Skocz do zawartości
Nerwica.com

DragonSkin

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez DragonSkin

  1. Od razu zaznaczę, że bardzo żałuję tego co zrobiłem i cieszę się, że udało mi się przeżyć. Ponad tydzień temu postanowiłem odebrać sobie życie poprzez wzięcie tabletek i popicie ich alkoholem. Wyczytałem w internecie ile czego mam wziąć, nabyłem potrzebne mi tabletki i niestety zacząłem je łykać. Nie chciałem, żeby rodzice znaleźli mnie w domu, więc po zażyciu tabletek (których negatywny efekt zaczyna działać dopiero po jakimś czasie) wyszedłem z domu na spacer wspomnień, po miejscach, w których się wychowywałem. Jednym z pierwszych miejsc był kościół, w którym byłem ministrantem, gdy jeszcze wierzyłem w Boga. Tam naszły mnie pierwsze wątpliwości i chciałem porozmawiać z księdzem, który poza aspektem wiary, jest też bardzo dobrym znajomym rodziny. Niestety nie zastałem go, ale na szczęście moje wątpliwości przeraziły się w strach o własne życie, więc szybkim krokiem udałem się na pobliski komisariat policji, ponieważ czułem, że sam nie będę w stanie wezwać pogotowia. I tutaj spotkałem się z reakcjami ludzi, o których chciałem wspomnieć. Jestem świadomy, że ludzi "zdrowi" nie rozumieją tych z problemami psychicznymi, a ludzie próbujący pozbawić się życia nie zasługują na szacunek, ale to z czym się spotkałem, zaczęło skłaniać mnie do ucieczki, tak aby tabletki jednak wyrządziły mi krzywdę. Wszedłem na komisariat policji i zapukałem do dyżurki. Policjant nawet nie podniósł oczu. Po chwili słabym głosem powiedziałem jeszcze "przepraszam". Tym razem podniósł oczy, ale po chwili skierował je z powrotem na komputer. Dopiero po jakichś dwóch minutach otworzył okienko i zapytał o co chodzi. - Słucham - Czy mógłby pan wezwać pogotowie? - Po co? - Zatrucie ******** (wolę nie pisać nazwy substancji, żeby kogoś nie natchnąć.) - Ale tym się nie da zatruć. (Brawo za ignorancję. W szpitalu wszyscy powtarzali mi, że to okropna trucizna i powinno się tą substancję wycofać z rynku). Ile pan tego wziął? - 32 tabletki. - Dać dowód i usiąść w poczekalni. Oddaliłem się, ale czując zbliżające się wymioty wróciłem do miłego pana policjanta. - Przepraszam, jest tu gdzieś toaleta? Chyba zaraz zwymiotuję... - Proszę pana, my się tu takimi sprawami nie zajmujemy, na razie proszę usiąść w poczekalni. (ee... nie przyszedłem po wodę na herbatę, tylko zgłosić, że targnąłem się na swoje życie... ) Wróciłem do poczekalni i oczywiście (na szczęście) po chwili zwymiotowałem. W tej chwili z wnętrza komisariatu wyszedł drugi policjant. - Kur** człowieku, co ty robisz?! Będziesz to sprzątał zaraz! Czegoś się nawdu**ał?! - ******** - No i na ch**?! - Depresja (w tym momencie coraz ciężej mi się oddychało, więc z wielkim trudem odpowiadałem) - Co depresja?! Zaraz będziesz to sprzątał, kur** mać! Drugi policjant co dalej sobie przeklinał, ale na szczęście w miarę szybko przyjechali do mnie sanitariusze. W tamtej