Witam.
Od ponad miesiąca cierpie na silną depresje, która jest wywołana głównie kierunkiem studiów, które podjęłam. Po dwóch latach poprawiania matury dostałam się na medycyne, na której po prostu sobie nie radzę, aczkolwiek zawsze o niej marzyłam. Wcześniej byłam na farmacji, na której świetnie sobie radziłam, jednakże cóż chciałam więcej, nie zdałam jednego poprawkowego terminu we wrześniu. Złożyłam rezygnacje i od tamtej pory zaczęły sie moje problemy, wahania czy dobrze zrobiłam, nieprzespane noce. Strach i obawa przed nowym i przed tym co będzie. Obecnie jestem pod opieką psychiatry, biorę silne leki, które też nie do końca pozwalają mi się uczyć. Dodam,że mam 21 lat. Bez leków mam straszne myśli, nawet samobójcze. Nie potrafie sobie poradzić z takim nadmiarem nauki w krótkim czasie, przerasta mnie to wszystko. Najgorsze jest jednak to,że rzucę te studia być może bo nie wiem ile dam jeszcze rady psychicznie i boje się,że wtedy mi się pogorszy. Nie wzięłam dziekanki na farmacji,więc musiałabym zaczynać wszystko od nowa. Wiem,że tam nie jest łatwo,ale tam czułam się bardzo dobrze psychicznie, radziłam sobie świetnie, na tyle,że nawet na koniec I roku gdyby nie matura, zerówki to zdałabym ostatni egz w czerwcu i mogłabym powalczyć o stypendium. Tutaj natomiast bardzo źle się czuje, totalna presja codziennej nauki mnie wykańcza. Tam potrafilam spędzić weekend owszem nad książkami,ale byłam chociaz pewna ze cos umiem. Na medycynie ucze sie godzinami i nic nie wchodzi mi do głowy. Mój chłopak,ktory razem ze mna przez to przechodzi mówi, żebym to rzucila,bo po co tak się męczyć, moi rodzice również. Ale to było moje marzenie.. dodatkowo miałam ostatnio kolokwium, po którym tylko utwierdziłam się jak wielki jest to stres i jak bardzo to pod jego wpływem zwaliłam.W wolne dni nie mam ochoty wstawać z łóżka i siadać do tej nauki,która mnie dosłownie paraliżuje. Boje sie każdego dnia, każde wstanie z łóżka kolejnego dnia to bardzo wielkie wyzwanie. W październiku udałam się do psychiatry. Teraz dałam odwołanie aby powrócić na farmację,bo mam jeden niezaliczony przedmiot z II semestru,to odwołanie jest ostateczną deską ratunku i poleci do rektora, który z resztą naucza na kierunku lekarskim. Dołączyłam zaświadczenia od psychiatry. Pani z dziekanatu jednak prychnęła,że one są tylko z października,a nie z września kiedy złożyłam rezygnacje. W tych zaświadczeniach jest,że mam depresje, bezsenność, niemożność w podejmowaniu właściwych decyzji i tak dalej.. zmotywowałam w tym odwołaniu,że byłam rozchwiana emocjonalnie w trakcie rezygnacji. Jednakże terapie zaczęłam w październiku i obawiam się,że to może nie starczyć. Dawno minął termin odwoływania się od rezygnacji. Nie mogę przeżyć faktu straconego roku akademickiego i rozpoczęcia od nowa 1 roku, który już mam nota bene zaliczony. Boje sie tej decyzji. Mam mnóstwo zaliczeń nie wiem za co tak naprawdę się brać. Bardzo dużo ludzi robi sobie pożywkę z mojego załamania. Ja sama jestem na lekach bo bez nich chyba dawno bym zwariowała. Chciałabym odpuścić,ale perspektywa straconego roku kolejnego mnie dobija bardziej psychicznie i powoduje,że chce mi sie tylko ryczeć i nie chce mi się żyć. Od 1 dnia na tym kierunku wiedzialam,że to był błąd,że za wysoka poprzeczka postawiona samej sobie. Byłoby wszystko w porządku gdybym mogła od II semestru powrócić na dawny kierunek i zdać jeden jedyny przedmiot i móc normalnie funkcjonować. Czuje jednak,że moja uczelnia totalnie nie jest nakierowana dla studenta. Boje sie co będzie jak mi odmówią. Już teraz jestem w głębokim załamaniu nerwowym,które się pogłębia. Żyje z dnia na dzień,a każdy dzień to dla mnie jedna wielka katusza psychiczna.