Skocz do zawartości
Nerwica.com

steppenwolf93

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia steppenwolf93

  1. Długo się zastanawiałam nad tym, aby tutaj napisać jednak cały czas to odwlekałam. Gdy już się zdecydowałam i napisałam dłuuugiego posta - rozładował mi się laptop i wszystko szlag trafił...z bólem serca, ale napiszę jeszcze raz, bo w końcu muszę to z siebie wyrzucić. Mój problem zaczął się jakoś rok temu w wakacje. Lekko skacowana szłam z koleżanką i nagle poczułam się jakbym miała zwymiotować i jednocześnie zrobiło mi się słabo. Oczywiście nic takiego się nie stało, ale potem chyba przez 3 godziny myślałam tylko o tym. Pomyślałam, że to przez to, że kilka dni pod rząd imprezowałyśmy, więc olałam sprawę. Potem jednak częściej miałam tego typu obawy - że zwymiotuję albo zasłabnę. Doszłam do wniosku, że to nie przez alkohol (ale wiadomo - na kacu lęk był zaostrzony). Wmówiłam sobie, że kofeina powoduje u mnie uczucie mdłości i kołatanie serca i całkowicie odstawiłam kawę i przez jakieś pół roku w ogóle jej nie pijałam. No, ale to nie wpłynęło na moje samopoczucie (dlatego teraz znów pijam po 3 dziennie i nie widzę różnicy). Najgorzej jest na zajęciach. Staram się siadać w takich miejscach żebym bez problemu mogła się ewakuować w razie czego. Zazwyczaj nie myślę o niczym innym tylko o tym żeby nie zwymiotować. Często mam wrażenie, że to już nastąpi...ale zawsze to się kończy tak, że mi się po prostu odbije. Siedzę na krześle i się wiercę...i boję się, że ktoś zauważy, że jakoś dziwnie się zachowuje i spyta się czy np. dobrze się czuję :/ albo boję się, że jak wstanę i będę musiała iść do tablicy rozwiązać jakieś zadanie to zasłabnę...Nie wiem czy tylko mi się wydaje, że dziwnie się zachowuję czy na prawdę to widać (mam nadzieję jednak, że nie). Przez to chodzę tylko na zajęcia, które są obowiązkowe czyli ćwiczenia, projekty, laborki i seminaria. Wykładów staram się unikać żeby zaoszczędzić sobie stresu. W sumie lęk przed zwymiotowaniem albo zasłabnięciem występuje tylko w miejscu publicznym i z wiążącym się poczuciem upokorzenia czy wstydu. Nie chcę żeby ludzie mi współczuli albo reagowali odrazą. Gdy siedzę sama wszystko jest okej. Gorzej jest jak gdzieś wyjdę. A, dodam, że boję się także samej czynności wymiotowania. Jakoś mnie to przeraża. Może dlatego, że już nie za bardzo pamięta jak to jest, bo ostatni raz wymiotowałam jak miałam 9 lat (teraz mam 21). Miało to miejsce na wycieczce szkolnej do jakiegoś muzeum. Wtedy niespecjalnie się tym przejęłam. Mogę nawet powiedzieć, że miałam na to wylane :). A teraz? Sama myśl, że coś takiego może mieć miejsce mnie przeraża. Niedawno zostałam chrzestną. Ci, którzy czytają pewnie już wiedzą do czego dążę :) godzina w kościele była czymś koszmarnym! Cały czas myślałam tylko o tym, żeby nie zwymiotować na środku kościoła. Jak stałam czułam, że jest mi słabo i kręci mi się w głowie. Raz tak mi się zakręciło w głowie, że aż musiałam usiąść. Gdy już ceremonia się skończyła babcia mi powiedziała,że widziała, że aż byłam zielona. A ja tylko na nią się wydarłam, że dobrze się czuję i że wydawało jej się, bo wszystko było okej. Ostatnio mama mi przypomniała, że jak byłam mała i jak mówiła, że trzeba iść do lekarza to się bardzo złościłam, bo przecież wg mnie byłam cały czas zdrowa (oczywiście ona nie wie o moim problemie). Po prostu nie chcę żeby ktoś zauważył, że się źle czuję czy coś...nie chcę żadnego współczucia ani żeby ktokolwiek się o mnie martwił. Dlatego nikt nie wie o tym co czasami przeżywam. Zastanawiam się tylko czy to emetofobia czy nerwica jakaś...Bo z tego co zauważyłam większość z was pisało, że nie spożywają alkoholu w większych ilościach, bo wiadomo - stan upicia wiąże się z wymiotowanie. Mnie to jakoś kompletnie nie rusza i jak idę na imprezę to zazwyczaj piję dużo, bo nigdy nie wymiotowałam po alkoholu. W sumie pomaga mi to trochę, bo zapominam o swoim upierdliwym problemie...no, ale kace są straszne czasami. Cały dzień leżę w lóżku i wychodzenia z domu unikam, bo boję się, że zasłabnę albo zwymiotuję. A jak już zdarzyło się,że poszłam na zajęcia na kacu to przeżywałam katusze. Wtedy moje lęki się zaostrzają i już w ogóle wychodzę z siebie siedząc w tej ławce. Serce mi wali, ręce mi się pocą, myślę tylko czy już ewakuować się do łazienki czy jeszcze nie ...oczywiście nigdy nie wychodzę, bo nigdy nic się nie dzieje, ale to uczucie strachu jest okropne. Kiedyś potrafiłam imprezować w środku tygodnia i bez problemu iść na zajęcia na następny dzień i nie miałam takich jazd. Tak samo nie dbam o to co jem. Nie boję się zjeść pomidora ze skórką. Robię często dziwne mieszanki jedzeniowe. Nawet ostatnio zjadłam przeterminowane o 3 miesiące prażynki bez żadnego strachu. Oczywiście nic mi później nie było. Często potrafię dużo zjeść bez obaw, że będę się później źle czuła. Cholera, sama już nie wiem co mi jest. Zgłupiałam. Dlaczego od pewnego czasu mam te natrętne myśli? I co uruchomiło tą lawinę... Chciałabym żeby było tak jak kiedyś. Co prawda mój przypadek jest chyba dość łagodny. Ale i tak jest to uciążliwe. Wstydzę się komukolwiek o tym powiedzieć. Nawet mamie mimo tego, ze mamy bardzo dobry kontakt. Nie chcę żeby ktoś się zamartwiał albo uważał mnie za wariatkę... No, trochę mi lepiej, bo chociaż tutaj mogłam to z siebie wyrzucić. Przepraszam,że tak chaotycznie napisane!
×