chwili byłem cały we łzach i nie potrafiłem złapać tchu. Sanitariusz 1: Co jest?! Siadaj! Spróbowałem usiąść, ale po chwili z braku sił osunąłem się. S1: Wstawaj kur**, co jest?! Ja: Tabletki... S2: Jakie tabletki, czego się nażarłeś? Nie mając siły odpowiedzieć wyciągnąłem opakowanie z kieszeni bluzy. S2: No i coś to brał, chciałeś się zabić? Skinąłem głową. W tym momencie myślałem, że za chwilę stracę przytomność przez brak powietrza. W ogóle nie potrafiłem go złapać, a poza tym wciąż zbierało mi się na wymioty. S1: Ale odpowiadaj, cholera! O co Ci chodzi?! Ja: Depresja... S2: Co depresja? Na ch** chciałeś się zabić?! Dalej nie pamiętam co się działo, ponieważ był to najcięższy okres tego wszystkiego. Pamiętam jednak, że w tamtej chwili miałem wrażenie, że sanitariusze wyśmiewają mój stan i zachowuję się jakby byli źli, że przeszkodziłem im w przerwie (wiem, że moje zachowanie zajęło niepotrzebnie karetkę, oraz że moje odczucia mogły być spowodowane tym, że nie myślałem wtedy czysto, ale i tak zachowanie i policjantów, i sanitariuszy wydało mi się wielce nieprofesjonalne) Po chwili i przeklinający policjant spokojniej już ze mną rozmawiał, kiedy wytłumaczyłem mu, że pytałem o toaletę, ale dyżurny nie chciał mi jej wskazać, i Sanitariusz 1, kiedy wytłumaczyłem mu, że od dwóch lat regularnie leczę się psychiatrycznie, tylko sanitariusz 2 pozostał dla mnie stosunkowo niemiły. - Pijesz, palisz, ćpasz? - Piję trochę, ale nie palę i nie ćpam. - O, już nie mów, że jesteś taki świętoszek... - Wy młodzi to teraz tylko te smartfony, tablety i potem wam takie głupoty do głowy przychodzą (sic!)(sanitariusz ten miał na oko z 35 lat) Zawieziono mnie do najbliższego szpitala, gdzie spotkałem się z bardzo miłymi paniami pielęgniarkami, później przewieziono na Oddział Ostrych Zatruć, gdzie towarzyszyli mi mili sanitariusze, no i na samym OOZ spotkałem się też z bardzo miłą kadrą, także za to jestem wdzięczny, bo ich zachowanie pomogło mi się uspokoić i dojść do siebie, ale mimo, że z perspektywy czasu to zachowanie nie wydaje mi się, aż tak wredne jak w tamtej chwili, to podejście policjantów i pierwszych sanitariuszy do mnie jeszcze bardziej pogłębiło mój "dół" i uważam je za bardzo nieprofesjonalne. Wiem, że post wyszedł trochę długi, ale chciałem się podzielić moimi doświadczeniami. Przy okazji dodam, że wszystko wyszło bardzo dobrze - na chwilę obecną czuję się bardzo spokojnie, nic sobie nie uszkodziłem tymi tabletkami, a i dużo rzeczy zdołałem sobie przemyśleć.
  2. Zanim pójdziesz do psychologa będziesz musiała najpierw odwiedzić psychiatrę, niestety na wizyty u lekarza z NFZ często bardzo długo się czeka. Na szczęście w moim mieście, być może w twoim też, jest coś takiego jak centrum kryzysowe, gdzie psychologowie i psychoterapeuci za darmo przyjmują ludzi na wizyty w sytuacjach kryzysowych. Być może tobie też udałoby się umówić tam na rozmowę w czasie oczekiwania na wizytę u psychiatry z NFZ.
