Skocz do zawartości
Nerwica.com

agathaha

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez agathaha

  1. agathaha

    Witajcie - pomożcie :)

    Powietrzny Kowal powiem Ci, że sprawdzałam ostatnio i w listopadzie mija 3 lata... do tego w tej chwili mam 26 więc nie będzie tak źle
  2. tak, moja mama do tej pory powtarza, że się o mnie martwi i troszczy...długo długo w to wierzyłam i miałam wyrzuty sumienia , że myślę inaczej...jednak nawet wczorajsza rozmowa telefoniczna pokazuje mi jak chore i zakłamane to "dbanie i martwienie się" . Nieco ponad miesiąc temu wynajęłam mieszkanie w innym mieście i próbuję szukać stałej pracy tu by właśnie uciec od niej , niemniej jednak starej stałej pracy nie rzuciłam jeszcze a godziny w których mnie nie ma pracuje moja zmienniczka i rozliczamy się z gotówki, ale moja mama przez miesiąc już pyta mnie w rozmowach telefonicznych "jak to z tą Twoją pracą - masz taką dobrą pracę , ja się tak strasznie martwię " - i niby rzeczywiście dobre intencje, ale pytać po raz 15 o jedno i to samo nie wierząc swojemu dziecku może być krzywdzące... zwłaszcza, że po naszej rozmowie zadzwoniłam do niej gdzieś po 2godzinach i dowiedziałam się, że z "troski o mnie" otwarła list z pracy o którym rozmawiałyśmy przy wspomnianej rozmowie i mówiłam jej , że to pasek z wypłaty... wg niej otwarła go o się o mnie martwiła - i nie pomyślała o tym, żeby np wcześniej zadzwonić i zapytać... pierwsze słowa jakie użyła w naszej wczorajszej rozmowie to "nie dzwonisz, umarłabym to byś nawet nie wiedziała" - kiedy zwróciłam jej uwagę, że jak się ma słyszeć takie słowa to nie chce się dzwonić, zaczęła sztucznie się śmiać i mówić, że żartowała - zakłamanie pełną gębą i udawanie , że nic się nie stało... po tym wszystkim jeszcze powiedziała, że po prostu chciałaby porozmawiać ze mną no i niby ok...ale jak zaczęłam mówić o jej piciu to najpierw zaczęła atakować jak zwykle mojego chłopaka (bo unikanie tematu najlepiej jej wychodzi przez atak w najczulszy punkt) , potem kiedy jej na to nie pozwoliłam stwierdziła, że skoro ja nie chce rozmawiać to mi nie przeszkadza już ( temat niewygodny tzn, że ja nie chcę rozmawiać ). A tak w ramach "wisienki na torcie" chyba jedno z najgorszych wspomnień z tego "martwienie się i dbania" - po pierwszej nocy spędzonej u mojego chłopaka (ten sam do dziś) o to czy straciłam dziewictwo zapytała słowami (oczywiście pod wpływem, bo inaczej by nie potrafiła) "czy odbyłaś stosunek z mężczyzną" , powiedziane to było z taką odrazą, taką złością jakbym popełniła najgorszą zbrodnie - w końcu "martwiła się o mnie" - i zamiast w jakiś sposób porozmawiać ze mną na ten temat , to złość, obraza i ocenianie...i o ile z dzieciństwa nie potrafię przypomnieć sobie czy było podobnie w innych sprawach o tyle wydaje mi się, że tak i dlatego nie potrafię się do tej pory prawdziwie cieszyć życiem bo kiedy robię coś dla siebie to jakbym była kimś złym... takie to szczęśliwe życie z zatroskaną i kochającą mamusią Podsumowując - zatroskana mamusia i troskliwa, dbająca i powtarzająca to w kółko ...a wszystko podszyte zakłamaniem i nieprawdą... tak to wygląda u mnie i pewnie u wielu z Was
  3. agathaha

