Skocz do zawartości
Nerwica.com

blingbling

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez blingbling

  1. blingbling

    Depresja objawy

    Hej. To znowu ja. Przepraszam Was. Ale musze sie wyżalić. Jakiś czas temu pisałam o tym, ze moja mama nie interesuje się zbytnio moim stanem psychicznym, mimo iż bardzo wyraźnie daję jej do zrozumienia, ze mam ochote wypruć sobie mózg albo żyły. Chodzi mi o to, że źle się dzieje między nami. Mam 17 lat, więc chyba już trochę za późno na moje wychowanie. Więc proszę mi powiedzieć, czy to moja wina, czy nie. Pewnego razu siedziałyśmy sobie w kuchni. Wróciłśmy z fajnego spaceru. I mama zaczęła mnie prowokować. Prosiłam ją, po prostu prosiłam na spokojnie, aby przestała. Ale wciąż szeptała mi do ucha albo wkrzykiwała, rzeczy, który wytrącały mnie z równowagi. I krzyknęłam, aby przestała. Wtedy spytała się, co to ma znaczyć i jak mogę się tak do niej odzywać. Znowu zaczęłam ją prosić, aby przestała. I to samo, tym razem mówiła jeszcze gorsze rzeczy. W końcu powiedziałam: "zamknij się". I zaczęła mnie bić po głowie, nie pierwszy raz w życiu. Później zaczęła mnie wyzywać od głupich, obrzydliwych suk i rzuciła pod drzwi mojego pokoju moje rzeczy z kuchni. Miałam tak jakies drobiazgi i chyba bluzę. Od tej pory taka sytuacja raz się powtórzyła, tym razem jednak jej wyrzuciłam dlaczego mnie tak okropnie wyzywa i bije. Ona skwitowała, ze nie zna żadnego dziecka, które by tak traktowało swoją matke. I że ja jestem tylko gówniarą, i może mnie bić. I te słowa "matka", "szacunek do matki" brzmią mi cały czas w uszach. Codziennie mnie wyzywa, przyzwyczaiłam sie do bycie: głupią dziewuchą, obrzydliwą, ohydną, grubą i beznadzijną. Te są najczęściej. Poza tym, co mnie jeszcze bardziej boli - jestem wielką miłośniczka kotów. To są istoty, które naprawdę uwielbiam. I widzę, ze na złość szczuje na moje koty swoje psy, zrzuciła je ze schodów kilka razy, kopie je itd. I po prostu wiem, ze robi mi to na złość. Ja robię wszystko, żeby chronić moją dwójkę kotów. Rano, jak wchodzi do pokoju, zeby mi przynieść picie i zbesztać za to, jak u mnie śmierdzi kątem oka patrzę, czy nie chce coś im zrobić krzwdy. Robię naprawdę wszystko, żeby nie działa im siękrzywda. Ale co mam czasami zrobić, kiedy ona poszczuje na nie te głupie kundle? Mam podejsć i powiedzieć, zeby tego nie robiła? Żeby znowu zarobić w ten swój głupi garnek i się nasłuchać? Najgorsze jest to, że na co dzień mam z nią świetny kontakt. Możemy pogadać na każdy temat. I to, czego się boję - to to, że ona mnie po prostu nie kocha. Nigdy mi nie powiedziała "kocham cię", nigdy nie przytuliła. Kocha tylko swoje psy. Kiedys na lekcji moja koleżanka powiedziała, ze jest wkurzona, bo jej mama cały czas chce dawać jej buziaki. Ja sobie pomyślałam, co to za egzotyka. Ja jestem po prostu w rozstroju psychicznym z tymi wszystkimi wyzwiskami... Nie moge tego wytrzymać. I nie wiem, czy tak ma być i czy mam to akceptować. Pozdrawiam. Przepraszam za literówki.
  2. blingbling

    Depresja objawy

    Wiem, że sama sobie z tym nie poradzę, czuje to. To przygnębienie we mnie wrosło, zawsze mi towarzyszy i naprawdę cieżko mi jest sobie wyobrazić siebie jako uśmiechniętą, towarzyską, zadowoloną z życia dziewczynę z radością czekajacą na następny dzień. Trudny jest ten pierwszy krok, żeby coś zrobić... Bardzo dziękuję za wsparcie, jestem Wam naprawdę wdzieczna. :) EDIT: PS. Dzisiejsza rozmowa z mamą - 1) "każdy człowiek ma swoje problemy i smutki i nie musi z nimi chodzić do lekarza. Ty też musisz sobie jakoś z nimi poradzić, nie jesteś wjątkiem." 2) "całe miasto będzie wiedziało, ze sie leczysz psychiatrycznie". Mieszkam w zakisłym zadupcewie, gdzie widać, pójście do specjalisty jest wstydem. Poza tym moja mama pracuje w służbie zdrowia i "co by ludzie powiedzieli, jakby córka oddziałowej chodziła do psychiatry/psychologa". Szkoda, ze nie jestem córką nauczycielki albo sekretarki, może wtedy ludzie "by nie mówili". Mam spieprzony dzień. Idę poczytać sobie ulubioną książkę, albo film obejrzeć. Nigdy nie pomaga, ale może nie będę o tym myślała. Gabi
  3. blingbling

