Witajcie.
Jestem raczej typem introwertyka i długo miałem opory żeby wejść na jakąś tego typu stronę. Ale w końcu się przełamałem.
Na nerwicę choruję ponad 2 lata (właściwie to prawie 3, ale 2 lata temu została zdiagnozowana). Choroba w moim przypadku
toczy się etapowo. Tzn. są momenty w których czuję się całkiem dobrze, a są takie, w których "umieram".
Zaczęło się od stanów lękowych oraz duszności, problemów z oddychaniem. Nie miałem pojęcia o co chodzi, włóczyłem się po
specjalistach, badałem serce, płuca itd.
Potem nastąpiła długa przerwa, niemal zapomniałem o chorobie, aż pewnego razu wróciła - tym razem lęki połączone z drętwieniem
kończyn. I takie objawy mam właściwie do dziś, plus parę innych, ale o tym za chwilę.
Wreszcie lekarka rodzinna skierowała mnie do psychiatry. Zdiagnozował mnie on szybko, chyba nawet za szybko... Wszyscy to znacie-
jest lepiej, jeśli wiesz więcej (do pewnej granicy, oczywiście). Tym czasem mój lekarz, stwierdził że mam nerwicę, że "dużo ludzi
tak ma". I dał leki (Pramolan, lub Sympramol - tańsza wersja). I tyle. Od 2 lat chodzę tam co miesiąc - dwa, nie mówię mu nic nowego, ani on mi. Tylko tabletki.
Czy właściwie pomagają? Trudno powiedzieć. Raz jest lepiej, raz gorzej.
Nie wiem, czy jest tak, że faktycznie leki są dobre i mam dalej je brać i nie "panikować", czy może potrzebuję czegoś więcej, nie wiem, innych
leków, terapii? Może pora zmienić lekarza?
Tyle mojej opowieści, mam też do Was kilka pytań.
Ostatnio pojawiły się u mnie dziwne bóle - ni to plecy, ni to brzuch, ni to coś za żebrami... Przeczytałem gdzieś, że nerwicy mogą towarzyszyć różne bóle. Czy to może być to? Ktoś ma/miał coś podobnego? Bóle są dość silne, najgorsze rano, po wstaniu z łóżka.
Drętwienia kończyn - moja największa zmora. Głównie problem mam z nogami. Jak jest "gorzej", ledwo wchodzę na 2 piętro. Jak jestem daleko od domu, boję się że nie dam rady dojść z powrotem. Moje pytanie brzmi - do jakiego stopnia to się może posunąć? I czy w takich przypadkach starać się leżeć i odpoczywać, czy przeciwnie - starać się to pokonać, pójść na spacer, basen?
Ostatnie pytanie - w sumie chyba najważniejsze. Macie jakieś sprawdzone "doraźne" metody? To znaczy jak sobie ulżyć w najgorszych momentach? Jakiś silny lek działający "jednorazowo" na objawy? Jestem muzykiem, dużo podróżuje, muszę być w pełni sprawny fizycznie. Do tej pory miałem szczęście, bo akurat jeździłem w "lepszych" chwilach. Nie wiem jak będzie teraz. Jakieś sugestie?
Z góry dzięki za przeczytanie i odpowiedzi.
Pozdrawiam.