Być może tak jest, być może kluczem do mojej głowy jest odbudowanie poczucia własnej wartości. Ale jak zacząć wierzyć w siebie jeśli wciaż słyszy się że wszystko co się złego w moim życiu dzieje jest tylko i wyłącznie moją winą, jeśli najbliższa deklarująca swoją miłość osoba twierdzi że jestem zła, że jestem zachłanna, że każdy mój krok jest pomyłką, że każda sugestia wyjścia z naszych problemów jest śmieszna i nierealna, skąd mam mieć pewność że to faktycznie nie tkwi we mnie, ta niszczycielska siła która powoduje że wszyscy wokół mnie są nieszcześliwi. Czy nie byłoby prościej poprostu zniknąć? Czasem w mojej głowie układa się plan ucieczki, wyjadę, zniknę, zacznę wszystko od nowa, bez patrzenia w przeszłość, ale wiem że sobie nie poradzę, nie będę miała siły... czy macie czasem wizję przyszłości? Ja miewam takie przeczucia, wiem kiedy zaczyna się dziać źle, wiem że zaraz wypowiem słowo które jak lawina zniszczy moje życie ale nie potrafię tego zatrzymać, potem faktycznie wszystko się wali a ja budzę się za parę miesięcy w innym miejscu mając nadzieję że wszystko wyśniłam, że odwrócę się i zobaczę mojego ukochanego śpiącego spokojnym snem obok mnie...nie daję rady iść do przodu...tak bardzo go kocham...