    Cześć

    Cześć ...lekarzem nie jestem i nie znam się co Ci może być, ale pójście do specjalisty to najlepszy pomysł. Samo to, że dzielimy się swoim problemem z drugą sobą sprawia, że jest nam lżej. I proszę Cię o jedno, nie pomagaj sobie alkoholem, to równia pochyła...chwilowo lepiej ale ciągle w dół i w dół. Trzymaj się mocno i spróbuj zmotywować się do wizyty u specjalisty , trzymam kciuki :)
  4. agathaha

    Witajcie - pomożcie :)

    tahela nie wiedziałam , że tak można, nawet jak byłam w urzędzie miasta w wydziale spraw uzależnień to panie mówiły mi, że się tak nie da, że nie można nikogo wysłać na leczenie wbrew woli, ale jeśli faktycznie tak można to spróbuję , bo tak jak mówisz wyrzuty sumienia już mnie zjadają, że się wyprowadzam a co dopiero by było gdyby stało się coś gorszego...
  5. agathaha

    Witajcie - pomożcie :)

    agusiaww mieszkanie wynajęte do końca listopada więc i tak będzie trzeba zapłacić, jeśli do tego czasu się nie poukłada to wrócę, ale uwierz mi , mam już 26 lat a mama pije odkąd pamiętam, próbowałam nie raz z nią na ten temat porozmawiać - robiła się agresywna i wyrzucała mi, że musi się odstresować bo mieszkamy z nią i to dla niej uciążliwe...ciężki przypadek, wg niej ona nie ma problemu z piciem a takiej osobie prawie w ogóle nie da się pomóc, chodziłam po różnych instytucjach by dowiedzieć się czy można umieścić ją w ośrodku na terapii wbrew jej woli , ale niestety prawo w naszym kraju na to nie pozwala , można pomóc jedynie tym którzy tego chcą a ona nie chce. Powietrzny Kowal masz rację, będzie mi to przeszkadzać jeszcze jakiś czas póki nie "zatrze" się to w rejestrze, ale co się stało to się nie odstanie i za błędy młodości niestety trzeba płacić, teraz wiem jak się kończą takie sprawy i na pewno w nic podobnego się nie wplątam - chociaż się czegoś nauczyłam tahela dziękuję Ci za poradę, tak właśnie zrobię ,potrzebne mi były takie słowa- bardzo bardzo dziękuję
  6. agathaha

    Witajcie - pomożcie :)

    chłopaka Kocham i jest jedynym powodem dla którego chyba ciągle jeszcze wstaje z łóżka...mój chłopak i mama nie znoszą się, dlatego mieszkanie z nimi pod jednym dachem jest bardzo wyczerpujące i stąd potrzeba ucieczki jak najdalej od mojej pijącej mamy...teraz jak wyjechałam znowu zaczęła pić więcej - mam wrażenie że robi to specjalnie żebym czuła się temu winna a ja przez to tym bardziej boję się porażki i powrotu tam... chłopak tu na pewno będzie czegoś szukał, ale cały czas czeka na moją decyzję czy mimo wszystko chcę się tu zatrzymać, czy damy radę, czy wolę wracać...a ja bym tak bardzo chciała by ktoś podejmował takie ważne decyzje za mnie, nie potrafię powiedzieć jednoznacznie, po prostu boję się , że z własnego egoizmu i chęci ucieczki wpuszczę nas z niezłe tarapaty, że oboje rzucimy prace które jakie są takie są, ale są...a za miesiąc lub dwa przyjdzie nam wracać do tej mamy jako wielcy przegrani...tego się boję...
  7. agathaha

