Cześć wszystkim. :)
Pominę przedstawienie się z imienia i nazwiska, to forum więc mam nadzieję, że to zrozumiecie. Mam prawie 25 lat i brak zapału... do życia. Zawsze marzyłem, o lepszym jutrze, o "pięknych czasach, w których będę szczęśliwy" jednocześnie pamiętając wybrane, przekoloryzowane, nieliczne chwile, w których byłem szczęśliwy. W tych chwilach wydawało mi się, że miałem różne znajomości, czy rzeczy, które sprawiały mi szczęście, ale jak na to spojrzeć chłodnym spojrzeniem to tak wcale nie było. W ten sposób goniłem za tym, aby odbudować, odtworzyć te wyimaginowane stany, które rzekomo kiedyś dawały mi tak wiele szczęścia (a w momencie ich istnienia nie dostrzegałem tego) - goniłem za przyszłością lub za przyszłością - marzeniami o lepszym jutrze, o tym jak moje życie będzie wyglądało za rok, czy dwa. Moje dni zostały przeze mnie zautomatyzowane, moja teraźniejszość. Szarość... Godziłem się na różne wyrzeczenia, 200 godzin miesięcznie ciężkiej pracy fizycznej, mieszkanie w hotelach pracowniczych z obcymi ludźmi, czy nawet w samotności, tak jak teraz. Z dala od rodziny, czy nawet pozostałości po moich znajomych, piszę pozostałości bo o ile kiedyś łączyły mnie z nimi jakieś relacje (w zasadzie tylko picie alkoholu) to teraz ja już nie piję bo wisi nade mną zagrożenie alkoholizmu a i tak dzieli nas duża odległość. Wynajmuję mieszkanie, które z początku wydawało mi się w sam raz (bo tanie).
Niedługo moje 25 urodziny i o ile wcześniej jakoś ciągnąłem z myślą, że wszystko za lat X będzie super i będę szczęśliwy to ostatnio zacząłem otwierać oczy... Ja umieram, żyjąc... Zaczynam mieć problemy z plecami i ze stawami, wiecznie zła dieta, mnóstwo kawy i papierosów a wszystko popędzane myślą o lepszym "jutrze". Nie mam znajomych, jestem w obcym kraju, w obskurnym mieszkaniu. Nie mam praktycznie żadnych zainteresowań, jedynym było granie na konsoli, dzięki której uciekałem w inny świat i zapominałem chwilami o tym co dzieje się w prawdziwym życiu.
Chciałbym tym wszystkim rzucić, zrobić coś nowego, spróbować czegoś nowego ale... Mam blokadę, boję się, że będzie gorzej (a bywało już dużo gorzej). Znam swoje ograniczenia, wiem jakim jestem człowiekiem, mało kontaktowym, smutnym pesymistą bez głębszych zainteresowań. To utrudnia życie, na każdej płaszczyźnie. Lubię ludzi, ale nie umiem być takim jak oni, a gdy próbuję kogoś poznać to po kilku rozmowach druga strona traci zainteresowanie, bo widzi jaki jestem płytki.
I tak trwam... Od ostatniego miesiąca jest już źle, nie chce mi się sprzątać, zmywać, odliczam tylko nieokreśloną liczbę dni, tygodni, miesięcy już sam nie wiem do czego. Czuję pustkę.
To tak w skrócie o mnie. Mam nadzieję, że na forum znajdę bratnią duszę, której posty jakoś na mnie wpłyną. Ale nie spodziewam się wiele.
Pozdrawiam :)