  3. DragonSkin

    Depresja objawy

    Mam pytanie do "zdepresowanych" z tego forum. Czy kiedy nachodzą was poważne myśli samobójcze, to jest to już takie "pewne", że chcielibyście z sobą skończyć? Czy może cały czas miewacie wątpliwości? Ja dwa lata temu kilka razy próbowałem się zabić, ale za każdym razem tchórzyłem. Ostatnio znów nachodzą mnie myśli samobójcze, ale ciągle jest coś co sprawia, że gdybym próbował to zrobić, to część mnie szukała by jakiegoś ratunku i zapewne sam zadzwoniłbym na pogotowie. Też tak macie, czy może po prostu ja sobie moją chorobę ubzdurałem, tak jak kiedyś mówili mi to moi przyjaciele? :/
  4. Zarejestrowałem się tutaj, aby znaleźć jakąś pomoc poza lekarzem, jednak przez cały czas nie potrafiłem zmusić się do odezwania się na tym forum. Dzisiaj jednak czuję się tragicznie. Samotność, bezsilność i beznadzieja tak mnie przytłaczają, że powróciły myśli samobójcze, których nie miałem już prawie półtora roku. Chciałbym już nigdy ich nie mieć, a jednak sprawdzałem dzisiaj sposoby na zakończenie swojego życia. Sznur odpada, próbowałem i nie potrafiłem, siedząc na drzewie, z pętlą na szyi, skoczyć aby zrobić to czego pragnąłem. Próbowałem wbić sobie nóż w serce, ale to tylko brzmi romantycznie, w rzeczywistości skończyłem z niewielkim rozcięciem między żebrami. Tak było dwa lata temu. Teraz czytałem o tabletkach. Nie będę pisał tutaj szczegółów, ale: łatwo dostępny lek -> pomnożyłem dawkę określaną jako krytyczną razy pięć, obliczyłem ilość potrzebnych tabletek. Do tego pomyślałem jeszcze o alkoholu... Wiem, że tego nie zrobię, na pewno nie dzisiaj. Jutro może kupię tabletki, ale też tego nie zrobię. Nienawidzę swojego życia, ale wciąż jest coś co blokuje mnie od pozbawienia się go, mimo że budzę się każdego ranka z jednym tylko pragnieniem - umrzeć. Skoro już wspomniałem o alkoholu, to dodam jeszcze, że znowu zaczynam więcej pić. Nigdy nie przesadzałem z tym, oprócz trzech razy. Dwa z nich poprzedzały próbę samobójczą, trzeci raz upiłem się po nieudanej próbie. Czwarty raz był wczoraj. Dostałem wypłatę za pracę w wakacje, kupiłem butelkę wina i wypiłem ją sam, zamknięty w pokoju. Nie lubię pić, ani nie lubię smaku alkoholu, ale kiedy się upiję, to czuję się lepiej. Nie męczą mnie żadne myśli, jestem wesoły, nie chce mi się płakać. A ostatnio płaczę prawie codziennie, mimo że jestem facetem :/ Lekarz zwiększył mi dawkę leku do dwóch tabletek dziennie. Od trzech tygodni przyjmuję Axyven (wenlafaxyna) 75 mg rano i tyleż samo popołudniu, a mimo to dzieje się to co napisał powyżej. Nie spodziewam się, że ktoś to przeczyta - post jest dość długi, jednak czułem, że muszę gdzieś to z siebie wyrzucić, a w rzeczywistości poza sieciowej nie mam nikogo komu mógłbym to powiedzieć.
  5. Średnio co dwa lata znacząco wzmacnia się moja depresja, a wraz z nią pojawiają się myśli o porzuceniu życia, które obecnie prowadzę i zaczęciu nowego, tak jakby to stare życie było przyczyną moich problemów i porzucenie go miałoby być jedyną drogą ku szczęściu. W 2010 roku wyjechałem z rodzinnego miasta na studia, 200 km dalej. Zamieszkałem z innymi ludźmi, zacząłem studia i wszystko wydawało się dobrze. Ale zaledwie po miesiącu studiowania porzuciłem studia, bo zauważyłem, że nic to nie pomogło, a moja depresja jest silniejsza niż kiedykolwiek. Dwa lata później w 2012 kilkukrotnie próbowałem popełnić samobójstwo, przez co wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym - drogą porzucenia "starego" życia wydawała mi się tylko śmierć. Kiedy okazało się, że nie jestem do tego zdolny, wróciłem do rodzinnego miasta, starając spalić za sobą wszystkie mosty. (Kiedy próbowałem wszystko odkręcić "przyjaciele" stwierdzili, że był to przejaw mądrości z mojej strony i nie chcą mieć ze mną kontaktu, bo źle na nich wpływał. Szczerze mówiąc z perspektywy czasu, nie dziwię im się). Porzuciłem wtedy życie, w którym depresja była jeszcze mocniejsza i w którym próbowałem się zabić, ale i tak nic to nie pomogło. Mimo to teraz depresja znów się wzmaga, mimo przyjmowania antydepresantów, a myśli o ucieczce pojawiają się po raz kolejny. Za dwa tygodnie zaczynam kolejny semestr studiów, ale coraz silniejsze są myśli o porzuceniu uczelni, a nawet ucieczce z domu i wyjeździe za granicę, zrywając kontakty z rodziną i rodzicami, u których nadal mieszkam. Na razie zdaję sobie sprawę, że taka ucieczka skrzywdziła by moją rodzinę, a ja pewnie i tak po jakimś czasie wróciłbym do starego życia, ponieważ nigdzie nie potrafię się zaadoptować, ale za kilka lat, jeżeli mi się poszczęści będę miał żonę, może dziecko, a wtedy nie wybaczę sobie nawet takiego myślenia. Czy ktoś z was ma podobne pragnienia ucieczki? Jak sobie z tym radzicie?
