Skocz do zawartości
Nerwica.com

ola25022

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ola25022

  1. Wiecie co, odkąd przeczytałam tamtego posta jak ktoś mnie wyśmiał to nie chciałam tu więcej zaglądać bo mi zwyczajnie było przykro...wrażliwcy tak mają Jestem mile zaskoczona, że są jednak ludzie którzy mnie rozumieją i zauważyli ,że miałam dobre intencje:) bardzo mnie to cieszy. Ja cały czas nad sobą pracuję i wiele dobrego sie dzieje, ale dziś w nocy od bardzo dawna wybudził mnie lęk,niespokojne serce i telepanie... Boże, czemu to tak wraca? Wystarczy że pojawiło się pare czynników stresowych a nerwica sie odzywa.. Wierzę, że kiedyś się całkowicie tego pozbędę... trzeba się modlić, co nie jest takie proste bo "efekty" nie przychodzą od razu..przynajmniej tak było u mnie, że musiało trochę czasu minąć żeby zaczęło się układać w głowie i w życiu. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale wiem jedno - gdyby nie moje nawrócenie i wszystkie kroki podjęte w tym kierunku to nie wiem czy bym sobie z tym wszystkim poradziła. Mimo że nerwica się znowu odezwała to już się nie boję aż tak jak kiedyś, bo wiem że nie jestem sama i mogę liczyć na pomoc od kogoś kto jest potężniejszy od WSZYSTKIEGO... Jezusa. Czy tego chcemy czy nie, Bóg istnieje i jest z nami cały czas, ale! On szanuje naszą wolność i jeśli my się na Niego zamykamy i robimy po swojemu to nie dziwmy się że nie dzieją się cuda. Pamiętajmy,że dał nam wolną wolę.. Ściskam Was;)
  2. Przykro mi że tak zostałam odebrana, chcialam się po prostu podzielić tym co mnie spotkało i co mi pomaga w walce z nerwicą. Sądziłam że w tym wątku są osoby które interesuje aspekt wiary. A jeśli Cię tak interesuje co studiuję - kierunek techniczny :) Nic dobrego nie wynika z doszukiwania się we wszystkim drugiego dna. Ale..każdy ma swój sposób na życie, ja przedstawiłam swój. Mimo wszystko, życzę wyzdrowienia i więcej optymizmu :)
  3. hej kochani. Już 3 lata czytam to forum, ale nigdy sie nie zarejestrowałam, dopiero dziś mnie tknęło żeby Wam coś napisać. Ostatnie pół roku było dla mnie koszmarem, nie sądziłam że można sie kiedykolwiek tak czuć. Oczywiście mowa tu o nerwicy lękowej. Zawsze (od dziecka) byłam bardzo wrażliwa, jestem także DDA więc moja nerwica ma też napewno w tym swoje korzenie. Jednak jakoś sobie zawsze radziłam, byłam rozrywkowa, stresowałam się wszystkim, ale gdy bodziec stresowy znikał to i mój stres razem z nim. Wszystko sie zmieniło po ostatniej sesji na studiach. Przez cały semestr miałam bardzo dużo stresu i moje wieczne przejmowanie się wszystkim i niewiara w siebie doprowadziły do totalnego wykończenia organizmu fizycznie i psychicznie. Z dniem zakończenia sesji i zdania najgorszego egzaminu cieszyłam się i odetchnęłam z ulgą że w końcu wakacje. W pierwszy dzień wakacji cały dzień sprzątalam dom (uwielbiam sprzątać ) i już po południu zaczęłam sie źle czuć, ale pomyślałam że się przemęczyłam bo i gorąco było i dużo wysiłku dziś włożyłam w prace. Wieczorem, siedząc przy stole i jedząc kolacje w ułamku sekundy wydawało mi się że spadam z krzesła, że totalnie straciłam równowage, czucie..zaczęło mi sie bardzo kręcić w głowie,położyłam sie. I się zaczęło. Kołatanie serca, duszność, ucisk w klatce piersiowej, problem z oddychaniem, drętwienie nóg i rąk, straszny lęk i kręcenie w głowie. Do tego wymioty,biegunka w ciagu kilku minut. Jednym słowem masakra...mama chciała wzywać pogotowie bo nigdy mnie w takim stanie nie widziała, a i ja sama sie tak nigdy nie czułam. Jakoś sie uspokoiłam, zasnęłam. Na drugi dzień myślałam że będzie lepiej, że to chwilowe, ale niestety lęk przed ponowną taką sytuacją sprawił że przez następne miesiące chodziłam jak zombi. Ciągle mi sie kreciło w głowie, nie chciałam sie nigdzie z domu ruszyć bo sie bałam,czułam sie jakbym była pijana i żyła obok. Każdy z Was napewno wie o czym mówie. Ciągły lęk, zmęczenie, napady strachu...nie do opisania. I tak 4 miesiące walczyłam sama ze sobą, myślałam że umieram, że jestem na coś cięzko chora. Zepsułam wakacje swojemu narzeczonemu bo nigdzie nie chcialam sie ruszyć, najchetniej leżałam ostrożnie na łóżku i oglądałam serial który mnie uspakajał. Stwierdziłam że to napewno tylko nerwica (taką miałam nadzieje) i że nie dam sie. Podjęłam pracę, żeby zmusić się do wyjścia z domu i robienia czegokolwiek. Było zdecydowanie lepiej, bo jak szłam do pracy to nie myślałam o zawrotach głowy, jednak to nie było do końca to. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama mojej koleżanki która miała bardzo ciężką nerwicę przez wiele lat (do tej pory czasem wraca,ale nie w takim stopniu). Poleciła mi nowennę do Matki Bożej rozwiązującej węzły. Nigdy wcześniej o tym nie słyszałam, nie byłam też specjalnie religijna. Nie spodziewałam się efektów od razu, wiadomo. Ale na przestrzeni następnych 3 miesięcy zaczęły się dziać niesamowite rzeczy. Sytuacje, ludzie których spotykałam, zaczęły mi wiele uświadamiać. Poszłam do psychologa,wróciłam na uczelnie bez stresu. Zaczęłam chodzić na msze z modlitwą u uzdrowienie. Zaczęłam chodzić na seminarium odnowy wiary. Zaczęłam się mocno modlić, poszłam do spowiedzi, przyjęłam komunię Świętą. Odkryłam ogromną moc Koronki do Bożego Miłosierdzia. Kochani, uwierzcie...było bardzo źle...dzisiaj? Zaczęłam się na nowo cieszyć życiem, małymi rzeczami które wcześniej sprawiały mi przyjemność...rodzina i przyjaciele mówią mi że wróciłam dawna "ja", że na nowo się śmieję i wychodzę z domu i wiele wiele innych... Nie mówię że jestem zdrowa, bo nerwica zostawiła we mnie taką traumę i strach, że jestem czujna i muszę nad sobą pracować. Ale pamiętajcie jedno - strach nie pochodzi od Pana Boga. Zaufajcie Bogu, zachęcam Was. Moje życie wraca do normy, czuje się wspaniale. Pozdrawiam ciepło i trzymam za Was kciuki - a i Wy trzymajcie za mnie!
×