Skocz do zawartości
Nerwica.com

Tinuvi

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Tinuvi

  1. Patryk29, haha, ja to jestem przekonana, ze w przyszłości te prochy, które bierzemy, zakwalifikują do "błędnych dróg medycyny". Tak jak teraz się patrzy w nauce na frenologię (określanie charakteru na podstawie kształtu czaszki), tak kiedyś te prochy się będzie uważało za zamierzchłą i dziwaczną przeszłość medycyny Pablo5HT1 - nie jestem psychologiem. Kiedyś przeczytałam o "syndromie pielęgniarza", czy jak to zwą, polega to na tym, że ci, co się uczą na studiach medycyny, czasem miewają tak, że na początku, jak czytają te wszystkie opisy chorób, to potem u siebie widzą objawy - i zaraz się czują chorzy na sto różnych chorób. Co jeden opis, to kolejną chorobę u siebie widzą. I coraz gorzej się czują. Jest to taki przejściowy etap. Tak samo tutaj: jak ci wmówią lekarze od głowy, że masz coś-tam, to mimo że chcą pomóc stawiajc cidiagnozę, to też i tak jakby cię zarazem etykietują. I tak sobie człowiek przypnie jakąś łatę: jestem depresyjny, jestem nadpobudliwy, jestem lekoodporny, no cokolwiek. A ty potem z tym żyjesz, a twój charakter mimowolnie się do tej etykiety przypasowuje. Ja to bym podeszła do tego jak do eksperymentu: a może lekarka za łatwo to sklasyfikowała jako lekoodporność: dała 4 prochy niedziałające - więc wysnuła wniosek z tego jaki wysnuła. A może właśnie jest tak, że akurat źle trafiała zwyczajnie i trzeba inne popróbować, ot i tyle. A, się rozpisałam.
  2. Dziękuję, dobrzy panowie, za te posty. Ja znawcą nie jestem, bo nie mam pamięci do tych wszystkich spraw. tomasz_xyz, ja to przez pewien czas brałam pod wieczór, potem z rana. Nie zauważyłam jakiejś wielkiej różnicy. [Ale ja biorę wenlę za krótko, by wydawać miarodajne sądy.] Natomiast mam tak, że gdzieś po 8-12 godzinach od wzięcia robię się senna. Nic innego ci nie pozostaje jak eksperymentować na sobie, bo i tak te prochy działają na każdego jak chcą. Ciebie będzie po nich głowa boleć, drugiego będą usypiać, a innemu po nich będzie oko latać. Kucharz, teraz spojrzałam w twój podpis: ja na twoim miejscu to bym wieeeeele tu i tam szukała (zwłaszcza na anglojęzycznych stronach), zanim bym do takiej mieszanki coś jeszcze dodała. Toć ty łykasz prochy jak emeryt Ja to się zastanawiam nad taką rzeczą: dlaczego jeden i ten sam proch działa na Zdzicha, na Bolka już nie, a Kryśce znowu tylko szkodzi. Musi być, że duży w tym udział musi mieć psychika, a mianowicie coś w rodzaju efektu placebo. Dlatego twoje przekonanie, że masz lekoodporną depresję zdaje mi się niebezpieczne: ponieważ już samo to przekonanie utrudnia ci wszelkie leczenie. Zaklasyfikowałeś sam siebie pod etykietę "lekoodporny" i szlag bombki strzelił. Bo jak mówię: jest bardzo prawdopodobne, że wielką rolę w leczeniu się prochami ma już samo nastawienie. Na twoim miejscu bym z tym przekonaniem o lekoodporności walczyła: to, że jeden, drugi i trzeci typ prochów nie działał na ciebie niekoniecznie musi znaczyć, że jesteś lekoodporny - tylko znaczy to prędzej, że te prochy akurat na ciebie nie podziałały. Ale zadziałać mogą inne. -- 20 sty 2015, 19:20 -- Ten post nie ma na celu mądrzenia się, tylko piszę, co sama bym zrobiła. Ja bym jak ogni piekielnych unikała przekonania o lekoodporności - nie ważne ile bym prochów brała - bo to może skutecznie zablokować ci leczenie. Bo te wszystkie psychotropy to i tak jest jeden wielki eksperyment: no bo jak nazwać sytuację, w której jeden proch na tego działa, a na inszego nie działa? Przecież jest to eksperymentowanie; psychiatra ci coś przepisuje - i liczy, że to zadziała. On nie ma pewności, on na to liczy. Toć to czyste chybił-trafił, eksperyment na żywym organizmie
  3. Kucharz, sądzę, że to jest spowodowane serotoniną. Leki działające na serotoninę mają często właśnie takie skutki uboczne. Pewnie pomogłaby na to dopamina (???). Problem w tym, że tych dwóch łączyć się raczej nie powinno, o ile wiem - ale pewna nie jestem (zresztą podwyższanie poziomu serotoniny zawsze zmniejsza poziom dopaminy - i na odwrót; one oddziałują na siebie). Drzewiej trafiłam też na artykuł o tym, że w przypadku męskiego orgazmu kluczowe znaczenie ma dopamina (u kobiet jest to inny związek). Ale może Miko napisze o tym więcej.