  6. kotta, w chwili obecnej na żadną terapię nie chodzę. Rok temu byłem pacjentem na dziennym oddziale psychiatrycznym, gdyż psycholog do której chodziłem zaleciła mi ten rodzaj terapii, ale niewiele mi to pomogło, co zresztą przewidział wcześniej mój psychiatra. Na koniec mojego pobytu w oddziale psychologowie polecili mi dalsze leczenie na terapii indywidualnej, ale psychiatra stwierdził, że jak chcę mogę iść na to, ale według niego w moim przypadku nic to nie da, gdyż według niego moje problemy są czysto biologiczne (nie pamiętam dokładnie jak to ujął, ale zrozumiałem go tak, że mój stan spowodowany jest zmianami w mózgu, a nie doświadczeniami życiowymi), więc taka terapia niewiele by mi pomogła, tak jak to było w przypadku oddziału dziennego, dlatego też na terapię nie chodzę.
  7. Witam wszystkich, mam na imię Robert i od kilku lat zmagam się z depresją, a od prawie 2 lat przyjmuję leki antydepresyjne. Zauważyłem, że moja depresja nasila się szczególnie co dwa lata w drugiej połowie roku i nie wiem czy jest to podświadome, ale po raz kolejny, mimo regularnych wizyt u psychiatry i przyjmowania leków, czuję że "ta cholera" mnie dopada. Najczęściej objawia się to u mnie częstym płaczem, bez konkretnego powodu, brakiem chęci do robienia czegokolwiek i wychodzenia z łóżka, naturalnie - bardzo mocno obniżonym nastrojem (kiedyś na oddziale dziennym miałem codziennie oceniać swój nastrój w skali od 1 - 10. W ostatnich dniach jest to mocne 0). Dodatkowo dochodzi do tego wszystkiego brak chęci do życia. Dwa lata temu objawiało się to poważnymi myślami, a nawet próbami samobójczymi, przez co spędziłem trochę czasu w szpitalu psychiatrycznym. Teraz jest to "jedynie" brak chęci wyglądający tak, że chciałbym umrzeć, ale nie jestem zdolny do tego, aby sam siebie skrzywdzić. Być może dlatego, że dwa lata temu przekonałem się, że nie jestem do tego zdolny, a być może moja depresja jeszcze się pogłębi. W każdym razie, przyszedłem na to forum porozmawiać i poszukać wsparcia u innych osób z podobnymi problemami. Tydzień temu lekarz zwiększył mi dawkę leku (Escitil), mam nadzieję że pomoże mi to choć trochę, no ale muszę jeszcze poczekać na rezultat. Najbardziej ostatnimi czasu dobija mnie taka "samotność duchowa". Gdy 2 lata temu wpadłem w depresję dziewczyna i dwójka najlepszych przyjaciół zerwało ze mną kontakt, gdyż "źle się przy mnie czuli". Od tego czasu starałem się poznać wiele nowych osób, jednak coś jest ze mną nie tak, ponieważ osoby poznane przez internet bardzo często przestają się do mnie odzywać, jeżeli ja sam nie zacznę rozmowy, a ludzie których poznałem na studiach nie wydają się mieć ochoty na kontynuowanie znajomości poza budynkiem uczelni. Na chwilę obecną mam jedynie dwóch kolegów, z którymi czasem się widuję, jednak z żadnym z nich nie jestem na tyle blisko, aby nazwać go przyjacielem, a dodatkowo jeden z nich za miesiąc wyjeżdża na rok za granicę, także obawiam się, że zostanę całkowicie samotny. Tyle z moich strachów i żali. Witam wszystkich jeszcze raz i pozdrawiam, DragonSkin
×