Hej jestem tu nowa,
choruje już jakies 10 lat? nie wiem nie pamietam dokładnie, z pamięcią u mnie beznadziejnie…również zdiagnozowali Chad – ale manie miałąm tylko 1 raz – było zajebiście ;p jak na pigule… poza tym same doły …pierwszy był drastyczny, trwał jakieś pół roku nikt nie wiedział co mi jest a ja miałam wrażenie że jestem warzywem…albo ze mam raka mózgu albo ze cofnęłam się w rozwoju…nie mogłam myśleć, nie mogłam normalnie rozmawiać, zapominałam słów – tych prostch słów codziennego użytku, bałam się wstać z łóżka…nie umiałąm podjąć żadnej dezycji, ręce miałam jak powykręcane – taki stan nie kojarzył mi się z depresją…a raczej z czymsc o czym na bank nigdy nie słyszałam. wycieczki od lekarza do lekarza, od psychatry do psychologa, poprzez monar i wszystko czego można było się złapać…miałąm dosyć tego bólu, patrzenia na cierpienia mojej mamy, która tak strasznie chciała mi pomóc ale nie potrafiła…zaplanowałam ze sie zawinę i tak będzie prosciej dla wszystkich…bo już nie ma dla mnie ratunku….byłam wtedy jak przestraszony pisklak, nie rozumiałam prostych rzeczy, miałam wrażenie jakby ktos zwiesił mi mózg (tak jak komputer się zwiesza)a on po prostu przestał działac….mało brakowało a nie byłoby mnie tu….ale jestem…los tak chciał ze mnie powstrzymali od zejścia na tamten swiat….i tak żyję nadal z tym gównem….z roku na rok „jest” coraz lepiej, ale co roku moja „przyjaciółka” wraca….rok rocznie..nawet częściej…kiedy tylko w zasadzie ma na to ochotę…teraz gorzej się czuję….ale wiem ze to minie…i to jakoś mnie jednak na duchu podnosi….W zasadzie większą czesc roku czuję się w miarę ok…dopóki dół mnie nie dopadnie…jak to jest w Waszym przypadku?pracujecie?(ja tam, jakoś mi sięudaje, chyba jestem w czepku urodzona), macie w czasie doła problemy z funkcjonowaniem mózgu (tak to nazwe) ?nigdy za bardzo nie miałam możliwosci porozmawiać z kims, kto przeżył to samo…
teraz czuje sie hujowo, jest cieżko, zwiększyłam sobie dawkę leków bo nie mogę pozwolić sobie na to aby to dłuzej trwało, musze wrócić do siebie...ale jakos nic to nie daje..mam dosć ...znowu...żołądek boli jak cholera...znowu mam problemy z myśleniem, nic nie pamietam, w pracy masakra...prostych rzeczy nie moge zrobic (takie to trudne teraz)...zastanawiałam sie na technikami relaksacyjnymi-joga/medytacja...stosujecie moze?ponoć pomaga....i jescze jedno - czy Wy też macie problemy z mową w trakcie depresji?ja nie potrafie mysli poskładac, konwersacja jest często niemożliwa...brakuje mi słow tych najprostrzych...to jest hujnia na maxa....też tak macie czy ja jestem jakimś wyjątkiem?
-- 10 sty 2015, 17:26 --
nikt nic nie odpisze?