  4. Persymona, no mi psychiatra też przepisała Efectin, bo w domu siedzę na okrągło, znajomych nie mam; poza tym pół roku temu straciłam pracę, a nadal nie szukam. Efectin ma cię "uaktywnić", abyś wyszła do ludzi [ma to spowodować obecny w nim składnik działający na noradrenalinę]. Sądzę, że branie prochów jest dla ciebie wskazane: chodzi o jakość życia. Jeśli jakość życia jest marna, a te łagodniejsze metody nie działają - to czemu tych prochów nie brać? Poziomu samooceny to ty raczej tymi prochami nie podwyższysz. To się innymi chyba raczej metodami robi, typu: terapia, zadbanie o wygląd. Proszki nie uzależniają - bo ty nie będziesz czuła ani fizycznego ani psychicznego "głodu", kiedy ich nie weźmiesz. One podnoszą poziom hormonów [Efectin działa na serotoninę i noradrenalinę] i go natym podwyższonym poziomie po prostu utrzymują - więc np. po długim braniu nie wolno ich rzucać z dnia na dzień, ponieważ nagle spada poziom tych hormonów, a przez to możesz mieć wielkiego doła (ale mówię o długim braniu!). -- 19 sty 2015, 14:24 -- Patryk29, jak mam szczerze mówić, to nie chce mi się wierzyć, że ona tylko niewinną bezsenność powodowała. Czy może pamiętasz, gdzie to przeczytałeś, jakieś źródło? Jak nie pamiętasz, to trudno, ale jestem ciekawa.
  5. no większy burdel w głowie zrobiłaby właśnie amfetaminka - po długim spożywaniu nie powoduje jedynie niewinnej bezsenności, ona powoduje też omamy psychotyczne i schizoidalne. Amfa "produkuje" paranoików i schizofreników. O ile wiem żaden ssri takich sensacji nie wywołuje [biorę ssri od paru lat i na jej temat mam do powiedzenia w sumie rzecz podobną do tego co piszesz; ale leczenie się amfą, to tak jakby odchudzać się za pomocą tasiemca: mądre to nie jest] -- 19 sty 2015, 13:54 -- no to musi to być jakiś skutek uboczny noradrenaliny. Bo serotonina takich rzeczy nie powoduje [brałam długo citalopramy różnorakie - one działają na serotoninę tylko - i nigdy tego nie miałam; zaczęłam mieć to po wenli]. Co śmieszniejsze: ja po Efectinie miałam napady paniki, a to przecież lek właśnie na to
  6. Ale ja nie piszę tego, co gdzieś przeczytałam (i tak prawdę mówiąc, to ja nie przeczytałam nigdzie, aby prochy zmieniały charakter), tylko co sama po sobie widzę. No bo jeśli coś powoduje, że masz inne jakieś cechy - to chyba to można nazwać jakąś zmianą charakteru? Czy ja może źle rozumuję? Przy czym powtarzam: one nie przewracają osobowości do góry nogami, haha, ja nie o takim czymś mówię. Bo mi charakter się nie zmienił na jakiś inny. Ja mówię o tym, że pewne cechy są jakby dodatkowo. Ja mam po prostu stałe wrażenie, że tak długo brałam - że nie wiem, jaka ja bym była, gdybym nie brała. Kim bym była, jakie decyzje bym podjęła, czy bym miała więcej energii, czy może mniej? Poza tym leki nie są rozwiązaniem problemów - bo one problemu nie kasują, tylko go ukrywają. O ile podejrzewam, że na nerwicę mi prochy pomogły i prawdopodobnie mi ją wyeliminowały (? a może drastycznie ten problem zmniejszyły? A cholera wie, bo żeby to stwierdzić, to musiałabym przestać to dziadostwo brać, aby zobaczyć, czy jest różnica), to już na depresyjną naturę za bardzo nie pomogły X)
