscic. Mialem juz wszystko czego chcialem. Wygladalo to lepiej niz u ludzi do okola, a teraz mam przed oczami to ze moje zycie moze wygladac tylko tak samo jak u ludzi do okola. Nie chce zdecydowanie takiego zycia. Nie chce uczestniczyc juz w tym syfie, klamstwie, pazernosci i walczyc o przetrwanie i cieszyc sie z zakupu nowej rzeczy - chwalic sie tym, w ogole mi satysfakcji. Kiedys potrafilem sobie z tym radzic, nie walczylem z tym, omijalem, takze mam przeswiadczenie ze ludzi cieszy moja porazka, wczesniej ogole mnie to nie obchodzilo, raczej mnie to cieszylo ze moge im udowodnic ze mi sie uda (zbieralem sobie tym kupe ludzi ktorzy mi zawsze byli sklonni pomoc). Po tym ciezkim okresie jakby cale sily i zwartosc do walki z przed pobytu w kraju opadla mi. Nie chce juz walczyc, nie chce juz sie buntowac, nie chce w sumie niczego. Chcialbym jedynie sie ustabilizowac zeby inni (rodzina - cale zycie staralem sie finansowo gdy skonczylem te 18 lat nie opierac na nich, a teraz musze i to jest jedna z wielkich porazek dla mnie) nie miala przeze mnie wiecej problemow. Jestem bardzo samotna osoba na dzien dzisiejszy, ale zarazem bardzo otwarta, moja otwartosc opiera sie na tym ze jestem nieszczesliwy i szukam kontaktu z ludzmi (choc nawet nie wiem juz o czym moge gadac jak wszystko mnie doluje) po to zeby nie zwariowac. Reasumujac, jak pogodzic sie z porazka? Jak nabrac wiecej checi, sensu zycia? Jak przestac sie wszystkim przejmowac? Jak zaczac cieszyc sie z malych rzeczy? - Zawsze dawalo mi jedynie satysfakcje jak dochodzlem do czegos sam, bez pomocy nikogo, jest to nie mozliwe bo nic nie jest zalezne ode mnie i nie mam zadnej stabilizacji. Jak sie z tym pogodzic?
  11. Wlasnie o to chodzi ze to nie dziala, zadna motywacja, kiedys tez pokonywalem samego siebie, wtedy doszedlem do etapu tego ze potrafilem sobie z wszystkim radzic, a mam wrazenie ze wrocilem do etapu w ktorym tego w ogole by nie bylo bo jest tak jak te pare lat wstecz. Wlasciwie jest ciezej, bo wiem co bylo, a teraz jest punkt 0, niema to zadnego znaczenia, tak jakby w glowie zostalo cos zbudowane, ale nie wplywa, nie zmienilo to nic w rzeczywistosci w ktorej zyje teraz. Ostatnio potrafie tylko gadac, robic cos i nie dokanczac...chce cos zrobic, robie to jestem blisko i porzucam to bo sie boje porazki, kolejnej, zjada mnie presja otoczenia i nie potrafie sobie z tym poradzic, bo nie potrafie sobie radzic Sam jak kiedys.
  12. Historia ta jest dosyc dluga... Jestem mloda osoba lekko powyzej 20tki, mam pasje, rozne zamilowania (czasami nawet widze, ze inni sa pod wrazeniem pewnych rzeczy...). Bardzo latwo nawiazuje kontakty z nowymi ludzmi i ich sympatie, tak mysle. Staralem sie w zyciu dochodzic do swoich celow, przez problemy finansowe w rodzinie musialem duzo brac na swoje barki kiedy, zeby zarobic troche wiekszych pieniedzy wyjezdzalem sezonowo do pracy za granice jeszcze podczas szkoly sredniej. Po zakonczeniu szkoly sredniej zdecydowalem sie na staly wyjazd za granice, po paru miesiach pobytu za granica wrocila pewna osoba do mojego zycia z ktora kiedys zerwalismy kontakt (i nie dalo sie juz tego odkrecic - z obydwu strony byl to strzal w stope). Chcialem zmienic swoje zycie bardzo mocno, wrocilem do kraju (bedac za granica bylem bardzo odpowiedzialny, kontrolowalem wydatki, oszczedzalem troche pieniedzy bez problemu itd), po powrocie caly czas mialem poczucie strachu, przede wszystkim o finanse, znalezienie dobrej pracy, troche obowiazkow a z drugiej strony o zwiazek, ze sie znowu to zakonczy i bedzie to samo - tak sie stalo, ale wydaje mi sie ze wlasnie dlatego ze mialem te kompleksy, lek przed gorszymi pieniedzmi, gorsza praca, w pewnym momencie (wlasciwie tuz po powrocie, zabieralem sie do tego tak jakbym nie chcial, jakby to byl urlop, a powinienem przede wszystkim zajac sie obowiazkami - przeciez wracajac do kraju z zalozenia mialo byc wiecej spelnienia, mniej pieniedzy, wiecej pracy i obowiazkow) jakby oblecial mnie strach i mnie zamurowalo, dzialalem robilem cos, mialem do podjecia 1 decyzje z 3 wyborow i wybieralem nie ten najgorszy, ale tez nie ten najlepszy i tak caly czas statycznie, bo wydawalo mi sie to odpowiedzialne. Po nie ogarnieciu sie przez te pare miesiecy i coraz gorszej sytuacji finansowej zdecydowalem sie na powrot, wrocilem, zwiazek sie rozpadl zalamalem sie i wrocilem po miesiacu do rodzinnego domu, zeby odpoczac. Po czasie odpoczynku znow wyladowalem za granica w nowym miejscu i jestem podczas etapu szukania pracy. Lapie mnie lek przed niepewnoscia jutra, cel jest, wszystko niby jest, ale czegos mi brakuje zeby dzialac. Kiedys sam do siebie bym powiedzial "nie pier...wez sie w garsc i rusz tylek, bo trzeba dzialac" po tym etapie w zyciu, kiedy na prawde poznalem wszystko co chcialem, robilem wszystko co chcialem, mialem co chcialem. Nie potrafie sobie poradzic z tym lekiem, ze znowu zbuduje cos i moge to stracic - a na dodatek sytuacja jest pod presja, wczesniej wszystko sam zbudowalem od 0, teraz buduje z pozycji minusowej. Caly czas winie siebie za to ze mi nie wyszlo, ze mialem na to wplyw, ze powinienem zachowac sie zupelnie inaczej (odpowiedzialnie, zdecydowanie). Z zycia zagranica i dobrej pracy, zrezygnowalem sam, kilka miesiecy stracilem wszystko co mialem, a przez pobyt w polsce stracilem swoj silna psychike. Teraz jest ze mna lepiej, ale tak jak opisalem, sa leki...
×