Skocz do zawartości
Nerwica.com

Snaf

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Snaf

  1. Nigdzie nie pisałem, że zwolniłem do 200km/h jak zacząłem tracić panowanie nad samochodem... czytanie ze zrozumieniem się kłania. Nie wiem przy jakiej prędkości zaczęło się to dziać, nie patrzyłem na licznik. Podczas poślizgu samochód znacznie zwolnił i nie wiem przy jakiej prędkości uderzyłem w drzewo, ale na pewno poniżej 100km/h... Strzelam, że to było jakies 50-70km/h. To, że nic nam się nie stało to nie był cud... prędkość podczas uderzenia nie była aż tak duża, a samochód to spora, masywna limuzyna... To była ładna, gładziutka droga... żadnej dziury. Ja nie wiem gdzie ty mieszkasz, ale aktualnie drogi w Polsce nie są takie złe. Po prostu myślałem, że nic się nie może stać. Nie jeżdżę samochodem od dwóch lat i nie raz było na liczniku ponad 200, myślałem, że i tym razem nic się nie stanie. Akurat na drodze, na której się to wydarzyło jest bardzo mały ruch, bo zrobili autostradę niedaleko i "starą" drogą praktycznie nikt już nie jeździ.
  2. , Snaf, jak nie masz wystarczających umiejętności i odrobiny wyobraźni, to nie siadaj za kierownicę. Może czegoś Cię to nauczy. Rozumiem, że ty nigdy nie popełniłaś żadnego błędu, tak? Pogratulować. Chyba nie zdajesz sobie sprawy jak ciężko jest zapanować nad samochodem jadącym z taką prędkością, tym bardziej jeśli zawiedzie sama maszyna. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że coś może się stać i że "flagowy" samochód może nawalić... -- 03 gru 2014, 20:43 -- Samochód nie uderzył w drzewo przy 200km/h... Pisałem przecież, że udało mi się znacznie wyhamować (nie wiem od jakiej prędkości, w takiej sytuacji nie patrzy się na licznik). Nie, to nie jest prowokacja...
  3. Cześć, w czerwcu tego roku miałem poważny wypadek samochodowy przy dużej prędkości. Jechałem ze znajomymi z pracy i chciałem pokazać co mój samochód potrafi (a ja nie...), więc... gaz w podłogę i ile fabryka dała. Jechaliśmy po krajówce prawie 250km/h (tak, wiem... szczyt głupoty), zbliżał się zakręt, a ja spanikowałem i zacząłem gwałtownie hamować, bo bałem się, że wypadnę z jezdni. Nie załączył się cholerny ABS (nie wiadomo dlaczego... może tak chcieli tam na górze?) i samochód wpadł w poślizg na śliskim, rozgrzanym asfalcie. Udało mi się znacznie zredukować prędkość, ale nie opanowałem pojazdu, wypadliśmy z drogi i przy sporej prędkości uderzyliśmy w drzewo. Znajomi wyszli praktycznie bez szwanku, a ja byłem trochę połamany, ale doszedłem do siebie. Totalnie jednak wysiadła mi psychika. Przed wypadkiem "na luzie" jeździłem po 200km/h i nie robiło to na mnie wrażenia, a teraz nie potrafię prowadzić samochodu... Tylko wsiądę za kierownicę i wyjadę na drogę to serce bije mi jak szalone, pocą się ręce, drżą nogi (do tego stopnia, że nie nie potrafię "utrzymać" pedała gazu...). Po prostu niesamowicie się stresuję, do tego często dochodzi ucisk w klatce piersiowej. Prowadząc samochód mam wrażenie, że zaraz stracę nad nim kontrolę i powtórzy się sytuacja sprzed kilku miesięcy. Nie potrafię przestać myśleć o tym co się stało. Może to będzie dla Was dziwne, bo przecież wypadek jak wypadek... wszyscy żyją, nikt nie został kaleką. Tylko, że wtedy naprawdę myślałem, że już po nas... Jak mam sobie z tym radzić? Teraz przejechanie kilku kilometrów do pracy to dla mnie istny koszmar.
×