  7. No ja też jestem ciekawa, co byndzie po rzuceniu. Tym razem jednak wybiorę się do psychiatry, jeśli zechcę to rzucić (w tym konkretnie momencie to nie jest jeszcze dobry czas na to, bo mam problemy w rodzinie, poza tym jest zima i marna aura - wiec to nie jest najszczęśliwszy okres do rzucania prochów; ale na wiosnę wybiorę się do psychiatry i poproszę o sposób na prawidłowe rozstanie się z tym dziadostwem; prawidłowy - bo ja chyba coś zrobiłam źle, poza tym jest wskazane, aby ktoś kompetentny monitorował te rzucanie, a nie, że ja se samobója po drodze strzelę, bo coś zrobiłam nie tak jak należy. Ja po prostu chcę wiedzieć, jaka ja jestem bez prochów, bo tak długo brałam, że sama nie wiem, jaka bym była!) Mam nadzieję, że fluoksetyna działa na ciebie pozytywnie? Ja biorę wenlafaksynę, najpierw ją brałam przez czas jakiś - aż zaczęłam mieć napady paniki (coś, czego nie miałam nigdy; poza tym jest to rzecz absurdalna, ponieważ wenla jest przepisywana właśnie na napady paniki - więc ani w tym sensu, ani logiki ni mo), więc psychiatra mi kazał wracać do poprzednich prochów. Ale escitalopramik wkrótce pokazał swój pazur, bo błyskawicznie wróciło zobojętnienie - więc czem prędzej pożegnałam sie z ssri na wieki wieków. Już wolę z rzadka napady paniki (chociaż na razie ich nie mam), ale przynajmniej mam ochotę na działanie - niż wieczne "przewróciło się, niech leży".
  8. No dokładnie: w działaniu escitalopram to na mnie działał jak citalopram, bo ja nie zobaczyłam jakichś różnic w sumie. A ty piszesz w czasie przeszłym, jakbyś już tych prochów obecnie nie brał. Czy je rzuciłeś, czy przeszedłeś na coś innego? A jeśli je rzuciłeś (raczej powiedziałabym: zszedłeś z nich, bo rzucanie z dnia na dzień nie jest przyjemnym uczuciem; tzn. ja na początku jak rzuciłam z dnia na dzień to miałam napad motywacji, bo wreszcie coś mi się chciało! Ale tylko przez parę dni, potem było piekło i silna depresja)... jeśli je rzuciłeś, to czy miałeś jakieś sensacje przy tym? Czy może to przebiegło jak trzeba?
  9. Arnibarni, no dosłownie święte słowa. Podpisałabym się pod każdym twym zdaniem, bo DOKŁADNIE tak to u mnie wyglądało! Niech się wali, pali, a ja sobie pyknę w jakieś mmo, czy tam poczytam debilizmy w neciku Co tam osiągniecie czegokolwiek - ciul z tym, komu to potrzebne. Właściwie to człowiek się zbytnio jakby nie zastanawia nad osiągnięciem czegoś. Nie miałam jakby siły na myślenie o tym, bo to szybko się kończyło dowalaniem sobie (no bo w końcu tyle lat zmarnowałam na niczym). Więc po pewnym czasie ten temat poruszałam w myślach bardzo rzadko. Więc te leki to niby są dobre - ale w dłuższej perspektywie nie są już dobre, tylko zaczynają marnować życie. A właściwie: sam człowiek marnuje życie na niczym, na takim istnieniu z dnia na dzień, bez celu oraz bez energii. Na to też narzekałam: na brak energii. Myślę, że tak działa nadmiar serotoniny: zwyczajnie człowieka zobojętnia. Niby to hormon szczęścia - ale najwidoczniej tylko wtedy, kiedy jej stan się podwyższana chwilę. Ale kiedy on jest na okrągło podwyższony - to stajesz się zobojętniały. To jest jakby druga strona serotoniny. Może dla człowieka z żywym problemem (bo ma nerwicę, albo depresję) ten stan zobojętnienia jest w najwyższym stopniu pożądany. Więc dlatego można powiedzieć, że te proszki SĄ dobre. Ale są dobre na czas jakiś, a nie na stałe, na zawsze. One mają pomóc okresowo - i wtedy ich działanie jest w pełni pozytywne. Ale kiedy ten stan trwa długo - to znów nie jest dobrze. Bo zobojętnienie jest wszechogarniające i zaczynają ci lata przez palce przelatywać!
