Skocz do zawartości
Nerwica.com

MartinST

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MartinST

  1. Dzięki bardzo za słowa wsparcia. Najgorsze jest to uczucie niemocy, słabości czy też wymioty oraz derealizacja. Kiedy zaś jednak sobie mówię, że jest dobrze, to mam wrażenie lekkiej poprawy. Zawsze to coś. Zdaję sobie sprawę z tego, że tylko spokój może mnie wyratować z tej sytuacji. Po prostu pierwszy raz mam taki dłuższy atak niepokoju, lęku i derealizacji więc doprowadziło to do tego lekkiego świrowania. Boję się po prostu gdzieś wyjść sam, czy też zostać sam - martwię się o siebie, że nie dam rady. Chociaż tak naprawdę to wszystko tylko w mojej głowie istnieje. Dzięki raz jeszcze za wsparcie, pozostaje tylko napędzać się pozytywnymi myślami, a nie tylko czarnowidztwem.
  2. Witam! Nazywam się Marcin. Zaglądałem już na to forum od dłuższego czasu, teraz postanowiłem w końcu się zarejestrować i poprosić o jakąś pomoc, porady. Zacznę od początku. Dzisiaj mam lat 19, skończyłem liceum i od października wybieram się na studia. Pierwsze ataki nerwicy nadeszły do mnie po traumatycznym przeżyciu. Pięć lat temu umarła bliska mi osoba, kiedy byłem z nią sam w domu. Było to dla mnie bardzo trudne przeżycie, bowiem był to dla mnie ktoś bardzo ważny, a w dodatku była to śmierć samobójcza. Wtedy nie potrafiłem tego zrozumieć. Minęło pół roku od tego wydarzenia i zaczął się w nocy u mnie pierwszy atak. Obudziłem się, zacząłem się dusić, trząść, miałem wrażenie, że nie wytrzyma mi serce. Przetrwałem ten atak do rana, później leczyłem się u psychologa i psychiatry, brałem leki na nerwicę - z czasem kazano odstawić mi leki i terapię, ponieważ byłem już całkiem zdrów. Kilka razy musiałem jeszcze powrócić na tę terapię. Tak to się toczyło do dziś, jednak niestety ostatnio czułem się gorzej i gorzej, poszedłem do psychiatry i dostałem leki. Najpierw Seronil, który chyba mi niezbyt służył, później przeszedłem na Parogen. Cztery dni temu dopadł mnie okropnie silny atak, skoczył mi puls do 130 i miałem bardzo wysokie ciśnienie. Byłem pewien, że już umieram (jak zwykle zresztą, przy każdym ataku). Pojechałem na pogotowie, dali mi tabletkę na ciśnienie i domięśniowo naszpikowano mnie hydroksyzyną. Niewiele mi to pomogło, bo nadal byłem w ogromnym napięciu, na drugi dzień znów pogotowie - tym razem uznali, że skierują mnie do szpitala psychiatrycznego, co jeszcze bardziej mnie przeraziło. Na izbie przyjęć szpitala psychiatrycznego stwierdzili, że pomimo ogromnego nabuzowania nerwowego, pobudzenia i lęku nie jest wymagane u mnie leczenie w szpitalu psychiatrycznym. Tak minął drugi dzień. Trzeciego dnia czułem się tak samo fatalnie, miałem wrażenie, że umrę - lęk był tak silny i nieustępliwy. W szpitalu psychiatrycznym proponowano mi udać się na wszelki wypadek do kardiologa. Prywatnie udałem się do kardiologa w tym trzecim dniu, przyznał, że skok ciśnienia był niepokojący i zrobił mi badania. Kazał notować ciśnienie i uznał, że jak na razie nie ma żadnych obaw o serce. Dzisiaj jest mi jakby trochę lepiej, ale naprawdę trochę. Nadal towarzyszy mi silny lęk, martwię się, jestem strasznie osłabiony. Mam uczucie derealizacji, boję się, że strace kontakt z rzeczywistością itd. pomimo tego, że nic mnie już nie boli, martwię się, że coś nie tak z moim mózgiem. Nie wiem jak się uspokoić i wystudzić moje emocje. Otrzymuję duże wsparcie w gronie rodzinnym, ale to chyba jeszcze trochę za mało, pomyślałem, że jeżeli tutaj opiszę swoje problemy na pewno ktoś mi cokolwiek poradzi. Chciałbym się uspokoić, nie czuć, że zemdleję, że stracę kontakt z rzeczywistością. Jak mam sam się ogarnąć i ochłonąć? Bardzo dziękuję za uwagę tym, którzy poświęcili swój wzrok żeby poczytać o moich niedorzecznych fobiach
×