    Depresja objawy

    Myślałam o tym nieraz, bo jak mówiłam, te lęki poważnie utrudniają mi funkcjonowanie, a przygnębienie bardzo uprzykrza życie. Najgorsze, że moja mama mówi, że "cuduję" i "wydziwiam".
  4. blingbling

    Depresja objawy

    Witam serdecznie bardzo, bardzo! Mam 17 lat. Za kilkanaście dni. Wszystko zaczęło się, gdy poszłam do gimnazjum. Miałam fatalną klasę, szkolni koledzy nie lepsi. Przez jakiś czas byłam gnębiona przez jedną ze starszych dziewczyn. Na korytarzu też nasłuchałam sie różnych ciekawych rzeczy - nie mam pojęcia dlaczego mnie zaczepiali. W każdym razie poczucie własnej wartości runęło kompletnie. I tak to trwało trzy lata. Trafiłam do rewelacyjnego liceum, z naprawdę świetnymi ludźmi. Na myśl, ze mogłabym z którymś z nich pogadać - trzęsą mi sie ręce i odczuwam niesamowity lęk przed osmieszeniem, upokorzeniem, jednocześnie wiedząc, ze nie są to ludzie, którzy mogliby mnie skrzywdzić. Na przerwach siedzę skulona w kącie, unikam kontaktu z kimkolwiek, uciekam od rozmowy - boję się, że się ośmieszę. W czasie apelu, albo gdy mnie ktoś jakimś cudem wyciągnie i zaprowadzi, zeby usiąść na ławce - mam wrażenie, ze wszyscy sie na mnie patrzą i niekoniecznie obgadują - ale czuja litość, że jestem taka beznadziejna. Moja szkoła jest mała i chodzi do niej skromna ilość uczniów - wszyscy sie tam znają. Mam wrażenie - zresztą tak jest, ze jestem odludkiem i czuje sie gorsza. Na imprezy, dyskoteki nie chodzę, bo wiem, że podpierałabym ściany. Bez przerwy - idąc chodnikiem, przez korytarz w szkole, w sklepie - czuję sie zaszczuta i odczuwam ten nieznośny lęk. Coraz więcej jest takich dni kiedy moje przygnębienie jest "ponadnormowe" - smutek, rezygnacja jest po prostu nie do opisania. Maksymalnie sięgam dna wszystkiego, mogłabym leżeć na podłodze, a jak wyjdę na spacer - położyć się na środku drogi - bardzo by mi to pasowało. To poczucie beznadziei jest naprawdę niesamowite - jak zuepłnie można czuć sie nikim i w czarno-czarnych barwach widzieć swoją przyszłość. I nie mogę płakać - nie starcza mi już na to sił. Nie potrafię odczuwać radości, wszystko mi zobojętniało. A nawet jak wiem, ze może mnie spotkać coś miłego - "ale musisz isć gdzieś, po coś, zobaczyć sie z kimś" - to już dziękuję, nie chcę widzieć się z ludźmi. Nienawidzę siebie, swojego ciała - niszczenie sobie zdrowia sprawia mi przyjemnosć. Sam ból nie - ale świadomość, że coś krwawi, jest uszkodzone, nie działą jak powinno - owszem. Sens życia - co to jest?! Opisałam to zupełnie w skrócie a i tak wyszło dużo... Przepraszam za taki długi tekst. I mam pytanie - czy jestem chora, czy sobie coś wmawiam? Szukam sposobu, aby żyć jakoś normalnie, bo czuję, ze życie przecieka mi między palcami. A z drugiej strony nie wierzę, zupełnie nie wyobrażam sobie siebie bez tych lęków i wiecznego przygnębienia. Przez całę życie słyszałam, że wmawiam sobie choroby - z czym się nie zgadzam - stąd moje wątpliwości. Powiedziałam mamie - ze mam depresję - ona odpowiedziała, że w tym wieku nie można jej mieć. Jakkolwiek zwać, mam naprawdę dosyć takiej egzystencji. Wziąść sie w garsć, wybrać do lekarza? Pozdrawiam i bardzo dziekuję za odpowiedzi - Gabi.
×