Witam. Od kilku miesięcy borykam się z dziwnym uczuciem pustki. Moje życie straciło sens, czuje się zagubiona i prześladują mnie myśli samobójcze. Jestem studentką na akademii muzycznej na drugim roku niestacjonarnie. Od jakiegoś czasu nie mogę ćwiczyć na instrumencie, nie sprawia mi to przyjemności jak kiedyś. Zawsze nie radziłam sobie ze stresem ale teraz to przechodzi apogeum (robię się czerwona i chce jak najszybciej uciec! Przeraża mnie to, ponieważ wie, że normalni ludzie tak nie mają) Myśl, że mama utrzymuje mnie na tych studiach jest uwłaczająca, ponieważ nie dostałam się tam własnymi siłami.Co prawda egzamin był ale jak profesorowie wiedzą, że człowiek będzie płacił to przyjmą każdego. Próbowałam w tym roku znowu na dzienne i się nie dostałam. Przez kilka dni nie miałam ochoty z nikim rozmawiać i wtedy zaczął się ten stan pustki. . W szkole powtarzano mi że jestem zdolna ale leniwa. Jakoś próbuje się tym pocieszać i chciałabym się zabrać do roboty ale nie potrafię. Teraz nie mogę zapamiętać nawet dwustronnego utworu gdzie na dyplomie miałam 15 stron do ogarnięcia. Myślę nad zmianą studiów. Moim marzeniem jest pójść na weterynarię ale w szkole mieliśmy biologię i chemie na poziomie pożal się boże (do tego nie mogę niczego zapamiętać, jestem ciągle rozkojarzona) Ściągnęłam materiały przygotowawcze od poziomu gimnazjum i aż mnie zwaliło z nóg. Mam 1,5 roku do powtórzenia egzaminów maturalnych i zastawiam się czy to osiągalne. Sama już nie wiem czego chce. Byłam u psychologa ale gdy zadał mi pytanie "czy słyszy Pani głosy w swojej głowie" zrobiło mi się słabo i już tam nie wróciłam. Za kilka dni wybiorę się do innego psychologa. Dochodzą jeszcze problemy ze snem. Sypiam po 2-4h dziennie. Nawet święta nie sprawiają mi przyjemności. Wahania nastroju doprowadzają mnie do szału. Jeszcze dzisiaj myślałam, żeby się nie martwić i jak zabiorę się do pracy to będzie dobrze ale wzięłam instrument do ręki pograłam 5 min i położyłam się do łóżka zrezygnowana. Jeszcze w liceum mój profesor mówił, że mam genialny słuch i jestem co najmniej zdolna jak on.(Strasznie się boje, że straciłam słuch, ciągle proszę ludzi żeby coś powtórzyli i nie wiem czy to przez to, że jestem zamyślona czy nie słyszę :<) W maturalnej klasie zmieniono mi profesora na innego (którego nienawidziłam) tak naprawdę wtedy już ćwiczyłam raz w tygodniu (powinnam codziennie co najmniej 2h) Dzisiaj różniej rozmyślałam o samobójstwie ale myśl, że miałabym to zrobić mojej rodzinie sprawia ze to odwlekam. Z jednej strony łudzę się ze tego nie zrobię ale te myśli coraz częściej wracają. Moja siostra wczoraj powiedziała, że jestem wariatem. Muszę przyznać, że tak się czuje. Nawet skacze po tematach jak szaleniec :