    Witajcie - pomożcie :)

    jesteśmy z Będzina...i niestety mieszkania tam są dużo droższe od tych w Częstochowie, wiele razy szukałam i koszta mieszkań z meblami zaczynały się od 800 /1000zł +opłaty , tu już z opłatami jest ok 750/800zł ...chłopak owszem pracuje, ale ma długi alimentacyjne i z wypłaty zostaje mu 40% wynagrodzenia czyli ok 500zł ...alimenty które powinien płacić to 550zł a że nas na bieżąco nie stać by płacił to dług w kółko rośnie i jesteśmy skazani głównie na moje wynagrodzenie...a wynajęcie pokoju to raczej nie dla nas...nie jesteśmy starzy , chłopak 31 a ja 27 , ale jednak nigdy nie byliśmy zbyt imprezowi czy kontaktowi, raczej wolimy zamykać się sami w 4 ścianach po kilku rozmowach o prace dziś zadzwoniły dwie firmy i w obu powinnam się stawić na szkolenie w poniedziałek o 10...i znów problem co wybrać... jedna praca to przedstawicielstwo handlowe dla znanej firmy komórkowej ("pomarańczowej") - tylko że w odróżnieniu od wcześniejszej pracy to nie chodzenie po domach tylko dzwonienie do obecnych klientów i proponowanie innych usług lub przedłużania ich i ew wtedy jechanie do klienta np z umową....wynagrodzenie prowizyjne ale większe niż w tym co teraz od 70 do nawet 700zł....ale wszystko pod warunkiem, że się coś sprzeda ... druga praca to telemarketing ...umowa zlecenie aż do śmierci i stawka godzinowa 10brutto za godzinę +ew. jakieś dodatki za efekty...i teoretycznie chyba powinnam wybrać tą firmę bo chociaż ta stawka godzinowa jest i czy coś sprzedam czy nie to zawsze to minimum zarobię...ale ...pani na rekrutacji pytała mnie czy byłam karana,bo do sprzedaży niektórych produktów jest potrzebne zaśw. o niekaralności...ja niestety karana za młodu byłam za pewną głupotę z młodości,ale pani na rekrutacji odpowiedziałam, że nie....na razie to zaświadczenie nie jest potrzebne i może w ogóle nie będzie, ale jeśli kiedyś by było to znów wtopa ... wysłałam już dziś zapytanie do KRK żeby sprawdzić ile czasu minęło i jeśli tak jak mi się wydaje minęło już 3 lata to wyślę wniosek o wcześniejsze zatarcie...no ale wiadomo, jak to w urzędach, wszystko trwa... gdzie byście radzili iść do pracy?
  8. agathaha

    Witam.

    Może idź do specjalisty, ktoś Ci pomoże. Ja mam tak samo jak Ty i doskonale Cię rozumiem. Nie poddawaj się Kochana
  9. kiedy jest ok ,szukam jak to można zrypać... znowu zrypałam
  10. agathaha

    Witajcie - pomożcie :)