  10. bei - ja myślę, że twoja pani psychiatra to osoba zwyczajnie odpowiedzialna. Właśnie bardzo dobrze, że ci nie chce podwyższać dawki do jakichś kosmicznych wartości. Ja w tym widzę nie jej brak fantazji, czy tam brak jej umiejętności jako psychiatry - tylko jej odpowiedzialność. Jeśli prochy nie działają - to wg mnie ona ma prawidłowe myślenie: nie podwyższa ci dawek nie działającego należycie leku, tylko ci lek zmienia. Nie eksperymentuje na tobie jak na szczurze laboratoryjnym. Skoro coś nie działa - to przy tak dużym wyborze leków lepiej może właśnie zmienić, a nie podwyższać dawki czegoś, co nie działa jak trzeba. Jak dla mnie twoja psychiatra ma myślenie bardzo rozsądne. Do mnie nie przemawia taka gadka "co? bierzesz tak małą dawkę, a lekarz ci nie podwyższa? To ty nawet nie wiesz, jak te leki działają przy wyższych dawkach!" Uważam, że się srogo mylisz, santiago20. Co to w ogóle za argument, że jakieś ludzie na obcojęzycznym forum biorą po 400mg i żyją. A daj pan spokój a może właśnie gdyby oni zmienili wreszcie te prochy, a nie podwyższali w nieskończoność - to by coś im się wreszcie na lepsze zmieniło. Ja brałam ssri przez 5 lat, więc wiem już, że długotrwałe branie prochów może mieć skutki raczej nieoczekiwane przez twórców. Te wszystkie prochy są testowane w praktyce na nas tak w sumie. -- 09 sty 2015, 15:42 -- Santiago20 - a dlaczego ja sądzę, że się srogo mylisz? Ja tak długo brałam prochy, że już wiem [nie, że domniemywam, czy wierzę, czy zgaduję - tylko się na sobie przekonałam ] że po pierwsze leki w pewnym stopniu zmieniają osobowość. Chociaż przyznać należy, że nie zmieniają jej mocno, jest to raczej zmiana niewielka - ale jednak to ma miejsce. A po drugie: leki jedynie maskują, ukrywają problem.Czyli: póki bierzesz, to problemu nie ma. Ale kiedy je przestaniesz brać, to problem jak najbardziej może wrócić. Czyli te branie prochów jako jedyne rozwiązanie problemów to debilny pomysł. -- 09 sty 2015, 16:26 -- Ja jestem wrogiem podwyższania dawek. Brałam sto lat prochy, ale nigdy nie podwyższałam dawek. Teraz zaś sądzę, że to dobry był wybór: bo one mają wpływ na osobowość, zmieniają nieco charakter (mówię o tym, że dodają pewne cechy, u mnie ssri dodało kompletne zobojętnienie, co nie jest moją naturalną cechą). Więc jak sobie tak podwyższasz, aby uśmierzyć jakieś objawy - to dostajesz w prezencie również zmianę w charakterze... i ja nie wiem, czy to jest mądry pomysł. Ja to sama jestem ciekawa, jaka ja bym była, gdybym tego cholerstwa nie brała Dlatego myślę, że takie podwyższanie do jakichś wielkich wartości to już czyste eksperymentowanie na sobie.
