Hej.
To znowu ja.
Przepraszam Was. Ale musze sie wyżalić.
Jakiś czas temu pisałam o tym, ze moja mama nie interesuje się zbytnio moim stanem psychicznym, mimo iż bardzo wyraźnie daję jej do zrozumienia, ze mam ochote wypruć sobie mózg albo żyły.
Chodzi mi o to, że źle się dzieje między nami.
Mam 17 lat, więc chyba już trochę za późno na moje wychowanie.
Więc proszę mi powiedzieć, czy to moja wina, czy nie.
Pewnego razu siedziałyśmy sobie w kuchni. Wróciłśmy z fajnego spaceru.
I mama zaczęła mnie prowokować. Prosiłam ją, po prostu prosiłam na spokojnie, aby przestała. Ale wciąż szeptała mi do ucha albo wkrzykiwała, rzeczy, który wytrącały mnie z równowagi. I krzyknęłam, aby przestała.
Wtedy spytała się, co to ma znaczyć i jak mogę się tak do niej odzywać. Znowu zaczęłam ją prosić, aby przestała. I to samo, tym razem mówiła jeszcze gorsze rzeczy. W końcu powiedziałam: "zamknij się".
I zaczęła mnie bić po głowie, nie pierwszy raz w życiu.
Później zaczęła mnie wyzywać od głupich, obrzydliwych suk i rzuciła pod drzwi mojego pokoju moje rzeczy z kuchni. Miałam tak jakies drobiazgi i chyba bluzę.
Od tej pory taka sytuacja raz się powtórzyła, tym razem jednak jej wyrzuciłam dlaczego mnie tak okropnie wyzywa i bije. Ona skwitowała, ze nie zna żadnego dziecka, które by tak traktowało swoją matke. I że ja jestem tylko gówniarą, i może mnie bić.
I te słowa "matka", "szacunek do matki" brzmią mi cały czas w uszach.
Codziennie mnie wyzywa, przyzwyczaiłam sie do bycie: głupią dziewuchą, obrzydliwą, ohydną, grubą i beznadzijną. Te są najczęściej.
Poza tym, co mnie jeszcze bardziej boli - jestem wielką miłośniczka kotów. To są istoty, które naprawdę uwielbiam. I widzę, ze na złość szczuje na moje koty swoje psy, zrzuciła je ze schodów kilka razy, kopie je itd. I po prostu wiem, ze robi mi to na złość. Ja robię wszystko, żeby chronić moją dwójkę kotów. Rano, jak wchodzi do pokoju, zeby mi przynieść picie i zbesztać za to, jak u mnie śmierdzi kątem oka patrzę, czy nie chce coś im zrobić krzwdy. Robię naprawdę wszystko, żeby nie działa im siękrzywda. Ale co mam czasami zrobić, kiedy ona poszczuje na nie te głupie kundle? Mam podejsć i powiedzieć, zeby tego nie robiła? Żeby znowu zarobić w ten swój głupi garnek i się nasłuchać?
Najgorsze jest to, że na co dzień mam z nią świetny kontakt. Możemy pogadać na każdy temat.
I to, czego się boję - to to, że ona mnie po prostu nie kocha. Nigdy mi nie powiedziała "kocham cię", nigdy nie przytuliła. Kocha tylko swoje psy.
Kiedys na lekcji moja koleżanka powiedziała, ze jest wkurzona, bo jej mama cały czas chce dawać jej buziaki. Ja sobie pomyślałam, co to za egzotyka.
Ja jestem po prostu w rozstroju psychicznym z tymi wszystkimi wyzwiskami... Nie moge tego wytrzymać.
I nie wiem, czy tak ma być i czy mam to akceptować.
Pozdrawiam.
Przepraszam za literówki.