Na Pasteura 10 bardzo sztywno trzymają się t. psychodynamicznej - nie wszystkim odpowiadają terapeuci siedzący jak kołek przez 1,5 godziny, którzy nie odpowiedzą nawet na pytania organizacyjne. Ponadto terapeuta zasypiał podczas sesji.
Ordynator uznaje, ze ma do czynienia z "psychicznymi" w związku z czym pozwala sobie na plecenie co mu ślina na język przyniesie (na zasadzie "moje słowo przeciw pacjenta"). O błędnym wypisywaniu recept oraz leków nieistniejących nie wspomnę.
Koszmarem są zajęcia z psychodramy - stażystki siedzą, zadają jakieś zadania i pytają, co czujemy - bez żadnej moderacji, z zaprzepaszczeniem potencjału tkwiącego w tej formie terapii.
Generalnie miałam wrażenie, ze traktują mnie jak "niekumatego psychicznego", (siedź cicho, nie pytaj, nie podoba się, to fly free), a nie partnera przy terapii. Potencjał tkwi w grupie - ważne, by trafić na osoby o dopasowanym poziomie intelektualnym.
Byłam, wytrzymałam. Żałuję. Zraziłam się do instytucjonalnej pomocy terapeutycznej. Do terapii psychodynamicznej w szczególności.