Skocz do zawartości
Nerwica.com

RoseMadder

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez RoseMadder

  1. Strasznie współczuję Wam tego niejedzenia. Swoją drogą to bardzo dziwne, bo ja mimo tego, że okropnie boję się wymiotować i mam wszystkie schizy, które i Wy macie (chęć ucieczki z domu, dreszcze/drgawki ze strachu, strach przed usłyszeniem/zobaczeniem osoby, która wymiotuje) to nie mam problemu z jedzeniem. Nigdy też nie bałam się jeść. No może latem mam większe parcie, by sprawdzać daty ważności, myć wszystko, wąchać i ewentualnie unikać budek z jedzeniem, które podejrzanie wyglądają. A chyba powinnam, skoro mój lęk przed rzyganiem wziął się z tego, że jako dziecko się przejadłam i zwymiotowałam na kołdrę, prawda? Bardziej obawiam się mdłości po alkoholu, dlatego praktycznie w ogóle go nie piję.
  2. To kolejny z moich problemów: a co jeśli (gdy już mi się zachce wymiotować) nigdzie nie będzie łazienki? No ja wiem z czego dokładnie ten strach wynika: z tego, że zwymiotowałam na kołdrę. Generalnie boję się też, że nie zdążę dobiec do łazienki, tylko zwymiotuję na podłogę/łóżko. Jak mam chociażby lekkie mdłości, a kładę się spać, to muszę mieć obok miskę/wiaderko żeby być spokojniejszą.
  3. Zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę i naprawdę marzę o tym, by pójść do specjalisty. Do dobrego lekarza, który będzie chciał ze mną porozmawiać, a nie tylko wcisnąć jakieś leki. Ja wiem, że w moim przypadku trzeba przebrnąć przez to wszystko na terapii. Samo leczenie farmakologiczne nie da rady, a jeśli tak to na krótką metę. A nie chcę brać coraz to silniejszych leków, które stłumią lęk, ale mnie otępią przy okazji. Problem polega na tym, że mieszkam w małym mieście, w którym nie ma zbyt wielu psychiatrów, a już na pewno nie psychoterapeutów. Będę musiała się po prostu wybrać gdzieś dalej (prawdopodobnie do Warszawy, która jest oddalona od mojego miasta o 100 km) A to jest jednak spore utrudnienie, jeśli miałabym jeździć na wizyty powiedzmy dwa razy w tygodniu.
  4. Witajcie, jestem nowa na forum, właśnie się zarejestrowałam. Szukałam w internecie jakiegoś forum/grupy wsparcia i udało mi się Was znaleźć. Od czego zacząć? Na emetofobię cierpię od 21 lat. Pierwszy raz (świadomie) wymiotowałam, gdy miałam 5-6 lat. Dostałam od chrzestnego dużo słodyczy, najzwyczajniej w świecie przejadłam się i zwymiotowałam z nadmiaru słodkości. Może nie byłoby to dla mnie takie traumatyczne, gdyby nie fakt, że nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Było mi źle, mdło, niedobrze i krzywo, ale nie za bardzo potrafiłam wytłumaczyć mamie co mi jest. Położyłam się spać, pamiętam, że mocno się wierciłam i było mi strasznie źle. W pewnym momencie jednak usnęłam. Nagle się zerwałam, usiadłam i zwymiotowałam na pościel. Byłam zaspana, nie wiedziałam co się dzieje. Wymioty były obfite, piekące, przeraziłam się. Mama zaczęła mi tłumaczyć co się ze mną dzieje, ale nie do końca to do mnie dotarło. Oliwy do ognia dodała moja starsza siostra, która mi później nagadała, że muszę uważać, bo wiele osób umarło dusząc się wymiocinami... No i się stało. Panicznie boję się wymiotować, ostatni raz zdarzyło mi się to chyba 9 lat temu. Mam wrażenie, że mój organizm przeprogramował się i wszystkie zatrucia i jakieś tam dolegliwości żołądkowe zamienia na biegunkę. Tak swoją drogą cierpię na zespół jelita drażliwego. Jest mi z tym bardzo trudno i źle. Chodziłam do lekarza, ale mieszkam w małym mieście i niestety mam wrażenie, że psychiatra, u którego byłam nie za bardzo zna się na rzeczy. Dostawałam Xanax, później coś jeszcze, ale niestety czułam się źle, że zrezygnowałam z tego leku. Zostałam przy xanaxie póki co i biorę go sporadycznie, jak już absolutnie nie mogę sobie poradzić z atakami lęku i paniki. Bardzo pomaga mi mąż, który jest przy mnie i mnie wspiera. Dziękuję też opatrzności, że jeszcze jestem w stanie sama się przywołać do porządku, zagadać, pomyśleć o czymś innym i wyciągnąć się z tej paniki. Niestety problem się nasila. Kiedyś ataki były sporadyczne, teraz mam je praktycznie codziennie, choć bywa dłuższa chwila spokoju. Doszły niestety takie obawy jak lęk przed omdleniem. Boję się, że jak już zacznę wymiotować, to się wystraszę i zestresuję na tyle, że zemdleję, a jak zemdleję to się uduszę wymiocinami. Oczywiście nie pijam alkoholu, żeby nie mieć torsji, unikam wyjścia na ulicę 1 stycznia, żeby nie daj boże nie zobaczyć kałuży wymiocin na chodniku. Boję się, że zobaczę/usłyszę kogoś kto będzie wymiotował. Jak czuję się dobrze, to staram się o tym długo nie myśleć, bo boję się, że "zapeszę" i przywołam mdłości i ataki paniki. Najgorsze jest to, że one nasilają się wieczorami (jeśli już wymiotowałam to właśnie w godzinach wieczornych/nocnych) dlatego, gdy jesienią/zimą robi się ciemno już o 16 - ja zaczynam się bać. Wiosną i latem widzę zdecydowaną poprawę. Jakoś tak mi lżej. Ogólnie czuję się też lekko klaustrofobicznie w domu/łazience. Lubię swoje mieszkanie, ale mam wrażenie, że im mniejsze mieszkanie tym łatwiej umrzeć, aczkolwiek nie potrafię tego wyjaśnić słowami, to takie dziwne emocjonalne uczucie. Nie wiem co mam dalej napisać, chyba na początek starczy. Mam nadzieję, że uda mi się wpasować w forum i zostać tu na dłużej, by wspierać innych i pomóc sobie.
×