    Witam wszystkich serdecznie , wybaczcie ,że tak dużo napisałam ale to i tak w wielkim skrócie by móc wyjaśnić obecną sytuację...będę wdzięczna za wszystko co na to odpiszecie. Kiedy miałam 10 lat mój tata się powiesił, dowiedziałam się o tym dopiero mając lat 16 po nieudanej próbie samobójczej kiedy to ówczesny partner mojej mamy zapytał mnie czy chciałam zrobić to samo co ojciec - brak mojej reakcji uświadomił mu że nie wiem. Do tamtej pory sądziłam , że tata umarł na guza mózgu ponieważ ciocia tłumacząc mi co stało się z tatą powiedziała tylko , że tatę bardzo głowa bolała - więc jako 10latka przetłumaczyłam to sobie na swój sposób i czytając na temat tej choroby wmówiłam sobie, że skoro to dziedziczne to i ja umrę wcześnie z tego powodu. Bynajmniej źle się z tego powodu nie czułam , dawało mi to chyba nawet komfort psychiczny. Próbowałam się zabić mając 16 lat ponieważ nie wytrzymywałam picia mojej matki i w sumie trwa to do dziś. Jako 17latka weszłam w związek z chłopakiem z którym jestem do dziś. Mój chłopak ma bardzo silny charakter i nawet urodziny ma w ten sam dzień co moja mama i od początku się nie znoszą...walcząc z tym związkiem rozpowiadała nawet że on daje mi narkotyki itp. Ale lata minęły i wbrew wszystkiemu i wszystkim jesteśmy razem nadal. To tak tytułem wstępu a teraz o tym jaki mam problem dziś i w czym potrzebuję porady... Dwa razy już wyprowadziłam się od mamy i dwa razy narobiłam tym sobie kłopotów. Raz mając 18 lat, a z chłopakiem mięliśmy przerwę w związku ,wynajęłam pokój i wszystko byłoby dobrze gdyby nie interwencja cioci i wujka którzy chcieli mi pomóc poprzez wprowadzenie mnie do ich niedawno rozwiedzionego, bogatego i dużo starszego ode mnie sąsiada...po dwóch dniach uciekłam stamtąd z niesmakiem a rodzina była na mnie wściekła przez kilka lat (bo przecież to dobra partia...) i ... wróciłam do mamy. Druga wyprowadzka kiedy miałam lat 19...w celach majątkowych wyszłam za mąż za hindusa i przy okazji w związku z tym było wspólne z nim mieszkanie...chłopak był na mnie zły, ale się uparłam i do pierwszej wizyty panów z imigracji było ok. Jestem osobą prawdomówną i przy pierwszej wizycie przyznałam się do wszystkiego. Więc druga wyprowadzka - drugi kłopot. Zamieszkaliśmy po tym u mamy chłopaka i było ok, ale jego mama jest osobą która robi wszystko - sprząta , gotuje robi zakupy a ja czułam się jak pasożyt ponieważ odkąd pamiętam to ja robię to wszystko. Dodatkowo do pracy którą wtedy znalazłam było mi bliżej od mojej mamy....i tak znów wprowadziliśmy się do niej. No i niby ok, od 4 lat mam stałą pracę na umowę - siedzącą przy kredytach, chłopak w tym roku też wreszcie dostał umowę o pracę ... a ja co? A ja wymyśliłam sobie przeprowadzkę do Częstochowy , wynajęłam kawalerkę , znalazłam pracę jako przedstawiciel handlowy i po 5 tygodniach jestem w totalnym zawieszeniu. Najchętniej wróciłabym do domu ale boję się, że jeśli to zrobię to będzie ostateczna porażka i już nigdy nic się nie zmieni a ja będę żyć w domu razem z nieznoszącymi się nawzajem chłopakiem i pijącą mamą która ma naprawdę rożne nastroje... Z pracy w kredytach jeszcze nie zrezygnowałam, mam dużo urlopu zaległego i z tego korzystam a chłopak mieszka nadal z moją mamą i pracuje gdzie pracował póki ja się nie zdecyduję...a ja zdecydować nie potrafię, wiele lat on szukał pracy a teraz w końcu ma umowę natomiast widzę , że tu w Częstochowie jest dużo trudniej o pracę niż tam a praca przedstawiciela handlowego naprawdę mi nie leży...pukanie od drzwi do drzwi , trudne reakcje klientów, krzyki i nerwy...i brak pewności ile się zarobi co miesiąc. Dwa tygodnie temu złapałam zapalenie ucha które nie przechodzi , głowa mnie boli z dnia na dzień (nie wiem czy od ucha czy stresu) bardziej i przez to znajduję sobie wymówkę by nie iść do pracy, a wiadomo , że w ten sposób sobie nie pomogę zarobić na mieszkanie i znów kolejny powód do zmartwienia...że nie będzie z czego zapłacić za to mieszkanie. Dodam jeszcze , że swojej mamie za to, że u niej mieszkam też muszę płacić od 18 roku życia po tym jak zabrałam jej rentę po tacie którą do mojej 18stki ona rozporządzała. Kolejna sprawa jest taka, że chłopak ma komornika na głowie z powodu alimentów i tak zostaje mu zawsze 40% z wypłaty więc jest to ok500zł a gdyby pracował na umowę zlecenie to zostałoby mu jedno wielkie nic....więc naprawdę boję się co będzie jeśli rzuciłby przeze mnie obecną pracę... a ja zamiast choćby próbować zarabiać siedzę w wynajętym mieszkaniu i udaję , że sobie poradzę .... Wiem, świr ze mnie... ale będę wdzięczna za wszelkie pomocne słowa bo nie wyrabiam
×