  11. Hej. Brałam różne rodzaje citalopramu przez bite 5 lat. Zaczęłam go brać przez nerwicę obsesyjno-kompulsywną. Tak, cital pomógł na to od razu. Dlaczego brałam te prochy tak długo? Ja po prostu ich nigdy nie rzuciłam. Na początku byłam parę razy u psychiatry, a potem zwyczajnie brałam sobie te proszki, nie przerywając. Nerwicowe myśli wracały najwyżej 2 razy w roku i umiałam od razu sobie z nimi radzić - więc citalopram w moim przypadku okazał się całkowicie skuteczny w leczeniu nerwicy. Natomiast chcę napisać, co ze mną było po tak długim braniu. Otóż proszeczki te spowodowały u mnie zupełny brak ambicji oraz celów życiowych. Na niczym mi nie zależało, po prostu żyłam sobie z dnia na dzień. Czy miałam depresję? No właśnie nie za bardzo. Nie miałam też myśli samobójczych. Po prostu byłam bez ambicji. Wszystko mi latało i powiewało - ale nie w tym pozytywnym sensie, że człowiek jest spokojny i wyluzowany, tylko w sensie właśnie raczej negatywnym: wisiały mi wszelkie cele życiowe, osiągnięcie czegokolwiek. Nie da się tego też nazwać apatią, bo ja nie byłam jak roślinka; miałam również i napady agresji (co było dla mnie dość ożywczym przeżyciem, bo ja zawsze byłam typem osoby zawsze miłej, nikogo nie oceniałam; więc kiedy zaczęłam się wreszcie złościć na to i owo, to się z tych odruchów samozachowawczych bardzo cieszyłam ) Byłam więc sobie takim człowiekiem bez ambicji oraz bez celów. [Piszę "byłam", ale w sumie nadal mi to zostało.] Gdzieś tak rok temu wymodziłam,że lepiej może zacząć brać nowszą "wersję" ssri i przeszłam z citalopramu na escitalopram (sama je sobie zmieniłam, bo u psychiatry nie byłam wtedy od tych kilku lat). Czy to coś zmieniło, polepszyło? No niekoniecznie. Brałam te proszencyjki tak długo, że szczerze mówiąc sama nie wiem, jaka ja byłam i jaka bym była, gdybym ich nie brała Więc jeśli chodzi o plusy i minusy tych prochów, to tak to bym określiła: + pomogły na nerwicę (nie wiem, czy ją faktycznie wyleczyły, bo nigdy prochów nie odstawiłam ale podejrzewam, że: tak, nerwicę mi wyleczyły; a to z tego względu, że kiedy zaczynam mieć te natrętne myśli, to je potrafię zdusić w zarodku, albo też wyśmiać w błyskawicznym tempie - w ciągu minut; jak sama pamiętam to dla osoby mającej nerwicę jest to rzecz nie do wykonania, a dla mnie dzięki tym prochom stało się wykonalne) + nie miałam myśli samobójczych, ani też depresji jakichś silnych (jeśli miałam, to raczej długotrwale obniżony nastrój, ale prawdziwą depresją bym tego nie nazwała) - brak ambicji, brak jakichkolwiek celów, po prostu nie zależało mi, by cokolwiek osiągnąć, by starać się zmienić moje położenie - nawet kiedy mi bardzo ktoś/coś doskwierało. Nie zależało mi, by coś mieć. Można by to olać, ale ja sądzę, że ja za młoda jestem, żeby być całkiem bez ambicji, czy jakiejkolwiek motywacji do działania, do osiągnięcia, zdobycia czegokolwiek. W ten sposób życie mi przeciekało przez palce, a w moim życiu nic sie nie zmieniało, nie szam w żadnym dobrym kierunku. Jak dla mnie to zwyczajne marnowanie życia. A w związku z tym: - długotrwale (trwający miesiącami, latami) obniżony nastrój - odcinanie się coraz większe od ludzi (ale nie wiem, czy to należy przypisać prochom, bo ludzie nie biorący prochów też to mają) Mówiąc więc w skrócie: coś mi sie zdaje, że jak dla mnie te długotrwałe branie tych prochów to nie był mądry pomysł Chociaż ja bym tego nie nazwała żadnym pomysłem - ponieważ ja nie zdecydowałam nigdy, że "aaa, ja se będę brać te proszki do końca żywota i jeden dzień dłużej" - co to to nie; ja po prostu je brałam... i tego nie przerywałam. Brałam sobie tak po prostu i tyle. -- 09 sty 2015, 15:12 -- No i jeszcze dodam dalszą część: w końcu na początku 2014 roku postanowiłam, że zacznę zmniejszać dawki - żeby te prochy wreszcie rzucić! Wtedy brałam już escitalopram. Zmniejszałam powoli, co tydzień zamierzałam sobie zmniejszać dawkę o 1/4 czy tam o 1/2, nie pamiętam. No i to był pomysł, jak się okazuje, wcale nie taki mądry Ponieważ niby się czułam dobrze. Natomiast zaczęłam mieć tak silne myśli samobójcze, że w końcu po raz pierwszy miałam taką w sumie quasi-próbę samobójczą. Po tym epizodzie do mnie dotarło, że trzeba wreszcie wybrać się do psychiatry... po tylu latkach Ja po pewnym dopiero czasie sobie zdałam sprawę, ze te myśli samobójcze to jest prawdopodobnie wynik... odstawiania tych cholernych prochów. Ja kiedyś miałam okres, kiedy przez tydzień nie brałam ich wcale i wiem doskonale, że takie nagłe odstawienia to fatalny pomysł. Ale ja przecież teraz wcale nie rzuciłam z dnia na dzień, tylko sobie powolutku zmniejszałam dawkę... Więc już nic nie kumam teraz. W każdym razie pani psychiatrowa przepisała mi inne leki (wenlafaksynę, która działa nie tylko na serotoninę jak citalopram, ale też na noradrenalinę - pani psychiatrowa przepisała mi je mianowicie, aby mnie zaktywizować; w pewnym sensie te proszki na to faktycznie dziaają, ponieważ teraz mam więcej chęci do działania!) No i tak się przedstawia moja historia z wieloletnim braniem citalopramu. Nie polecam tak długiego brania. Dopiero teraz do mnie w całej okazałości dotarło, że na takie różne schorzenia leki to jest dodatek - do terapii. Powinno się iść na terapię, ponieważ wieloletnie branie jedynie problem maskuje, ukrywa. Ale go nie eliminuje - eliminuje go terapia, a nie branie w nieskończoność prochów, jak rasowy lekoman. Co prawda nadal nie mam zamiaru iść na żadne terapie ale przynajmniej na własnym przykładzie się przekonałam, że rozwiązanie nie tkwi w prochach. Więc mój cel obecnie - to skończenie z wszelkimi prochami wreszcie. Po tylu latach. Pozdrawiam.
  12. Dobrzy moi, powiedzcie mi, czy jak zdarzy wam się nie wziąć wenli przez parę dni, to czy macie takie nieprzyjemne uczucie jakby przeskakiwania prądu w ciele?Jest to uczucie podobne do tego, kiedy uderzysz się w łokieć (walniesz w nerw tam się znajdujący), chociaż nie jest to tak silne. Po prostu nadzwyczaj nieprzyjemne uczucie. Przez długi czas myślałam, że to przez krąg szyjny: miałam siedzącą pracę, przez którą zaczęły się jakieś dziwne bóle w szyi. Myślałam więc, że te obecne uczucie przeskakiwania prądu może są jakieś problemy z kręgami. Ale gdzie tam! Zauważyłam mianowicie, że te uczucie się pojawia tylko wtedy,kiedy przez dwa czy wiecej dni nie wezmę prochów. Brałam Velafax i przy nim są te sensacje. a ja się pytam: na jasną cholerę na sobie eksperymentować? Ja kiedyś, po czytaniu tego forum, dodałam sobie Velafax do Citalopramu. Po kilku dniach brania miałam bóle serca i skoki ciśnienia i dałam sobie spokój! Teraz domniemywam, że przez podwójną dawkę serotoniny (bo to główny składnik Citalopramu oraz jest też w Wenlafaksynie) być może zaczęłam mieć zespół serotoninowy. I w ten oto sposób się przekonałam, że lepiej nie być sobie samemu psychiatrą (czyli sobie samemu likarstewka ustalać) Po co chcesz fluo do tego dodawać? Bierzesz wysokie dawki wenli - jeśli więc masz zamiar coś do niej dodawać, bo źle działa, to może lepiej nic nie dodawać,tylko te prochy zmienić? -- 09 sty 2015, 14:04 -- ja nie tyję od niej - mi waga stoi w jednym miejscu jak zaczarowana i to od bardzo dawna. Czy jem dużo, czy nie jem nic - to waga stoi w miejscu.
×